Zygmunt Wasilewski - Myśl Przebudowy - U szczytów umysłowości

in #polish6 years ago (edited)

Zygmunt Wasilewski - Myśl Przebudowy - U szczytów umysłowości

Cokolwiek by się myślało o zasadzie wpływu środowiska na twórczość artystyczną, tyle w każdym razie uznamy niezłomnego w tym prawie, ile wyraża popularne przysłowie, że „nie urodzi sowa sokoła” - i odwrotnie. Istnieje pewna, nie ulegająca kwestionowaniu zależność twórcy od umysłowości ogólnej, płynąca z wzajemnego oddziaływania. Trzeba tylko w każdym wypadku ją wykryć.

Artysta czy krytyk są właśnie najwybitniejszymi przedstawicielami współczesnej umysłowości narodu. I nie tylko wtedy, gdy jej ulegają, ale nawet wtedy, gdy z nią walczą. Mają bowiem zawsze jakiś mandat. Najłatwiej zależność tę spostrzec, gdy mają mandat od większości, gdy ulegają gustom przeciętnym, ale i najbardziej rafinowany artysta ma jakąś mniejszość, dla której tworzy.

Nie biorę tego w takim np. znaczeniu, że w literaturze danego czasu ma się zawierać wyraz i miara całej energii i całej rozległości zainteresowań duszy współczesnej, że wszystkie zagadnienia myśli narodowej znajdują w niej swoje odbicie; sądzę jednak, że zawsze odnaleźć można w literaturze miarę kultury umysłowej danego czasu, a przede wszystkim kultury artystycznej.

Ten ostatni moment daje klucz do wnętrza umysłowości ogólnej i jest bardzo ważny. Z postawy, jaką umysłowość ogółu oświeconego zachowuje wobec sztuki, można rozpoznać jej stopień rozwoju i tendencje dalsze. Z bliska trudno ocenić to zjawisko tak dalece, że uciekamy się do pomocy ankiet, aby się dowiedzieć, co się dzieje współcześnie; tyle wiem jednak, że literatura polska znajduje się w przesileniu i, że ten jej stan odpowiada przesileniu, jakie przebywa cała umysłowość polska.

Na czym to zjawisko polega?


Umysł współczesny w Polsce - zdawałoby się - zagubił właściwy do literatury stosunek. Nie wchodzę w to, czy kiedykolwiek był ten stosunek normalny. W dawniejszych jednak wiekach nie odgrywał on tak ważnej w życiu narodowym roli, jak teraz przy zdemokratyzowaniu się dóbr i prac umysłowych. To tylko chcę stwierdzić, że dzisiaj ta nienormalność powoduje dezorganizację umysłu polskiego i że skutki jej sięgają bardzo głęboko w życie.

Nasze sfery oświecone, reprezentujące umysłowość polską, zbłąkane są w kulturze wskutek zawierzenia się błędnej metodzie gospodarki umysłowej. Następstwa tego błędu odbijają się szkodliwie zarówno w sztuce, jak i w życiu praktycznym. To życie, które samo jest twórczością i powinno mieć własne metody, oparte na zasadzie celowości dążeń, poddaliśmy pod wpływ przemożny metod literackiego myślenia.

Z tego pomieszania metod wynika chaos w postępowaniu oraz w poglądach na życie i sztukę. Sprawy umysłowe wikłają się tak, że w literaturze (biorę to słowo w znaczeniu syntezy sztuki) szukamy programów życia, a w życiu szukamy literatury. Ostateczny rezultat: marnujemy oboje, a zwłaszcza zadania praktyczne.

Wszystko to zaś - na rzut oka - wygląda na supremację literatury nad życiem, jakbyśmy nie byli społeczeństwem, ogarniającym całość interesów duchowego życia narodu, lecz akademią „litteris et artibus” poświęconą.

Co to za akademia? Co to za życie w tym kształcie? Oto pytania, nad którymi warto się zastanowić.


Mylnie sobie wyobrażamy rozwój kultury umysłowej jako łańcucha żywych faktów, wiązanego etapami twórczości artystycznej: ogniwo twórców, potem ogniwo nauczania się na pamięć i stosowania ich w życiu, znowu ogniwo twórczości itp. Jest to podstawa teorii, czyniącej poetów wodzami narodu. Tymczasem rozwój umysłowości - to nie nauka poezji, nie polega bynajmniej na tym, ażeby każde pokolenie wspinało się na ramiona swoich twórców i oczyma ich na świat patrzyło.

Między sztuką a życiem niema może równoległości, tym mniej rozbieżności, ale nie są to zjawiska, przylegające do siebie ogniwami i nie pozostają względem siebie w związku wynikliwym. Między niemi odbywa się proces wzajemnego oddziaływania: życie daje artyście treść i pobudzenie, artysta daje zwrotnie to, co nazywamy formą artystyczną, szczególny sposób doznawania wzruszeń i utrwalania ich w dziełach.

