Annapurna Circuit Trek cz19 - część ostatnia

in #polish6 years ago

IMGP4075.JPG Kathmandu, Nepal, 2017

24.04.2017 (Dzień 21)

Trochę czasu już upłynęło od ostatniego posta… może dlatego, że wiem, że ten będzie już ostatni z tej serii. Czas zakończyć coś, żeby zacząć coś nowego.

Zajrzałam do swojego notesu z podróży, okazało się, że ten dzień został chyba najdokładniej opisany przeze mnie… a ja mam wrażenie dzisiaj, że tak niewiele się wtedy wydarzyło… zatem zobaczmy. No właśnie tym razem nie zobaczymy, bo wyjątkowo mam więcej opisu niż zdjęć... zatem przeczytamy.


“Ostatni dzień w Nepalu. Wstaję przed 7, myję głowę i jem melona. Po 8 wychodzę. Miasto dopiero się budzi. Sprzedawcy otwierają sklepy, zamiatają”

IMG_20170424_074909.jpg Kathmandu, Nepal, 2017

Kupuję kolejny prezent. Idę jeszcze pospacerować ulicami, nie chcę iść za daleko, bo boję się, że się zgubię.

IMG_20170424_081950.jpg Kathmandu, Nepal, 2017

Postanawiam zaszaleć i idę na śniadanie do restauracji. Nie tak jak zazwyczaj do tego najbardziej nepalskiego baru, tylko do miejsca, do którego “chadzają turyści”. Czyli ja. Zamawiam naleśniki na słodko, z różnymi dodatkami i kawę. Całość za 420 rupii. Majątek. Siedzę na poduszkach na podłodze i piszę. Uzupełniam zaległości. Jak na turystkę przystało korzystam z wi-fi i łączę się “ze światem”. A może właśnie z niego uciekam?

IMG_20170424_090934.jpg Kathmandu, Nepal, 2017

IMG_20170424_092308.jpg Kathmandu, Nepal, 2017

Wychodzę.

Kręcę się jeszcze po ulicach miasta. Tam i z powrotem.

IMGP4076.JPG Kathmandu, Nepal, 2017

Kupuję mango i banany. Potem złoszczę się na siebie, że kupiłam na turystycznej ulicy, więc kupiłam jakieś “odpady”. Na szczęście samosy wyszukałam idealne. Pakuję się. Postanawiam zostawić kilka rzeczy, bo plecak wypchany do granic możliwości. Kawę, którą przywiozłam z Polski, żeby mieć na trekking oddaję jakiemuś Nepalczykowi. Ot tak. Nie wiem czemu akurat jemu.


Wychodzę.

Ruszam w stronę lotniska. W hotelu nikt mi nie zaproponował, że wezwie taxi. Mężczyzna, który rano obiecywał, że mnie tam zawiezie za 500 rupii i będzie czekał... nie czekał. Zostawiłam sobie pieniądze właśnie na taksówkę, bo podróż autobusem w upale z takim plecakiem, w dodatku nepalskim transportem bez rozkładów jazdy wydawał mi się czymś abstrakcyjnym. Doświadczenie mi podpowiada, że wystarczy, że pójdę z plecakiem kawałek, to za chwilę jakiś taksówkarz się zatrzyma.

Dochodzę do głównej ulicy i nic.

Idę dalej i…

ciągle nic.

Nie rozumiem tego, kiedy idę z ciężkim plecakiem i zależy mi na taksówce, to nagle żadnej nigdzie nie ma. Pytam się jakiejś dziewczyny, którędy na lotnisko. Nie chcę tam iść na piechotę, ale chcę iść przynajmniej we właściwym kierunku, zanim oczywiście zatrzyma się ta taksówka. Dziewczyna mi mówi, że najlepiej jechać autobusem to Czitacośtam i przesiąść się na autobus jadący na lotnisko. Wydaje mi się to zbyt skomplikowane (przypominam, że to nie jest jak podróż metrem w Paryżu).

