Z jednej strony bardzo dobry artykuł świetnie obrazujący specyfikę wielu mniejszych miejscowości w Polsce. Z drugiej zaś czuję pewnego rodzaju zawód po poznaniu genezy tego określenia. Damaszek zawsze postrzegałem nie jako miasto zniszczone wojną z którego wszyscy uciekają a jako metropolię Lewantu, pełną perełek architektonicznych i skarbów starożytności, gwarną, kolorową pełną ludzi i bazarów.
Moich kilka wizyt w Tarnowie przekonało mnie że jest to miasto duchów, w którym nikt nie chce mieszkać, nie dające żadnych perspektyw, w którym nic się nie dzieje, umierające całkowicie po godzinie 18, w którym ciężko dopatrzyć się jakiegoś większego kolorytu. Myślałem że wraz z tym artykułem dostanę zupełnie inny obraz miasta, będą jakieś zakamarki i miejsca do których nigdy nie trafiłem, a gdzie to miasteczko tętni życiem. Niestety nic z tego :(
Koloryt jest. Sporo ciekawych miejsc, tysiące ciekawych historii. Problem jest w głowach. I to nawet nie mieszkańców, co urzędników.
A stal tarnowska jest? :)
Stal jest w Rzeszowie. W Tarnowie jest Unia albo Tarnovia ;)
Chodziło mi o stal damasceńską. 1:0 dla prawdziwego Damaszku :)
Smutna jest ta centralizacja Polski. Kto może, ten zwiewa z małych miejscowości do wielkich miast. W miasteczkach zwykle nie ma nic, co by ludzi przyciągało, albo skłaniało do pozostania - zwłaszcza młodych. Do tego dobija się małe ośrodki likwidowaniem połączeń - autobusowych i kolejowych. Sam pochodzę z miejscowości ok 10 tys. mieszkańców. Warunki są wspaniałe - lasy dokoła, świeże powietrze, bogata przyroda; z mieszkania w bloku słyszę za oknem ptaki - w nocy nawet sowy, i oprócz tej natury i spokoju, w mieście nie ma perspektyw. Trudno o pracę, jest zastój, prawie wszyscy młodzi ludzie którzy tutaj zostali to kretyni popadający w alkoholizm i narkomanię - ci zdolniejsi wyjechali do Lublina, Warszawy albo dalej.