Zygmunt Wasilewski - Myśl Przebudowy - Umysłowość intelektualistyczna

in #polish6 years ago (edited)

Zygmunt Wasilewski - Myśl Przebudowy - Umysłowość intelektualistyczna

Umieć i chcieć patrzeć w duszę dziecka - to przywilej wysokiego oświecenia. Człowiekowi pierwotnemu łatwiej obcować z duchami przodków, niż dzieci. Trybem naturalnym umysł wlecze się za bytem, jak smuga wody za łódką; wybieganie zaś w przyszłość kosztuje wysiłku. A na tym darze wybiegania naprzód oparte są wszystkie ambicje wychowawcze narodów oświeconych.

Ta obecna przy nas ciałem młodzież nasza -gdzie ona jest duchem? Zdaje się, nazbyt rzadko zapytujemy o to w życiu codziennym. Nie mamy pewności, zwykle wiadomości żadnych, czy się nie błąka, czy w tym, co ona marzy, lub o co głowę rozbija, jest jaka linia rozwoju, czy też jest to ruch ślepy błąkania się i miotania.

Powyżej na podstawie paru dzieł pośmiertnych przedwcześnie zmarłych talentów zaznaczyłem, że istnieje w wychowawczych ideałach naszych niezdrowa skłonność do estetyzmu, oparta na mniemaniu, że marzenie poetyckie jest czynnikiem realnie twórczym w życiu. W biednym skądinąd bycie uciekać się przywykliśmy do poezji po światło słoneczne i ciepło. Poezja jednak i wszelka płynąca z niej forma sztuki może być tylko środkiem pomocniczym w kulturze ducha, jako moc uwrażliwiania uczuć i rozogniania umysłu, ale treść życia musi być własna, czerpana z żywotności i źródeł woli. Wola bynajmniej nie z poezji i estetyzmu wytryska; owszem, ciągłe wzruszanie się bierną delektacją estetyczną musi w końcu wyjałowić najtęższą wolę. Stare cywilizacje klasyczne kończyły na kulturze estetycznej, a my od niej chcemy zaczynać, nawet u ludu zdrowego.

Jestem przeświadczony, że jałowość względna naszych sfer oświeconych w pionierstwie cywilizacyjnym, w budowaniu nowych form życia pochodzi stąd, że nie stosujemy płodozmianu w uprawie umysłowości. Filologizm, stosowany od wieków, stała pod różnymi nazwami nauka „poezji i wymowy” nie służą widocznie naszej rasie z natury wrażliwej estetycznie, skłonnej do marzeń i poczytywania słowa za czyn.

Młodzież, w tym kierunku kształcona, tylko trafem, pomimo tego wpływu, może wejść na tory normalne, być gotową do borykania się z rzeczywistością; w zasadzie umysł w tę stronę skierowany, im więcej się kształci, tym bardziej oddala się od życia. A jeśli jest to młodzież poczciwa i chwyta uchem wołania, idące z głębi bytu narodowego, to po prostu miota się za nimi bezsilnie, jakby miała oczy zawiązane.

W braku zaś temperamentu przyzwyczaja się pomału myśleć, że życie umysłowe i - praktyczne to dwa równo-ległe, nigdy nie stykające się tory istnienia. Stąd dorabiamy się w rezultacie, zawsze ze zdziwieniem coraz nowszych wydań ludzi oświeconych (oddanych często literaturze i sztuce), którzy najbardziej dumni są z tego, że nic nie wiąże ich z tym, na co cierpi społeczeństwo. Oni mają swój świat z osobnymi prawami i kłopotami - świat piękna, ładnych słów, misternych form.

Pół biedy z tymi, którzy tworzą w tym stanie ładne rzeczy, ale że ogół oświecony na ten typ jest zbudowany - to jest wprost nieszczęście dla narodu. Dodać trzeba, że w Galicji wychowanie w tym kierunku doskonale przypada do trybu myślenia biurokratycznego, które też jest oderwane i wszystko opiera na równoległości świata formalistycznych ruchów i słów do jakiegoś bliżej nieznanego padołu rzeczywistości.


