Zygmunt Wasilewski - Myśl Przebudowy - Wyobraźnia bohaterska

in #polish5 years ago (edited)

Zygmunt Wasilewski - Myśl Przebudowy - Wyobraźnia bohaterska

Probierzem normalnego ukształcenia duchowego są nastręczające się zagadnienia życia, wobec których powołać trzeba do pomocy wyobraźnię czynu. Duch czasu bierze dzisiaj na ten probierz najnowsze pokolenie i widzimy, jak trudno mu wskutek jednostronnej kultury umysłu znaleźć dla siebie miejsce w pracy realnej. Dobra wola błąka się, pozbawiona daru myślenia o sprawach życia narodowego.

Przykład tego błąkania mamy w dyskusji, która się toczyła w roku bieżącym na temat najbliższych zadań narodowych. Jeden z dzienników („Gazeta Warszawska”) motywował myśl prostą, na całym świecie za pewnik uznaną, że należy przyjmować walkę „na tym terenie, na którym nam ją wydają, to znaczy na terenie społecznym i gospodarczym. Położenie nasze coraz bardziej będzie zależne od naszej siły wewnętrznej i od naszej sprawności w pracy na wszystkich polach naszego życia”.

Na to w jednym z organów galicyjskich, w myśl hasła niepodległościowego, odpowiedziano z oburzeniem:

Robota to niezmiernie przykra i hańbiąca. Jest to bowiem świadome kurczenie idei i przystosowanie się pochopne do życia w niewoli. (!?) W obliczu strat głosi się wyłączność gospodarczej dbałości o ludzi i ziemię. Jest to wąski nacjonalizm, wąski i płytki, bo w ramy legalizmu wpleciony i tym samem pozbawiony widoków powodzenia.
Nacjonalizm, pozbawiony aparatu państwowego, nie wytrzymuje walki z nacjonalizmem w ten aparat uzbrojonym. Idea ta, pozbawiona „rozległych planów” na rzecz państwa własnego, nie potrafi również utrzymać „ziemi i ludzi”. Zejdziemy do roli żywiołu etnograficznego i zapomni o nas historia polityczna przyszłych stuleci. Naród bowiem „ma prawo być tylko jako państwo” i tylko w imię państwa własnego potrafi się obronić...

Tak to wygląda, jakby tam w Warszawie mogli mieć własne państwo i zrzekali się go, a tu w Galicji mamy państwo, ale nie chcemy nic wiedzieć o pracy narodowej, bo to nacjonalizm. Ktoś po paru latach nieczytania gazet galicyjskich spotkałby się tutaj z zupełnie nową gwarą polityczną, z której by mógł wnosić, że zaszedł w tym czasie zupełny przewrót w stanie kraju i umysłów.

Myśl w tym wypadku jest ta: nie należy w zaborze rosyjskim przyjmować walki na tym terenie, na którym ją Rosja nam wydaje (na społeczno-narodowym i gospodarczym), lecz na innym. Na jakim? Na „państwowym", bo naród - jak powiedział Wyspiański[1] - „ma prawo być tylko jako państwo”.


Idea w zaborze rosyjskim nie nowa. Sto kilkadziesiąt lat ma tam za sobą. Ale skądże to odkrycie teraz we Lwowie? Czyżby na Galicję przyszedł czas? Skąd się znalazło tak niespodzianie poczucie sił, a może nawet posiadanie? Skądże wreszcie ta lekkość pióra w takiej sprawie - w dziennikach? Co się stało?

Nic. Przyszła idea do głowy. Nie chodzi o fakty, lecz o idee, o ich rozciągliwość lub kurczliwość. U nas się rozciągnęła, tam się „kurczy”. Świat idei.

Skądże więc ta idea teraz i to w dawce tak wyłączającej wszystko, że się hańbą nazywa myśl o sile wewnętrznej narodu?
W odpowiedzi przytacza się jeden fakt:

Była taka „kombinacja”, w której całość sprawy polskiej wchodziła w bezpośrednią rachubę „polityczną”. Ona „odgrzebała z popiołów zarzewie walki”.

