[Kontrowersyjnie] Naprotechnologia - propaganda katolicka w telewizji publicznej?

in #polish7 years ago

Z góry zakładam, że ten tekst może być dla wielu kontrowersyjny. Taki ma być. Z chęcią przeczytam komentarze obu stron, o ile takie się znajdą.

Jakiś czas temu na TVP został puszczony “dokument” o nazwie Skąd się biorą dzieci? Film o naprotechnologii. Obejrzałem go dopiero teraz na platformie VOD TVP pod tym adresem.

“Dokument” ten w teorii ma opowiadać o alternatywnym podejściu do zagadnienia problemów z zajściem w ciążę, jednakże po 53. minutach filmu wciąż nie miałem pojęcia, z czym to się je i o co w tym wszystkich chodzi. Próbowano mi jednak wpoić, że in vitro to bardzo złe i niemoralne pójście na łatwiznę, a wszystkie problemy da się rozwiązać prowadząc kalendarzyk małżeński.

Już niemal w pierwszej wypowiedzi główny bohater (dr n. med. Tadeusz Wasilewski) informuje nas poszedłem za głosem Pana Boga. Tak w skrócie o samej tej postaci - przez lata wykonywał inseminacje oraz in vitro, zarabiając na tym pewnie grube pieniądze, a potem nagle dostaje objawienia, mówi, że robił źle, i otwiera swoją prywatną klinikę.

Co drugą scenę mamy krzyże, kościoły, wspominanie o Bogu i modleniu się. To wszystko poprzeplatane ujęciami z bocianami i z orkiestrą. A w tle muzyka chóralna.

Zacytuję wam kilka tekstów z tego filmu.

Po dwóch latach leczenia wskaźnik liczony urodzeniami dzieci wynosi 60-80%.

Podejście holistyczne do pacjenta.

Pozyskujemy próbkę nasienia do osłonki w trakcie współżycia, czyli poprzez akt miłości małżonków, bo te wyniki są dużo lepsze niż nasienie pozyskiwane podczas masturbacji.

Program in vitro jest medycyną na skróty, która ma nam dać upragniony cel, a środki, jakich użyjemy, nie mają znaczenia.

Młoda dziewczyna, zero szans z medycznego punktu widzenia. I jest dziecko.

Bywa tak, że kobiety, które na przykład mają bardzo nieregularne cykle, w momencie, w którym zaczynają się obserwować, zaczynają te naklejki przyklejać, zaczynają opisywać to wszystko, im wszystko wraca do normy i te cykle zaczynają się robić regularne.

U dzieci poczętych i urodzonych w wyniku zastosowania programu in vitro będziemy obserwowali o 20% do 40% zwiększone ryzyko i występowanie jakichkolwiek wad wrodzonych w stosunku do populacji poczętej w sposób naturalny. Tak mówią lekarze i w Australii, i w Ameryce, i w Europie, i to są dowody medyczne.

Warunek jest taki, że zajmujemy się tylko małżeństwami.

Naprotechnologia jest to metoda leczenia niepłodności, a in vitro jest to metoda radzenia sobie z bezdzietnością.

Jak już wspomniałem wcześniej, wnioski są jednoznaczne - to metoda cud, w przeciwieństwie do pójścia na skróty. W zasadzie nie wiadomo o co chodzi dokładnie, ale to działa!

Dopiero po wczytaniu się w temat, chociażby na stronie Wikipedii, można wyłapać, jaką katolicką papkę dostaliśmy w tym “dokumencie”. Teraz fakty:

Metoda mająca monitorować i utrzymywać zdrowie układu rozrodczego kobiet (...) oparta jest głównie na naturalnych sposobach planowania rodziny, które są dopuszczane m.in. przez Kościół katolicki.

Jest adresowana do pacjentów, których niepłodność jest uleczalna i daje się korygować medycznie, czyli do ok. 40% niepłodnych par.