Ten estetyzm form idzie w parze - lub na zmianę ludzi porywa, z intelektualizmem. Jest to znowu tryb zachowywania się duchowego, płynący z przeświadczenia, że prawda jest do osiągnięcia jedynie mocą logiki przy pomocy wiedzy.

Żaden ideał (ani prawda, ani piękno, ani dobro) nie da się wytknąć przez narysowanie prostej linii, bo są to rzeczy syntetyczne, wynikające z pracy wszystkich zespolonych władz ducha. Ale już najmniej owa „prawda”, jeśli nią nazwiemy ukrytą tajemnicę bytu i przeznaczenia, prawda jako synteza wszystkich syntez, do których człowiek się zbliża różnymi drogami poznania, sztuki i czynu.

Filozofowanie, równie jak estetyzm, nie jest też ratunkiem dla formującej się duszy, zwłaszcza pod przewodem myślicieli, którzy sami się błąkają.

Jedynie przez centralne działanie na wolę można wychowywać młodzież na całkowitych ludzi, zdatnych do życia.
Zagadnienia o istocie życia i stosunku człowieka do wszechświata są prawowitym tematem filozoficznym, jako ćwiczenie umysłowe; ale ćwiczenie umysłowe nie jest istotą życia duchowego. Na tajemnicę istnienia człowiek normalny - a ludzi normalnych mamy kształcić w szkołach -reaguje nie tylko estetycznie, jak artysta, nie tylko umysłowo, jak fachowy filozof, lecz całą istotą - syntetycznie. Owocem takiej syntetycznej pracy duchowej są: religia i życiowy ideał wiecznego odradzania się przez naród i odradzania narodu przez siebie.


Oprócz daru estetycznego widzenia i intelektualnego - rozumienia, człowiek ma jeszcze dar woli, to znaczy dar brania świata w swoje posiadanie i trzeba być obranym z instynktów człowiekiem, co się zdarza niektórym rasom i jednostkom, ażeby nie spostrzec, że istnieją wyższe procesy życia duchowego, od wiedzy przyrodniczej i logiki.

Instynkt bujnego życia, wyhodowany na tęgą wolę życia, rozstrzyga wszelkie wątpliwości. Ta wola dopiero przeciwstawia się lękowi życia i śmierci zarazem. Wola człowieka uspołecznionego sięga w wieczność i nie boi się śmierci osobistej; oddaje on chętnie i bez trwogi siły i życie. Ale ta śmierć jego tworzy życie, odradza. Śmierć zaś, ponoszona nie dla celów twórczych, ale z wiedzy, jest dowodem lęku życia, a na nie żadna wiedza niema recepty. Na życie nie można pożyczać metod ze sztuki ani z filozofii; ma ono swoją osobną metodę syntetyczną - jest to proces dokonywany pod przewodem woli życia, osadzony jak na kręgosłupie na instynktach gatunku, uskrzydlony jedynie estetyzmem i intelektualizmem.

Zbrodni na rodzaju ludzkim, na narodach i na jednostkach dokonywują ci, którzy z tego naturalnego ustroju wytworzyć chcą z głupoty lub złej woli dziwolągi przez sztuczne krzyżowanie rasy z artystami i filozofami. W każdym człowieku normalnym powinien być artysta i filozof, ale ci muszą mieć syntezę - w człowieku całkowitym.


Myślenie, takie czy inne, jest w sprawach życia tylko jednym z czynników. Życie nie ma formuły „dwa razy dwa - cztery". Nie powstaje ono z mnożenia myśli przez myśl, lecz z mnożenia do trzeciej potęgi trzech wymiarów duszy ludzkiej. Cała dusza życie tworzy, nie zaś jedno dążenie do prawdy. A to co ona tworzy, jest to - mówiąc obrazowo - myśl mnożona przez wolę życia i przez idealizacyjny instynkt twórczy. Życie trzeba obliczać na sześciany; nie jest to ani punkt, ani linia, ani płaszczyzna.