Gdyby chodziło o zilustrowanie twierdzenia, że umysłowość nasza wpada w lunatyzm z zupełnego abstrahowania się od życia, nie byłoby lepszego widoczku jak ta dyskusja. Fakty sobie, idee sobie. A praktycznie to ma postać czasami zabawy dziecięcej.

Dziecko jedno dostało rewolwer i strzela. Drugiemu dał bogaty opiekun strzelbę: Ucz się chłopcze - jak ci tam na imię - strzelać, to się może przydać, gdy mi co w szkodę wejdzie... Dopieroż z tego kłopot w domu! Widząc to nasze dzieci w dąsy, kapryszą, nie chcą pracować, starszym dokuczają od kurczycieli idei - tylko broń, tylko strzelanie!

Takie „zarzewie walki” musi zostać oczywiście na zawsze sprawą nieporozumień domowych. Ale też między sobą powinniśmy powiedzieć szczerze, że w taki sposób sprawy stawiać nie wolno nawet dzieciom. Naprzód nie trzeba robić z rzeczy poważnych i dobrze znanych na świecie odkryć w celu sportu myślowego, a po wtóre nie trzeba innym przeszkadzać w pracy. Praca narodowa jest walką; a walka specjalna byłaby też pracą. Raczej małe rzeczy podnośmy do znaczenia wielkich, niż wielkie do znaczenia małych.


Dziwnie to niedojrzałe takie operowanie słowami w publicystyce bez powołania się na treść odpowiednią w życiu. Oto w innej publikacji galicyjskiej znajdujemy współcześnie mniej więcej tak samo, tylko szerzej umotywowane:

Cały rozwój narodów idzie po linii maksymalnego uzdolnienia - usprawnienia bojowego, tylko u nas jest odwrotnie. Naród niezdolny do uregulowania i zabezpieczenia swego rozwoju choćby (?) siłą, niesłusznie narzeka na prześladowanie, na to, że ginie, jest bowiem przedstawicielem niedołęstwa, a nie postępu.

W takim stanie znajduje się - według autora - społeczeństwo polskie od lat 50. Idea niepodległości i państwa zaginęła. I stwierdziwszy ten fakt, jako punkt wyjścia, czyni taki niespodziewany wniosek w formie postanowienia:

Wracamy do tradycji, którą nam dzieje zostawiły i hasło niepodległości wysuwamy na czoło naszej politycznej pracy. Hasło to domaga się państwa polskiego, domaga się więc ruchu zbrojnego, bo kwestię tę można załatwić tylko krwią i żelazem.

Zwykle tak się działo z programami, jeśli nie powstawały z potrzeby tylko literackiej, że nowe pokolenie wyczuło w społeczeństwie jakiś niespostrzegany dotąd, nieuświadomiony czynnik pozytywny i ten fakt brało za punkt wyjścia swego horoskopu ideowego. Tak było ze wszystkimi ruchami społecznymi, narodowymi, rewolucyjnymi. Ruch socjalno-demokratyczny był naprzód faktem w społeczeństwie, zanim wysnuto z niego ideę i zwrócono się z nią znowu do faktu, aby ta idea nadała treści budzącego się życia pewną formę i celowość twórczą. To samo było z nowym ruchem demokratyczno-społecznym, co i z socjalnym. Wyczuto w społeczeństwie w pewnym momencie wzrost siły w żywiołach, dających treść życiu narodowemu i nadano temu naturalnemu ruchowi kształt ideowego dążenia, Zawsze budowano z materiału żywiołowego, który już sam układał się w potencjalność pewnego działania. Nawet Stwórca, według księgi Genesis, brał glinę do ręki.

Tutaj tworzy się nowy byt z idei.