Metoda jednak nie eliminuje przyczyn bezpłodności występującej u partnerów (jak uszkodzenia narządów, nieprawidłowe ich ukształtowanie w procesie rozwoju, całkowity brak komórek rozrodczych).

Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Polskie Towarzystwo Ginekologiczne stwierdziły, iż nie mogą jej rekomendować z powodu braku dowodów na jej skuteczność w kontrolowanych badaniach klinicznych.

Oraz kilka cytatów

Prof. dr hab. n. med. Jerzy Radwan:

Termin naprotechnologia jest nieporozumieniem, to przecież zwykłe postępowanie diagnostyczno-terapeutyczne, które my, lekarze zajmujący się leczeniem niepłodności, stosujemy u par chcących zajść w ciążę. [...] Nazywanie powszechnie dostępnych metod stosowanych od kilkudziesięciu lat rewolucyjną metodą leczenia niepłodności to hipokryzja.

Prof. dr hab. n. med. Rafał Kurzawa (były przewodniczący Sekcji Płodności i Niepłodności Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego):

Zasadniczy zarzut względem naprotechnologii to fakt, iż ze względów ideologicznych nie daje się ludziom dostępu do metod rzeczywiście rozwiązujących ich problem. To zwykłe zachowawcze postępowanie diagnostyczno-terapeutyczne, które niestety często wykorzystuje zaledwie kilka wybranych elementów z koszyka metod leczenia niepłodności, a wobec niektórych problemów jest bezsilne.

Anna Krawczak (Stowarzyszenie na rzecz Leczenia Niepłodności „Nasz Bocian”):

Naprotechnologia jest zastrzeżonym znakiem towarowym, przez co osoby nieuprawnione do posługiwania się tym terminem nie mają prawa do prowadzenia badań naukowych na ten temat. [..] Jest metodą ideologiczną, a nie medyczną, bo jako ostatni etap leczenia zaleca adopcję, która nie jest postępowaniem medycznym.

Powiem szczerze, że jestem mocno zniesmaczony tym “dokumentem” i faktem, że puściła go telewizja publiczna jako dokument naukowy. Film jest przesycony kłamstwami i pomija wiele istotnych rzeczy, przedstawiając jedyną słuszną metodę-cud.

Sprawa ma się następująco: jeżeli para ma problem możliwy do wyleczenia naturalnie, zostanie to wyleczone także w klinice niepłodności, gdzie dopiero dalszym etapem jest inseminacja (celowo przemilczana w tym filmie?), a na końcu in vitro. W wielu przypadkach po “leczeniu” tylko naprotechnologią może się okazać, że dotarło się do ślepego zaułka i nie ma już żadnej możliwej metody na własne dziecko.

Warto też wspomnieć, że nic związane z samą inseminacją czy in vitro nie jest obecnie refundowane i nie ma też na to żadnych zniżek. Wszystko jest 100% płatne i oczywiście tylko prywatnie. NFZ wypina się na ludzi, którzy nie mogą mieć dzieci.

Dzięki in vitro w 2008 roku (czyli jeszcze przed bumem na tę metodę) w Polsce przyszło na świat około 2 tysiące dzieci. To więcej niż na całym świecie dzięki naprotechnologii w ciągu dziesięciu lat.

I jeszcze na sam koniec, jeżeli ktoś uważa, że adopcja jest jedyną prawidłową opcją, polecam zaznajomić się z przeżyciami par, które od wielu lat starają się o dziecko. To jednak temat na całkiem inny tekst.

Jeżeli ktoś chce się zagłębić więcej w temat to polecam artykuł Co to jest naprotechnologia.