Zatem idę dalej z nadzieją, że szybciej złapię taksówkę, ale okazuje się, że nagle jestem na przystanku... zatrzymuje się autobus i jedzie do Czitacośtam. Podejmuję dość spontaniczną decyzję i

wsiadam.

Przejazd kosztuje 15 rupii. Oczywiście nie mam pojęcia, gdzie jest Czitacośtam i na którym przystanku wysiąść, zwłaszcza, że nie ma jako tako przystanków. Autobus zatrzymuje się co chwilę i zgarnia kolejnych pasażerów. Ja siedzę chyba na silniku, bo czuję, że nie tylko jest mi ciepło i duszno, ale jeszcze, że coś mnie grzeje w moje tak zwane siedzenie, żeby nie napisać brzydko, że w dupę. Na szczęście chłopak naganiacz mówi mi, gdzie wysiąść i w którą stronę jest lotnisko.

Wysiadam.

Idę.

Pytam dwóch młodych chłopaków, czy to kierunek na lotnisko. Ciągle jeszcze łudzę się, że jednak taksówką szybciej i pewniej będzie. Oni mówią, że tak i trzeba autobusem. Tak się złożyło, że oni akurat stali na przystanku autobusowym. Zatrzymuje się autobus, chłopcy dają mi znać, że to ten.

Wsiadam.

Znowu 15 rupii. Znowu wyzwanie. Czuję smród swojego potu, ale to chyba akurat nikomu nie przeszkadza. Siadam z plecakiem na plecach, bo jest taki tłok, że nie ma szans na wykonanie manewru ściągnięcia plecaka. Ja i plecak stanowimy teraz jedność. Jestem po prostu kobietą z trochę większymi plecami.

IMG_20170424_113712.jpg Kathmandu, Nepal, 2017

Siedzę, ale nie mam czego się złapać, żeby utrzymać równowagę, zatem włączam nogi do pracy i używam mięśni nóg, żeby nie spaść z siedzenia i utrzymać równowagę. Kobieta naprzeciwko karmi dziecko piersią. Ja w tym autobusie jestem jedynym obcym niepasującym elementem. O dziwo mam większą tolerancję na spocone ciała klejące się do mojego spoconego ciała niż podróżując po Polsce. Tutaj jest to normą.

Jedziemy już trochę długo, więc zaczynam się niepokoić. Kierowca mnie uspokaja, że za 5 minut będziemy.

Mija dziesięć.

Wysiadam.

Idę kawałek i…

już. Dotarłam na lotnisko i zaoszczędziłam 470 rupii, tylko teraz na lotnisku nie wiem na co wydać. Inwestuję w kawę, słodką bułkę i jakieś dziwne orzeszki, chrupki czy coś takiego.

Idę się odprawić. Wcześniej mój bagaż przechodzi jakąś kontrolę. Ja też przechodzę kontrolę. Są dwie kolejki, jedna dla mężczyzn, jedna dla kobiet. Przede mną stoi tylko jedna kobieta, kolejka dla mężczyzn jest znacznie dłuższa. Jak to czasem bywa coś tam zabrzęczy przy przechodzeniu przez bramki. Pani bierze mnie na bok i jest przy tym naprawdę niemiła. Nie pamiętam dobrze i notatki też mam mgliste, ale wynika z nich, że kontrole były dwie.

Następnie już tylko czekam na odlot. Siadam. Coś zaczyna na mnie kapać. Z sufitu po prostu kapie sobie woda. I w końcu nadchodzi ten moment. Pasażerowie ustawiają się w kolejce, żeby wejść na pokład samolotu. Zaraz, zaraz… coś mi tu nie gra… acha no tak, jestem chyba jedyną Europejką i jedną z kilku kobiet lecących do Dubaju. Dlaczego? Większość to mężczyźni, którzy lecą tam do pracy… lecą budować piękny, wielki Dubaj.

