Pierwsze dni po szpitalu psychiatrycznym ... mój początek leczenia depresji

in #polish6 years ago (edited)


Pamiętam, kiedy moja znajoma wyszła z sankcji (nie poinformowała sądu o zmianie adresu i aresztowali ją na 3 miesiące), bała się dosłownie wszystkiego. Świat był dla niej jedną wielką przestrzenią, a dzwonek do drzwi był jak włącznik panicznego strachu. Długo to trwało. Patrzyłem na nią i nie próbowałem to zrozumieć. Nie bardzo mi to szło wtedy. Teraz ja przeżywałem podobną sytuacje. Chociaż nie byłem aresztowany, to panicznie bałem się dzwonka do drzwi, dźwięku telefonu i w ogóle wszystkiego. Dlaczego? Trudno to zdefiniować. Lęki dawnego życia? Problemy z samym sobą? Na pewno. Każdy sygnał świata zewnętrznego był dla mojej głowy jak wyrok, w którym nakazuje się wzbudzanie poczucia panicznego strachu. O wyjściu z domu nie było mowy. No i jeszcze leki. 

Większość dnia przesypiałem, a noc była dla mnie najspokojniejszą częścią doby. Wszędzie cisza i kojący spokój. Komputer włączałem tylko po to, żeby sprawdzić maile. Nawet otworzyć maila się bałem. Pomimo wypisu ze szpitala i zrozumienia ze strony rodziny, nie czułem się bezpiecznie. Zwolniona motoryka, drżenie wewnątrz siebie i setki myśli w głowie, które odganiałem jak tylko mogłem. Tak mijała pierwsza i druga doba. 

Chwile normalnego myślenia

W chwilach przypływu dobrego samopoczucia chcesz robić wszystko jak dawniej. Ja musiałem się ogarnąć z podstawowymi rzeczami. Sprawy urzędowe, zapisanie się na wizytę u lekarza (leczenie poszpitalne) i cała reszta. Walcząc z lękami i fobiami, musiałem wyjść z domu. Świat faktycznie zrobił się ogromny. Wszystkiego było dużo - zbyt dużo, ludzie przechodzący jakby w innym świecie żyli, a to jednak ja żyłem jeszcze momentami w innym.  Przez głowę przebiegały mi myśli z chęcią powrotu do szpitala. Tam czułem się bezpiecznie (o zgrozo). Teraz zrozumiałem moją znajomą. Musiała znacznie gorzej to przeżywać. Rozumiem teraz, jak przez dwa tygodnie, kiedy się nią opiekowałem, musiało być jej ciężko.

Pierwszy nawrót

Chyba trzeciego lub czwartego dnia miałem jakąś formę nawrotu myśli samobójczych. Dzień mogę odtworzyć jedynie na podstawie tego, co mi powiedziano, bo kompletnie go nie pamiętam. Właściwie to nie pamiętam jego części. W głowie pozostał mi tylko obraz siebie, jak około 4 nad ranem ubierałem się. Wyszedłem z domu i ... pamiętam, że około 16 wracałem, dobrze mi znaną ulicą. Panika. Co ja zrobiłem? Co się działo? Wróciłem i usiadłem na łóżku i zacząłem płakać z bezsilności. Kompletna pustka w głowie doprowadziła mnie do kompletnego rozklejenia się. "Pogarsza mi się? Będą kolejne ataki?" Zadzwoniłem do szpitala, do lekarza, który mnie leczył. Zapytałem czy mam wrócić na oddział. Lekarz powiedział, że nie ma takiej potrzeby i, że mam jak najszybciej zgłosić się do lekarza psychiatry. No fajnie, ale termin najbliższy był na za 3 miesiące. Cholerna służba zdrowia. Zobaczcie, jak tu uzyskać pomoc jak się pieniędzy nie ma? 

Zamówiłem wizytę prywatną. 100 zł było dla mnie jak fortuna (w sumie dalej jest), ale rodzina pomogła, bo na znajomych nawet nie miałem co liczyć. Termin był krótki - 2 dni. Poprosiłem rodzinę, żeby zamknęli drzwi od mieszkania i zabrali klucze, bo bałem się, że znowu gdzieś wyjdę. W domu nie brakowało niczego. Położyłem się i usnąłem.

ciąg dalszy tutaj                          |             co było wcześniej tutaj


Coin Marketplace

STEEM 0.17
TRX 0.13
JST 0.027
BTC 62427.05
ETH 2721.95
USDT 1.00
SBD 2.56