Sort:  

Nie dziwi mnie Twoje zniesmaczenie, mi towarzyszą podobne uczucia, ale jednocześnie nie dziwi mnie fakt, że ten materiał został, jak napisałeś, "puszczony przez telewizję publiczną jako dokument naukowy". To, że jest nierzetelny i nasycony kłamstwami nie ma znaczenia, ponieważ wbrew temu co się nam wmawia, żyjemy w państwie kościelnym, a kościół za wszelką cenę będzie szerzył swoją propagandę. Ta instytucja robi tak nie od dziś i nie od 100 lat. A ciemna masa łyka jak leci, nie zastanawia się, nie analizuje, bo przecież "było w telewizji więc to musi być prawda".

Nie pozostaje mi nic innego jak popisać się pod twoją wypowiedzią.

Może nie tyle "było w telewizji więc to musi być prawda", ale skoro ksiądz dobrodziej powiedzieli na kazaniu - to na pewno jest prawda. I też podpisuję się pod Twoim komentarzem.

No, no, to oczywiście też :) Szkoda gadać generalnie.

W tym filmie pani lekarz naprotechnologii wypowiada się, że na praktykach przedmałżeńskich porównuje poczęcie dziecka do koncertu orkiestry, gdzie trzeba poprawić nuty, nastroić instrumenty, wymienić pałeczki itp. Jak do debili :)

jeśli problem niepłodności jest po stronie faceta to zmiana pałeczki rzeczywiście może pomóc :)

Trochę obczajam tematykę rozrodu, płodności i napiszę szczerze - cykl płciowy kobiety jest regularny ale....tylko w książkach, na papierze. Tak na co dzień ma na niego wpływ wszystko: zdenerwowanie, przeziębienie, temperatura, zmiana klimatu, podróż ... cokolwiek wystarczy, żeby się rypło. Metoda kalendarzyka to rosyjska ruletka. I co wtedy? Poza tym taka metoda zapisywania co i kiedy musi trwać kilka lub kilkanaście miesięcy.... nikt myślący tego nie będzie robił. Jeśli za coś bierze się ktoś nie mający o tym pojęcia, w tym przypadku kościół, to tak, jakby ślepy opowiadał o kolorach. Z drugiej strony co za hipokryzja - przecież in vitro jest po to, żeby przybywało dzieci. Obcięcie finansowania to nieporozumienie... i antykoncepcja... Jeśli para nie może mieć dzieci przy użyciu "technologii tradycyjnej" to trzeba zrobić WSZYSTKO, absolutnie wszystko, żeby jej, tej parze, pomóc. Czy to będzie in vitro czy inny sposób. Ma być w pełni finansowane.

Naprotechnologia proponuje wstępnie cykl dwóch lat prowadzenia ich "kalendarza" i podczas tych dwóch lat skupiają się głównie na samej kobiecie. Najlepsze jest oddawanie nasienia podczas stosunku i jego transport w ciągu godziny do kliniki w kieszeni, żeby trzymało temperaturę ciała. A gdy po kilku latach okaże się, że jednak nie da się wyleczyć dolegliwości pary, sugerowanym dalszym krokiem jest adopcja. Czyli bardzo medyczne podejście.

O matko.... jak cholera medyczne podejście, witki opadają. Wg medycyny - "parę uznaje się za bezpłodną jeśli po dwóch latach niczym nie skrępowanego współżycia nie ma dziecka" - wtedy powinno się zacząć badania, co i jak, OBOJGA a nie tylko KOBIETY. I lepiej, łatwiej, bezpieczniej i bezboleśniej jest zacząć badania od mężczyzny. Jeśli to on szwankuje (badanie nasienia) to wiadomo gdzie problem. Jeśli partner jest ok, zdrowy, to wtedy partnerka, tam trzeba szukać przeszkód. A jeśli i ona jest zdrowa to wtedy in vitro i inne metody. Co 5 para ma kłopoty z poczęciem dziecka.

Dlaczego w kieszeni? Przecież łatwiej w czym innym je transportować. I temperaturę zachowa :P

Świeży towar na miejscu od ręki w odpowiedniej temperaturze?

