RE: [Kontrowersyjnie] Naprotechnologia - propaganda katolicka w telewizji publicznej?
Żeby nie było wątpliwości - @marszum to ja.
Film obejrzałem dwukrotnie. Raz z ciekawości i drugi raz na potrzeby tego tekstu.
Film jest w kategorii "dokument". W nazwie posiada słowo "technologia" a od początku wypowiada się prawdziwy lekarz. Jest to wystarczająco wiele, aby 99% oglądających uznało to za film medyczno-naukowy. Pan Tadeusz Wasilewski wypowiada się w nim o in vitro tylko w sposób negatywny, co jednoznacznie świadczy, że jest to złe, a na pewno gorsze.
Wróćmy jednak do całej genezy, bo nie rozumiesz chyba głównego zarzutu. Naprotechnologia zajmuje się tym, czym zajmuje się także każda klinika niepłodności. To nie jest nic nowego, nie odkryli świata na nowo. W filmie brakuje informacji, że jest to jedynie pogląd katolicki, który jest jedynie jakimś procentem współczesnej wiedzy medycznej na ten temat. Wszyscy bohaterowie wypowiadają się, że albo in vitro i inseminacja (chociaż o samej inseminacji nie ma kompletnie nic w tym dokumencie), albo leczenie w klinice naprotechnologii. Błąd. Jak wspomniałem wyżej, te same badania są wykonywane w każdej innej klinice niepłodności, a pacjent, nawet z podejściem katolickim, sam decyduje o swoim losie. W dokumencie może nie jest powiedziane wprost, ale domyślnie przez cały film: klinika naprotechnologii jest super, inne kliniki są be.
Powiedz mi, co z pozostałymi rzeczami, które są jawną manipulacją widzem?
- wskaźnik urodzeń wynosi po dwóch latach nawet aż 80%, a pomijany jest fakt, że dotyczy to jedynie 40% populacji, co matematycznie daje maksymalnie 32%,
- nasienie pobrane w trakcie stosunku z miłości jest lepsze - brak danych,
- kobieta z zerową szansą medyczną na dziecko - albo trafiła wcześniej na złego lekarza, albo cud,
- nawet o 40% więcej wad wrodzonych - in vitro ma trochę większy wskaźnik ryzyka chorób, ale na pewno nie w takich wartościach
- kobiecie ustabilizował się cykl tylko od wyklejania kalendarzyka z niepoprawnymi cyklami.
Kolejną niewiedzą jest informacja o finansowaniu in vitro, podczas gdy naprotechnologia nie była finansowana. Jak już wspominałem wcześniej, naprotechnologia to chwytliwa nazwa części badań i diagnozowania pacjentów, które są także przeprowadzane w innych klinikach. Ten proces, czyli badania, leki, wizyty - nigdy nie było finansowane. Kwestia finansowa dotyczyła jedynie samej procedury in vitro.
I na koniec - dlaczego twierdzę, że naprotechnologia jest zła? Ponieważ przedstawia ludziom jedynie wycinek wszystkich możliwości. Czytałem w internecie opinie zawiedzionych ludzi, którym lekarz w tej klinice od razu na wejściu i bez patrzenia w wyniki badań obiecywał, że wszystko będzie w porządku. W samym dokumencie pada stwierdzenie, że jedna para leczy się już 7 lat i wciąż nie ma efektów.
Jeżeli ludziom nie jest przedstawiany cały wachlarz możliwości - jest to złe. Obejrzałem ten dokument, bo myślałem, że w sprawie niepłodności dowiem się czegoś nowego. Nie dowiedziałem się.
Aha - dziękuję za komentarz.
Zacznę może od od tego, że wydawało mi się, iż Twój artykuł ma zachęcić do dyskusji na temat wrażeń po obejrzeniu filmu, a nie tego jaką wiedzę na dany temat posiadamy. Dodatkowo umieściłeś własne odczucia, moje były zupełnie inne i dlatego zdecydowałem się je opisać. Jak widzisz, odniosłem się głównie do Twoich słów, ponieważ odebrałem je jako skrajnie stronnicze. Zgodzę się, że film "propaguje" metodę naprotechnologii, wiem, że są to metody stosowane od dawna i nie odkrywa się tutaj eureki. Dokładnie podkreśla, że skupiają się na metodach naturalnych, które badają i rozwijają, wykorzystując nowoczesną technologię. Nauka nie rozwija się tylko w szerz, ale i wgłąb, przykładem może być atom, może i oni widzą sens w jeszcze mocniejszym zgłębianiu podejścia, które propagują. To klinika prywatna, ludzie są podobno wolni, niech sami decydują, gdzię będą się leczyć. Ale tak jak napisałem, dla mnie przedstawia alternatywę dla ludzi o określonym światopoglądzie, opisuje (skrajne czy nie, tego raczej nie jesteśmy wstanie określić) przypadki, gdzie lekarze mogli zbyt pochopnie podjąć decyzję o próbie wdrożenia metody in vitro, albo zainteresowanym nie odpowiadał taki sposób rozwiązania problemu i szukali pomocy dalej. To nie "pogląd katolicki", a raczej możliwość dokonania wyboru, co z tego, że leży po stronie pasujęcej do takiego rozumowania o istocie ludzkiej i poczęciu? Pamiętajmy, że były to tylko trzy lata, a chętnych zapewne było wielu, kasa z tym związana również była ogromna, więc lekarze mieli o co walczyć. Podejrzewam, że film ma być kontrą dla "propagandy", jaka towarzyszyła metodzie in vitro. Nie oceniam sposobów jako naukowiec, bo nie mam bladego pojęcia o skuteczności in vitro, nigdy nie korzystałem i nie znam osoby, która wychowuje dziecko poczęte tą metodą. Mogę natomiast, po zapoznaniu się z podstawami, stwierdzić, że mi ten film w niczym nie przeszkadza. To nie jest kwestia, czy się zgadzam i popieram jego treść, a raczej traktuję go jak wszystko inne, co zobaczyć można w telewizji, nie tylko publicznej, od wielu lat, jest jedynie dla mnie notatką: widzisz, pojęcia nie masz co to naprotechnologia, jesteś głupi i super, możesz się czegoś nowego nauczyć, więc idź i szukaj wiedzy, bo tu podana jest tylko z perspektywy jednej strony. Jeżeli ktoś szuka wiedzy w miejscu, gdzie jest odpowiednio przygotowana i dobrana, to już jego problem, że jej nie zgłębia, Świata nie zbawimy. Osobiście chyba wolę taki film, niż dokument na przykład o powikłaniach związanych z metodą in vitro, o tym jakie to niesie za sobą konsekwencje. Jest chyba bardziej pozytywny.
