Kapusie, wszędzie kapusie…

in #polish6 years ago (edited)


image.png

Od minionej niedzieli funkcjonuje zakaz handlu. Wiele analiz i przykładów z innych krajów, pokazuje, że to nie jest dobry i korzystny dla gospodarki ruch. Powoduje więcej problemów niż przynosi korzyści i o tym, czy dany sklep będzie otwarty w niedzielę lub święto powinien jednak decydować rynek. W sensie, że jak sklep ma klientów to może handlować. Jak klienci nie przychodzą, to bez sensu i zamykamy. Proste. Gdybyśmy do tego dołożyli skuteczny i egzekwowany system kontroli przestrzegania obowiązujących reguł (Kodeks Pracy), żadne tego typu ruchy nie byłyby konieczne. W chwili obecnej, bardziej to przypomina populistyczne wydmuszki i próbę zadowolenia określonych grup interesu, niż rzeczywistą troskę o pracowników.

Ja jednak nie o tym. Przynajmniej nie w całości.

W jaki sposób mamy stać się świadomym i odpowiedzialnym społeczeństwem obywatelskim, jak zgłoszenia złamania obowiązującego prawa są określane mianem donosicielstwa, kapowania i „strzelania z ucha”. Pełzająca hipokryzja. Zwłaszcza jak padają te określenia z ust zwolenników partii rządzącej (a takie opinie już też słyszałem). Ja rozumiem skąd bierze się niechęć do zgłaszania przestępstw czy wykroczeń. Za PRL, złamanie opresyjnych przepisów prawa było cnotą, elementem walki z systemem. Często bez działania na granicy prawa nie było możliwości przeżycia godnego życia czy wzbogacenia się, chociażby w stopniu minimalnym. Jednak te czasy się skończyły. Prawa nie są narzucane przez „obcego okupanta”; prawa mają za zadanie w znakomitej większości, chronić obywateli. Nie zawsze i nie wszystkie, ale musimy wziąć to za dobrą monetę, albo zlekceważyć całą społeczną umowę, jaką jest państwo czy naród.

Obowiązkiem każdego obywatel powinno być zgłaszanie przypadków łamania prawa. I nie odpalajcie jeszcze hejtu. Pozwólcie, że wyjaśnię.

Jeśli widzisz jak sąsiad po pijaku wsiada za kółko – powinieneś to zgłosić na policję, najlepiej jak byś temu zapobiegł, ale jeśli sąsiad waży 100 kilogramów więcej od ciebie, to chcąc uchronić potencjalnie jego zdrowie i życie, zdrowie i życie innych – twoim obowiązkiem jest zgłoszenie tego. To powinna być norma.

Widzisz oprychów bijących kogokolwiek na ulicy – twoim obowiązkiem, w trosce o innych, jest zgłoszenie tego na policję. Jak możesz, powinieneś nagrać to telefonem, zrobić zdjęcie.

Jak widzisz w sklepie ekspedientkę przebijająca daty ważności na produktach spożywczych, twoim obowiązkiem jest zgłoszenie tego do SANEPIDu. Możesz tym uratować komuś życie.

Te przykłady wynikają nie tylko z troski o współobywateli, ale też z tego, że są to czyny niezgodne z prawem w Polsce. Niech ktoś mi powie, że jak robię cokolwiek z wymienionych rzeczy, to jestem kapusiem. Śmiało! Poczekam…

Teraz wróćmy do kwestii handlu w niedzielę. Możemy się nie zgadzać z tym przepisem, możemy kwestionować jego podstawy, ale jest obowiązującym prawem w naszym kraju. W systemie, jaki mamy, niezależnie od tego jak dziurawy i pełen wad jest, nie walczymy z niesprawiedliwością prawną, łamaniem prawa. Gdybyśmy mieli tak postępować, to gdzie postawimy granicę? W proteście przeciwko prawu penalizującemu zabór mienia, zaczniemy kraść? Nie podoba nam się prawo podatkowe, to przestajemy płacić podatki? Nie zwalczymy głupiego prawa łamiąc je. Prędzej je zwalczymy wskazując na jego wady, pokazując, że jest martwe, że nic nie wnosi lub, że szkodzi. To są demokratyczne metody walki ze złym prawem… Albo po prostu idźcie do wyborów i zacznijcie wybierać ludzi, którym zależy na wszystkich obywatelach, a nie na ich własnych wyborcach i grupach interesu (takich jak związki zawodowe czy kościół). I nazywanie kogoś, kto zgłasza ewidentnie łamiące prawo przypadki, „kapusiem” jest bardzo niedojrzałe i wynika ze wstecznictwa mentalnego. Tymczasem, jak wejdzie się w artykuły (1, 2, 3) na temat pierwszego mandatu za handel w niedzielę, to aż przeraża w komentarzach ilość oskarżeń o bycie kapusiem.

