O „własności intelektualnej” - tłumaczenie artykułu J.A. Tuckera i dalsze przemyśleniasteemCreated with Sketch.

in #polish7 years ago (edited)

Niedawno na stronie Stowarzyszenia Libertariańskiego pojawiło się kolejne tłumaczenie mojego autorstwa. Znów zabrałem się za artykuł Jeffreya A. Tuckera – tym razem Knowledge Is as Valuable as Physical Capital, zahaczający o temat tzw. „własności intelektualnej”.

Na początek tradycyjnie przytoczę wybrane fragmenty artykułu, zachęcając jednocześnie do przeczytania całości. W tekście znajduje się dość obszerny cytat z książki Konstytucja wolności, autorstwa F.A. von Hayeka, laureata Nagrody Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie ekonomii. Poniższe ustępy odwołują się do tego cytatu.

Mile widziane krzywe spojrzenie Hayeka na „własność intelektualną” jest zupełnie słuszne. Prawa autorskie, patenty, a nawet znaki towarowe w obecnie znanej postaci – wszystkie wywodzą się z rządowego ustawodawstwa. Wszystkie są zaprojektowane po to, by powstrzymywać przepływ informacji poprzez nakładanie kar za używanie wartościowej wiedzy. Siłą rzeczy hamują one z tego powodu rozwój, co w oczywisty sposób widać, gdy spojrzymy na przykład na patenty na oprogramowanie. Tworzą one monopole informacyjne wymuszane przez państwo.

Usunięcie barier w rozpowszechnianiu informacji Tucker nazwał „socjalistyczną” stroną kapitalizmu:

Ten bezpłatny dar wiedzy jest tym, co można nazwać „socjalistyczną” stroną kapitalizmu. Każdy prywatny producent, aby wprowadzić na rynek swoje towary, musi siłą rzeczy „oddać” najbardziej wartościową rzecz – zawartą w nich dokumentację swojego sukcesu. Ta dokumentacja, ta wiedza, przepis i metoda na rynkowe sukcesy, staje się częścią dóbr wspólnych. W konsekwencji inspiruje to konkurencję do naśladowania tego sukcesu. Rentowny producent musi z kolei pozostać na ścieżce zmiany oraz rozwoju, nie spoczywać na laurach i tworzyć coraz nowszą i lepszą wiedzę.

Widzimy zatem, jak Hayek przewidział wspaniały trend naszych czasów – ciągłe i nieubłagane przesuwanie się coraz większych obszarów naszego gospodarczego życia ze sfery dóbr rzadkich do sfery charakteryzującej się brakiem rzadkości: słów, obrazów, filmów, materialnych przedmiotów dzięki drukowaniu 3D, a teraz nawet pieniędzy.

Czytaj całość: Jeffrey A. Tucker – Wiedza jest tak samo wartościowa jak materialny kapitał

Własność a „własność”

Zdaję sobie sprawę z tego, że postulat odrzucenia praw „własności intelektualnej” może być dla wielu czytelników kontrowersyjny. W dalszej części tego posta podzielę się swoimi przemyśleniami na ten temat, ale najpierw jeszcze raz posłużę się cytatem, tym razem z jednego z najbardziej znanych polskich libertarian, Jakuba Bożydara Wiśniewskiego. W najnowszym wpisie na jego blogu, pt. "Własność intelektualna" i "przemoc psychiczna", czytamy:

Jako że idee i inne dzieła intelektualne to nic innego jak zawartość poszczególnych umysłów, która jest teoretycznie nieskończenie replikowalna, pojęcie "własności intelektualnej" implikuje możliwość bycia właścicielem cudzych umysłów oraz - w takim stopniu, w jakim ich wola wpływa na świat rzadkich, fizycznych dóbr - również cudzych ciał i obiektów poddanych ich kontroli. Innymi słowy, poważne traktowanie pojęcia "własności intelektualnej" uniemożliwia poważne traktowanie pojęcia własności - tej zwykłej, bezprzymiotnikowej, dotyczącej uprawnionej kontroli nad immanentnie rywalizacyjnymi dobrami.

