Zawrat i fragment Orlej Perci zimą

in #polish5 years ago

...I po tej całej akcji jakoś planowany na jutro Zawrat stał się nagle w naszej podświadomości jakiś taki trudniej dostępny, poważniejszy...bardziej wymagający...

Pochodzimy w dwójkę w kierunku Zawratu w cieniu wczorajszej akcji ratunkowej, o której stale przypominają pozostawione przez skutery śnieżne ślady. Widać, że ratownicy dotarli na nich bardzo blisko, bo ślady kończą się na dużej wysokości dopiero pod ostatnim, najbardziej stromym podejściem na Zawrat. W dolince pod przełęczą widać jeszcze pozostawiony tobogan (rodzaj noszy ratunkowych). Przed nami podążają cały czas babcia z kilkuletnią wnuczką. Tak sądzimy wnioskując z wieku obu kobiet. Spały również w schronisku. Początkowo budzą we mnie sprzeczne emocje. Widać, że nie są odpowiednio wyekwipowani. W górach, nawet zimą i nawet w skalnych ostępach czasem można spotkać dzieci, związane liną i wspinające się pod opiekom swoich rodziców sprawniej, niż nie jeden starszy od nich turysta. W tym przypadku jednak zastanawiam się, czy opiekunka wie na co się piszę. Jak się jednak okazało, to mieszkanka okolicy i częsta bywalczyni schroniska w Pięciu Stawach. Wykazała się również zdrowym rozsądkiem i wyobraźnią. Mimo, że szlak na Zawrat od strony Doliny Pięciu Stawów dla doświadczonego turysty nie stanowi większego wyzwania, ostatni fragment jest na tyle stromy, że warto mieć opanowane posługiwanie się czekanem i chodzenie w rakach. Ewentualne poślizgnięcie może się bowiem skończyć dopiero w dolinie. Wspomniana wcześniej "babcia" podchodzi z wnuczką parę kroków, po czym zarządza odwrót, i dalej ciesząc się pięknem zimowych Tatr, wracają w kierunku doliny. Piękny obrazek, jak starsze pokolenie przekazuje swym pociechom miłość do gór, również tych zimowych, w bezpieczny i przemyślany sposób.

Po finalnym podejściu stajemy na przełęczy Zawrat (2.159 m.n.p.m). To najniższy punkt w grani, więc wieje tu niemiłosiernie. Dalsza nasza droga, której chcieliśmy spróbować, prowadzi granią. Będzie więc wiało, a że nie będzie już dużych podejść to postanawiam założyć puchówkę aby się docieplić. Musimy też wyciągnąć linę i trochę pozostałego szpeju. Otwieram górną klapę plecaka i przez ułamek sekundy tylko widzę, jak "coś" wyfruwa z mojego plecaka by niczym ponaddźwiękowy odrzutowiec pofrunąć na stronę Hali Gąsienicowej. Tempo, w jakim to "coś" oddalało się ode mnie wskazuje na gigantyczną prędkość wiatru. Na szczęście, to "coś" okazało się być tylko pokrowcem na ręcznik. Z dużą czujnością wyjmuję więc teraz puchówkę oraz kominiarkę i zakładam na siebie, uważając, by kolejne części ekwipunku nie poszybowały w nieznane.

W międzyczasie z dołu, od strony Hali Gąsienicowej pochodzi skiturowiec. Zostaje chwilę na przełęczy po czym zjeżdża w dół tą samą trasą. Szacun w moich oczach. My związani już liną ruszamy teraz granią w kierunku Małego Koziego Wierchu. Latem prowadzi tędy szeroka ścieżka, nie sprawiająca większych trudności. Teraz musimy lawirować obok potężnych nawisów śnieżnych, uważając, by żaden z nich nie oberwał się pod naszym ciężarem strącając w czeluść. Ku naszej uciesze jednak okazuje się, że są ślady. Ktoś pewnie już wczoraj przeszedł ten fragment Orlej. Ślad założony, nie musimy torować i wyszukiwać drogi. Lepiej być nie mogło. Paweł zostawia narty na przełęczy a ja pełen optymizmu ruszam za wspomnianymi śladami.

