Potęga przeciętności

in #polish6 years ago (edited)

Zabierałem się do tego wpisu już od jakiegoś czasu, mniej więcej odkąd zrozumiałem, że mam filozofię, która wyciąga mnie z przegrywu, w którym nigdy nie byłem i umieszcza w średniości.

Ten wpis jest trochę ripostą na wpisy @smashedturtle "PSYCHOLOGIA: Obraz siebie vs. świat oraz @tomosano Depresyjna kultura rywalizacji i jej wpływ na naszą samoocenę

pas_sredniosci.jpg
Based on a Public Domain picture from NASA

Zacznijmy od krótkiego wstępu

Nie wiem, kiedy pierwszy raz usłyszałem o Syndromie oszusta [Wikipedia]. Wiem za to, kiedy pierwszy raz miałem do czynienia z jego ofiarą, niebędącą mną (nawet nie wiem czy wtedy mnie to dotyczyło). Bardzo sympatyczny kolega z zespołu zgasł. Totalnie. Konieczność wykonania prostego zadania paraliżowała go. Niewiele później odszedł z pracy, a ja rozmawiałem o nim z szefem i dzieliłem się moim spostrzeżeniem, który wspominał, że zapytał go o to: "Zenon, co się dzieje? Przyszedłeś, trzaskałeś wszystko, wszyscy myślą że jesteś wspaniałym inżynierem, ale jakoś tak zgasłeś" - "Widocznie wszyscy się mylą" - odpowiedział. Gość się poddał, ale nie do końca - z tego co wiem nadal jest inżynierem oprogramowania i nadal daje sobie dobrze radę.
Ze dwa lata później miałem podobnie, próbowałem jednak coś z tym zrobić do momentu, kiedy ten sam szef powiedział mi, że nie widzi powodu abym dalej programował przesunie mnie do roli wówczas określanej przez niektórych jako "emerytura programistyczna". Po czterech latach pracy zawodowej. Dwa dni później szukałem pracy w Londynie. Nie obraziłem się czy co, to było planowane wcześniej. Jedyne co się zmieniło to świadomość, że jeśli dostanę satysfakcjonującą ofertę to ją przyjmę. Dostałem dwie, wybrałem najlepszą z nich i tydzień później złożyłem wypowiedzenie. Z rozmów pamiętam dwie rzeczy: otwarcie mówiłem, co o mnie myślą w obecnej pracy i że z tym się nie zgadzam, oraz zaskoczenie, że daję sobie radę. Nawet agent mnie o to pytał, czemu jestem zaskoczony. Jak nie być zaskoczonym, jak widzisz że popełniasz błędy, ludzie na Ciebie się o to denerwują, a jeśli nie, to Ty sobie wmawiasz że się denerwują, a najlepiej sobie radzisz z zadaniami, których nikt inny nie chce się podjąć?
Zmieniłem pracę, demony zostały. Byłem na skraju załamania, ale pomógł mi z tego wyjść manager z głową. Chyba wtedy poznałem pojęcie "syndrom oszusta".
I zacząłem piec, ale o tym to gdzie indziej. Chleb pomógł mi wypracować sobie zdrowe podejście na obszarze, na którym niczego nie muszę nikomu udowodnić. Mój życiowy cel: nie musieć: być lepszym, bezbłędnym, twardzielem z cojones tak wielkimi że Plutonowi się robi głupio. Nie musieć pokazywać, że wszystko robi się idealnie. Móc odpuścić, przyznać że inni są lepsi i że to jest OK. I cieszyć się, że ma się takich zaradnym, mądrych znajomych. I uczyć się od nich.

Znaczy się żeby nie było wątpliwości: robię lepsze bajgle od Ciebie. Tak dobre, że Teściowa jak nas odwiedziła, jeszcze nie weszła do domu, a już sobie zażyczyła. Jak chcesz robić takie dobre bajgle, potrzebujesz dobrego przepisu i bycia mną (niestety na to nie mam przepisu)

Jestem przeciętny

Jest taka miła Pani, która ma nieźle gadane. Na tyle nieźle, że jest znana z TEDa. Nazywa się Brene Brown i opowiada o potędze wrażliwości. Swego czasu słuchałem jej niemal w kółko. Jedną z ważnych informacji dla mnie było to, że to w porządku być niedoskonałym i nie wstydzić się tego. Albo tak to przynajmniej zapamiętałem. Ale najbardziej zapamiętałem, że coś, co niekoniecznie jest traktowane przez innych jako siła, może być źródłem potęgi.

