Wóz Drzymały - Violent Storm cz. 1

in #polish6 years ago

Witam Was wszystkich w kolejnym odcinku Wozu Drzymały. Chyba odkryłem maksymalną wielkość pojedynczego wpisu na Steem ;) Dlatego ten wpis zostanie podzielony na dwie części. Drugą postaram się zamieścić najszybciej jak to będzie możliwe. Tym razem chciałbym zaprezentować/przypomnieć Wam grę, której sam tytuł powoduje przyspieszone bicie serca u niektórych bywalców salonów gier. Gra uznawana za klasykę gatunku i zupełnie zasłużenie za grę kultową. Chodzi oczywiście o Violent Storm. Gra pochodzi z roku 1993. Jej twórcą jest firma nie wymagająca specjalnego przedstawiania (czy się ją lubi, czy nie to już inna kwestia ;) ), czyli Konami. Należy oczywiście do gatunku beat'em up.

Tytuł: Violent Storm
Producent: Konami
Rok wydania: 1993
Liczba graczy: 1-3 (co-op)
Używanych przycisków: 2

Chodzą pogłoski jakoby była to trzecia część serii, w skład której wchodzą Crime Fighters, Vendetta (czyli Crime Fighters 2) i właśnie opisywany tutaj Violent Storm. W mojej opinii nie jest to prawdą ponieważ, o ile Crime Fighters i Vendetta mają wiele elementów wspólnych tak Violent Storm ze wspomnianymi grami ma wspólne tylko to, że wydawcą wszystkich trzech tytułów jest ta sama firma i wszystkie należą do tego samego gatunku.

Kilka słów odnośnie fabuły. Oczywiście ta do specjalnie lotnych nie należy, jak to w tego typu grach bywa. Szef gangu porywa laseczkę (oczywiście w nie wiadomym celu, ale złoczyńcy bardzo lubią porywać laseczki, tak że nie powinniśmy wnikać w motywy działania przestępcy), więc jej przyjaciele ruszają na odsiecz. W tej grze laseczka jest dosyć urodziwa, więc nie można się dziwić, że przyjaciele chętnie ruszają do walki. Na imię niewieście jest Sheena.


Chłopaki przedzierają się przez różne lokacje opanowane przez gang i wykańczając kolejnych sługusów szefa. Przemierzają drogę od najsłabszych i mało znaczących członków gangu, po nitce do kłębka docierają do samego szczytu hierarchii gangu. Ot cała fabuła. Gra posiada nawet krótkie intro co wcale nie było takie oczywiste w tamtych czasach. Co prawda za dużo treści w nim nie ma, bo nie zawiera ono żadnych napisów ale przekaz jest oczywisty.

Naszych dzielnych i szlachetnych herosów jest trzech. Borys Wade i Kyle. Każdy z nich różni się nieco wachlarzem ciosów, wyglądem no i oczywiście stylem walki. Dzięki temu każdym z nich gra się odrobinę inaczej. Można tutaj wychwycić pewne analogie do bohaterów innego kultowego chodzonego mordobicia, o którym pisałem w jednym z pierwszych odcinków, a mianowicie Final Fight. Najchętniej wybieranymi postaciami, przynajmniej wśród moich znajomych, byli Borys i Wade. Za Kylem jakoś nikt nie przepadał. Mimo, że atakuje on nogami co daje mu większy zasięg niż pozostałym zawodnikom.


Wade. Blondynek, elegancik, zawsze ma przy grzebień, którego używa do zaczesania swojej stylowej blond grzywy. Jest to odpowiednik Codyego z Final Fight. Wyważona postać pod względem siły i szybkości. Jakoś wszyscy najbardziej lubili nim grać. Można go wykorzystać do grania na punkty, ze względu na posiadany przez niego jeden cios specjalny, którego pozbawieni byli pozostali zawodnicy, a atakowanie nim daje dużo punktów.