Życie opiera się przede wszystkim na wątku celowości, więc elementarnym błędem psychologicznym jest poczytywać, jakoby dążenie do „prawdy wyświetlonej” było jego zasadą. Nie do zrozumienia jakiejś prawdy, lecz do zrobienia prawdy realnej ono dąży. To, co jako dobro dla życia się osiągnie, może nie odpowiadać rachubie pojedynczego czynnika duchowego, a więc pojęć teoretycznych, marzeń o szczęściu osobistym, poczucia estetycznego.

Oczywiście myśl w tym mnożeniu żywym, stanowiącym zasadę każdego ruchu duszy człowieka społecznego, odgrywa tym większą rolę, im bardziej człowiek jest postępowy w kulturze. Ale ta myśl w człowieku prawdziwie postępowym jest produktem żywym, jest świadomością zarówno własnych myśli, jak i uczuć i instynktów; myśl taka nie wypuszcza z rachunku samego człowieka.

Jest to dowód niecałkowitości rozwoju duchowego, gdy się człowiek gubi po kawałku. Więc, gdy zajmie się, jako uczony, badaniem przyczyn zjawisk i powie sobie: w życiu nie masz nic prócz myślenia i wiedzy; ideałem jest szukanie „prawdy wyjaśnionej”. Drugi odurzy się pięknem jako artysta i powie: życie ma wartość względną piękna spotkanego. Celem życia: rozkosz estetyczna. Trzeci jak machina będzie drzewo rąbał i powie, że wysiłek mechaniczny jest zasadą.


Formowanie samowiedzy w człowieku zbiorowym na ogół odbywa się intuicyjnie, sama układa się historycznie; ale jest czas, abyśmy wiedzieli, że nie są to cuda; trzeba wiedzieć, jak się to odbywa. Życie ma też swoją metodę. Nie można improwizować ideałów ludzkości, trzeba sprawy duchowe traktować z pewną metodą, opartą na założeniu, że dochodzi się do pełni duchowej nie inaczej, tylko przez życie zbiorowe, które wprawia w ruch wszystkie instynkty i władze jednostki i ich wszystkich dla swego istnienia potrzebuje; fikcją jest książkową lub sprawą niedojrzałości wyobrażać sobie, iż życie jest matematyką lub wykonywaniem teorii.

Rezultatem takich wyobrażeń, stosowanych w życiu, jest frazes - zmora społeczeństw niedojrzałych. Bo wszystko to się gada tylko i nie ma łączności z faktem, a ludzie są jak wiatraczki bez transmisji do rzeczywistego procesu życia.
Wolnomyśliciel X. będzie dręczył ludzi frazesami o przesądach i o prawie „wiedzy wyjaśnionej”, obowiązującej jakoby w życiu, i raczej wpadnie w mizantropię, niżby się miał przekonać, że religijność jest faktem wrodzonym, z którym trzeba się liczyć. Głos wiekuistości, udzielający się tak wybitnie poetom, jest czynnikiem, który gra w każdym normalnym człowieku. Ale wolnomyśliciel, który dla jakichś postronnych powodów robi dogmat z potrzeby sprowadzania zwłok Słowackiego do kraju[1], walczy jednocześnie z religijnością, która jest niczym innym, jak tą tęsknotą do życia wiecznego, przeniesioną na uczucia czynne.