A to bardzo źle świadczy o ludziach, którzy stygmatyzują i piętnują innych, którym przeszkadza łamanie prawa. Wyglądają jakby sprzyjali przestępcom, bronili ich prawa do posiadanie przepisów w poważaniu.

Niezależnie od tego czy się zgadzamy z tym, czy nie – prawa należy przestrzegać. No chyba, że kogoś kręci stanie po tej samej stronie, co bandyci, oszuści i po prostu – kryminaliści. Wolny kraj…

Sort:  

Zgodzę się z Tobą ale tylko częściowo. Zobacz jak to jest w Holandii - jeżeli złamanie przepisu nikomu nie szkodzi to się takiej osoby nie ściga. Przykłady które podałeś są dość skrajne i ich złamanie może pozbawić kogoś życia, ale co powiesz np. na zajmowanie pustostanów czy branie narkotyków? Jeżeli np. rodzina zajęła należący do gminy zrujnowany pustostan i odremontowała go aby w nim zamieszkać to zgłaszając to wyrządzisz im tylko szkodę.

OK, ale to są przykłady przepisów (squatting i narkotyki), które staja się martwe i są usuwane z kodeksów lub proceduralnie nie egzekwowane pod wpływem akceptacji społecznej i reakcji na nią polityków. Mamy więc dwa czynniki, które są wymagane w takiej sytuacji - powszechna akceptacja społeczna takich działań i politycy, którzy słuchają tego, co mówią ludzie, obywatele. Jest wiele przepisów, które są powszechnie ignorowane, ale politycy nie patrzą w ogóle na ludzi i ich zdanie. W Polsce może kilka procent używających marihuanę jest za to skazywana czy zgłaszana i to wina polityków, że utrzymują martwy przepis, którego egzekwowanie robi więcej szkody niż przynosi korzyści i mamy prawie pełną akceptację używania marihuany. Nie ma równowagi pomiędzy wpływem obywateli na stanowienie praw, a politycznym wkładem. Prawa są w Polsce narzucane politycznie i nikt nie słucha i nie patrzy na społeczny konsensus.

Natomiast nie można też patrzeć tak jednostronnie. Bo palenie marihuany w większości przypadków nieszkodliwe dla samych palących, w określonych sytuacjach może mieć negatywny wpływ na nich lub na ich bliskich. I jeśli widzę taką sytuację, to nazwanie mnie kapusiem, bo dla czyjegoś dobra zgłaszam, że ma narkotyki (bo chcę, żeby wziął odpowiedzialność za siebie, może sąd nakaże leczenie bo stanowi to dla niego poważny problem) jest wstecznictwem. Podobnie squatting - jeśli mówimy o budynkach publicznych, nie zagospodarowanych - luz. Ale jak ktoś się wbija na prywatną posesję i zaczyna sobie mieszkać - to już jest naruszenie prawa do własności i zarządzania nią, i nie jest OK.

Tak, dlatego podałam właśnie konkretny przykład z tą rodziną - nie widzę powodu zgłaszania na policję sytuacji które nie szkodzą lub mają nawet pozytywne skutki nawet jeśli łamią prawo. Dochodzimy do takiej sytuacji że matka paląca przy dziecku papierosy jest bezkarna a student palący trawkę we własnym pokoju może iść siedzieć. Mam wrażenie że u nas społeczeństwo nie dojrzało do tego by to rozgraniczyć - albo jesteś 'kapusiem' i donosisz zawsze i na każdego albo gardzisz policją i kapusiami i nie reagujesz nawet gdy czyjeś życie może być zagrożone.