Boris. Przypakowany murzynek. Druga z ulubionych postaci graczy. Granie nim jest nieco trudniejsze, jednak posiada on sporą siłę, a mimo to, że jest najwolniejszą postacią, wcale nie jest taki ślamazarny. Jest to odpowiednik Haggara z Final Fight. Posiada duży wachlarz ciosów z powietrza i potrafi jako jedyny przenosić złapanych wrogów, oraz wyskakiwać z nimi w powietrze i uderzać nimi o ziemie na dwa sposoby.


Ostatnią z dostępnych postaci jest niejaki Kyle. Postać zdecydowanie najrzadziej wybierana przez graczy w mojej okolicy. Odpowiednik Guya z Final Fight i tak samo jak tam, nikt za nim nie przepadał. Jest najszybszy ale też najsłabszy. Kiedy będziemy szybko naciskać przycisk ataku, zacznie machać nogą niczym Chun-Li ze Street Fightera, co w przypadku tej gry wcale nie jest dobrym rozwiązaniem, bo szczególnie bossowie potrafią przez ten arak przejść ze swoim ciosem. Kyle jest zdecydowanie najbardziej techniczną postacią. W jego przypadku pałowanie na oślep kończy się szybkim zgonem.


To tyle jeśli chodzi o postaci dostępne w grze. Każdy powinien znaleźć coś dla siebie gdyż są one dosyć zróżnicowane i każda gra się ciut inaczej.

Przeciwników w grze spotykamy kilka rodzajów, jednak często zdarzają się kalki ze zmienionymi koralami i lekko wzmocnione. Mimo, że nie są oni tak różnorodni to nie zwracamy na to większej uwagi. Gra nadrabia innymi aspektami. W zasadzie każdy z wrogów posiada dwie wersje kolorystyczne. Różnią się od siebie w zasadzie tylko kolorami, chociaż w przypadku niektórych poprawiona jest szybkość, albo atakują trochę bardziej śmiało. Spotkamy tutaj dość standardowe typy przeciwników, jednak zdarzą się też całkiem oryginalni i niespotykani w innych grach tego typu. Od punków, przez zwykłych kolesi owiniętych w poszarpane peleryny, przez karateków, laseczki wyposażone w noże, metali z twarzami zasłoniętymi włosami i uzbrojonych w łańcuchy, po wielkich grubasów słodko nazwanych Lollypop, wielkich metali naszpikowanych ćwiekami, aż po kopie pierwszego bossa występujące jako zwykli przeciwnicy na dalszych planszach.

Pierwszym rodzajem przeciwnika jaki stanie na naszej drodze to Goście o ksywce Talkus i R. Talkus. Zauważyłem, że inne wersje kolorystyczne tych samych przeciwników mają dodaną do ksywki pierwszą literę koloru swojego odzienia i tak zwykły Talkus jest żółty, a R. Talkus jak nie trudno jest się domyśleć jest czerwony. Są to punki, które nie wykazują jakiś specjalnych zdolności bitewnych, jednak potrafią wkurzyć jeśli na przykład wezmą nas w kleszcze. Chociaż w każdej tego typu grze główna zasada to trzymaj wszystkich wrogów z jednej strony i nie daj się otoczyć.


Drugim rodzajem podstawowego wroga to kolesie owinięci poszarpaną peleryną. Potrafią w zasadzie to samo co Talkusy tylko wyglądają trochę inaczej i w tym przypadku obaj nazywają się tak samo, czyli Jaxom, mimo że różnią się kolorem. Zapewne jest to małe przeoczenie producentów gry, jednak nikomu to w niczym nie powinno przeszkadzać.


Kolejnym typem przeciwnika są jacyś adepci sztuk walki. Również występują w dwóch kolorach więc jeden nazywa się Ryuken (ciekawe imię swoją drogą, komuś się coś kojarzy? :) ), a drugi to oczywiście R.Ryuken, bo jest czerwony. Druga wersja kolorystyczna, czyli czerwony, posiada przeważnie dłuższy pasek życia. Ci przeciwnicy należą do dość upierdliwych, a jeśli pojawi się ich więcej niż dwóch jednocześnie to zaczyna robić się niebezpiecznie. Potrafią atakować rękami, kopać, odskakiwać w tył, jednak najbardziej upierdliwą ich akcją jest wyskok w powietrze i skakanie nam po głowie. Nie zabiera to może jakoś dużo energii i wystarczy się odsunąć żeby atak się nie udał jednak jeśli trafi to skacze nam po głowie niczym Mario po żółwiach, co powoduje, że na chwilę tracimy kontrolę nad naszą postacią i jesteśmy wystawieni na ataki pozostałych przeciwników.


