DZIEŃ 1 STEEM KALENDARZ ADWENTOWY 2018

in #polish6 years ago

Rozpoczynamy wspólnie odliczanie do magicznego okresu jakim są Święta Bożego Narodzenia. Myślę, że to najlepszy czas na wspomnienia i poszukiwanie magii w świętach już minionych.

Dzień "0" wprowadzający do zabawy


Grafika by @pibyk---

DZIEŃ 1

Powiedz jak bardzo magiczne i wyjątkowe były Święta twojego dzieciństwa. Pamiętasz jakiś detal, który pozostał z tobą na całe życie?

Kalendarz adwentowy będzie publikowany codziennie. Dzisiejsze wyzwanie zostanie zamknięte po opublikowaniu posta dnia jutrzejszego.
Nagrody zasilą konta zwycięzców.

Pozostaw swoją odpowiedź w komentarzu poniżej - wynagrodzone zostaną posty z największa ilością głosów.
Nie zapomnij polubić odpowiedzi, która według Ciebie jest najlepsza.

KISSMAS!

Sort:  

O poziomie magii podczas świąt mego dzieciństwa się nie wypowiem, ale pozwolę sobie przywołać jedno wspomnienie. Niezbyt nastrojowe i dość nietypowe, lecz niestety to własnie wydarzenie pamiętam najbardziej ze wszystkich świąt w rodzinnym domu.
Mieliśmy choinkę z tworzywa, kupioną pewnie jeszcze pod koniec lat siedemdziesiątych. Sama w sobie brzydka była jak noc, ale ubrana w bańki, włosy anielskie, łańcuchy i światełka wyglądała niezgorzej. No dobra, mnie jako dziecku podobała się bardzo. Do czasu.
Do czasu, aż macocha wymyśliła, by tuż przed rozpoczęciem kolacji wigilijnej zapalić sztuczne ognie na choince. Żaden z pozostałych dorosłych nie zaprotestował. Sztuczne ognie rozbłysły, a kilka sekund później zapłonęły także włosy anielskie, dość gwałtownie. Macocha zaczęła machać rękami i dmuchać na ogień (tak, właśnie), a reszta stała jak sparaliżowana. Dopiero mój wujek, najbardziej przytomny, otworzył balkon i wywlókł płonącą choinkę za fraki na zewnątrz. Płomień szybko zgasł. Po krótkim wybuchu wspólnego, histerycznego śmiechu mogliśmy zasiąść do kolacji, cali i zdrowi. Niestety okazało się, że po otwarciu balkonu silny podmuch oprócz zimna przyniósł całe mnóstwo resztek spalonego plastiku, który w postaci czarnych paprochów osiadł na wigilijnych potrawach. Zimny barszcz okraszony przysmażonym plastikiem i spalona choinka strasząca przez całe święta, to moje najwyraźniejsze wspomnienie. Prezenty na szczęście nie ucierpiały :D Plus był taki, że w następne święta mieliśmy nową, ładniejszą choinkę ;)

Strach pomyśleć co działo się u was na sylwestra :D

Na pewno była gorąca i wystrzałowa atmosfera :D

O święci aniołowie! To był wigilijny fajerwerk na całego. :D

To ładnie wymyśliła :) Dobrze, że dom się nie spalił.

Pamiętam, że z młodszym bratem chyba w wigilię 1994 zaczęliśmy się bawić dezodorantami, które dostaliśmy jako prezenty po kolacji. Akurat na stole stały palące się świece i... Dzieci to mają głupie pomysły. Z tym nie ma żartów :)

Pewnie w tamte święta nie było wam zbyt do śmiechu... ale w kolejne było to na pewno ciekawą historią wartą przypomnienia :D