IMG_20170424_150408.jpg Kathmandu, Nepal, 2017

W autobusie lotniskowym jestem już zdecydowanie jedyną kobietą. Bardzo dziwne uczucie. Mężczyźni gadają przez telefon albo między sobą, jest spory gwar. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie na tle samolotu i...

można wsiadać.


IMGP4078.JPG Kathmandu, Nepal, 2017

Mam miejsce w środku, z jednej strony siedzi mężczyzna, z drugiej kobieta. Zatem dla tego mężczyzny siedzenie w jednym rzędzie z 2 kobietami to jak wygrana w totka (ok… dobra… poniosło mnie). Chodzi mi o to, że przy takiej ilości mężczyzn w stosunku do kobiet na pokładzie tego samolotu, prawdopodobieństwo, że obok siebie usiądą dwie kobiety jest naprawdę niewielkie.

Żałuję, że nie siedzę koło okna, bo podczas startu samolotu jest piękny widok na Himalaje. Żegnam się z Katmandu i Nepalem. Patrzę na małe domki, gęsto upchane obok siebie i myślę sobie, że chciałabym tu wrócić. Moje marzenie, żeby odwiedzić Nepal się zrealizowało.

Komuś śmierdzą nogi. Przez chwilę myślę, że to moje. Potem oskarżam w myślach pana z prawej strony, ale potem zauważam, że dziewczyna po lewej ściągnęła buty. Zatem mamy zwycięzcę. Pan po prawej natomiast postanawia jeść zupkę chińską na sucho, ja zaczynam żałować, że nie mam stoperów. Ot takie zwykłe zakończenie mojej podróży życia ;)

Lecę do Dubaju. Tym razem chcę się tam zatrzymać na noc. W Dubaju przeżywam szok. I utwierdzam się w przekonaniu, że jednak wolę upał i kurz, ale powiązane z prawdziwym życiem. Zatem o Nepalu tyle z mojej strony, może jeszcze pojawią się dwa słowa o Dubaju.


Dla tych, co dopiero teraz natrafili na mój post, zamieszczam poniżej linki do wszystkich moich wpisów na temat mojej podróży po Nepalu.

Dziękuję tym, którzy wytrwali ze mną w tej opowieści, za zostawione komentarze i głosy :) Tym samym zakończyłam, to co planowałam, czyli zapisanie gdzieś moich wrażeń z podróży.


Sort:  

Osobiście w Nepalu akceptowałem wszystko, nawet mało luksusowe historie. Spodziewałem się tego i traktowałem poniekąd jak skok na linie. Gdyby miało być wygodnie, czysto i bez problemu nie odrywałbym szynki od swojej wygodnej kanapy. A tak miałem trochę egzotycznych atrakcji do których podchodziłem z jednej strony z humorem, a drugiej ciekawością. Zamierzam tam wrócić - nie po to aby jeszcze raz oglądać obowiązkowe dla turysty obiekty, ale aby zanurzyć się tamtejszej atmosferze. Bród i smród mi nie straszne bo jest super ciekawie.

Podejrzewam, że nasza tolerancja jest trochę inna tam i tutaj w Polsce. Tutaj brudne restauracje i zatłoczone autobusy mi przeszkadzają, chociaż nie są tak brudne i tak zatłoczone jak w Nepalu, a tam po prostu to akceptowałam. ... tak jak piszesz. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia ;)

skończyła sie moja ulubiona seria?!?
:(
tez sie z nią zżyłam.

plecak?!? placaczunio :)
taka mała dziewczynka z takim ogromnym kolosem na grzbiecie?

Tak jak pisałam... coś się kończy, coś się zaczyna ;) Historii z podróży mam jeszcze sporo, ale motywacji już trochę mniej niestety... Na razie musi dojrzeć to we mnie, a jak już zacznę, to już dalej jakoś pójdzie ;)

Co do plecaka, to jak się kupuje w Nepalu prezenty dla bliskich, to tak to się kończy ;)

Coin Marketplace

STEEM 0.16
TRX 0.15
JST 0.028
BTC 54483.11
ETH 2297.01
USDT 1.00
SBD 2.28