Jak cytowałem wcześniej w tekście: Pozyskujemy próbkę nasienia do osłonki w trakcie współżycia, czyli poprzez akt miłości małżonków, bo te wyniki są dużo lepsze niż nasienie pozyskiwane podczas masturbacji. Ale oczywiście teza ta niczym nie jest poparta.

Bardzo fajnie podsumowanie. Ja osobiście uważam, że dofinansowanie in vitro jest niepotrzebne. Ja rozumiem, że rodzice chcą dziecko, ale jeśli jest bezpłatne to mogą się na tego typu kosztowne metody zdecydować zbyt szybko. Mówi się cały czas o przeludniającym się powoli świecie... Głupi system emerytalny, który nie powinien istnieć oraz jakieś programy w stylu 500+ są bardzo złym podejściem. Już nie mówiąc o tworzeniu stereotypu, że najlepsza rodzina to 2+3.

Cieszę się, że napisałeś o tym głupim dokumencie. Warto pamiętać, że najwięcej dzieci urodziło się z antykoncepcji pod tytułem kalendarzyk :D

Warto pamiętać, że najwięcej dzieci urodziło się z antykoncepcji pod tytułem kalendarzyk :D

Kiedyś na to słyszałem humorystyczne określenie "Watykańska ruletka" :P

To wszystko, ten kalendarzyk, zależy od tego, ile prosta kobiecina z niego zrozumie. Zwrot "prosta kobiecina" dotyczy wyłącznie tych kobiet, dla których proboszcz to autorytet w każdej sprawie. Kiedyś był w jakiejś gazecie opisywany problem kobieciny, która stosowała kalendarzyk wedle zaleceń proboszcza i jest w ciąży.... Nie wiadomo, co i jak on jej tłumaczył, ale kobieta zrozumiała tylko, że "w dni parzyste ma chłopu dawać, w nieparzyste odstawiać od wyrka" :( Po jaką cholerę poszła do księdza w tej sprawie zamiast do przychodni? Tego nie wie nikt.....

Tak naprawdę nie posiadamy danych, które mówią, dla ilu par z dofinansowania w latach 2013-2016 in vitro było ostatecznością, a dla ilu tylko wymysłem. Prawda jest jednak taka, że program ten się sprawdził i dzięki niemu na świat przyszło bardzo wiele dzieci.

Boli trochę to, że obecny rząd wspiera jedynie pary, które mogą bez żadnych problemów produkować kolejne pokolenie. A w tym czasie prywatne kliniki zacierają ręce.

Zastanawiam się, ile osób komentujących wpis, rzeczywiście obejrzało rzeczony film. Ja odniosłem zupełnie inne wrażenie niż autor, a dodatkowo wydaje mi się, że trochę zaślepia go podejście do wiary, kościoła i całej otoczki. Gorąco zachęcam do obejrzenia materiału, bo inaczej nie ma sensu wypowiadanie się na ten temat. Osobiście płodność mnie nie dotyczy, może będzie, gdy zacznę starać się o dziecko.

Po pierwsze, nigdzie nie znalazłem informacji, jakoby jest on naukowym dokumentem. Po drugie, nigdzie nie mówi, że inne metody są złe, a ta jedynie słuszna, bo wspomina raczej o wykorzystaniu dzisiejszej technologii i nauki przy wspomaganiu metod naturalnych. Prezentuje konkretny pogląd, mianowicie że jest to pewnego rodzaju alternatywa dla kogoś, komu nie odpowiada metoda in vitro, z łac. w szkle, wywodząca się bezpośrednio z weterynarii, polegająca na sztucznym połączeniu komórki jajowej i plemnika poza narządem rozrodczym kobiety. Tak się akurat złożyło, że w większości będą to osoby wierzące, posiadające określony pogląd na poczęcie i wartość życia ludzkiego, zapewne stąd te odwołania do wiary katolickiej, tu właśnie nie rozumiem, w czym to przeszkadza autorowi, szczególnie, że jest to klinika prywatna.