Kolejne w kolejce pojawiają się panienki ubrane w skórzane stroje i wyposażone w noże. O dziwo tutaj autorzy wymyślili każdej z nich osobne imię. Jedna nazywa się Liza, a druga Eliza ;) Są one o tyle uciążliwe, że potrafią oprócz oczywistego dźgania nożem, też nim rzucić w naszym kierunku, a do tego umieją kucnąć i kopnąć nas niecnie w kostkę jednocześnie unikając naszego ataku. Druga wersja kolorystyczna, ubrana na fioletowo Eliza kiedy tak sobie kucnie, a my nie przestaniemy atakować, może nas tak kopać aż do naszego zgonu, więc trzeba na to uważać. Potrafią one też atakować z wyskoku i ogólnie też są to uciążliwe przeciwniczki, które najlepiej jest eliminować w pierwszej kolejności.


Na swej drodze spotkamy też punków uzbrojonych w gazrurkę. Nie da się im jej wytrącić z ręki i nie zostawiają jej po śmierci. Są o tyle uciążliwi, że często wchodzą na ekran znienacka, machając pałą na boki. Wtedy bardzo trudno jest ich zatrzymać i najlepiej jest ich puścić bokiem, niech sobie przeleci i się uspokoi. Ich przewagą jest duży zasięg dzięki rurze. Potrafią też zacząć szybko nią machać jednak po chwili się męczą i stoją słaniając się na nogach, co można wykorzystać aby im nakłaść na gębę. O dziwo występują tylko w jednym kolorze, a ich ksywka to Crossbones.


Ostatnim ze standardowych przeciwników są metale. Co ciekawe, jako jedyni występują w trzech kolorach, a ten trzeci kolor występuje tylko jeden, na ostatniej planszy. Może to jakiś błąd w grze, a może celowe działanie, w każdym razie w tym trzecim kolorze występuje tylko jeden egzemplarz. Uzbrojeni w łańcuch, chodzą i moshują grzywą zasłaniającą twarz jak na prawdziwych metali przystało. Potrafią po prostu pacnąć nas łańcuchem lub zawinąć go na nas i energicznym pociągnięciem rozkręcić nas. Wszyscy trzej nazywają się Gigadeath, więc ksywka też kojarzy się odpowiednio.


Pojawiają się też czasami dziwni goście z torbami wypakowanymi bombami. Mają mikroskopijną ilość energii, wychodzą, rzucają bombę i próbują uciec. Jeżeli uderzymy go lekko to bomba wypadnie mu pod nogi i wysadzi sam siebie. Nazywają się Dr. Hogun.


Natkniemy się też na trzy rodzaje większych przeciwników. Dwaj z nich są unikatowi, a jeden rodzaj to po prostu inne wersje pierwszego bossa pojawiające się na planszy. Pierwszym z tego typu przeciwników są również metale, tylko że tym razem znacznie więksi i naszpikowani kolcami. Obstawiam, że inspiracją do ich powstania był pierwszy boss z gry Captain Commando, niejaki Dolg. Naszych przyjemniaczków w Violent Storm są trzy rodzaje. Potrafią biegać taranując nas, czasami potrafią złapać i przytulać do siebie tak mocno, że słychać jak nasze kości strzelają. Potrafią także nami rzucić, a czerwony potrafi zwinąć się nawet w kolczastą kulę i w ten sposób nas rozjechać. Ich ksywki to Spike, B.Spike, oraz R.Spike. Zgadnijcie, który jest, który ;)