Umysł czysto książkowy, pochopny do konstrukcji myślowych, nie dba o to, przez kogo idea ma być wykonana. Stwierdziwszy - jak widzieliśmy w powyższych cytatach - że „usprawnienie bojowe jest maksymalnym uzdolnieniem” narodów - a zaraz potem - że naród nasz w tej chwili nie ma nawet minimalnego uzdolnienia, bo „u nas jest odwrotnie”, w bezpośredniej konkluzji domaga się od tego narodu „ruchu zbrojnego”.

„Wracamy do tradycji...”. Łatwo to napisać i wystylizować. Ale gdy się mówi do narodu, to słowo „wracamy” wymaga, jeśli nie pewnego zastanowienia się wespół z narodem, to przynajmniej przyjrzenia się narodowi w tej chwili. Trzeba się liczyć trochę z tym podmiotem, który ma wracać. Albo: „hasło to domaga się państwa polskiego...”. Przypomina to piszącemu wypadek na lekcji fizyki. Uczeń powiada:

  • Weźmy np. słońce... Weźmy słońce...
  • Proszę, niech pan weźmie — wtrąca złośliwie profesor.

Autor tych koncepcji literackich ma istotnie rację: „u nas jest odwrotnie”. Jest nawet gorzej, niż on sobie to przedstawia, a gorsze jest to, żeśmy mało przez ten czas zrobili dla rozwoju sił wewnętrznych i nowych „uzdolnień”. I to przede wszystkim trzeba odrobić. Zbywa nam nie tylko na maksymalnych, ale na średnich, często na minimalnych uzdolnieniach rozwoju i obrony, wskutek tego, żeśmy się zaniedbali w wychowaniu narodowym elementarnym.

Więc wniosek stąd inny się nastręcza. Trzeba przede wszystkim skonstruować ten podmiot „my” - świadomość polityczną narodu, dać życie tej myśli zbiorowej, która ma wracać do podstaw, wiązać się z siłami faktycznymi narodu i tworzyć nowe formy - usprawniać do działania na zewnątrz; trzeba przywrócić życie wewnętrzne narodowi, wychować ten nowy, dzisiejszy naród, który jest inny jako ośrodek świadomości, niż był przez laty 50, nauczyć go minimalnych usprawnień w rzeczach bytu narodowego na każdym polu, choćby łatwiejszym, niż to, które się zdobywa „krwią i żelazem”.

Boć jeżeli zbiorowość jest „przedstawicielem niedołęstwa”, to cóż komu przyjdzie z tego, że mu się włoży miecz do ręki? Zdrowy sens radziłby obudzić, przywrócić organizm do sił, aby w ogóle był zdolny do wysiłku celowego. Długo jeszcze trzeba będzie walczyć z tym organizmem na polu „minimalnych uzdolnień” w drodze wielkich wysiłków kulturalnych. Ta walka wyrąbywania narodu ze środowiska na indywidualność swoistą da zajęcie bohaterskie kilku pokoleniom.

I tu leży różnica między tym literackim pojmowaniem woli narodowej, która dowolnie ma odchodzić lub wracać do tradycji, a pojmowaniem realnym. A realne traktowanie życia bynajmniej wstydu nikomu nie przynosi; owszem bohaterstwem jest widzieć rzeczy realne, gdy sybarytyzm[2] niepatrzenia na rzeczy ogarnął, jak się pokazuje, nawet najmłodszych.


Jak daleko można zajść w konstrukcjach literackich, dowodzi między innymi ostateczny wniosek cytowanej rozprawy: „Będziemy zwalczali podnoszenie przejawów naszej kultury do godności posunięć politycznych”. A więc tak podoba się ten widok „przedstawiciela niedołęstwa” z mieczem w dłoni, że zwalczać się będzie każdego, kto by chciał „usprawnić” ten organizm rozbity do jakiegokolwiek czynu! Po prostu - przywiązanie estetyczne do koncepcji literackiej, współzawodnictwo z Wyspiańskim o pomysły literackie ludu śpiącego, sunącego w kółko z kosami.