Każdy ma swoje sumienie i zgodnie z nim podejmuje decyzje. Jak ktoś uważa zakaz handlu za świętość to według niego nie donosił tylko... ratował pracowników sklepu spod wyzysku. :D

Z tym squattingiem to też nie wiem czy taki dobry przykład nieszkodliwego omijania prawa. Co jeśli za 2 miesiące gmina będzie chciała w tym pustostanie coś zrobić i przekazać dla rodziny która legalnie otrzyma prawo przebywania tam? Będzie czekała aż uda się eksmitować z danego pustostanu tą nielegalną rodzinę.

W przypadku ludzi łamiących ten obsrany przepis o zakazie handlu w niedziele to nawet często nie chodzi o prawo tylko o złośliwość (a jeśli przyczyny około religijne to nawet gorzej), jak prawo jest dla mnie ewidentnie szkodliwe to nie będę go szanował tylko dla tego że jest. Ja osobiście bym te inne wymienione przez ciebie przestępstwa zgłosił a załamanie zakazu handlu w niedziele nie, ale to ja inni mogą robić to co chcą nie jestem żadnym dresem krzyczącym ,,jebać konfidentów" po prostu nie chce pomagać tej beznadziejnej władzy w egzekwowanie ich głupich pomysłów.

To domniemanie i to pochodzące ze sposobu myślenia ludzi żyjących w konflikcie z prawem. Jak łamiesz prawo, to osoba, która cię zadenuncjuje nie jest winna twojej karze. Winny jesteś ty, bo złamałeś prawo. I nie walczy się z głupimi przepisem poprzez łamanie prawa - to umacnia to prawo i taki reżim wykorzysta to w obronie tego przepisu. Respektujmy to prawo i pokażmy za pół roku negatywny wpływ na rynek. Szybko się wycofają. łamcie to, i się kontrolerzy dokopią machlojek i łamania prawa pracy w sklepach (które zdarza się dość często) i przepisy się zaostrzą. Kiedy nagminne łamanie prawa spowodowało, że się ono zmieniło? Pokaż mi jeden przykład w nowej historii takiego przypadku. Nie mówimy o przypadku gdzie akceptacja społeczna, konsensus powoduje zmiany, tylko przykład kiedy władza mówi - i tak wszyscy łamią to prawo, więc to usuwamy i/lub legalizujemy. Tylko zostańmy na tym samym poziomie etycznym ;)

@niepoprawny:
Proszę bardzo, na szybko 2 przykłady

W obu przypadkach zmiany były motywowane wysokimi kosztami społecznymi i finansowymi ścigania mnóstwa ludzi, którzy te prawo łamali.

Nie twierdzę że będę je aktywnie łamał ale ,,respektowanie" mi się kojarzy z posiadaniem do czegoś szacunku a tego to na pewno nie zrobię. Będę nazywał to prawo głupim i ignorował tych co chcą być "męczennikami na siłę" i się narażają z powody tego głupiego prawa. Samo łamanie prawa nic nie zmieni ale represje z tym związane mogą doprowadzić do zmiany władzy poprzez oburzenie społeczeństwa, ,,skakanie na bagnety" pozostawiam innym. Moje podejście do tego typu praw spróbuje opisać na przykładzie: ostatnio na pewnej stronie widziałem mema na którym 2 rzymian uprawiało seks analny z Jezusem, pisało tam coś o włóczni na którą go przebili (mając na myśli penisa a nie normalną włócznie) teoretycznie może to podpadać pod obrazę uczuć religijnych ale nie leciałem z tym na policje bo uważam że przepis o ,,obrazie uczuć religijnych" jest po prosty durny. Podsumowując, nie będę prowadził bezsensownej walki ale też nie będę pomagał państwu w stosowaniu swoich głupich przepisów.

Wiele analiz i przykładów z innych krajów, pokazuje, że to nie jest dobry i korzystny dla gospodarki ruch.

Jakie analizy? Można prosić o źródła? Raczej klienci mają jakiś zasób portfela i gdzieś wydadzą te pieniądze. Jak nie w sklepie to gdzie indziej. Dla gospodarki to raczej bilans wyjdzie na zero. Mniej korzystne jest to dla klientów, przynajmniej dla jednego — mnie. Bo ja lubię zakupy w niedzielę raz że mam więcej czasu, a w sobotę odpoczywam po tygodniu czy po samym piątku. Obawiam się że teraz w soboty będzie większy ruch, a nie bardzo lubię tłok.

Co do tego czy zgłaszać, to moim zdaniem do tego mają największe prawo właśnie handlowcy. Bo dla nich takie coś to zwyczajna nieuczciwa konkurencja.