To co najbardziej pamiętam ze świąt to choinka.
W tamtym czasie myślałam, że jest ona największa na świecie, pod sam sufit, nigdy na czubku nie było gwiadki, nie mieściła się ona...
Święta spędzaliśmy co roku u dziadków. Ja spałam u nich już kilka dni wcześniej i zawsze wraz z dziadkiem i kuzynem ubieraliśmy tę ogromną choinkę. Bombek było z milion... a każda z innej parafii. Choinka mojego dzieciństwa nie była taka jak te dzisiejsze- idealnie rozmieszczone bombki w idealnie dopasowanych kolorach. Pomieszanie z poplątaniem... Różne kształty, kolory, tworzywa, postacie... Co roku tworzyłam na jednej z gałązek swój anielski zakątek. Wieszałam tam moje ukochane bombki i figurki aniołków.
Do dziś mam pewną zagwostkę... Jak byłam mała zawsze tuptałam w nocy do łóżka dziadków, bardzo bałam się ciemności. Ilekroć dziadek lub babcia wstawali w nocy siku lub po prostu budzili się rano, zawsze się budziłam, bo miałam bardzo lekki sen. Jak to możliwe, że nigdy nie zauważyłam jak dziadkowie podkładali prezenty pod choinkę? Czyżby Święty Mikołaj istniał na prawdę? Wcale bym się nie zdziwiła... :)
Teraz jak już wraz z kuzynem jesteśmy dorośli dziadek choinkę ubiera sam...ale ale!! W tym roku wracamy do starej tradycji! Zabieram moje dzieciaki i znowu po długiej przerwie ubiore choinkę razem z dziadkiem. Lecz w tym roku choinka będzie jeszcze wspanialsza, bo to będzie pierwsza choinka, którą przystrajać będą moje córki <3

