Uwaga, ta książka może zabić! [tematygodnia #33]

in #polish6 years ago (edited)

Tajemnicza i podstępna. Narzędzie w ręku szatana. Zdrajczyni, klucz do wieczności, źródło zakazanych doświadczeń i niebezpiecznej wiedzy.

Oto ona - książka, księga, wolumin, rękopis - oczywisty lub pozostający w cieniu bohater filmowy, w swych najbardziej dla mnie złowrogich odsłonach.

Możliwe spoilery!

"Niektóre książki niebezpiecznie otwierać z lekkim sercem"

Dziewiąte Wrota, 1999, reż. Roman Polański

Polański nakręcił swe dzieło na podstawie "Klubu Dumas" autorstwa Arturo Pérez-Reverte i spotkałam się z wieloma opiniami, że, w wielkim skrócie, dzieło to skopał. "Spłaszczył" bohatera, pozbawił historię wielu istotnych wątków i symboliki... Czyż to nie standardowy pakiet zarzutów w przypadku każdej ekranizacji powieści? Nie znam pierwowzoru i nie wypowiem się na temat, co Polański "zepsuł", mogę jedynie stwierdzić z całą mocą, że mnie się ten film bardzo podoba - klimat, sposób prowadzenia historii, muzyka (Kilar!) i zdjęcia - mówią do mnie na wielu poziomach. A ja odpowiadam.

Przejdźmy do przedmiotu mego zainteresowania, czyli głównej bohaterki - napisanej w 1666 roku najbardziej tajemniczej księgi świata o złowrogim tytule Dziewięć Wrót Królestwa Cieni.

Kadr z filmu "Dziewiąte Wrota", Artisan Entertainment

Plotki mówią, że autor, Aristide Torchia napisał ją do spółki z samym szatanem, za co skończył na stosie wraz z całym nakładem swego dzieła... Prawie całym, bowiem, jak się okazuje, do naszych czasów zachowały się jego trzy egzemplarze.

Jeden z nich trafia w ręce ekscentrycznego Borisa Balkana, posiadacza niezwykłej kolekcji, którą sam nazywa Ars Diaboli. To najcenniejsza pozycja w jego zbiorze.

Boris wynajmuje znanego i bezwzględnego łowcę białych kruków, Deana Corso (Johny Depp), by ten odnalazł pozostałe dwa egzemplarze, pozostające w rękach europejskich kolekcjonerów, w celu porównania i ustalenia autentyczności dzieła.

Już od początku śledztwa atmosfera wokół Deana mocno się zagęszcza - jest obserwowany, pada ofiarą napaści, a jego przyjaciel, u którego zostawił otrzymaną od Borisa księgę, ginie w swym antykwariacie powieszony za nogę. Dokładnie tak, jak przedstawia to jedna z rycin w starodruku.

Kadr z filmu "Dziewiąte Wrota", Artisan Entertainment

Corso nie bacząc na przeszkody leci do Europy i tam kontynuuje śledztwo. Studiując dwa pozostałe egzemplarze Dziewięciu Wrót Królestwa Cieni ze zdumieniem odkrywa, że trzy satanistyczne księgi, choć wszystkie są oryginałami, różnią się od siebie. Rozpoczyna znaną wszystkim dzieciom zabawę w znajdź trzy szczegóły, którymi różnią się obrazki i wpada na trop. Znajduje drobne niezgodności w poszczególnych rycinach i kompletuje zestaw dziewięciu ilustracji podpisanych tajemniczym inicjałem LCF.

Jedno dzieło w trzech odsłonach nabiera nowego znaczenia... Dean zaczyna wątpić w intencje zleceniodawcy.

Jednocześnie trup ściele się gęsto, mnożą się kolejne wypadki i zbiegi okoliczności... Krok w krok za nim, jak cień podąża tajemnicza Dziewczyna o oczach bijących nadprzyrodzonym blaskiem.

A w tle tłumy milczących statystów - tysiące starych woluminów, zapełniających liczne antykwariaty i biblioteki odwiedzane przez Deana Corso. Czuć zapach starej skóry, słychać szelest pożółkłych kart dźwigających tajemnice tego świata, drobinki kurzu wirują w promieniach słońca...

Czy księga otwiera Dziewiąte Wrota do Królestwa Cieni? Kto je przekroczy? Kim (lub czym) jest dziewczyna...?