Druga sprawa to że rząd nie kieruje się dobrem wszystkich obywateli, ale tylko jakiejś części swojego elektoratu. Bo nie jestem pewien czy wszyscy wyborcy PiS popierają ten eksperyment.

Tak jeszcze nie na temat, ale w Polsce mamy z tego co czytałem i widzę problem z słabą efektywnością pracy. Szkoda że ustawodawca nie poszedł w tym kierunku aby ulżyć pracownikom, a na pracodawcach wymóc zwiększenie efektywności. Sorry, ale jeszcze zdarzają się ludzie pracujący za 7zł za godzinę, pracodawca nigdy nie zainwestuje w porządny sprzęt aby zwiększyć efektywność pracownika tylko zatrudni ich pięciu. Bo to będzie tańsze. Nie zapomnę jak znajomy zobaczył, ekipę odgarniająca śnieg łopatami u mnie na osiedlu. U niego robi to dziadek porządnym traktorkiem, jest szybciej i lepiej. U niego w kraju ktoś ten traktorek wyprodukuje, a u nas wystarczą łopaty... prawdopodobnie z Chin.

Dwa słowo: obywatelskie nieposłuszeństwo.

Żaden system prawny ani społeczny nie może liczyć na poziom szacunku ze strony ludzi równy ze świętością. Żaden argument o demokracji, szacunku do prawa i porządku nie może tego zmienić. Jeśli stanowione prawo jest krzywdzące, niesprawiedliwe lub zwyczajnie głupie, nie można piętnować społecznie ludzi, którzy decydują się odmówić stosowania do tego prawa.

Odnośnie ustanowienia granic, o którym piszesz, to każdy z nas ma wbudowany w siebie etyczny kompas, kodyfikowanie tych zasad ma na celu tylko ochronę przed jednostkami skrajnie pogardzającymi dobrem ogółu, a to jest dosłownie margines, nie bez przyczyny chyba zresztą używa się tego określenia.

Decyduję się więc przechodzić na czerwonym świetle, nie zapinać pasów jak wjeżdżam do garażu czy uprawiać freeganizm.

A co do zakazu handlu w niedzielę natomiast, to mam wrażenie, że temat używany jest głównie do politycznych rozgrywek. W Niemczech na przykład większość marketów jest pozamykana i nic się nie dzieje, najsilniejsza gospodarka w Europie. Nie ma co przesadzać z wpływem pierdołoczynników na gospodarkę, kiedy dużo ważniejsze tematy ekonomicznie leżą w Polsce...

Pozdrowienia

Jeśli stanowione prawo jest krzywdzące, niesprawiedliwe lub zwyczajnie głupie, nie można piętnować społecznie ludzi, którzy decydują się odmówić stosowania do tego prawa.

Jeśli mowa o czyimś życiu na przykład, to prawda. Wiadomo że coś co jest legalne nie musi od razu być moralne. Jeśli władza każe nam zabijać osób o innym pochodzeniu etnicznym to należy odmówić. Tutaj nie mówimy jednak o sprawach życia i śmierci, a o obchodzeniu zakazu handlu i tego typu rzeczach. To są rzeczy względnie błahe, a nie sprawy życia i śmierci.

Osoby które regularnie obchodzą prawo jeśli nie ma takiej potrzeby (sprawa życia i śmierci) szkodzą wszystkim, bo tworzą społeczeństwo bezprawia. Upraszczam oczywście, bo wjeżdżająć do garazu bez pasów nie tworzysz "społeczeństwa bezprawia", to przesada. O wiele lepiej jednak byłoby gdyby osoby te podjęły drogę oficjalną - zebrały podpisy pod petycją o zmianę prawa chociażby. Po pierwsze dlatego, że utrzymałoby to a nawet wzmocniło poczucie państwa prawa, nauczyło ich działania mechanizmów prawa, a po drugie dlatego, że byłaby okazja do przekonania się czy dane prawo naprawdę jest głupie, wystawiając je na szerszą debatę. Bo to, że mi się wydaje iż prawo którego nieprzestrzegam jest głupie wcale nie oznacza, że ono głupie jest. Może po prostu tylko tak mi się wydaje, bo wygodnie jest mi tego nie przestrzegać? Prawo nie musi być przyjemne dla mnie jako jednostki.