Podziwiam moich znajomych, są bardzo zaradni, gdy patrzę na moje życie, wychodzi że mam więcej szczęścia niż rozumu. W grupie piekarzy czuję się średni - i inni mogą tylko marzyć o kajzerce takiej jak moja. W grupie programistów czuję się średni - i niemal każdy w zespole uderza teraz do mnie, gdy trzeba rady.

Kajzereczkę?

Ale to jest w porządku. Trzeba mieć odwagę, by być przeciętnym i nie udawać, że się nie jest. Ja tę odwagę miewam. Jeszcze czasem się boję, ale miewam.

W tym miejscu polecam przeczytać wpisy przytoczone we wstępie.

I tu dochodzimy do sedna. W jakiej grupie jestem przeciętny? Gdy spotkam się ze znajomymi ze studiów, czuję się bardzo w tyle. W pracy różnie. Jako piekarz czuję się amatorem, który coś tam wie. Mogę piec tych 15-20 bochenków w tygodniu, wiąż będę się czuł amatorem. Kucharz okrętowy może piec z przepisów z mojej strony, a i tak będę się czuł amatorem. A przyczyna tego jest prosta - każdy kogo znam jest lepszy w jakimś aspekcie, czyli ja w każdym aspekcie jestem od kogoś gorszy. Łatwo się załamać, nie? No właśnie, nie. Jestem przeciętny, to nie znaczy, że jestem najgorszy. Grupa porównawcza też ma tu spore znaczenie.

Tu czas na moją teorię pasa średniości. W centrum układu słonecznego jest Słońce. Ono wie, że jest naj, my wiem że jest naj. Nikomu niczego nie musi udowadniać, bo wie. Potem Merkury i Wenus - typowi rywalizujący, ale trochę z przesadą już, więc się spalają po trosze. Ziemia - w punkt. Wiele z nas by chciało byś tak wyważonych, z takimi osiągnięciami - przecież tam życie jest. Żeby nie było idealnie, ludzie na nią srają. Mars - no stara się, to jest wciąż więcej niż większość. Prawdopodobnie gdzieś po drodze mogło być jak na Ziemi, kto wie. Pas asteroid - obszar średni. Jowisz - gigant buntownik. Saturn, Uran - podobnie, trochę dalej, trochę mniejsze. Neptun - wypierdek na skrajności, podobnie jak Pluton.

Pas średniości - to tam niemal wszyscy jesteśmy z większością naszych umiejętności. Czasem wstrzelimy się w ziemiański punkt, czasem zbuntujemy i będziemy skarłowacieli gdzieś na obrzeżach, jak Pluton. Ale uświadommy sobie, że większość w nas jest przeciętna. I to jest dobre.

Mam wrażenie, że w świecie panuje przekonanie, że przeciętność jest zła, więc ludzie muszą się wybić. Podróżują, walczą o gwiazdki producenta opon, składają w warsztacie maszynę do operowania raka, żeby móc dłużej siedzieć na wykop.pl. Albo koloryzują, aby dodać sobie efektu wow. Albo kłamią. Pamiętam usługi chyba z Rosji, gdzie można było sobie kupić wspomnienia z wakacji, żeby ukryć, że było tylko stać na PKS do miasta. Albo nagrywanie wywiadu w lewym talk show z sobowtórem gospodyni.

Może problemem jest to, że przeciętność jest prawdziwa? Nie wiem. Zwyczajnie zaakceptowałem, że są takie rzeczy, że jak się zaprę to najwyżej ufajdam gacie, ale nie osiągnę. No nie da rady. I to jest OK.

W amoku deprecjonowania samego siebie łatwo zgubić świadomość, jak wiele się osiągnęło i jak wiele się ma. Łatwo zgubić też cel, lub go nigdy nie określić. Ja mam mój cel: zadecydować, gdzie chcę żyć. Jak to określę, otworzą się kolejne: nabyć lokum, uczynić je domem. Wtedy będzie już z górki: wychować dzieci, dać im dobre buty na podróż zwaną życiem, zadbać o żonę jeszcze bardziej niż dotychczas, poczekać na wnuki, umrzeć. Ekscytujące, prawda? Tyle wygrać!
A, i może otworzyć piekarnię, jak już nie będę musiał.


An example of another totally average person. Public Domain, taken from Wikipedia

Co dała mi przeciętność?