Jak dla mnie świetne kino. Nieskażona porównaniem z książkowym pierwowzorem nie widzę braków i niedociągnięć. Pierwszy raz obejrzałam ten film kilkanaście lat temu i pamiętam, że wtedy byłam rozczarowana zakończeniem. Cóż, może się nie spodobać zwolennikom klarownych sytuacji i jednoznacznych finiszy, ale dzisiaj tym bardziej doceniam, gdy film pozostawia mnie sam na sam z tajemnicą i pytaniami kłębiącymi się w głowie.

„Wszyscy trzej umarli z powodu księgi, która zabija. Lub ktoś zabija dla niej”

Imię Róży, 1986, reż. Jean-Jacques Annaud

Kolejna adaptacja książki, tym razem bestselleru autorstwa Umberto Eco. Film nakręcony ponad trzydzieści lat temu wciąż w odbiorze ma to coś – mroczny urok średniowiecza rozświetlony chybotliwym płomieniem światłych jednostek. Oto wkraczamy do świata pełnego ruchomych piasków ówczesnych prądów filozoficznych i sporów religijnych, wieńczonych często korowodem myślicieli na stosach.

Miejscem akcji jest opactwo benedyktyńskie, będące niejako ówczesnym światem w miniaturze - ciemne i zimne, gdzie obok siebie współistnieją modlitwa i grzech, religijne uniesienia i zwierzęce namiętności, intelektualna mizeria i oświecone umysły, bieda i bogactwo, w końcu – dobro i zło.

I jest tam ona – ponoć zaginiona księga autorstwa samego Arystotelesa, w oczach niektórych złowroga i dla jedynie słusznego światopoglądu niebezpieczna.

Rok 1327. Krótko po tym, jak w opactwie ginie w tajemniczych okolicznościach młody mnich, do siedziby benedyktynów przybywa światły franciszkanin, William z Baskerville (mistrz Sean Connery), aby wziąć w debacie na temat ubóstwa Jezusa. Od razu staje się aktywnym i jak się wydaje, jedynym trzeźwo myślącym uczestnikiem kolejnych zajść.

Kadr z filmu "Imię Róży", prod. Jake Eberts,

Thomas Schühly

Wkrótce pojawiają się następne ofiary – mnisi zastygli w ostatnim paroksyzmie bólu, z poczerniałym językiem i palcem wskazującym. Coraz częściej w sprawie pojawia się skryptorium i tajemnicza księga, z którą zmarli mieli styczność. Brat William zaczyna podejrzewać, że jest nią poświęcona zagadnieniu komedii Druga Księga Poetyki autorstwa samego Arystotelesa, zaginiona jakoby wiele wieków wcześniej.

Fanatyczny mnich, czcigodny Jorge, z pasją zaprzecza istnieniu owego dzieła. Jest zdecydowanym zwolennikiem cierpienia i śmiertelnej powagi, jako jedynych sposobów na oddanie czci Bogu:

„Śmiech, to diabelski wiatr, który przekształca rysy twarzy i sprawia, że człowiek upodabnia się do małpy. (...) Jezus się nie śmiał”

Jednak franciszkanin i jego młody podopieczny Adso, trafiają na kolejne tropy – fragmenty tekstu przepisane w tajemnicy przez ofiary i zakodowane wskazówki prowadzące do biblioteki – skarbnicy niedosięgłej wiedzy.

Kadr z filmu "Imię Róży", prod. Jake Eberts,

Thomas Schühly

Krążąc bibliotecznym labiryntem William i Adso trafiają w końcu do ukrytej komnaty - tam czcigodny Jorge, samozwańczy strażnik zakazanych idei, ujawnia zaginione dzieło.

Tutaj szatan nie ma nic do gadania, to człowiek w swym fanatycznym zaślepieniu, w nienawiści do śmiechu i radości (doktor Freud miałby co robić), nadaje księdze diabelskie cechy.

Osobiście taka wizja zła przeraża mnie najbardziej – źródłem nieprawości i cierpienia nie są bezecne siły nadprzyrodzone, a ślepe oddanie jednej idei, fanatyzm oraz strach. Strach przed wiedzą, jako zagrożeniem dla jedynie słusznego światopoglądu. Strach, który jednocześnie obnaża słabość chronionej idei – bo czyż jedna księga jest w stanie podważyć i zniszczyć fundamenty słusznej wiary? Czcigodny Jorge w swej nienawiści pokazuje, jak słaba jest jego ufność w niezwyciężoną moc Boga. Nie ma tu przestrzeni na wiedzę, nie ma miejsca na wolną wolę. Jest strach, nienawiść, fanatyzm i zaślepienie zamykające człowieka w ciasnej i ciemnej celi własnych poglądów. Jakże nieszczęśliwa musi być taka istota.