Znakomita większość filmu to też krótkie przedstawienie historii par, które albo na in vitro nie chciały się decydować, albo inseminacja i in vitro im nie pomogła, bądź lekarzy, którzy również nie hołdują tym metodą i prezentują konkretny światopogląd.

Kalendarzyk jest opisywany raczej jako czynnik mobilizujący małżeństwo do wspólnej pracy, obserwacji efektów terapii, jak wpływa ona na kobietę, jakie są skutki konkretnych zabiegów.

To tak w skrócie, polecam obejrzeć i wyrobić sobie własną opinię. Film był wyprodukowany w roku 2016, in vitro było refundowane prze NFZ w latach 2013-2016, pewnie powstał dlatego, że naprotechnologia nie. A @marszum, nie wiem czemu, ale albo ten film przewijałeś, albo naprawdę Ci wiara katolicka mocno przeszkadza, takie odniosłem wrażenie. Ja zrozumiałem o co chodzi w tej metodzie, nie widzę tu "katolickiej papki".

Żeby nie było wątpliwości - @marszum to ja.

Film obejrzałem dwukrotnie. Raz z ciekawości i drugi raz na potrzeby tego tekstu.

Film jest w kategorii "dokument". W nazwie posiada słowo "technologia" a od początku wypowiada się prawdziwy lekarz. Jest to wystarczająco wiele, aby 99% oglądających uznało to za film medyczno-naukowy. Pan Tadeusz Wasilewski wypowiada się w nim o in vitro tylko w sposób negatywny, co jednoznacznie świadczy, że jest to złe, a na pewno gorsze.

Wróćmy jednak do całej genezy, bo nie rozumiesz chyba głównego zarzutu. Naprotechnologia zajmuje się tym, czym zajmuje się także każda klinika niepłodności. To nie jest nic nowego, nie odkryli świata na nowo. W filmie brakuje informacji, że jest to jedynie pogląd katolicki, który jest jedynie jakimś procentem współczesnej wiedzy medycznej na ten temat. Wszyscy bohaterowie wypowiadają się, że albo in vitro i inseminacja (chociaż o samej inseminacji nie ma kompletnie nic w tym dokumencie), albo leczenie w klinice naprotechnologii. Błąd. Jak wspomniałem wyżej, te same badania są wykonywane w każdej innej klinice niepłodności, a pacjent, nawet z podejściem katolickim, sam decyduje o swoim losie. W dokumencie może nie jest powiedziane wprost, ale domyślnie przez cały film: klinika naprotechnologii jest super, inne kliniki są be.

Powiedz mi, co z pozostałymi rzeczami, które są jawną manipulacją widzem?

  • wskaźnik urodzeń wynosi po dwóch latach nawet aż 80%, a pomijany jest fakt, że dotyczy to jedynie 40% populacji, co matematycznie daje maksymalnie 32%,
  • nasienie pobrane w trakcie stosunku z miłości jest lepsze - brak danych,
  • kobieta z zerową szansą medyczną na dziecko - albo trafiła wcześniej na złego lekarza, albo cud,
  • nawet o 40% więcej wad wrodzonych - in vitro ma trochę większy wskaźnik ryzyka chorób, ale na pewno nie w takich wartościach
  • kobiecie ustabilizował się cykl tylko od wyklejania kalendarzyka z niepoprawnymi cyklami.

Kolejną niewiedzą jest informacja o finansowaniu in vitro, podczas gdy naprotechnologia nie była finansowana. Jak już wspominałem wcześniej, naprotechnologia to chwytliwa nazwa części badań i diagnozowania pacjentów, które są także przeprowadzane w innych klinikach. Ten proces, czyli badania, leki, wizyty - nigdy nie było finansowane. Kwestia finansowa dotyczyła jedynie samej procedury in vitro.