Miałam tak wielkie szczęście mieć w dzieciństwie naprawdę niezwykłe, mocno duchowe Święta Bożego Narodzenia:) Niezwykłe z powodu rzeczywiście szczególnej atmosfery w tym czasie oraz odczuć wewnętrznych:) Najważniejszy był dzień Wigilii Bożego Narodzenia.
Przez wiele lat wszystko wyglądało bardzo podobnie - budziłam się z wielką radością "tak, to już dziś!" - moje serce rozpalało się oczekiwaniem tego, co się ma wydarzyć... Mama krzątała się już w kuchni, w domu roznosiły się zapachy tych jedynych w roku potraw, ostatnie poprawki sprzątania, rano ostatnie zakupy, miałam wrażenie, że każdy z domowników czeka już na ten specjalny wieczór:) Niecierpliwość... kiedy się już ściemni i będzie pierwsza gwiazda widoczna - wyglądałyśmy z siostrą przez okno patrząc w niebo, która z nas zobaczy pierwsza?;) Na stole przygotowane już sztućce, dodatkowy komplet dla tajemniczego gościa... czy zjawi się dziś?
"Gwiazda! Już jest pierwsza gwiazdka! Możemy zaczynać:)))))" - zebraliśmy się wkoło stołu - sami najbliżsi, domownicy: mama, tata, babcia, siostra i ja. Każdy miał swoje stałe miejsce przy stole, ale na razie staliśmy obok krzeseł i mama lub tata zaczynali modlitwę, potem któraś z nas (zwykle ja) czytałam kawałek tekstu z Nowego Testamentu dotyczący narodzin Jezusa i śpiewaliśmy kolędę "Wśród nocnej ciszy". Wolałabym inną, ale jakoś zawsze ta była śpiewana. Zwykle byłam już bardzo głodna, a czekały tam już takie pyszności, więc dzielenie się opłatkiem z chęcią odłożyłabym na inny czas, ale to był właśnie ten czas, kiedy to się działo;)
Teraz mogłyśmy wreszcie pomóc mamie przy noszeniu talerzy i zasiąść już spokojnie w tym świętym czasie przy stole. Odczuwanie tych chwil było niesamowite - zawsze marzyłam o zatrzymaniu wtedy czasu... Rozpływałam się w radości nawet nie wiem dokładnie z jakiego powodu, wszystko wydawało mi się takie "inne", wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju. Bliskość najbliższych, miłość... Zwykle rozmawialiśmy na ten sam temat co roku:))))) Prosiłyśmy tatę lub babcię, by opowiedzieli nam o swoich wyjątkowych wigiliach. Babcia była raczej małomówna i nie pamiętam jej opowieści (choć byłyby to pewnie przeciekawe rzeczy, bo mogłyby dotyczyć pierwszego dziesięciolecia dwudziestego wieku), ale taty opowieść była niezwykle barwna i ta sama każdego roku (bo zawsze chciałyśmy ją usłyszeć jeszcze raz). Jako 14letni chłopak wracał z internatu z odległego miasta chcąc zdążyć na wigilijną kolację do domu. Dotarł do pobliskiego miasteczka i stamtąd szedł pieszo przez las. Było ciemno i mroźno, przyświecał tylko Księżyc i śnieg się skrzył, nie znał tego lasu. W ciemności zobaczył jakiś czarny kształt na ścieżce, "wilk" - przemknęło mu przez myśl. Wskoczył na drzewo. Kształt pilnował go nieporuszony... Tata siedział na drzewie, aż zasnął. Obudziło go zimno, mróz był co raz większy, wilk dalej czekał na niego pod drzewem. Wtem usłyszał kroki... To ludzie na pasterkę już zmierzali do sąsiedniej wioski. Wilk nie uciekał, ale tata odważył się zejść z drzewa i zbliżyć do czarnego cienia, który okazał się być pniem ściętego drzewa. Podążył za głosami wędrujących i na skraju wsi zobaczył dwa domy - jeden wydał mu się bogaty, drugi biedny. Nie wiedział co to za wieś i jak daleko jest od domu, ale pomyślał, że jest już tak późno, że poprosi o nocleg. Zapukał do "bogatego domu", ale nie został wpuszczony. Obawiali się najwyraźniej nocnego wędrowca. Poszedł do biednej małej chatynki i tam otworzyła mu... czarownica. Wystraszył się nie na żarty. Stara kobieta z rozwianymi siwymi włosami zaprosiła go do środka, dała strawę i zaprowadziła do pokoju, gdzie miał spędzić resztę nocy. Nie śmiał odmówić, wszak najwyraźniej w bajkach było to ziarnko prawdy o Babie Jadze;) Obudził go świt i gdy tylko wyjrzał przez okno rozpoznał, że przed domem jest znana mu rzeka, a za rzeką jego rodzinna wieś:) Uciekł oknem obawiając się ponownego spotkania z czarownicą (a nuż chciałaby go zatrzymać u siebie...) Tu zawsze czułam współczucie jednocześnie z wdzięcznością dla tej dobrej kobiety, która przyjęła mojego kochanego tatę i pouczałam go zwykle, że źle zrobił nie podziękowawszy jej i czyniłam mu nawet jakieś wyrzuty. On przyznawał mi rację i tłumaczył, że na pewno nie była czarownicą, jak mu się wówczas zdawało, ale ponieważ spała już, gdy przyszedł włosy się jej nieco rozwiały...
Uroczysta kolacja dobiegała końca i już zerkałyśmy z siostrą pod choinkę, gdzie skądś się pojawiło (jeszcze przed kolacją) mnóstwo prezentów. Teraz nadchodziła ta magiczna chwila, gdy będą mogły być rozpakowane:) Na zmianę z siostrą czytałyśmy napisy na kolorowych paczuszkach i wręczałyśmy poszczególnym osobom. Wszystkie prezenty pochodziły od Aniołka (tak pisało na prezentach:)
Wspaniały czas trwał... Nie tylko radość z prezentów, teraz dochodziła jeszcze jedna wielka atrakcja wieczoru Wigilijnego:) Mama zabierała nas do drugiej babci, która mieszkała z naszą ukochaną ciocią. Dziesięciominutowy spacer był niezwykle uroczysty. Pamiętam ciszę zimowego wieczoru (musiała to być cisza wewnętrzna, mama rozmawiała z nami;), śnieg iskrzył się milionami gwiazd - gwiazdy na niebie i na śniegu, mróz na policzkach, w sercu odczucie świętości tego, co się właśnie działo... Babci drewniany mały domek przyciągał nas ciepłym świecącym okiennym okiem i z okrzykami radości już otrzepywałyśmy resztki śniegu z butów w obszernej sieni. W kuchni było gorąco, ogień skwierczał i rzucał tajemnicze cienie na kredens, stół i inne babcine sprzęty. Uroczysta chwila... dzielenie się opłatkiem z babcią i ciocią (teraz już nie byłam głodna;) Ciocia była (jest) całkowicie wyjątkowa. Była (jest) dobrą wróżką:) Życzenia, które składała z tej okazji nie były zwyczajnymi życzeniami. Zawsze patrzyła każdemu głęboko w oczy, mówiła prosto z serca, a słowa były dobrane indywidualnie dla każdego, niezwykle mądre i skłaniające ku refleksji. Nigdy nie potrafiłam powtórzyć tego, co mówiła, ale odczuwałam wielką ich moc:) Uściski pełne radości, ucałowania i przechodziłyśmy do pokoju, gdzie pod pachnącymi gałązkami świerku w wazonie (symbolu choinki) leżało na stole całe mnóstwo prezentów dla nas:) Nie wiem skąd ciocia wtedy zdobywała takie ozdobne papiery do pakowania, ale to była prawdziwa uczta dla naszych dziecięcych oczu.
I to jeszcze nie był koniec... Na stole był drewniany żłóbek (zrobiony na zamówienie dla cioci przez stolarza), wypełniony sianem, a na nim leżał mały Jezus:) Teraz zasiadałyśmy przy piecu kaflowym, ciocia zapalała świecę obok żłóbka i zaczynały się przecudowne chwile śpiewu kolęd:) Gruby głos babci, melodyjny, niemalże operowy głos cioci, mocny głos mamy i nasze dziecięce głosiki zlewały się w jedno i cały domek rozbrzmiewał radością:) Radością z bycia razem, radością z miłości:)
Nie wiem, ile czasu mogłyśmy tam spędzać, pewnie około godziny, dwóch, ale tu już czas "ruszał z kopyta" i wracając do domu czułam "och, znów cały rok trzeba czekać na następną Wigilię...."
Był jeszcze jeden stały punkt programu;) Mniej więcej o godzinie ósmej wieczorem pojawiał się wujek, brat taty, czasem sam, czasem z żoną - inną ciocią i tu zderzały się dla mnie dwa światy. Magia gdzieś się chowała w tej chwili. Rozmowy z wujkiem i ciocią były już takie zwyczajne, dzielenie się opłatkiem takie też jakieś zwykłe, czasem nawet już telewizor był włączony... Czar Wigilii pryskał aż do następnej.
Bardzo bardzo dziękuję Wam za ten temat Bożego Narodzenia, bo moje wspominki tak bardzo mnie teraz poniosły, jakbym od nowa znów to wszystko przeżyła... Całe Piękno i Świętość. Dla mnie ten czas zawsze jest napełniony czymś Wielkim i choć moje wigilie zewnętrznie wyglądają teraz inaczej w głębi duszy już się cieszę na te wspaniałe Święta:):):)