W ostatecznej rozgrywce Jorge ginie, a wraz z nim płonie zakazane dzieło i cała biblioteka – skarbnica wiedzy i mądrości. Na szczęście William i jego wychowanek Adso uchodzą z życiem, niosąc nikłe płomyki oświecenia w mroki średniowiecza.

Oczywiście cała historia obfituje w inne, ciekawe wątki, choć z wiadomych przyczyn nieco okrojone w porównaniu z powieścią. Zauważamy echa średniowiecznych dysput teologicznych, sporów cesarsko-papieskich czy działanie Świętej Inkwizycji. Dość dobrze ukazana jest różnica w pochodzeniu społecznym poszczególnych mnichów oraz ich barwna przeszłość. Całość osadzona jest w niezwykle realistycznej scenerii surowego średniowiecza, gdzie maluczcy chodzą obdarci i brudni, mrok ledwo co rozświetlają świece a mnisi brodzą w błocie i krwi zarzynanych prosiąt.

Nie wiem, czy kiedykolwiek wrócę do powieści Umberto Eco, film obejrzę jeszcze na pewno. Choćby dla Seana Connery'ego.

"Wypadek, samobójstwo - nieważne. Książka go zabiła"

Autor Widmo, 2010, reż. Roman Polański

Ach ten Polański. Nie wszystkie jego dzieła mi się podobają, ale rzadko kiedy pozostaję wobec nich obojętna. W tym przypadku kolejna trafiona pozycja, która przemawia do mnie w całości.

Także i ten film nakręcono na podstawie powieści (The Ghost, Robert Harris), a fakt, że scenariusz napisał jej autor do spółki z Polańskim już na starcie dobrze rokował. Nie zawiodłam się!

Idąc tropem mojej serii mogłabym snuć kolejną opowieść o siłach nadprzyrodzonych, szatańskich sprawkach czy choćby symbolicznie pojmowanym złu. Nic z tego. Jedyne nawiązanie do szatana widzę w nadmiernej ciekawości głównego bohatera, która jak wiemy, jest pierwszym stopniem do piekła. W tym przypadku jest to czysto ludzkie piekiełko brudnej polityki, wielkich pieniędzy i zwykłej niegodziwości.

Sedno tkwi właśnie w tej pospolitości odartej z wszelkich tajemnych mocy. Ot, zwykła sytuacja. Ghostwriter (Ewan McGregor) podejmuje się zredagowania wspomnień popularnego polityka, byłego premiera Wielkiej Brytanii, Adama Langa (Pierce Brosnan).

Kadr z filmu "Autor Widmo, Summit Entertainment

Zyskowne, acz raczej nudne przedsięwzięcie okazuje się śmiertelnie niebezpieczne. Wydaje się bowiem, że spisane wspomnienia zawierają jakąś tajemnicę – poprzednik głównego bohatera ginie w tajemniczych okolicznościach, jedyny egzemplarz jego pracy jest strzeżony niczym Fort Knox, a współpracownicy polityka, on sam i jego żona, każde z nich zdaje się mieć własne tajemnice i ukryte motywy.

Zamieszkujący amerykańską, przypominającą bunkier posiadłość polityka Ghostwriter prowadzi z Langiem długie rozmowy, czyta jego wspomnienia i zaczyna wyłapywać pewne nieścisłości. Jednocześnie prowadzi prywatne śledztwo w sprawie śmierci swego poprzednika. Przypadkiem trafia na pakiet ukrytych przez niego zdjęć i otwiera tym samym puszkę Pandory. Nie potrafi odpuścić i gdy już wydaje mu się, że odkrył prawdę, były premier ginie zastrzelony przez zamachowca. Z pomocą politycznych adwersarzy Langa pisarz ucieka do Wielkiej Brytanii, bez ostatecznych dowodów, ale i z silnym przekonaniem co do podstawności swych podejrzeń.

Książka – wspomnienia Roberta Langa, zostaje ostatecznie wydana. Ghostwriter z kopią pierwowzoru pod pachą przybywa na premierę, by podarować bezużyteczny już pakiet wydruków wiernej asystentce polityka. I tam, przypadkowo, wpada na właściwy trop. Odkrywa Wielką Tajemnicę. Niesiony siłą oburzenia i euforii ujawnia swe karty... nieszczęsny, nie wie, że w świecie bezwzględnej polityki i w obliczu najżywotniejszych interesów wielkiego mocarstwa jest jak upierdliwy karaluch, którego w końcu należy zgnieść.