Sztuka uczy, to prawda, ale nie uczy prawd, nie daje wskazówek praktycznych. Nie od tego jest ona. Jeśli te prawdy i wskazówki w niej się znajdują, tym lepiej – to jej bogactwo, a nasza skrzętność, że wszędzie dobra szukamy. Ale nie jest to zadanie sztuki. Są w aparacie życia duchowego społeczeństw cywilizowanych środki uczenia się odpowiedniejsze. Jeśli chodzi o wiedzę - jest nauka, jeśli zaś o doświadczenie życiowe - to modelem życia powszechnego i punktem wyjścia nie mogą i nie powinny być nigdy przeżycia estetyczne.


Skoro mówimy o znaczeniu sztuki dla kultury umysłowej, to możemy mieć na myśli tylko te korzyści natury psychologicznej, jakie daje pogłębianie i rozszerzanie wrażliwości umysłu za podnietą artysty.

Wszystkie dane człowiekowi władze wymagają ćwiczeń: ideałem jest pełnia rozwoju duchowego. System uczuciowości estetycznej wymaga też kultury; inaczej duchowość ulegnie spaczeniu. Uczuciowość ta bowiem jest integralną cząstką ducha, warunkującą życie świadomości.

Sztukę wciągamy przez to w życie, jako rzecz, która jest do życia potrzebna. I nie tylko z nakazu potrzeb kultury; ludzie chłoną sztukę z potrzeby naturalnej ducha, jako pokarm odżywczy. Jest to jednak - mocno to zapamiętać należy - potrzeba wzruszeń estetycznych, nie zaś intelektualna potrzeba wiedzy i wskazań.

Gdy więc ze sztuki - względnie poezji - kultura społeczeństwa uczyni talmud, wtedy stosunek do niej zmienia się zasadniczo, a poezja, w tym charakterze użyta do systemu wychowania umysłowego, może spowodować bardzo niepożądane skutki.


U nas w Polsce - śmiem utrzymywać - poezji nadużyto w tym kierunku. Było w tym zjawisku wiele powodów, leżących w pierwotności kultury narodowej, a mianowicie w lenistwie duszy, dążącej do łatwych zdobyczy i przyjemnych. Umysłowość polskich warstw oświeconych, poddająca się z upodobaniem kulturze estetycznej i fermentująca uczuciowo, wrażliwa i podatna, wyrzekłszy się skłonności, z instynktu samozachowawczego płynących, do stawiania spraw przede wszystkim na gruncie rozsądku, lubuje się w poetyckim sposobie myślenia nie tyle dlatego, żeby miała być z natury wizjonerską, lub, że ją dręczą idealistyczne zagadnienia, ile dlatego, że ją wciąga w ten tryb myślenia hedonizm umysłowy. Wzruszenie bowiem estetyczne połączone jest z uczuciem przyjemności.

Doszliśmy do wielkiej poezji wprzód, niż nauczyliśmy się z niej robić odpowiedni użytek. Stulecie XIX zaskoczyło nas wypadkami, wymagającymi od nas wielkiego napięcia ducha. Poszliśmy w siebie w kierunku najłatwiejszym i najprzyjemniejszym - a z metodami przygotowanymi odwieczną tresurą szkolną w „wymowie i poezji”, tresurą, która górowała nad innymi dyscyplinami. Jak dawniej pisaliśmy wierszem Alwara , tak teraz wydało się nam, że największą naukę życia, zasady zbawienia narodu można rymem ułożyć.

Zbywało nam w kulturze umysłowości wyższego typu na różniczkowaniu metod. Poezję okrzyknęliśmy za mistrzynię życia na zmianę z historycyzmem poetycko-literackim.

Zawierzywszy się prądowi myślenia poetyckiego, odpłynęliśmy trochę za daleko od prawdy życia. Straciliśmy razem z poezją grunt pod nogami. Tym gruntem wspólnym powinna być nasza psychika, jako punkt wyjścia i cel ostateczny, psychika „glebae adscripta” , zdrowo się odżywiająca prawdą życia, dążąca do swej pełni. Tymczasem prawdy życia, branej przez pryzmat poezji, na długo nie starczy. Szczęściem zdarzył się Mickiewicz, który miał jej dużo; ale to jeszcze przyczyniło nam złudzeń, bo taki typ, jak Mickiewicza, nie jest w sztuce zwykły. Już zaraz na Słowackim przekonaliśmy się, że dalej w tym kierunku edukacji narodowej iść nie można. Utknęliśmy i — może przejrzeliśmy, że prawdę życia trzeba brać bezpośrednio, środkami właściwymi.

Poezja jest nie od Prawdy, lecz od Piękna.


W czymże więc tkwi zło? Bo trzeba, żebyśmy się zrozumieli.