Jeżeli obejrzałeś go dwukrotnie, to moim zdaniem, zbyt agresywnie starasz się wtłoczyć w to wiarę, a co za tym idzie kościół. Nie widziałem jeszcze "dokumentu naukowego" z bocianami, kościołami i ołtarzem w tle, z gościem śpiewającym piosenkę Wilków (chyba) i chórkiem jako ścieżka dźwiękowa. Dla mnie jedni propagują in vitro, inni kategorycznie odrzucają i chcą stosować metody naprotechnologi, żadnego poczęcia w probówce, co w tym złego, jeśli nawet nakazuje im to wiara, którą wyznają? Czy aby na pewno nakazuje, może się z nią w pełni zgadzają i dlatego są jej wyznawcami? Każdy ma swój kodeks moralny, każdy ma swój mózg, z którego powinien korzystać. A co do Twoich wypunktowań, to raczej wszystko kwestia empirii, obaj nie jesteśmy w stanie tego ocenić, chyba, że jesteś ginekologiem, mającym dostęp do własnych statystyk, bo chyba wiemy, jak je się tworzy. I tak wiem, że @marszum to Ty :)
Przede wszystkim dziękuję za dyskusję, komentarz i odpowiedź.
Być może masz rację, że podszedłem do tego trochę agresywnie, ale jest to związane z tym, że ten "dokument" po publikacji w pewien sposób miał i wciąż ma wpływ na część mojego życia. Powiedzmy, że niektóre osoby z rodziny będące nadgorliwymi katolikami oraz zwolennikami z klapkami na oczach pewnej partii politycznej zaczęły wywierać na mnie pewien nacisk. Bo to jest lepsze i skuteczniejsze.
Religia i medycyna nie były nigdy dobrym połączeniem.
Główny problem tego filmu polega na tym (i tego ludzie niezaznajomieni z problemami związanymi z płodnością nie będą chyba w stanie zrozumieć), że przedstawione myślenie jest bardzo jednokierunkowe - mówiąc, że albo złe in vitro, albo dobra naprotechnologia. Natomiast te dwa "kierunki" dotyczą całkiem innych osób, z czego leczenie idące w stronę in vitro zawiera w sobie większość naprotechnologii.
O samej naprotechnologii dowiedziałem się dopiero a propo tego filmu i po pierwszym obejrzeniu dalej nie rozumiałem w pełni, jak ci ludzie są leczeni. Dlatego nie jest o tym głośno, bo dla lekarzy nie jest to nic nowego i poza tym same metody leczenie są mocno kwestionowane.
Sam film ma wydźwięk emocjonalny, dodatkowo te wszystkie wstawki audiowizualne. To ma działać.
Zgadzam się natomiast co do faktu, że wiele osób decydowało się od razu na in vitro z pominięciem np. inseminacji, za którą już był jakiś dodatkowy koszt. Nie można natomiast porównywać refundacji obu metod, bo to całkiem co innego.
Tak samo jak nie są w stanie zrozumieć wielu innych rzeczy, gubią się w ogromie informacji jaki ich otacza, tak było zawsze. W telewizji chyba nigdy nie doczekamy się rzetelnego dokumentu naukowego właśnie, przestawiającego dla przykładu (można tu wstawić dowolny spór) in vitro, naprotechnologię, tłumaczącego dokładnie o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi, gdzie są podobieństwa, na jakim etapie itd. Osobiście uważam, że jest to celowe sterowanie opinią publiczną, każda władza wybiera różne dziedziny albo kierunki, ale robi wbrew pozorom dokładnie to samo.
Co do religii i medycyny, kiedyś istniało silne połączenie, bo przecież klasztory były też ośrodkami nauki, jeszcze zanim pojawiły się inne, choćby uniwersytety. Natomiast zgodzę się, że dziś ewidentnie brakuje pomostu między religią, a nauką.