Pozwolę sobie rozwinąć tę myśl. Poważne potraktowanie pojęcia „własności intelektualnej” prowadzi do stanu, w którym im większa jest kreatywność innych osób, tym mniejszy zakres mojej wolności. Dopuszczalna jest np. następująca sytuacja. Zgromadziłem dzięki swojej pracy w moim domu pewne zasoby. Jeszcze wczoraj mogłem je w pewien konkretny sposób wykorzystać – wytworzyć z nich dobra jakiegoś rodzaju i handlować nimi. Być może wcześniej nie wpadłem na takie ich wykorzystanie, ale nie oznacza to, że nie wpadłbym na nie za kilka dni. Być może nawet na nie wpadłem, jednak z powodu ważniejszych spraw odkładałem je na później.

Niestety dziś okazało się, że ten sposób wykorzystania owych zasobów właśnie został przez kogoś zarejestrowany i zarezerwowany. Osoba, której być może nigdy nie spotkałem, która nie pomagała mi w żaden sposób zgromadzić moich zasobów, a nawet nigdy nie widziała ich na oczy, wysuwa wobec nich roszczenia, dyktując mi, w jaki sposób mogę ich używać.

Możliwość wykorzystania mojego umysłu, ciała i zgromadzonych dzięki mojej pracy dóbr należy do sfery mojej podstawowej wolności, o ile działaniem tym nie naruszam analogicznej wolności innych osób. Czy uprawnione jest to, że ktoś może mnie tej wolności pozbawić, samym tylko wpadaniem na nowe pomysły?

Na pewno burzy to porządek oparty na tradycyjnie rozumianych prawach własności. Te dotyczą dóbr rzadkich, co do których istnieje potrzeba ustalenia, kto ma prawo decydować o ich wykorzystaniu. Prawa „własności intelektualnej” podkopują prawa własności dóbr materialnych, rozmywają jasne ustalenia dotyczące tego, kto o czym decyduje, i wprowadzają brak konsekwencji, który łatany jest arbitralnymi zasadami.

Czy uprawnione byłoby, gdyby wynalazca koła zabronił pozostałym ludziom korzystania ze swojej idei (nawet gdyby sam nie sprzedawał kół, a jedynie korzystał z nich na własny użytek)? Czy mógłby to zrobić nawet wtedy, gdyby ktoś inny niezależnie wynalazł koło minutę po nim i dopiero po jakimś czasie dowiedział się, że był drugi? Czy pierwszy wynalazca mógłby nakazać zniszczenie kół drugiego, czy tylko zakazać mu produkowania kolejnych? Gdyby zabronił innymi korzystania z kół, po jakim czasie ludzkość mogłaby w końcu zacząć korzystać z tego dobrodziejstwa?

Dlaczego autorskie prawa majątkowe wygasają 70 lat po śmierci autora? Dlaczego jego spadkobiercy nie mogą z nich korzystać nawet za kilkaset lat – tak jak dom rodzinny może być przekazywany przez wiele pokoleń? Dlaczego działanie, które dziś jest naruszeniem „własności” spadkobierców autora, jutro może nim już nie być, mimo że „właściciele” nie porzucili ani dobrowolnie nie dopuścili innych do korzystania ze swojej „własności”?

Jak niearbitralnie ustalać, czy dana idea jest na tyle unikalna, że może podlegać ochronie? Jak niearbitralnie ustalać, czy jest na tyle podobna do innej, że narusza „własność intelektualną” jej autora? Z prawami własności dóbr materialnych nie ma tego problemu. Wiadomo, kiedy mamy do czynienia z naruszeniem takiej własności. Problem może pojawić się jedynie w przypadku ustalenia poziomu naruszenia, który byłby już karalny – np. wiadomo, że nie mogę zatruć sąsiada gazem, ale mogę palić na swojej działce papierosa, nawet jeśli niektóre cząsteczki dymu naruszą przestrzeń sąsiada. Gdzieś pomiędzy jest granica, ale gdzie? W sytuacjach granicznych sądy muszą podejmować decyzje cechujące się pewną arbitralnością – ale nie dlatego, że nie wiadomo, czy własność została naruszona, tylko dlatego, że od konwencji społecznej zależy, jaki poziom naruszenia jest akceptowalny (a jakiś być musi, inaczej naszemu życiu towarzyszyłby nieustanny paraliż).