Oczywiście nie mogło zabraknąć wielkich grubasów. Są oni też tutaj i też są to jedni z bardziej uciążliwych przeciwników. Również najczęściej wbiegają na pole walki taranując nas swoim cielskiem. Wystarczy jednak odsunąć się im z drogi żeby się przewrócili i sunęli kawałek po ziemi. Wtedy jest dobry moment, żeby takiemu Lollypopowi naładować po twarzy. Kiedy biegnie na nas możemy też próbować go zatrzymać na pięści, jednak jest to ryzykowny manewr, bo zatrzymany w ten sposób grubas może nam sprzedać blachę prosto w twarz i jeszcze przy okazji złapać, przytulić i rzucić się z nami na ziemię miażdżąc nas. Potrafią też wyskoczyć w powietrze i próbować nas rozsmarować na ziemi swoim ciężarem. Ciekawostka na ich temat jest taka, że jeśli spróbujemy Lizaczka przerzucić, to nasz bohater przez chwilę się z nim siłuje i jeśli nie będziemy naparzać przycisku ataku, po chwili Lolly po prostu się na nas przewróci, przygniatając do ziemi. Wyjątkiem jest tutaj Boris, który nie ma problemu z rzucaniem nimi. Grubasy występują w dwóch wersjach i jeden nazywa się Lollypop, a drugi Jr. Lollypop.


Ostatnim typem przeciwników jest inna wersja kolorystyczna pierwszego bossa. Ma co prawda mniej energii niż boss jednak potrafi robić te same sztuczki, więc też potrafi być niebezpieczny. Szczególnie w towarzystwie innych wrogów. Oczywiście może przywalić nam ze swojej kolczastej maczugi, zrobić z nią wjazd, albo nią nas dobić. Sam raczej nie daje się dobijać i lepiej nie próbować, bo wstając potrafi machnąć maczugą boleśnie. Obaj noszą ksywkę Bull.


To tyle jeśli chodzi o zwykłych przeciwników. Oczywiście jak każda porządna gra tego typu nie obeszło by się bez bossów na końcu każdego poziomu. Nie inaczej jest tutaj. Bossowie są dość oryginalni i trzeba do nich podchodzić z dystansem. Raczej nie przechodzi tutaj patent z atakowaniem cały czas. Trzeba jednak czasem odpuścić i przemyśleć sprawę. Pierwsi dwaj bossowie może jeszcze dadzą się podejść bez większej strategii jednak od trzeciego zaczynają się schody i trzeba kombinować.

Pierwszy boss, niejaki Dabel. Wielki koleś w masce z worka po ziemniorach, uzbrojony w metalową maczugę z kolcami. Dużo krzyczy, czasami uderza w ziemię co powoduje spadanie z sufitu różnej maści gratów mogących nas uderzyć. Nie powinno się go dobijać, gdyż wstając lubi machnąć pałą. Jeżeli nie będziemy go łapać tylko naparzać pięścią, to w pewnym momencie spadnie mu maska. Jest to drogocenny artefakt, bo dostajemy za niego 5o.ooo punktów. Jest to jeden z najdroższych przedmiotów w grze.


Drugim z bossów jest niejaki Joe. Konduktor z wielkim kasownikiem, który razi nas prądem. Swoją drogą po co konduktor w pociągu towarowym? ;) Ten boss jest wyjątkowo prosty. Jeżeli znamy sposób, możemy pokonać go nie dając mu nawet zaatakować. Wystarczy, że wykorzystamy i opanujemy pewien patent. Otóż w grze możemy podnosić z ziemi leżących przeciwników. W przypadku Joego najlepiej jest stanąć przy, którymś z brzegów ekranu złapać bossa i rzucić nim tak żeby spadł nam pod nogi. W momencie kiedy odbije się od ziemi i uderzy w nią drugi raz, wciskamy kombinację góra + atak dzięki czemu podnosimy bossa z ziemi, po czym rzucamy nim drugi raz. Przy odrobinie wprawy można go tak pozbawić całego życia a on nic nie będzie w stanie zrobić. Jeżeli, za którymś razem nie uda nam się bossa podnieść ten ucieknie i dzwonkiem przywoła pomocnika w postaci grubasa. Robi to dwa razy w ciągu walki za każdym razem najpierw gubiąc swój kasownik.