Jeśli mamy odpowiednie mechanizmy (petycje, głosowania, podania), po co stosować obywatelskie nieposłuszeństwo? Ono jest ostatnią deską ratunku, a nie usprawiedliwieniem dla unikania podatków albo obchodzenia zwykłych zakazów.

Moim zdaniem więc na obywatelskie nieposłuszeństwo można sobie pozwalać gdy sprawy są albo wielkiego kalibru (sprawy życia i śmierci), albo ewentualnie wyjątkowo gdy społeczeństwo obywatelskie jest rozwinięte i dojrzałe na tyle, że może pozwolić sobie na świadome łamanie zasad uznanych za niemądre, jeśli będzie to masowe i spowoduje wycofanie takiego prawa. U nas społeczeństwo obywatelskie nie jest dojrzałe, unika się przepisów dla wygody, widzimisie, wynika to z braku poszanowania dla prawa. Widać to m.in. po okresleniach "kapuś" i generalnie skojarzeniach z PRLem jak zaznaczył autor wpisu.

Ostatecznie nie można nikogo do niczego zmusić. Można sobie gdybać o powinnościach i motywacjach ludzi, oceniać do woli i znajdować setki argumentów z pozycji wyższości. Tylko to nic nie zmienia. Nie zmienia sytuacji ludzi, którzy walcząc o przetrwanie z dnia na dzień zwyczajnie nie mają siły i czasu aby przejmować się jakimiś abstrakcyjnymi pierdołami w stylu społeczeństwa obywatelskiego. Przykre jest to, że w 2018 roku to wciąż jest problemem. I ludzie unikają przestrzegania przepisów, zwyczajnie po to aby przetrwać.

Być może rozwarstwienie ekonomiczne jest zbyt duże, aby możliwe było wykształcenie się społeczeństwa obywatelskiego? To jak z piramidą Masłowa przeniesioną na poziom społeczeństwa. Bo z pewnej perspektywy, jako grupa ludzi stanowimy jeden organizm. Jak tu organizm ma spełniać potrzeby wyższe kiedy tak duża ilość komórek nie czuje się bezpiecznie? A potem rosną nowotwory... Zresztą jest masa badań dowodzących, że jedną z głównych cech stojących za szczęśliwymi, rozwiniętymi społeczeństwami jest niski poziom rozwarstwienia społecznego.

Można sobie gdybać o powinnościach i motywacjach ludzi, oceniać do woli i znajdować setki argumentów z pozycji wyższości. Tylko to nic nie zmienia. Nie zmienia sytuacji ludzi, którzy walcząc o przetrwanie z dnia na dzień zwyczajnie nie mają siły i czasu aby przejmować się jakimiś abstrakcyjnymi pierdołami w stylu społeczeństwa obywatelskiego

Wzniosłe słowa, i pewnie w przypadku wielu ludzi to prawda. Ja jednak uważam, że w przypadku większości nie jest tak, że "unikają przepisów by przetrwać, bo nie mają siły ich przestrzegać". Unikają przepisów bo taką mają mentalność, bo sprawnie nikt ich nie egzekwuje, bo u nas jest jeszcze pozostałość kultu "cwaniactwa" i wytykanie "donosicielstwa". Przynajmniej taka jest moja subiektywna opinia, być może się mylę, nie mam na poparcie jej żadnych danych, ale nie pamiętam kiedy spotkałem się z kimś kto omijał prawo by zarobić na przeżycie. Może te babcie handlujące na chodniku kwiatami i warzywami. Większość przypadków które spotykam na co dzień to jednak przedsiębiorcy cwaniacy oszukujący pracowników i innych obywateli. Nie umierają z głodu, wręcz przeciwnie, przyczyniają się do biedy innych płacąc mniej niż minimalną krajową na umowę o dzieło na jednej ósmej etatu "bo panie, gdzie ja tam będę podatki odprowadzał" ;)

Być może rozwarstwienie ekonomiczne jest zbyt duże, aby możliwe było wykształcenie się społeczeństwa obywatelskiego?