W uniesieniu wybiega z przyjęcia obejmując pierwowzór z rozszyfrowaną tajemnicą... i znika z ekranu na wieczność. Słyszymy pisk opon, huk uderzenia i krzyki przechodniów, a pojawiające się zza kadru, porwane wiatrem pojedyncze strony, rozwiewają nasze wątpliwości co do osoby ofiary wypadku.

Kadr z filmu "Autor Widmo, Summit Entertainment

Zabójcza książka tańczy frywolnie nad ciałem naiwnego śmiertelnika naigrywając się jakby z niego. Czy naprawdę sądził, że ma jakieś szanse w starciu z systemem? Że jako jednostka może cokolwiek zmienić w istniejącym układzie sił? Niezbyt optymistyczna to konkluzja. Do tego fantastyczny klimat zdjęć Pawła Edelmana (przez większość czasu wieje wiatr i pada deszcz, w najlepszym razie na niebie wiszą ciężkie chmury) oraz sugestywna oprawa dźwiękowa serwuje nam dość przygnębiający obraz, który na długo pozostaje w trzewiach.


W bezkresnym oceanie nakręconych filmów na pewno znalazłyby się bardziej krwiożercze od przedstawionych woluminy, wytrząsające resztki ofiar spomiędzy zadrukowanych stron... Jednak ja wolę obraz zła w mniej oczywistej postaci, zła ukrytego pod płaszczykiem ideologii czy tłumaczonego dobrem ogólnym, niejednoznacznego i straszliwego w swej pospolitości.


Tekst napisany w ramach 33 edycji konkursu #tematygodnia, temat numer 3.

Sort:  

Bardzo ciekawy tekst. Przeczytałem z przyjemnością. :) Cały nawet sympatyczny realizm filmu zabiła jedna scena - Walka na nabrzeżu - Emmanuelle Seigner z Tonym Amoni. Montaż na podwójnej szybkości i loty jak w tanim chińskim kinie akcji. Dla mnie osobiście "Imię róży" przykrywa "9 wrota" kapeluszem.

A wiesz, że aż sobie puściłam dwa razy tę scenę, żeby sprawdzić :)
Faktycznie, akcja jakby odrobinę przyspieszona... swój lot diablica powtórzyła chyba jeszcze w akcji na zamku, dość to sztywno wyszło, ale w sumie - skąd mamy wiedzieć, jak lata szatan w ludzkiej skórze :D

Ciekawe, jak każdy z nas wyłapuje inne detale! Choć oglądałam ten film ze trzy, cztery razy, to nigdy nie zwróciłam szczególnej uwagi na ten akurat fragment. Dlatego tak lubię gadać o filmach ;)

Niezmiernie się cieszę, że Twój drugi z rzędu tekst oznaczasz tagiem #pl-filmy :)

Poziom artykułu jak zwykle wysoki i czytało się naprawdę bardzo ciekawie.

Co do filmu Dziewiąte wrota to mnie po prostu nie kupił. Ale oglądałem go parę lat temu, więc być może powinienem dać mu jeszcze jedną szansę. Książki, na której film bazuje jednak nie znam.

Pozostałych wymienionych przez Ciebie filmów nie oglądałem jeszcze, ale chcę to nadrobić. Najpierw jednak chciałbym przeczytać Imię róży. Zastanawiam się jednak, czy w Twoim artykule nie ma błędu. Przekonany bowiem byłem, że jej autorem jest Umberto Eco, a nie Mario Puzo.

Oczywiście że tak! Zdecydowanie nie powinnam polegać w 100% na swej pamięci... dziękuję ;)

piszesz niesamowicie i czytajac przechodzily mnie ciarki po plecach - troche z powodu tresci filmow (ogladalam tylko "Imie Rozy"), ale bardziej jeszcze z powodu sposobu, w jaki je opisywalas... masz wielki dar przekazu:)

Dziękuję pięknie @ewriel :)

W Twoim i swoim imieniu napiszę zatem:
Niech do jasnej Anieli powstanie film na podstawie Klubu Dantego Matthew Pearla. Po pierwsze film sprawiłby, że książki autora częściej pojawiałyby się w księgarniach i bibliotekach, po drugie miałybyśmy dobry film do oglądania.

Wiadomo, że film to nie to samo co książka, ale wszystkie trzy opisane filmy są po prostu dobre - mają klimat, a to najważniejsze. Jeżeli miałabym się czegoś przyczepić, to w Dziewiątych wrotach. Maluśki detal. Spójrz na postać kreowaną przez Deppa i powiedz, czy nie lepiej pasowałby Lucas Corso? :D
Takie imię nosi bohater w powieści.