@ewriel, przepięknie to opisałaś. Wręcz poczułam to, czego nigdy nie dane mi było poczuć podczas żadnych świąt. ❤️

bardzo się cieszę, że mogłyśmy obie to poczuć:) 💗

Dziękuję @ewriel, za chwytającą za serce i magiczną opowieść :)

cieszę się bardzo, że chwyciła Cię za serce i mam nadzieję, że przeniosła je w piękne miejsce, gdzie mogło odpocząć:) 💗

Moje najlepsze wspomnienie z dzieciństwa to cały proces przygotowań świąt i nasz swoisty podział obowiązków. Zawsze z bratem siadaliśmy do wielkiego drewnianego stołu i kleiliśmy papierowy łańcuch na choinkę. Nie wiem jak to się nazywało, ale wiecie, kleiło się ze sobą kółka z pasków papieru. Co roku łańcuch był coraz dłuższy, a my z bratem czuliśmy się odpowiedzialni za przecież najważniejsze zadanie w trakcie świąt :) Przez cały rok oboje stroniliśmy od wszelakich prac manualnych, a ja już w szczególności [nienawidziłam w szkole plastyki, muzyki i techniki] jednak na święta aż tuptałam nóżkami jeszcze krótszymi niż teraz, żeby tylko nastał czas klejenia łańcucha. Później oczywiście łańcuch lądował na choince, kwiatkach i przyklejany na ściany.
W międzyczasie mój tata gotował bigos. I było to zawsze wielkie wydarzenie powiązane dla mnie trochę z tym, że kocham bigos i nie jem go w trakcie roku. Całą magię zostawiam na święta. Bigos jest robiony z grzybami, które sami zbieramy, często z mięsem "swojskim", więc zawsze jest grubo. Rok w rok, tata spędzał przy bigosie pół nocy, nie wiem dlaczego, ale zawsze wolał gotować zaczynając wieczorem. Ja zawsze z sercem przepełnionym miłością deklarowałam swoją pomoc, ale jak łatwo się domyślić ograniczała się ona jedynie do wyjadania wszystkiego co tylko się nawinęło pod mój mały pyszczek :)
Ojciec zawsze dbał o to, żebyśmy mieli udane święta i właśnie najbardziej brakuje mi i jednocześnie wspominam najlepiej te wszystkie pierdoły, które robiły tylko jedną rzecz - sprawiały, że byliśmy razem.

Kiss.

Okres świat to przyjemny okres dla większości ludzi. Tradycją , aż do dziś jest wspólne robienie pierogów i faworków. Czas kolacji wigilijnej to spotkanie rodziny, która chyba najbliższa na ten okres się spotyka. Wspominam też wyczekiwanie na prezenty, co jest w środku. Ważnym również było u mnie w domu , rodzinne ubieranie choinki. Nie można dodać, wypełnienie stołu minimum 13 potrawami. Na koniec pamiętam jak były takie przy choince słodkie do lizania, podłużne lizaki ( nie wiem jak się profesjonalnie to nazywa, ale chyba laski Mikołaja).