I na koniec - dlaczego twierdzę, że naprotechnologia jest zła? Ponieważ przedstawia ludziom jedynie wycinek wszystkich możliwości. Czytałem w internecie opinie zawiedzionych ludzi, którym lekarz w tej klinice od razu na wejściu i bez patrzenia w wyniki badań obiecywał, że wszystko będzie w porządku. W samym dokumencie pada stwierdzenie, że jedna para leczy się już 7 lat i wciąż nie ma efektów.

Jeżeli ludziom nie jest przedstawiany cały wachlarz możliwości - jest to złe. Obejrzałem ten dokument, bo myślałem, że w sprawie niepłodności dowiem się czegoś nowego. Nie dowiedziałem się.

Aha - dziękuję za komentarz.

Zacznę może od od tego, że wydawało mi się, iż Twój artykuł ma zachęcić do dyskusji na temat wrażeń po obejrzeniu filmu, a nie tego jaką wiedzę na dany temat posiadamy. Dodatkowo umieściłeś własne odczucia, moje były zupełnie inne i dlatego zdecydowałem się je opisać. Jak widzisz, odniosłem się głównie do Twoich słów, ponieważ odebrałem je jako skrajnie stronnicze. Zgodzę się, że film "propaguje" metodę naprotechnologii, wiem, że są to metody stosowane od dawna i nie odkrywa się tutaj eureki. Dokładnie podkreśla, że skupiają się na metodach naturalnych, które badają i rozwijają, wykorzystując nowoczesną technologię. Nauka nie rozwija się tylko w szerz, ale i wgłąb, przykładem może być atom, może i oni widzą sens w jeszcze mocniejszym zgłębianiu podejścia, które propagują. To klinika prywatna, ludzie są podobno wolni, niech sami decydują, gdzię będą się leczyć. Ale tak jak napisałem, dla mnie przedstawia alternatywę dla ludzi o określonym światopoglądzie, opisuje (skrajne czy nie, tego raczej nie jesteśmy wstanie określić) przypadki, gdzie lekarze mogli zbyt pochopnie podjąć decyzję o próbie wdrożenia metody in vitro, albo zainteresowanym nie odpowiadał taki sposób rozwiązania problemu i szukali pomocy dalej. To nie "pogląd katolicki", a raczej możliwość dokonania wyboru, co z tego, że leży po stronie pasujęcej do takiego rozumowania o istocie ludzkiej i poczęciu? Pamiętajmy, że były to tylko trzy lata, a chętnych zapewne było wielu, kasa z tym związana również była ogromna, więc lekarze mieli o co walczyć. Podejrzewam, że film ma być kontrą dla "propagandy", jaka towarzyszyła metodzie in vitro. Nie oceniam sposobów jako naukowiec, bo nie mam bladego pojęcia o skuteczności in vitro, nigdy nie korzystałem i nie znam osoby, która wychowuje dziecko poczęte tą metodą. Mogę natomiast, po zapoznaniu się z podstawami, stwierdzić, że mi ten film w niczym nie przeszkadza. To nie jest kwestia, czy się zgadzam i popieram jego treść, a raczej traktuję go jak wszystko inne, co zobaczyć można w telewizji, nie tylko publicznej, od wielu lat, jest jedynie dla mnie notatką: widzisz, pojęcia nie masz co to naprotechnologia, jesteś głupi i super, możesz się czegoś nowego nauczyć, więc idź i szukaj wiedzy, bo tu podana jest tylko z perspektywy jednej strony. Jeżeli ktoś szuka wiedzy w miejscu, gdzie jest odpowiednio przygotowana i dobrana, to już jego problem, że jej nie zgłębia, Świata nie zbawimy. Osobiście chyba wolę taki film, niż dokument na przykład o powikłaniach związanych z metodą in vitro, o tym jakie to niesie za sobą konsekwencje. Jest chyba bardziej pozytywny.