To samo z indyferentyzmem narodowym. Ktoś bez instynktów, lub wstydzący się być sobą, piętnuje jako wstecznictwo uprawę zmysłu samozachowawczego w narodzie, wymyśla teoretycznie tytuły swego patriotyzmu lub racje swego kosmopolityzmu. A tymczasem robi tylko ambaras samowiedzy narodowej swoją tabliczką mnożenia; bo życie narodowe jest znowu faktem psychicznym, nie w teorii biorącym początek. Taki np. prosty czynnik, jak głos krwi, burzy cały ich rachunek. Teoretyk przeocza taki mnożnik, bo żeby go znać, trzeba żyć całą duszą, wyczuwać prawdę całym jestestwem, trzeba mieć intuicję życia, a ta nie jest dziełem wiedzy tylko.


Wolnomyśliciele mają tę przewagę nad ludźmi żyjącymi prawdą realną, że utrzymują się na powierzchni gadaniem; gadając osądzają, a inni nie zawsze mają czas, lub nie zwracają na gadanie uwagi. Ale nie jest to dobre, bo opóźnia postęp umysłowy narodu, a w polityce jest nader szkodliwe.

Postępowy jest ten umysłowo, kto więcej wie o człowieku. A nie wie nic o człowieku, kto nie liczy za realną jego dziedzinę instynktów krwi, ambicji twórczych, znajdujących zaspokojenie w tworzeniu narodu itp. Łatwo jest skomponować monistyczną teorię o świecie zewnętrznym i ludzkości jako jednej rodzinie; trudniej pojąć monistycznie duszę człowieka, jako jedność organiczną, źródło wszelkiego życia duchowego i twórczości, jako produkt narodowy. Ci, co to pojmują, są stokroć postępowsi.

Choćby dlatego, że to pojmowanie obowiązuje do czegoś. Dochodzi się do niego nie przez poznawanie tylko, lecz trudem całego ducha, który służył zbiorowości i przez nią dopiero siebie poznał. To nie teoria wolnomyślna, lecz praktyka ducha, to jest synteza.

To tylko żyje, co się da ująć w syntezę ducha, co wytrzyma probierz życia narodowego. To jest drzewo żywota; po za tym liście obumarłe frazesu. A zdaje się, że z suchych liści nie wymyślono jeszcze przetworów; tylko gnój.


Występując przeciwko jednostronnemu estetyzmowi i intelektualizmowi w wychowaniu umysłowym młodzieży, mam na myśli szczepienie w umysłach niewłaściwego pojmowania człowieka i jego stosunku do świata, jakoby człowiek normalny mógł w sobie rozwinąć kompletną duchowość jedynie przez kształcenie jakiegoś jednego daru: estetycznego lub intelektualnego. Nie neguję przecież potrzeby sztuk i kultury umysłowej; ale zwracam uwagę, że normalny człowiek oświecony, którego tęsknie między sobą szukamy, powstaje wtedy, kiedy go szkoła nie zdefigurowała w zasadniczej budowie biologicznej, to jest gdy szkoła nie zmieni w jego duchowości normalnego stosunku sił psychicznych; a normalny stosunek jest wtedy, gdy wola z uczuciami człowieka prowadzi. I estetyzm i intelektualizm niezbędne są w umysłowości, ale jeśli chodzi o życie twórcze, pędzone instynktem samozachowawczym gatunku, one nie mogą odgrywać roli naczelnej.

Człowiek, mający iść przebojem przez życie, a uzbrojony jedynie w metodę estetycznego widzenia rzeczy lub jedynie w metody rozumienia czy wiedzenia wszystkiego, przez życie samodzielnie nie przejdzie. Można wszystko oryginalnie widzieć i wszystko rozumieć, a przy tym być niedołęgą. Mamy przecież masę przykładów koło siebie, tych wiele obiecujących młodych ludzi, pięknoduchów i mądralów, bez żadnego jednak zastosowania. Powiem więcej - nawet człowiek, gotujący się na artystę lub uczonego, tak samo w wychowaniu ogólnym musi wykształcić w sobie przede wszystkim naczelną władzę życia - wolę, bo inaczej nie dokona nic pożytecznego ani w sztuce, ani w nauce.