Zdałem sobie sprawę z tego, że nie jestem ani super wyjątkowy, ani super beznadziejny. Nie jest tak, że wszyscy mnie nie lubią, lub mają ze mną problem. Jeśli mają, to jest to ich problem i muszą sobie z nim jakoś poradzić, acz chętnie spróbuję pomóc, jeśli tego chcą.

Zrozumiałem, że o ile ważne jest dla mnie, aby zadowolić wszystkich, nie mogę zapomnieć, że jestem jednym ze wszystkich. A jeśli nie mogę zadowolić innych, muszę spróbować zadowolić przynajmniej siebie.

Zrozumiałem, że to, czego nie wiem, to nie moja wada, to tylko sucha informacja, z którą mogę, ale nie muszę, coś zrobić.

Zrozumiałem, że nie trzeba posiadać wielkich mocy, aby być dla kogoś bohaterem, ale trzeba mieć świadomość, że wynika z tego odpowiedzialność, jeśli chce się nim pozostać.

Zrozumiałem, że muszę popełniać błędy i ponosić porażki. Rzeczy muszą nie wyjść. Jeśli wyszły, to był przypadek i trzeba powtórzyć.

Zrozumiałem, że jak już coś umiem, nie muszę tego uśredniać ani ukrywać. Mogę za to się tym dzielić


Totalnie przeciętni ludzie jedzący mój chleb (Źródło: @buttpacker )

Zrozumiałem, że jak spróbuję napisać tekst motywacyjny o mojej filozofii życia, wyjdzie przeciętnie, a ja będę się czuł zażenowany czytając go. Ale lepiej nie będzie. A może nie mam racji - to szansa na konfrontację.

Co mogę Tobie powiedzieć?

Jeśli uważasz się za najokropniejszą osobę na świecie, prawdopodobnie źle siebie oceniasz.
Jeśli uważasz się za najwspanialszą osobę na świecie, prawdopodobnie źle siebie oceniasz.
Jesteś wystarczająco dobra.
Jesteś wystarczająco dobry.

Kim Ty jesteś? Kim chcesz być?

Nie mam tu nic do powiedzenia. To miejsce na Twój artykuł.

Zgłaszam wpis do kategorii riposta w temaTYgodnia.

Sort:  

Jeden z ciekawszych wpisów ostatnio.

Bo idący wbrew rzeczom oczywistym, bardzo osobisty i zręcznie napisany.

Genialny wpis!!! Na pewno nieprzeciętny :) Cieszę się, że mogłam poznać Twoją historię.
Brene Brown jest cudowna, tak wspaniale demontuje stereotypy myślowe dotyczące cech powszechnie uznawanych za oznakę słabości!
Sama stoczyłam sporo walk z wiatrakami, by w końcu odrzucić pęd do bycia najlepszą we wszystkim.
Moje motto: I am enough, I am worthy. Pozdrawiam ciepło!

Yes you are :)

Przyznam, że nieraz chciałem Cię zapytać, co Ty tak z tym chlebem?! - ale nie spodziewałem się aż tak fascynującej i dającej do myślenia odpowiedzi.

Ten logiczny absurd, że wszyscy chcą być wyjątkowi (co jest oczywiście niemożliwe) ma u podstaw prawdopodobnie zwykły humanizm jako pogląd na świat, w którego centrum stoi człowiek. Niestety obecnie dzięki agencjom marketingowym wyrodziło się to w: jestem tak niezwykły, że jestem wart tego, i tego, i jeszcze tego.... (tu wpisuje się nazwy produktów lub idei, lub polityków, których trzeba sprzedać).

Twój wpis jest bardzo ożywczy, ale też niebezpieczny, bo podobnie jak idea minimalizmu podważa przesłanki przerabiania człowieka w "klienta". Co gorsza, robisz to na własnym, bardzo intrygującym przykładzie, a nie teoretycznie tylko. To robi wrażenie i jest tym bardziej groźne. Popsujesz gospodarkę i co będzie?

Bardziej na serio: masz jeden wolny tag, a wpis jest o wartościach, a nawet jest w nim obraz świata (a przynajmniej Układu Słonecznego ;) Z radością zobaczylibyśmy ten wpis na tagu pl-religia, my tam rozmawiamy o źródłach różnych światopoglądów...

To nie jest wpis o religii. Pomija też pewien aspekt, który dla mnie jest bardzo ważny, zostawiając pewną próżnię - istotę relacji interpersonalnych, potrzebę przynależności, które mogłyby prowadzić do tematu religii. Ale nie planowałem, nie myślałem, nie chcę :)
Bardziej myślałem o #pl-filozofia.