I w takich żywotnych, zdawałoby się, wzlotach umysłu młodzieńczego tracimy, jak się pokazuje, wątek tej treści życia, która się spajać musi integralnie z ideą i tworzymy obrazy umysłowe ze znaków zewnętrznych. Tutaj zapamiętany obraz techniki czynów dawnych wsuwa się podświadomie w konstrukcję myślową, gdy wątkiem myśli powinien być bodziec prawdy życiowej obecnej. I celem staje się to, co w innych warunkach było środkiem.

Młodzież, łaknąca idei gotowych jak narkotyku, nie wgląda w ich korzeń. Wystarcza jej byle punkt wyjścia, aby dalej snuć mniej lub więcej logicznie składny obraz. Wystarcza, że to się jakoś z sobą „schodzi” i daje widok estetyczny, ale jak się to trzyma faktu życia, o to troszczyć się niema potrzeby.

Czysta literatura - gadanie. I to dosłownie „gadanie austriackie”[3]. Czysto przypadkowy impuls zewnętrzny, płynący z orientacji cudzych interesów, tak zaważył w powietrzu, że najszlachetniejsze umysły, ale nie mające własnego pionu, zostały nim porwane.

I dokąd to je ponosi? Z tej prostej naiwnie konstrukcji, że oręż to symbol państwa, przechodzą do złudzenia, że jest już państwo. A jeżeli tak, to nie jesteśmy tylko narodem (etnografią!), tylko gospodarzami pewnego terytorium, na którym są różne narody, a więc współgospodarzami. Nie możemy przeto przeciwstawiać się innym narodowościom, bo one w sumie stanowią jedność z nami. Dlatego (cytuję dosłownie):

nie mamy prawa najmniejszego w imię „etnograficznych” ideałów żądać od Litwinów i Rusinów, aby interesy narodowe podporządkowali obcej, często groźnej dla nich narodowości.

Oto do czego można się dogadać przez sen, gdy się umysł puści na obrazy symboliczne i kojarzenia historyczne jak we śnie, bez przytomności, obowiązującej człowieka czuwającego i widzącego, co się dzieje w rzeczywistości. Ostatecznie kończy się na tym, że mózg pełen najlepszych zamiarów, najszlachetniejszy, przekrwiony troską o „maksymalne uzdolnienia” narodu, schodzi do pobratymstwa z tymi w społeczeństwie czynnikami „postępowymi”, które niweczyć pragną wszystkie usiłowania skonsolidowania się myśli narodowej polskiej i bynajmniej nie z pobudek stwarzania państwa polskiego. Nic to nie jest rozumniejszego od łączenia się z rewolucją rosyjską[4], bo i w tamtej koncepcji radykalnej ugody na gruncie walki o wolność zetknięto się na gruncie środków technicznych raczej, niż rozumienia celów, które były odrębne.


Daremny trud bronić takiego stanowiska insynuacjami, rzucanymi na stronnictwo ciężko pracujące i walczące, że jest ono odstępcą, kurczycielem idei itd., dlatego tylko, że nie rzuca ono wszelkiej roboty, jaka się nastręcza i nie staje do gadania o państwie. Chyba, że chodzi o umysły niekrytyczne. Wszelkie bowiem pojęcie walki mieści się w pojęciu narodu, idącego świadomie do swego celu. Nie można rzeczy i pojęć ogólniejszych wtłaczać w coś, co jest tylko ich cząstką i krzyczeć, że się to nie mieści.

Wyobraźnia bohaterska jest zaletą umysłu. Ale podobnie jak bohaterstwo jest dopiero sobą, gdy się wciela w czynie życia, tak i wyobraźnia, która ten czyn ma rodzić, niech będzie oparta na własnych przeżyciach wewnętrznych. Autentyczne przeżycia duchowe odpowiadają czynom twórczym. A przeżycia - to nie marzenia i pomysły. O ratunek dziecka trzeba się pytać matki, nie guwernantki; o czyn narodowy - nie człowieka „systemów” (jak nazywał Mickiewicz książkowca), tylko tych, którzy prawdę żywą o narodzie wiedzą niejako zmysłami, znają go nie z idei jako piękno, lecz z tętna jako możność.