Moje wspomnienia nie będą sięgać pamięcią lat 90 tak jak większości, ale jakoś okolic roku może 2005 - 2006. Miałam wtedy 8 lat, święta spędzaliśmy rodziną u siostry mojej babci. Była większa rodzina od strony mojej mamy i mniejsza od strony taty, nie wiem jak to możliwe przy jednym nie za dużym stole zmieściło się 13 osób albo i więcej, teraz jak tak o tym myślę to jestem w szoku bo to na prawdę nie jest duży pokój. Samych przygotowań nie pamiętam tak właściwie. Wybrałam własnie te święta, bo wtedy przejechała moja rodzina która mieszka 400 km odemnie. Dość rzadko przyjeżdżają na święta, bo tradycyjnie jest problem żeby dostać "wolne" na całe święta w pracy. Ostatnio w sumie widzimy się coraz częściej w święta. Ale jednak postawiłam na te z roku 2005/6 ponieważ wtedy jeszcze ja i moje kuzynostwo byliśmy małymi dziećmi i wtedy te święta czuło się bardziej. Czekanie na pierwszą gwiazdkę, dzielenie się opłatkiem ... ach ten niezręczny moment :D Zawsze jak kuzynostwo przyjeżdżało na święta to z racji tego że ja byłam tą najstarsza z najmłodszych, miałam zaszczyt wręczania prezentów spod choinki i zawsze lubiłam się "znęcać" nad młodszym kuzynostwem i kazałam im mówić wierszyk albo śpiewać kolędę. To były jeszcze te święta w które się razem śpiewało, teraz już ta tradycja ucieka, ale do póki nie popsuł mi się keyboard to grałam na nim kolędy dla podtrzymania tej tradycji :D Pamiętam że po rozdaniu prezentów zaczęliśmy grać z kuzynem w jego nową planszówkę, była to jakaś piramida z myszki miki, bardzo miło wspominam tą grę :D
Najważniejsze w tym wspomnieniu jest to że spędzałam święta własnie z moim kuzynostwem i że się świetnie razem bawiliśmy :D

Moje wspomnienia z dzieciństwa pochodzą z lat osiemdziesiątych. Ze świętami kojarzy mi się najbardziej zapach pomarańczy, które bardzo lubiłam, a które w sklepach pojawiały się tylko wtedy. Nie wiem - może w większych miastach były jakieś lepiej zaopatrzone sklepy, w moim miasteczku w tamtych latach nie. Te pomarańcze to było wydarzenie na całego - nawet w dzienniku telewizyjnym zapowiadano, ze płyną już statki z pomarańczami. Skąd? Chyba z Kuby. :)

No i jeszcze zimno i śnieg. Nie jestem pewna, czy na każde Boże Narodzenie, ale w pierwszej dekadzie mego życia przynajmniej kilka było tak porządnie mroźnych i śnieżnych. Teraz trochę się to zmieniło, bo częściej święta są bez śniegu niż ze śniegiem.

"Dorosłe" święta też są dla mnie wyjątkowe, bo 25 grudnia to dzień, w którym wzięliśmy z mężem ślub, a teraz obchodzimy kolejne jego rocznice. Stąd tradycyjnie wśród smakołyków pierwszego dnia świąt tort czekoladowo-orzechowy. :)

Ja właśnie najmilej chyba wspominam święta z okresu 1988 do 1992 (gdy miałem 5-9 lat), kiedy to cała rodzina zjeżdżała się do moich pradziadków od strony babci (mamy mojego taty) i spędzaliśmy wigilie w ogromnym gronie. Babcia miała dwie siostry, które miały swoje rodziny i przynajmniej... chyba 20 osób było na wigilii. Pamiętam, że wszyscy śpiewali kolędy przed i po kolacji wigilijnej. Oczywiście też pomarańcze były, chyba w takich czerwonych plastikowych siateczkach.