Podobnie jest z akceptowalnym poziomem hałasu – nie mogę ogłuszyć sąsiada, nawet jeśli przebywam cały czas jedynie na swojej działce, ale mogą do niego docierać emitowane przeze mnie ciche dźwięki. A co jeśli przyjmiemy perspektywę „własności intelektualnej”? Załóżmy, że sąsiad nuci jakąś skomponowaną przez siebie melodię na tyle cicho, że wiem, że sąd nie uzna tego za nadmierny hałas – a jednak go słyszę. I nawet jeśli poziom hałasu jest uznawany za akceptowalny, to mogę nie chcieć przyjmować „podrzucanej” mi melodii jako idei. Każdy pewnie był w sytuacji, kiedy nie mógł się uwolnić od prześladującej go głupiej melodii. Jeśli melodia jest „własnością intelektualną” kompozytora, to sąsiad powinien odpowiadać sądownie za umieszczenie swojej własności w mojej głowie – tak jak odpowiadałby za umieszczenie w niej noża. Głośność nie powinna mieć tutaj znaczenia, ponieważ nie jest to cecha melodii jako idei podlegającej pod prawa „własności intelektualnej”. Gdybym tę samą melodię wykonał o wiele głośniej lub ciszej i wydał na płycie, sąsiad mógłby mnie pozwać za bezprawne wykorzystanie jego „własności”. Konsekwencja nakazuje, żeby istniała też druga strona medalu „własności intelektualnej” i żeby sąsiad odpowiadał za umieszczenie swojej „własności” w mojej głowie bez mojej zgody.

Zamiast konsekwencji mamy jednak arbitralne zasady.

Własność a rzadkość

Rzadkość dóbr nie jest cechą pożądaną przez ludzi, którym zależy na upowszechnianiu się dobrobytu. Stąd zapewne wiele osób o dobrych intencjach daje się zwieść socjalistycznym hasłom, które nie traktują tej rzadkości poważnie, sugerując, że same budowanie więzi oraz myślenie życzeniowe wystarczą, by tę rzadkość przezwyciężyć i dostarczyć wszystkim ludziom potrzebne im dobra. To jednak zawodzi. Brak poszanowania własności prywatnej podkopuje motywację do efektywnej produkcji pożądanych dóbr i usług, a brak systemu cen rynkowych pozbawia ludzi informacji o tym, co jest w jakim stopniu przez innych pożądane i, w konsekwencji, gdzie warto kierować rzadkie zasoby.

Zdjęcie z Wikipedii

Dzięki poszanowaniu własności dóbr materialnych, każdy dysponuje tym, co wypracował (co jest sprawiedliwe, a także motywujące do zwiększania dobrobytu – nie tylko własnego), oraz tym, co pozyskał w drodze handlu lub dobrowolnej darowizny, a potencjalne konflikty dotyczące rywalizacyjnych dóbr rozwiązywane są we względnie szybki i pokojowy sposób, ponieważ obowiązuje zasada, że to właściciel ma decydujący głos w sprawie przeznaczenia danego dobra.

Z drugiej strony upublicznione idee nie są rywalizacyjnymi dobrami. Moje korzystanie z danej idei nie wyklucza innych osób z korzystania z niej. Prawa „własności intelektualnej” tworzą sztuczną rzadkość tam, gdzie jej nie było. Zapewne dlatego sytuację, w której szanujemy własność dóbr materialnych, ale nie tworzymy sztucznej rzadkości idei, J.A. Tucker nazwał „socjalistyczną” stroną kapitalizmu. Socjaliści są niechętni wobec własności – ale własność jest potrzebna tam, gdzie występuje rzadkość (świat dóbr materialnych). Prawa własności nie powinny jednak tworzyć sztucznej rzadkości tam, gdzie nie musiałaby ona występować (idee).

Obrazek skopiowany z fanpage'a Zdecyduj się. Sądzę, że autor się nie obrazi. 😉

Wynagradzanie idei

Oczywiście sprzeciw wobec „własności intelektualnej” nie oznacza sprzeciwu wobec zarabiania na ideach. Pogląd, że autor wartościowej idei powinien zostać za nią odpowiednio wynagrodzony, jest spójny z poczuciem sprawiedliwości wielu osób – w tym moim. Stąd zapewne bierze się dość powszechne poparcie dla praw „własności intelektualnej”. Wszystko jednak rozbija się o to, co jest odpowiednim wynagrodzeniem za idee. Warto też zachować otwarty umysł i pamiętać, że rozwiązanie, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, nie jest koniecznie jedynym możliwym rozwiązaniem danego problemu (i niekoniecznie jest sprawiedliwe). W końcu historia prawodawstwa chroniącego autorów idei stanowi jedynie niewielki ułamek historii ludzkiej innowacyjności.