Jeżeli obejrzałeś go dwukrotnie, to moim zdaniem, zbyt agresywnie starasz się wtłoczyć w to wiarę, a co za tym idzie kościół. Nie widziałem jeszcze "dokumentu naukowego" z bocianami, kościołami i ołtarzem w tle, z gościem śpiewającym piosenkę Wilków (chyba) i chórkiem jako ścieżka dźwiękowa. Dla mnie jedni propagują in vitro, inni kategorycznie odrzucają i chcą stosować metody naprotechnologi, żadnego poczęcia w probówce, co w tym złego, jeśli nawet nakazuje im to wiara, którą wyznają? Czy aby na pewno nakazuje, może się z nią w pełni zgadzają i dlatego są jej wyznawcami? Każdy ma swój kodeks moralny, każdy ma swój mózg, z którego powinien korzystać. A co do Twoich wypunktowań, to raczej wszystko kwestia empirii, obaj nie jesteśmy w stanie tego ocenić, chyba, że jesteś ginekologiem, mającym dostęp do własnych statystyk, bo chyba wiemy, jak je się tworzy. I tak wiem, że @marszum to Ty :)

Przede wszystkim dziękuję za dyskusję, komentarz i odpowiedź.

Być może masz rację, że podszedłem do tego trochę agresywnie, ale jest to związane z tym, że ten "dokument" po publikacji w pewien sposób miał i wciąż ma wpływ na część mojego życia. Powiedzmy, że niektóre osoby z rodziny będące nadgorliwymi katolikami oraz zwolennikami z klapkami na oczach pewnej partii politycznej zaczęły wywierać na mnie pewien nacisk. Bo to jest lepsze i skuteczniejsze.

Religia i medycyna nie były nigdy dobrym połączeniem.

Główny problem tego filmu polega na tym (i tego ludzie niezaznajomieni z problemami związanymi z płodnością nie będą chyba w stanie zrozumieć), że przedstawione myślenie jest bardzo jednokierunkowe - mówiąc, że albo złe in vitro, albo dobra naprotechnologia. Natomiast te dwa "kierunki" dotyczą całkiem innych osób, z czego leczenie idące w stronę in vitro zawiera w sobie większość naprotechnologii.

O samej naprotechnologii dowiedziałem się dopiero a propo tego filmu i po pierwszym obejrzeniu dalej nie rozumiałem w pełni, jak ci ludzie są leczeni. Dlatego nie jest o tym głośno, bo dla lekarzy nie jest to nic nowego i poza tym same metody leczenie są mocno kwestionowane.

Sam film ma wydźwięk emocjonalny, dodatkowo te wszystkie wstawki audiowizualne. To ma działać.

Zgadzam się natomiast co do faktu, że wiele osób decydowało się od razu na in vitro z pominięciem np. inseminacji, za którą już był jakiś dodatkowy koszt. Nie można natomiast porównywać refundacji obu metod, bo to całkiem co innego.

Tak samo jak nie są w stanie zrozumieć wielu innych rzeczy, gubią się w ogromie informacji jaki ich otacza, tak było zawsze. W telewizji chyba nigdy nie doczekamy się rzetelnego dokumentu naukowego właśnie, przestawiającego dla przykładu (można tu wstawić dowolny spór) in vitro, naprotechnologię, tłumaczącego dokładnie o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi, gdzie są podobieństwa, na jakim etapie itd. Osobiście uważam, że jest to celowe sterowanie opinią publiczną, każda władza wybiera różne dziedziny albo kierunki, ale robi wbrew pozorom dokładnie to samo.

Co do religii i medycyny, kiedyś istniało silne połączenie, bo przecież klasztory były też ośrodkami nauki, jeszcze zanim pojawiły się inne, choćby uniwersytety. Natomiast zgodzę się, że dziś ewidentnie brakuje pomostu między religią, a nauką.