Może Polański nie lubi tego imienia :D

Pisząc tekst zastanawiałam się nad rolą kina (filmu) w czytelnictwie. Czy jako rozrywka w odbiorze łatwiejsza i szybsza doprowadziło do spadku popularności książek, czy też raczej na odwrót. Może książki tak czy inaczej straciłyby czytelników, a dzięki filmom idą między masy (często jest tak, że po obejrzeniu filmu sięga się i po książkę)

Faktem jest, że na popularność książki i jej autora najsilniej wpływa ekranizacja. Na dalszych miejscach są śmierć autora (oczywiście tragiczna znaczniej niż taka ze starości) i jakaś nagroda o randze światowej (Nobel, Pulitzer).
Aby po książkę sięgnąć, trzeba wiedzieć o jej istnieniu. Taką rolę wymiany informacji kiedyś pełniły spotkania towarzyskie i prowadzone dysputy. Później przejęła pałeczkę prasa, kóra publikowała reklamy wydawców i co najważniejsze - zamieszczała powieści w odcinkach. Analogia do filmu ścisła - ktoś mógłby powiedzieć, że po co kupować książkę, skoro czytałem w odcinkach/widziałem film.A no właśnie działa - ludzie kupują książki. Dla porównania, dla sięgnięcia w dowolnej chwili i do dowolnego fragmentu, dla cieszenia się całością i stroną edytorską, jeśli książka starannie wydana.

Moim zdaniem wpływ wszlakich innych nośników treści książkowych na czytelnictwo jest pozytywny. W mediach zwykle przekaz o wynikach badań czytelnictwa jest smutno-negatywny, ale te wyniki nie są złe. Kto nie lubi i nie chce czytać, czytał nie będzie - choćby filmy, seriale, gry komputerowe, płyty i mp3 zniknąć na amen.

Ciekawe zestawienie. Jak zwykle napisane z polotem, naprawdę dobrze się czyta.
Z tych trzech filmów chyba najlepszy to "Imię Róży" (patrząc po recenzjach, nie widziałem "Dziewiątych Wrót"), aczkolwiek tu jak zwykle wolałem książkę ;)

Tak sobie myślę, że ma to chyba związek z wyobrażeniami. Czytając książkę budujemy sobie jakiś obraz świata, postaci itd., a potem reżyser wchodzi z butami w ten obraz i jeszcze potupuje. No i jak tu lubić nawet bardzo dobry film, jeśli zburzył on coś co budowaliśmy przez godziny, dni (czy ile nam zajęło czytanie)? Skazani na Shawshank czy Władca Pierścieni to dobre ekranizacje, ale wypadają odrobinę gorzej przy swoich pierwowzorach. Ciekawie ma się sprawa Lśnienia, które uważam za świetny film... i kiepską adaptację. Moim zdaniem postać Jacka została w filmie spłycona. W książce wydawał on się rozdarty między dobrem a złem, nawiązania do alkoholizmu są w punkt. Granemu przez Nicholsona filmowemu Jackowi brakuje tej głębi psychologicznej, a jednak to jeden z najlepszych filmów jakie powstały.

Oj rzadko kiedy film wytrzymuje porównanie z pierwowzorem. Tak, jak mówisz - każdy z nas tworzy w wyobraźni cały świat, a potem scenarzysta i reżyser przedstawiają nam swoją wizję i się zaczyna :D Film ma też swoje ograniczenia, a wyobraźnia nie ;) Ekranizacja Władcy pierścieni jest perełką, a i tak marudziłam, bo miałam swoje własne ulubione wątki poboczne, które pominięto.
Dojrzewam do tego, by przeczytać Klub Dumas, na podstawie którego nakręcono Dziewiąte Wrota. Może być tak, jak w przypadku, o którym piszesz - sam w sobie film w porządku, ale adaptacja - taka sobie.

Congratulations @wadera! You have completed some achievement on Steemit and have been rewarded with new badge(s) :

Award for the total payout received

Click on the badge to view your Board of Honor.
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

Do not miss the last post from @steemitboard!


Participate in the SteemitBoard World Cup Contest!
Collect World Cup badges and win free SBD
Support the Gold Sponsors of the contest: @good-karma and @lukestokes


Do you like SteemitBoard's project? Then Vote for its witness and get one more award!

Notifications have been disabled. Sorry if I bothered you.
To reactivate notifications, drop me a comment with the word NOTIFY

Coin Marketplace

STEEM 0.18
TRX 0.15
JST 0.031
BTC 60898.61
ETH 2626.61
USDT 1.00
SBD 2.61