Tak, tu sto procent zgody, to na pewno też istotny czynnik. Tak jak mówisz, jest masa dowodów że rozwarstwienie ekonomiczne odpowiada chociażby za poziom bezpieczeństwa w kraju i wiele innych rzeczy. Spójrzmy na przykład na łapówkarstwo w krajach o dużym rozwarstwieniu. Nie porównywałbym jednak Polski np. do Ukrainy i nie usprawiedliwiał rozwarstwieniem tego, że ktoś kradnie unikając podatków albo nie potrafi się zastosować do nakazów inspekcji pracy. Nie jesteśmy też krajem trzeciego świata gdzie ludzie umierają na ulicy i przepisy to abstrakcja, bo "nie ma siły ich przestrzegać".

Więc zgadzam się z Tobą, ale po prostu wydaje mi się, że to co opisujesz aż w tak dużym stopniu nie dotyka przypadku polskiego społeczeństwa. Takie mam wrażenie subiektywne.

Staram się dociekać do sedna sprawy i szukać co na najgłębszym poziomie powoduje pewne zjawiska, tak mi wyszło z moich przemyśleń. Problem na pewno siedzi w dużej mierze w mentalności, tu się zgadzam w pełni. Trzeba by się zastanowić co tę mentalność kształtuje i jak zmienia się ona z upływem czasu i zmianą warunków. Co i dlaczego siedzi ludziom w głowach? A to jest już bardzo złożona sprawa. Nie mniej jednak to chyba tylko jeden z czynników.

Jest jeszcze jedna rzecz, o której warto powiedzieć w tym kontekście, a mianowicie naszą dość bolesna przeszłość narodowa związana z taką, a nie inną sytuacją geopolityczną. Elity wyrżnięte raz za razem, lata niewoli, cierpienia, to się odbija na kształcie społeczeństwa. Być może strategie radzenia sobie rodem z RPLu wcale nie zdezaktualizowały się tak bardzo, skoro dla wielu państwo to tylko wróg ("nawet piwa napić się nie można bo mandat", podatki, zakazy, biurokracja, brak pomocy i zainteresowania człowiekiem).

A to, że przepisy nie są sprawnie egzekwowane właśnie jest obrazem tego jak silne jest państwo. Skoro nawet ludzie u władzy (wyrżnięcie elit...) są tak zepsuci, to co to mówi o tym państwie? Jak tu poważnie traktować państwo rządzone przez ludzi najpodlejszego kalibru? I nie ważne, która to partia, chodzi raczej o kulturę polityczną. Myślę, że ludzie nie są głupi i widzą, że to jest takie trochę państwo z tektury. Gdzie tu motywacja, aby się o nie troszczyć? Brzmi mega depresyjnie i chciałoby się wierzyć, że jest inaczej, ale nie bardzo się da...

Tak się składa, że żyjemy obecnie w kraju, w którym zaciera się różnica pomiędzy władzą wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą - rządzący mają tendencje totalitarne - coraz bardziej przypomina to PRL. Jak dobrze wiemy to tak nie działa, że zmiana systemu politycznego zachodzi nagle - wczoraj demokracja dziś autorytaryzm. Jakimi przesłankami mamy się kierować - kiedy jest ten moment, że powinniśmy postępować jak w czasach słusznie minionych? Każdy niech sobie sam odpowie na to pytanie. To nie jest czarno białe. Co ze sprzeciwem obywatelskim?
Z innej beczki. Czy doniósłbyś na kobietę, o której wiesz, że dokonała aborcji - przecież jest to poza nielicznymi przypadkami nielegalne w naszym kraju?
Czy powinniśmy masowo donosić na sąsiadów, którzy nie płacą abonamentu na TVP?
Czy donosimy do prokuratury na nagminne łamanie konstytucyjnej zasady rozdziału państwa od religii?

Wydaje mi się, że ryba psuje się od głowy - to znaczy przykład musi iść od góry.
Jeżeli obserwujemy, że rządzący robią sobie kabaret z legislacji, dlaczego my mamy tego przestrzegać.
To samo tyczy się autorytetów religijnych - skoro widzimy, jak postępują i całą otoczkę hipokryzji -naiwnością byłoby oczekiwać podporządkowania się wiernych zaleceniom płynących od hierarchów.

Nie dziwmy się wiec, że w niektórych (nie wszystkich) przypadkach patrzymy na osoby donoszące jako na te niespełna rozumu lub nieuczciwe względem siebie samych i innych.

Coin Marketplace

STEEM 0.20
TRX 0.13
JST 0.030
BTC 64364.24
ETH 3416.30
USDT 1.00
SBD 2.48