To wszystko zmierza w złym kierunku. To, że organizacje antynaukowe działały zawsze jest oczywiste. Smutne jednak jest to, że media głównego nurtu coraz częściej porywają się na sianie antynaukowej propagandy. Gdzieś ostatnio widziałem, że TVN wyemitował pseudodokument naukowy mający pokazać, że szczepionki są złe...

Jeżeli ktoś jest opisywany jako lekarz naprotechnologii, a sama "technika" nie jest uznawana przez organizacje medyczne, to co ten tytuł lekarza oznacza?

Serio taki "dokument" został puszczony w TVN? To trochę porażka... Ale pamiętajmy o tym, że to telewizja prywatna i teoretycznie mogą puszczać co zechcą. Sprawa przeze mnie wspomniana dotyczy telewizji publicznej TVP.

To ja się podzielę moimi przemyśleniami na ten temat.
Prowadzenie kalendarzyka jak i naprotechnologia dla mnie nie są czymś złym, ale tylko jeśli traktujemy je jako narzędzie poznawcze. Nigdy w życiu nie stosowałbym kalendarzyka jako antykoncepcję, ale jestem skłonny czerpać z niego korzyści przy planowaniu poczęcia, choć do tego można używać równie dobrze testów owulacyjnych, zamiast sprawdzania śluzu czy mierzenia temperatury.
Czy naprotechnologia i naturalne sposoby na "poprawę" płodności są złe, na pewno nie jeśli przynoszą skutek. Specjalnie napisałem tam o poprawie a nie leczeniu bezpłodności. Ale też nikt nie powinien skazywać ludzi na te metody, mówiąc że to są jedyne słuszne.

Z kolei idealizowanie in-vitro też jest przesadą, oglądałem dokumenty o parach, które robiły czasem po kilka podejść pod zapłodnienie tą metodą i dla części z nich też były to ciężkie przeżycia, często kończące się rozwodami i depresjami. Statystyki z USA za rok 2009 (nie chciało mi się szukać bardziej aktualnych) mówiły o tym, że 29% zapłodnień jest skutecznych, z czego niecałe 25% kończy się urodzeniem dziecka. Oczywiście zawsze 25% to więcej niż 0%.

Podsumowując: wierząc temu co opisałeś, materiał TVP był tendencyjny i zamiast zachęcić ludzi do poznania tematu uzyskano zupełnie odwrotny skutek. TVP ogólnie przybrała zły kierunek, na szczęście żyjemy w czasach gdzie jest internet i prywatne TV, dopóki one nie są cenzurowane, dopóty pan Kurski i jego wizja misji mi nie przeszkadza.

Problem jest właśnie taki, że naprotechnologia jest jakby zła. Zajmuje się się ona zaledwie jedną gałęzią drzewa, mówiąc jednocześnie, że pozostałe gałęzie są złe. Tymczasem każda klinika płodności zajmuje się wszystkimi gałęziami, dając pacjentom wybór.

Co do in vitro - też tego nie idealizuję, ale... 25% ze wszystkich podchodzących par. Tymczasem do naprotechnologii łapie się zaledwie 40% wszystkich i do tego jaki procent udanych ciąż? Łącznie na pewno daje to mniej niż 25%. I gdy nie uda ci się za pierwszym podejściem w in vitro, możesz próbować ponownie, więc znowu masz 25% szans. W naprotechnologii dają ci tylko jedno wyjście - adopcja.

Ja nikomu nie karzę wierzyć w moją opinię. Dałem link do materiału, można obejrzeć i wyciągnąć własne wnioski :)

Swietny Text, jestem calkowicie tego samego zdania, ja na szczescie mam juz macierzynstwo za soba :)

Wszystko co i ja chcialabym napisac zostalo juz tu napisane.
osobiscie jestem oburzona tym jak Kosciol manilupuje ludzmi poprzez Media i nie tylko !!!!

Coin Marketplace

STEEM 0.21
TRX 0.14
JST 0.030
BTC 67873.49
ETH 3528.53
USDT 1.00
SBD 2.80