Dzień wypisu ze szpitala psychiatrycznego i powrót do domu ... Puzzle życia
Dziesiątego dnia nadszedł dzień wypisu ze szpitala. Wbrew wszystkiemu, nie miałem jakiejś wielkiej radości. Wręcz przeciwnie. Fakt, że poranne leki dały znać o sobie (przez paskudne skutki uboczne), strach przed światem. Krótko mówiąc mała panika mnie ogarniała. Kilka papierosów, nic nie pomogło. Cóż, życie idzie dalej i ja też musiałem iść. Pozostali z moich znajomych zazdrościli mi wyjścia, ale i cieszyli się. Szybkie wymiany numerów telefonu (tylko jeden okazał się prawdziwy lub prawidłowy). Dostałem wypis i recepty.
Winda na dół
Zjechałem z ojcem windą na dół. Przy wyjściu z budynku kompletnie zgłupiałem. Ruszyłem po odbiór depozytu i dokumentów (były w innym budynku). Nogi mi się trzęsły, w głowie kompletna pustka i niepewność co dalej. Pamiętam, że wsiadłem do samochodu i kawałek drogi. Leki i emocje dały mi wtedy najbardziej w kość. Wstyd mi było, że jako pierwszy w rodzinie wylądowałem w psychiatryku i w dodatku po samobójczej próbie. Okropne uczucie, ale widziałem też w sobie małe światełko w tunelu. Droga do domu (około 50 km) trwała dla mnie jak sekunda. Właśnie wtedy kiedy chcesz żeby czas spowolnił, on nieubłaganie szybko leci. Pewnie też to uczucie mieliście. Dojechaliśmy na miejsce. Miałem nieodparte wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą i wiedzą co zrobiłem, a przecież kompletnie nic nikt nie wiedział (no rodzina wiedziała). Wjazd windą w wieżowcu na górę i jestem w domu.
Dom
Hymm. Tak, ponoć w domu najlepiej. To prawda. Wróciłem do swojego pokoju, zasłoniłem rolety i położyłem się spać. Apetytu w ogóle nie miałem. Od leków trząsłem się w środku, ale wiedziałem, że kiedyś muszę się pozbierać. Zacząłem od bardzo długich rozmyślań.
Pierwsze myśli to analiza swojego życia. Przypomniało mi się wszystko, co się wydarzyło i pomału zaczynałem układać sobie w głowie puzzle moich błędów i sukcesów.
Puzzle życia
Moje życie, tak jak chyba nas wszystkich, to układanka tego co robimy prawidłowo i niekoniecznie dobrze. Warto patrzeć co z takiej układanki wychodzi, a nie rozpamiętywać źle włożony kawałek puzzla. Taki obraz kreowałem w głowie. Ciekawe, raz włożonego kawałka już nigdy nie wyjmiesz, możesz tylko następny ułożyć prawidłowo. Tak postanowiłem dalej robić. Małe kroki do kreowania nowego obrazu. Oby Picasso mi nie wyszedł. Cieszyłem się z tego, że nie przychodziły mi myśli rozpamiętywania błędów. To był sukces pobytu w Houston i rozmowy z innymi pacjentami.
Dzień mijał błyskawicznie. Po kilku godzinach snu, zrobiłem sobie gorącą kąpiel i stawałem pomału na nogi. Od dnia przyjęcia nie włączałem telefonu (bo był w domu) i nie sprawdzałem swojej poczty. Nie chciałem tego robić. Strach i panika dały znać o sobie. Wiedziałem, że moi znajomi i przyjaciele, byli u mnie w domu, ale jak się dowiedzieli, gdzie wylądowałem to dali sobie ze mną spokój (po paru dniach wyczytałem to z maili od nich). Słusznie więc, postanowiłem wyjąć kartę SIM z telefonu i połamać ją. Fajni przyjaciele powiecie. Sądzę, że raczej są wystraszeni i w sumie to, co ja ich tam obchodziłem. Jak mi się wiodło, miałem ich mnóstwo. Kiedy zaczynało się źle i potrzebowałem pomocy, nagle nie odbierali telefonu, zaczynali mieć dużo na głowie i po kilku tygodniach zajęli się swoimi sprawami a ja wylądowałem w Houston. Tak, prawdziwych przyjaciół w biedzie się poznaje. To święte słowa dla mnie. Przed moim pobytem w szpitalu, dołowało mnie to. Teraz to cieszę się, że już to wiem. Została mi rodzina i na tym postanowiłem się skupić i doprowadzić się do stanu prawidłowego funkcjonowania.
Teraz układam puzzle życia od nowa. Nie chcę być tamtym sobą. Tworze nowego siebie.
ciąg dalszy tutaj | co było wcześniej tutaj
Trzymam za Ciebie Kciuki pamiętaj nie jesteś sam!
Dziękuje, Steemit i Wy mi bardzo pomagacie