Inne jest „maksymalne uzdolnienie” potrzebne artyście, gdy zechce na swój rachunek przystąpić do wykonania swego pomysłu, a inne działacza, który swą wolę ma wykonać nie samotnie, lecz wespół z narodem. Ten nie pomysłami, lecz wczuciem się w siły narodu jest mądry. Oryginalność twórcza dana jest ludziom, którzy weszli w życie i zapanowawszy nad jego treścią, tworzą nowe formy. Ale kto w treść nie wchodzi i sądzi, że przez przykładanie z zewnątrz gotowych form ukształtuje życie, ten nie jest twórcą, jeno odlewaczem. A życie - to nie gips, lecz organizm.


Te formy, cała ta symbolika słowna, która się za nowość w cytowanych wyżej zdaniach podaje, są produktem myśli, w innych warunkach wytworzonym. Dopóki to nie przejdzie przez krew życia, nie będzie twórcze, ale co przejdzie w ciężkiej pracy i walce, to będzie miało inną dzisiaj formę. Każdy czas ma inne formy walki. Należy się zastanowić, dlaczego narody, mające państwa, a więc „maksymalnie uzdolnione”, walczą dzisiaj i tak skutecznie nie żelazem, ale naporem swoich sił wewnętrznych, tymi minimalnymi uzdolnieniami. Nie są to więc sprawy tak proste: siłami wewnętrznymi nie trzeba pogardzać.

Bardzo jest miło obcować w wyobraźni z bohaterami historycznymi, którzy wiedli naród najkrótszą drogą oręża do celu. Ale życie nie jest sprawą analogii. Środków technicznych nie można przesądzać, ale przede wszystkim porządek trzeba zrobić z sobą - zrobić jakieś państwo psychiczne w sobie, zorganizować swoją myśl, aby nie robiła figlów. A więc nauczyć się rozróżniać widok rzeczy od widoku własnych wyobrażeń o nich, nie mieszać tego, co jest, z tym, co się dopiero myśli lub pożąda. Nie mówić kłótliwie o zarzewiu walki, o państwie, o sojuszach jako o faktach przeciwstawianych sprawom realnie istniejącym (praca, naród, samopomoc), skoro to nie są fakty, jeno przedmioty wyobrażeń, osobista własność autora - bezprzedmiotowa.


[1] Autor nie nawiązuje tutaj oczywiście do Stanisława Wyspiańskiego (który zmarł w 1907r.), a jego kuzyna – Witolda Wyspiańskiego (1886-1945) – galicyjskiego geologa, nauczyciela, działacza społecznego i wolnomularza, późniejszego działacza Stronnictwa Demokratycznego.
[2] Sybarytyzm – wygodnictwo.
[3] Austriackie gadanie – mówienie bez głębszego sensu i celu, nieważne, niewarte uwagi.
[4] Mowa tutaj o rewolucji rosyjskiej z 1905 roku.


Wcześniejszy rozdział:
Umysłowość intelektualistyczna
Następny rozdział:
U szczytów umysłowości



Spis treści i dokumenty do pobrania


Tekst opracowany na podstawie: Zygmunt Wasilewski, Myśl przebudowy. Rozmowy z młodym przyjacielem, Zakład Gebethnera i Wolffa, Warszawa-Lublin-Łódź-Kraków 1912


Tekst zdigitalizowany został w ramach projektu "Cyfrowa Biblioteka Myśli Narodowej", więcej o samym projekcie możecie przeczytać tutaj.


Tekst znajduje się w Domenie Publicznej i może być dowolnie rozpowszechniany i powielany. @myslnarodowa zrzeka się wszelkich praw autorskich związanych z digitalizacją i obróbka tekstu na zasadzie licencji Creative Commons Zero

Coin Marketplace

STEEM 0.29
TRX 0.12
JST 0.033
BTC 63457.41
ETH 3119.12
USDT 1.00
SBD 3.94