Ale najlepiej z tych wigilii pamiętam radio, takie stare, chyba jeszcze z lat 50, w którym po cichutku leciała muzyka w radio. Stało ono w rogu pokoju biesiadnego. Pamiętam, że zawsze jak się zaczynała nieoficjalna cześć wigilii (dorośli, alkohol) to zawsze siadałem przy tym radiu i czekałem na... Boże wybacz... Wham! - Last Christmas (wtedy jeszcze puszczali tę dłuższą wersję piosenki, tak zwany Pudding Mix) czy Cliffa Richarda - Mistletoe and Wine. Nie wiem, jako dzieciak lubiłem te piosenki. A, jeszcze Johna Lennona - Happy Xmas (War is Over) też lubiłem.

Niestety pradziadek zmarł jakoś w październiku 1992 roku i nie pamiętam czy tamtą wigilię organizowali u prababci, ale następne odbywały się u córek mojej prababci, co roku u innej, aż prababcia nie zmarła w 1999 roku. Potem to wszystko się rozsypało.

A najgorzej w Święta to ja miałem prze... rąbane, bo 25 grudnia zachciało mi się przyjść na świat XD Miałem przyjść 6 stycznia, ale mi się spieszyło. Też nie lubiłem świąt z tego powodu, bo ciotki widziane poprzedniego dnia, przyjeżdżały do nas, zaczynało się całowanie, obściskiwanie, czego nie lubiłem jako dzieciak. Ale zawsze więcej kasiorki wpadło i jakiś dodatkowy prezent :)

Bardzo fajna data na rocznicę ślubu :)

A u nas nigdy nie było wigilii dla literalnie całej rodziny, bo mój tata ma siedmioro rodzeństwa, a mama pięcioro. No i jakoś tak się też rodzina z obu stron trochę rozjechała po Polsce. Raczej w święta czasem my jechaliśmy do kogoś, albo ktoś do nas, ale to już w pierwszy i drugi dzień.

Powiem Ci, że rozumiem oczekiwanie na anglojęzyczne hity, zwłaszcza przez dziecko. Piosenki lekkie, wprowadzające miły nastrój. Do tej pory nie lubię tych płaczliwych, smętnych kolęd. Pan Jezus ma urodziny! Dawajcie coś wesołego. :) Za moich czasów często w wigilię szły kolędy w wykonaniu Mazowsza albo Śląska - choć muzycznie bez zarzutu, to jednak zawsze zagęszczenie smutnych (Ach ubogi żłobie, Mizerna cicha, Jezus Malusieńki itp.) dla mnie było nieznośne.

Bardzo fajna data na urodziny. :)

W dzieciństwie nam się raczej nie przelewało. Jedyne słodycze w ciągu roku jakie jadłem wraz z moją trójką rodzeństwa to były ciasta pieczone co jakiś czas przez mamę. Na Święta mama z pracy dostawała paczki słodyczy . Dla każdego z nas była reklamówka ze słodyczami. To była nieopisana radość. Każde z nas na podłodze rozpakowywało reklamówkę. Najpierw wymienialiśmy się między sobą na swoje ulubione smakołyki. Później segregowaliśmy na zgodnie z datą przydatności. Na koniec zostawało słodkie obżarstwo. Drugą magiczną chwilą było ubieranie choinki. Każdy ubierał w swoje ulubione bombki. A na koniec kiedy było już ciemno a pokój mienił się milionem kolorów od bombek i lampek leżeliśmy pod choinką śpiewając kolędy. Dziś stary byk ze mnie ale czasem legnę pod choinkę, żeby wrócić do starych czasów.

Pamiętam jak w dzieciństwie spotykaliśmy się całą rodziną u babci. Był zapach piernika w całym domu, ciepło, choinka i czas na czytanie książki w fotelu :) co święta wspominam uczucia towarzyszące tym świętom sprzed lat i bardzo bym chciała w przyszłości sama umieć zbudować taką atmosferę ciepła w domu

Nasi rodzice mieli znajomego, którego widywaliśmy tylko raz do roku - w Wigilię. Miał prawdziwą, długą, siwą brodę, typowo "dziadkowy" głos - był oczywiście naszym Świętym Mikołajem. Było to dla nas tak wiarygodne (zero możliwości wpadki - broda się nie odklei, nie odkryjemy w nim przebranego sąsiada itp.), że gdy dzieci w podstawówce uświadomiły mi, że "Mikołaja nie ma", to w pierwszej kolejności zaczęłam się z nimi kłócić, że to nieprawda. Lata później odwiedziliśmy naszego Mikołaja w jego pustelniczej chatce w Bieszczadach... Nasze dzieciństwo miało swój klimat ;D

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.13
JST 0.029
BTC 58000.61
ETH 3105.20
USDT 1.00
SBD 2.42