Mega ciekawe, ale faktycznie ludzie chcą za wszelką cenę się wyróżnić i być wyjątkowym. Wiele osób mówi do mnie "wow, ale z ciebie podróżnik, super, extra itd" to stwierdzam tak jak napisałeś, zwykły przeciętny co sobie postawił cel wyjechać i wyjechał, tak o, bez fajerwerków i całej otoczki.

No wiesz, żeby coś zrobić to trzeba być kimś! A jak jest się nikim to się nic nie robi.
To trochę takie podejście chyba: ja to nie potrafię, ja nie umiem, jestem za cienki między uszami. Niedostatecznie dobry, żeby coś osiągnąć, bo to co ja osiągam to mało, zbyt mało, by to nazwać "czymś".

A to guzik prawda. Gry na pianinie nie zaczyna się od Nokturnów Chopina. Pierwsza podróż może być do kibla, i to jest już coś. Potem wystarczy wybrać kibel trochę dalej.

Ciekawe podejście do tematu i wyłożenie własnej filozofii, ale z tą przeciętność to chyba trochę przesadziłeś; inżynierowie oprogramowania to jednak wąska grupa specjalistów, elita na tle całego społeczeństwa.

Wszystko zależy od perspektywy, jeśli jesteś na dnie to powiedzenie sobie "jesteś wystarczająco dobry" niczego nie zmieni, do zmiany percepcji potrzeba czegoś więcej. Przeciętność jest dobra, lecz najpierw trzeba wznieść się na jeden z poziomów przeciętności.

Elita Srelita. Nic się nigdy nie zmieni, jeśli będziesz patrzeć na siebie tylko przez pryzmat porównania z innymi.
Z tą elitą nie przesadzaj, to tylko zawód. Gdybyś widział tylko ile słomy z butów wystaje w biurze, ile mentalnego skarłowacenia...

To nie chodzi o konkurs, to chodzi o walkę z demonami w głowie, które uniemożliwiają zrobienie czegokolwiek, bo wszystko staje się mierne. Sama zmiana myślenia nie zmienia Twojego położenia, ale uzdrawia podejście.

Piekne!

A co do porownywania sie do kogos - o wiele zdrowsze jest porownywanie sie do siebie samego (z wczoraj, sprzed roku, etc) niz do innych :) Zyjemy wlasnym zyciem i jezeli chcemy je ulepszac i poprawiac to patrzmy na siebie i co mozemy ze soba zrobic! Choc oczywiscie i tutaj moze to zajsc w niezdrowe rejony, ale o wiele rzadziej i mniej toksycznie niz porownywanie sie do jakis naszych wyimaginowanych bogow.

Najlepiej obserwować innych i obserwować siebie, I od innych i od wczorajszego siebie można sporo się nauczyć.

Obserwowac tak, ale nie porownywac!

Napisałem "obserwować" ze szczególną ostrożnością, żeby nie wyszło "porównywać", łatwo się przejęzyczyć.
Tak drugie jaja jest historia tego gościa? Wydaje się być interesującym obserwatorem i gada w miarę rozsądnie, ale skąd on się wziął?

Przetlumaczylem kiedys artykul o nim. Dosc kontrowersyjna postac ze wzgledu na komentarze polityczne, ale goraco polecam bo gosc gada BARDZO z sensem :)

Raczej unikam słuchania innych, bo zdarza mi się w tym zakopać :)

Cieszę sie czytając coś takiego. Nieprzeciętnie podchodzisz do sprawy a twoje przemyślenia dają mi poczucie stabilnej życiowej postawy u Ciebie. To akurat (wybacz) czyni Cię w tym aspekcie nieprzecietnym. Porównanie do układu słonecznego niezwykle trafione. Dodalabym jeszcze to wszystko co już napisał saunter, bo zgadzam się z tym :)

Dzięki. Wałkujemy z córką układ słoneczny, skojarzyło mi się :)

Dobry wpis, chyba coś napiszę, kiedyś, w kontrze.

Stoicyzm i pęd do doskonalenia się to najlepsza postawa życiowa ze wszystkich dostępnych.

Bardzo chętnie przeczytam.

oj, jak ja tego potrzebowałam..

to jest takie przeciętne, że chyba sobie wydrukuje
i poczytam jeszcze kilka razy

Coin Marketplace

STEEM 0.16
TRX 0.15
JST 0.028
BTC 54461.78
ETH 2294.45
USDT 1.00
SBD 2.28