Już samo wspomniane poczucie sprawiedliwości sprawi, że część ludzi będzie wspierać twórców dobrowolnymi datkami, niezależnie od istnienia praw „własności intelektualnej”. Lepiej jednak odwołać się do czegoś więcej niż samej dobrej woli. W końcu zwolennicy tych praw raczej nie twierdzą,  że autorzy idei nie byliby bez nich wynagradzani wcale, tylko że nie byliby wynagradzani odpowiednio. Jednak przesada w drugą stronę również jest możliwa. Skąd mamy wiedzieć, czy dzięki tym prawom nie bywają oni obecnie wynagradzani bardziej niż odpowiednio (kosztem konsumentów tych idei)? Odpowiednie wynagrodzenie nie wyraża się przecież żadną obiektywną wartością w jakiejkolwiek walucie. Odpowiednie wynagrodzenie to wynagrodzenie wolnorynkowe, czyli będące efektem wolnych wyborów jednostek. Państwowa ochrona twórców polega na przymusie, który godzi w wolność potencjalnych konkurentów oraz w wolny wybór konsumentów. W konsekwencji stanowi więc przywilej aktualnych producentów.

Ale w jaki sposób autorzy idei mają być wynagradzani, jeśli zachowamy wolność konsumentów oraz potencjalnych konkurentów? Myślę, że osoby choć trochę zaznajomione z funkcjonowaniem portalu Steemit znają przynajmniej jedną z potencjalnych odpowiedzi na to pytanie. Jest to w końcu portal, którego jednym z kluczowych elementów jest wynagradzanie autorów idei. Wiemy również, że plagiatorzy nie mają tu łatwego życia. Społeczność portalu nie tylko wynagradza autorów wartościowych treści. Użytkownicy potrafią również w nie odwołujący się do przymusu sposób zwalczać (lub przynajmniej uwidaczniać) próby zarabiania na cudzych treściach (które nie wnoszą przy okazji jakiejś wartości dodanej). Pomagają w tym odpowiednio zaprogramowane boty (na marginesie: niniejszy wpis zawiera kilka cytatów, więc spodziewam się, że może odwiedzić mnie @cheetah – już teraz serdecznie pozdrawiam, licząc jednocześnie, że ja jakąś wartość dodaną jednak tu wytworzyłem 😉).

Świetną możliwość ustalania rynkowej wartości idei dały również portale crowdfundingowe. Pamiętajmy, że brak ograniczeń wykorzystania upublicznionej idei nie oznacza przymusu upubliczniania idei. To autor ma na początku pełną kontrolę nad swoim pomysłem i może go nie upubliczniać, póki nie otrzyma za to satysfakcjonującego wynagrodzenia lub nie zadba o możliwość przyszłego zarobku (nieodwołującymi się do przymusu metodami) na tyle dobrze, by spodziewał się odpowiednich zysków. Jednak próba kontrolowania upublicznionej idei to już niestety próba kontrolowania umysłów, ciał i pozostałych zasobów innych ludzi.

Autorzy idei mogą utworzyć odpowiednią kampanię na portalu crowdfundingowym, a po otrzymaniu satysfakcjonującego wynagrodzenia pozwolić jej już żyć własnym życiem – w tym rozwinąć skrzydła dzięki twórczemu wykorzystaniu przez inne pomysłowe osoby. Więcej możliwości ochrony interesu twórców w świecie bez „własności intelektualnej” zaprezentował Stanisław Wójtowicz we wpisie Infoanarchizm (rozdziały Jak artyści mogliby zarabiać wobec braku praw autorskich? oraz Jak finansować pracę nad wynalazkami wobec braku prawa patentowego?). Polecam oczywiście całość – jest to dogłębna analiza tematu z perspektywy libertariańskiej.

Mam nadzieję, że zainteresowało Was to zagadnienie – i nawet jeśli się ze mną nie zgadzacie, może chociaż zainspirowałem Was do przemyśleń. 🙂

Zapraszam do podzielenia się nimi oraz do zadawania pytań. Dodam, że sam też kiedyś popierałem prawa autorskie oraz patenty, jednak upór kolegi, z którym odbyłem wiele dyskusji na ten oraz inne tematy światopoglądowe, w końcu skruszył moje poparcie i skłonił mnie do zmiany zdania.