Nie chodzi więc tutaj o absolutne znaczenie logiki i wiedzy, leczo stosunek tych ukształceń do całości duchowej człowieka. Musi być zawsze pełny człowiek - to powinno być pierwszą troską wychowania. Człowiek pozbawiony woli, jako kierowniczego czynnika duchowego, jest kaleką, którego musi dźwigać dobroczynność społeczeństwa.

Ludzie oświeceni, których z takim wysiłkiem dorabia się nasze biedne społeczeństwo, stawać się powinni źródłem światła i dzielności; fałszywie zaś wyhodowani są ciężarem społeczeństwa, jako produkt zbytkowny, a nie produktywny. Stosunkowo wiele chowamy w szkołach młodzieży, a gdzie są te orły? Gdzie są u nas ludzie rwący się do życia, mający zdrowe instynkty pracy i walki? Gdziekolwiek ucho podacie, wszędzie skargi na jedno - na brak ludzi. Na liczbę jest ich dosyć, ale brak między nimi człowieka, który by stał na własnych nogach, miał głowę na karku i ręce gotowe do walki. Rozmarzone, mędrkujące półegzystencje, niezdatne do samoistnej pracy; postawić tego na nogach nie można, to też wisi to na byle jakiej klamce. Są to ludzie bez kręgosłupa.

Powiadają: „myślenie jest życiem samym”. Esteta powie to samo o darze czucia estetycznego, bo i ono, tak jak myślenie, jest elementarnym czynnikiem ducha. Ale ani to, ani tamto z osobna nie jest życiem jeszcze. Dopiero w połączeniu z wolą, wysuniętą na czoło, tamte dwie władze tworzą życie duchowe.

Wola dopiero jest syntezą i myślenia i zmysłu estetycznego, gdy te dwa dary stapia z uczuciami żywotnymi.
Bez zorganizowania się w ten sposób duch nie będzie nigdy twórczy w życiu. Wykręcanie ludzi - istoty biologiczne - na aparaty estetyczne lub intelektualistyczne nie przysporzy pożytku ani życiu, ani też z drugiej strony sztuce i nauce.


[1] Wasilewski nawiązuje tutaj do prób sprowadzenie prochów Słowackiego na początku XX wieku. Juliusz Słowacki zmarł 3 kwietnia 1849r. i został pochowany na paryskim Cmentarzu Montmartre. W setną rocznicę urodzin wieszcza, przypadającą w 1909 roku chciano przewieść szczątki poety do Krakowa i złożyć w podziemiach katedry wawelskiej. Powołany w tej sprawie komitet zebrał potrzebne środki, pomysł upadł jednak ze względu na sprzeciw ówczesnego biskupa krakowskiego Jana Puzyna. Szczątki Słowackiego zostały ekshumowane i ponownie pochowane w Katedrze na Wawelu dopiero w 1927r. z polecenia marszałka Józefa Piłsudskiego.


Wcześniejszy rozdział:
Umysłowość estetyczna
Następny rozdział:
Wyobraźnia bohaterska



Spis treści i dokumenty do pobrania


Tekst opracowany na podstawie: Zygmunt Wasilewski, Myśl przebudowy. Rozmowy z młodym przyjacielem, Zakład Gebethnera i Wolffa, Warszawa-Lublin-Łódź-Kraków 1912


Tekst zdigitalizowany został w ramach projektu "Cyfrowa Biblioteka Myśli Narodowej", więcej o samym projekcie możecie przeczytać tutaj.


Tekst znajduje się w Domenie Publicznej i może być dowolnie rozpowszechniany i powielany. @myslnarodowa zrzeka się wszelkich praw autorskich związanych z digitalizacją i obróbka tekstu na zasadzie licencji Creative Commons Zero

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 63643.10
ETH 2582.85
USDT 1.00
SBD 2.75