„Oddajcie co jest cesarskiego cesarzowi” – powiedziano w Piśmie świętem. Dobrze jest z kulturą umysłową wtedy, gdy się oddaje, co jest artystyczne, sztuce, a co jest poznawczego - myśleniu. Życie praktyczne, ma swoje prawa i swoje metody, bynajmniej nie wyłącznie literackie. Literatury pięknej życie za punkt wyjścia brać na stałe nie może bez narażenia się na losy fikcyjności. Sztuka odkarmia praktykę (i wiedzę i wolę), ale nie jest jej glebą. Sylogizm życia musi być w każdej z przesłanek oparty o rzeczywistość tak, że na zmianę nie można ich zastępować literackimi. Sztuka ma odżywiać bezpośrednio duszę, ale stosunek duszy do życia musi być zawsze jednaki, tj. oparty na dążeniu do prawdy realnej, tak, aby człowiek patrzał na świat własnymi oczyma.

Sztuka, a w niej najbardziej nawet instrukcyjna gałąź - poezja sama w sobie jest dobrodziejstwem życia, gdy do niej przychodzą ludzie w poszukiwaniu prawdy artystycznej. Wszelki inny użytek ze sztuki jest dla natury umysłowej krzywdą. Krzywdą podwójną: marnuje się wtedy sztuka i umysłowość w ogóle.

Umysły, przyuczone do żywienia się praktycznego kwiatem poezji, są jak dzieci, które by na wiosnę obrywały kwiat z drzewa, gotując sobie głodną jesień. Prawda, że kwiat jest ładny, ale nie na podściółkę jest przeznaczony. Sen na kwiatach! Życie nie powinno być snem.


Opłakane są skutki fałszywego nastawienia metod w myśleniu. Człowiek oświecony, nie umiejący wyobrażać sobie świata inaczej, jak w kategoriach literackich, jest już lunatykiem. Ale gdy literackość przerodzi się w manierę powszechną zastępowania sobie rzeczywistości byle frazesem, brzmieniem słów pustych, nie wyrastających z duszy - wtedy staje się klęską.

Nie masz bowiem większego kalectwa, jak upośledzenie na punkcie poczucia rzeczywistości. Człowiek z przyrodzenia ma niezmiernie ograniczony stosunek do świata. Cóż o tym świecie wie, co nie byłoby w gruncie rzeczy tylko wrażeniem z zewnątrz, dającym mu do myślenia, że jest jakiś świat koło niego? Żeby żyć z tym światem, żeby znaleźć w nim miejsce dla siebie, żeby się nie dać mu zgnieść, jak robak, żeby - co więcej - panować nad nim, człowiek musi wydobyć z siebie wiele czujności wszystkich zmysłów, wiele przenikliwości umysłu, wiele - że tak powiem - obrotności geniuszu życia. Każdym włóknem swojej istności powinien wyczuwać swoje środowisko - rzeczywistość, która go otacza. Ku temu skierowana jest właściwie tresura psychiczna w systemach edukacyjnych na świecie.

Z tego stanowiska spójrzmy, jakie zadanie ma Polak. Polak, który się znalazł w środku Europy, w największym tłoku zjadających się ludów, koło którego piętrzą się góry trudności, obmyślanych z całą precyzją przez wrogów, któremu pod nogi rzucają kłody, przed którym kopią przepaści. Ten Polak, właśnie on, ma mieć sen na kwiatach, lub idąc ma patrzeć, jak lunatyk, w gwiazdy?

Oto pytanie!


[1] litteris et artibus [łac. ‘(dla) sztuki i kultury’]
[2] Alwar – potoczne określenie na gramatykę łacińską. Określenie pochodzi od Emanuela Alvarez’a (1526-1585), portugalskiego jezuity, twórcy podręcznika gramatyki łacińskiej. Podręczniki Alvarez’a były powszechnie używane w nauczaniu łaciny aż do XIX wieku.
[3] glebae adscripta [łac. ‘przywiązany do ziemi’]
[4] Sylogizm – wniosek, konkluzja


Wcześniejszy rozdział:
Wyobraźnia bohaterska
Następny rozdział:
Nasz mechanizm umysłowy



Spis treści i dokumenty do pobrania


Tekst opracowany na podstawie: Zygmunt Wasilewski, Myśl przebudowy. Rozmowy z młodym przyjacielem, Zakład Gebethnera i Wolffa, Warszawa-Lublin-Łódź-Kraków 1912


Tekst zdigitalizowany został w ramach projektu "Cyfrowa Biblioteka Myśli Narodowej", więcej o samym projekcie możecie przeczytać tutaj.


Tekst znajduje się w Domenie Publicznej i może być dowolnie rozpowszechniany i powielany. @myslnarodowa zrzeka się wszelkich praw autorskich związanych z digitalizacją i obróbka tekstu na zasadzie licencji Creative Commons Zero

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 63651.41
ETH 2679.55
USDT 1.00
SBD 2.80