Ten wpis oczywiście nie wyczerpuje tematu. Zamierzam go jeszcze w przyszłości poruszać, a teraz zostawię Was z garścią polecanych lektur. 😉

Po polsku:

Po angielsku:


Obrazek z Wikipedii

Zachęcam do dzielenia się wartościowymi ideami oraz wspierania ich twórców. 🙂 Jeśli podobał Ci się ten wpis, udostępnij, zagłosuj i obserwuj mój profil.

Moje inne wpisy, które mogą Ci się spodobać:
Sort:  

Zauważmy, że rozmawiamy tutaj dzięki technologi, która jest open-source. Dzięki chęci dawania wzrastamy.

Jakościowy tekst przyznać trzeba, jednak nie wydaje mi się żeby usunięcie patentów, ochrony patentowej, własności intelektualnej i innych tego typu przepisów dobrze wpłynęło na świat, oczywiście najlepiej było by znaleźć złoty środek bo monopol niektórych korporacyj jest tak gigantyczny że mają wpływy większe niż całe państwa, dlaczego jakiś koncern farmaceutyczny może zastrzec sobie recepturę leku na raka, produkując bardzo drogie lekki, które można by było sprzedawać za ułamek tej sumy. Rozkład dóbr niestety nie jest niestety sprawiedliwy, ale w dużej mierze wynika to z natury ludzi.

Dzięki. 🙂 Co do wpływu na świat, być może przyjdzie nam przekonać się o tym w praktyce. Prawo nawet niekoniecznie musi się zmienić - już teraz rozwój technologii osłabia znaczenie tych regulacji i jest szansa, że ten trend się znacznie pogłębi. Twórcy już teraz znajdują inne metody zarabiania na swoich ideach. Zobaczymy, jak się to rozwinie - pewnie będzie ciekawie. 🙂

Czy jeśli zrobię coś na crowdfunding (teoretycznie, bo u nas z tym lipa) to mam do tego prawa? Czy płacący mi mają jakąś część praw (coś na zasadzie inwestorów)?

Zależy, o jakie prawa chodzi. Opis kampanii crowdfundingowej powinien to regulować i być rozumiany jako umowa między Tobą a wpłacającymi. Przy standardowej kampanii Ty masz prawo do zgromadzonych pieniędzy, a wpłacający do nagród, które obiecałeś w opisie. A upubliczniona idea może już żyć własnym życiem (w świecie bez praw "własności intelektualnej").

Ciekawy wpis. Bardzo Ci dziękuje za linki, napewno zajrze i czekam na więcej. Dodatkowo mam pytanie: Jaki sposób będzie najlepszy dla gratyfikacji osób ktore coś odkryły/stworzyly/(poświęciły czas lub życie w imie odkrycia 'tego')?

Dzięki za miłe słowa! 🙂 Bardzo trudno jednoznacznie odpowiedzieć na Twoje pytanie. Po pierwsze dużo zależy od konkretnej sytuacji - inna odpowiedź może być w przypadku, gdy dziełem życia jest obraz lub rzeźba (unikalne dzieło, w przypadku którego oryginał jest dużo więcej wart niż kopie), inna w przypadku utworów muzycznych, inna w przypadku leków, wynalazków itd.
Po drugie obecne uregulowania prawne zniechęcają do szukania sposobów finansowania idei, opartych o brak przymusu. Dlatego najlepszych rozwiązań możemy obecnie nie znać - wolnego społeczeństwa nie da się zaplanować. Można podać przykładowe rozwiązania, ale wolne społeczeństwo prawdopodobnie i tak by nas zaskoczyło.
Jeśli jednak miałbym spróbować odpowiedzieć na to pytanie (pamiętając o powyższych zastrzeżeniach), to myślę, że crowdfunding jest dobrym rozwiązaniem dla wielu dziedzin pracy twórczej. Sądzę, że w przypadku artystów (np. muzyków, pisarzy i filmowców, których dzieła dość łatwo kopiować) dobrze sprawdzałyby się również kolekcjonerskie limitowane edycje ich dzieł - przy których np. oryginalne opakowanie, autografy itp. byłyby pożądanymi elementami, których nie da się rozpowszechniać wraz z nieautoryzowaną, darmową cyfrową kopią.

Coin Marketplace

STEEM 0.16
TRX 0.13
JST 0.027
BTC 57130.74
ETH 2551.81
USDT 1.00
SBD 2.41