W jednym miejscu chyba za bardzo im ufam, bo odwracając się widzę, że drugi raz poprowadziłbym ślad nieco dalej od krawędzi nawisu. Ślady wprowadzają na pierwsze, niewielkie wzniesienie i ..... nagle się kończą. To chyba wybiło mnie z huraoptymizmu, bo pytam Pawła, co robimy? Nie odpowiada. Mówię, że mi specjalnie nie zależy, i jeżeli nie czuje się na siłach iść dalej to możemy zawrócić, w myśli chyba licząc na to, że tak właśnie odpowie i podejmie za mnie tą trudną decyzję. Widzę jego niezdecydowanie, ale nie odpowiada jednoznacznie. Jesteśmy zaledwie parę metrów od przełęczy. Trudno - decyduję. Nie mamy doświadczenia na te warunki. Zawracamy. Po chwili stoimy znowu na przełęczy i patrzymy na nieodległe wzniesienie, na którym jeszcze chwilę temu razem staliśmy. Teren z tej perspektywy wydaje się banalny. Co prawda nie ma mowy o asekuracji, ale grań wygląda łatwo.

Proponuję drugie podejście, albo spróbowanie sił w kierunku Świnicy. Ta strona jednak zdecydowanie bardziej mnie przeraża, więc próbujemy podejść jeszcze raz drogą, z której przed chwilą zawróciliśmy. Po chwili znowu stoimy na tym samym wzniesieniu. Ściągam do siebie Pawła i idę dalej. Wychodzę na całą długość złożonej na wpół liny. Nie ma gdzie założyć asekuracji, więc robię punkt z zakopanego w śniegu czekana z kawałkiem taśmy. Paweł czujnie dochodzi do mnie. Idę jeszcze trochę dalej, ale wkraczam w nawiany śnieg. Jestem co prawda po stronie nawietrznej, ale czuję jak bardzo zmienia się konsystencja śniegu. Raz jest mocno ubity, jak beton, innym razem zapadam się do połowy łydki. Idę jeszcze kawałek przed siebie, pod ostatnie podejście na Mały Kozi Wierch (o czym jeszcze wtedy nie wiemy). Tutaj niestety nie znam terenu, z daleka zastanawiam się, czy powinienem iść bardziej w prawo, czy też bardziej w lewo. Psychika siada i decyduję się zawrócić. Gdybym w tamtym momencie wiedział, że to, co widzimy przed sobą, to już szczyt Małego Koziego Wierchu, może zdobyłbym się jeszcze na odwagę i spróbował podejść. Niestety wtedy jakoś mnie zamroczyło. Myślałem, że to jeszcze nie szczyt, że to jakiś przedwierzchołek. Dopiero później sobie uświadomiłem, że do szczytu było tak niewiele.

Udało się więc przejść kawałek Orlej. Minimalny, ale z tego co wiemy, najdalszy ze wszystkich zespołów, które wtedy próbowały (choć inni mieli dużo trudniejsze warunki, bo szli dzień po nas, gdy pogoda już się popsuła). Żal tylko, że tak niewiele brakowało. Obiektywnego niebezpieczeństwa raczej wtedy nie było. Zadziałała po prostu psychika oraz brak doświadczenia. Tego wycofu najbardziej mi szkoda.

Wieczorem dowiadujemy się, że naszym kolegom udało się przejść ścianę Kozich Czub i dojść granią do Koziego Wierchu. Mówią, że było ciężko i warunki bardzo trudne. Wrócili później niż planowali. Warunki uznali za bardzo trudne. A jeden z nich był na prawdę bardzo doświadczonym wspinaczem, więc skoro uznał warunki za trudne, to jednak coś w tym musiało być. Tak sobie to trochę tłumaczę, próbując nieco usprawiedliwić nasz wycof. Kurcze, szkoda. Ale jak to mówią - góry stoją i stać będą...

C.d.n

Sort:  

Congratulations @verticallife! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :

You published more than 70 posts. Your next target is to reach 80 posts.

You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

To support your work, I also upvoted your post!

Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!

This post is supported by $0.22 @tipU upvote funded by @grecki-bazar-ewy :)
@tipU voting service: get instant upvotes + profit sharing tokens | For investors.

Gratulacje! Twojej wysokiej jakości treść podróżnicza została wybrana przez @saunter, kuratora #pl-travelfeed, do otrzymania 100% upvote, resteem oraz podbicia całym trailem @travelfeed! Twój post jest naprawdę się wyjątkowy! Artykuł ma szansę na wyróżnienie w cotygodniowym podsumowaniu publikowanym na koncie @pl-travelfeed. Dziękujemy za to, że jesteś częścią społeczności TravelFeed!

komentarz.png

Dowiedz się więcej o TravelFeed klikając na baner powyżej i dołącz do naszej społeczności na Discord.

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 63103.76
ETH 2556.80
USDT 1.00
SBD 2.82