Walka z trzecim bossem rozgrywa się w podziemiach pubu. Prowadzone są tam nielegalne walki w klatce i stajemy przeciwko niejakiemu Driggerowi, który prawdopodobnie jest niepokonanym mistrzem tamtejszego przybytku. Jest to wielki owłosiony koleś w masce z czaszki jakiegoś zwierzęcia. Nie bardzo da się go uderzać combosem, bo potrafi go nam przerwać i sprzedać lepę swoją wielką łapą ;) Najlepiej jest stanąć niżej/wyżej i uderzać pięścią. Ten wtedy wykona rzut przed siebie niczym sam M. Bison (Vega w jap. wersji) ze Street Fightera. Po tym ataku da się go złapać, po czym najlepiej rzucić. Powtarzać do skutku. Rzuty ogólnie są najlepszą bronią przeciw bossom, bo zabierają im najwięcej życia. Drugim skutecznym atakiem przeciw bossom jest dobitka, kiedy leża z kombinacji dół + atak. Też zabiera im sporo energii jednak następny, czwarty boss jest ostatnim, którego da się tym atakiem uderzyć.


Czwarty boss. Doyle. Gość uzbrojony w coś na kształt ładowarki z obcego. Do tego potrafiący latać. Najlepiej jest stawać przy krawędzi ekranu na samej górze albo dole i kiedy on schodzi w naszą stronę, atakować go z wyskoku w odpowiednim momencie. Kiedy nie trafimy a on machnie ręką nie trafiając w nas, wtedy jest nasz moment, należy go złapać i nim rzucić, po czym podejść i jeżeli zdążymy dobić z dół + atak. Kiedy zostanie mu już końcówka energii zaczyna latać. Wtedy najlepiej jest go sprowadzić na ziemię atakiem z dwóch przycisków naraz i dobić jak spadnie.


Boss numer pięć, to narcyzowaty piękniś, Mr Julius. Jest to pierwszy z bossów, który może sprawiać poważne problemy. Jest dość szybki i potrafi zaskoczyć. Nie można go dobijać, bo od razu kręci młynka nogami i nas uderza. Łapanie go też nie wchodzi w rachubę, chyba, że w momencie kiedy wyskoczy w powietrze, po czym spadnie na środek ekranu zaczynając prężyć muskuły. Jest wtedy chwila, w której można go bezkarnie złapać. Jedynym sensownym sposobem jest stawanie na górze/gole ekranu i kiedy podchodzi wyskok z kopniakiem albo wjazd z ciosu przód + dół + atak.


Boss numer sześć to niejaki Sledge (imię jednej z postaci z Vendetty, czyli mamy kolejny dowód na to, że Violent Storm jest kontynuacją Vendetty ;) ) Wygląda jak żółw ninja uzbrojony w wielkiego woka, który jest jednocześnie jego tarczą i bronią. Skubaniec jest bardzo szybki, potrafi się teleportować. Skakać podobnie jak Missing Link z Vendetty i biegać tak szybko, że aż zostawia po sobie smugi. Nie znam jakiegoś konkretnego sposobu na niego, ale atak z wyskoku jak w przypadku dwóch poprzednich bossów powinien się sprawdzać, trzeba tylko bardziej uważać.


Boss numer siedem. Co prawda plansz jest też siedem, ale to nie jest ostatni boss. Jest to prawa ręka ostatniego bossa. Nazywa się Red Fredy, ma zieloną skórę i rude włosy, z których potrafi robić kolce. To właśnie on porwał naszą piękną niewiastę i pojawia się z nią przed walką z każdym bossem. Ogólnie to jakiś kosmita, bo na człowieka to on nie wygląda. Na niego też nie mam pewnego sposobu. Trzeba atakować i nie dać się zgasić. Fredy często zaczyna wirować wokół własnej osi i wtedy jest w zasadzie nie do ruszenia. Trzeba wtedy poczekać aż przestanie się kręcić. Potrafi też się skutecznie blokować. Nie da się go atakować combosem, bo bardzo skutecznie nam je przerywa.


Kiedy już rozprawimy się z Fredym, od razu czeka nas walka z ostatnim bossem. Jest to niejaki Geld i najpierw jest kobietą, jednak po chwili zamienia się w przerośniętego faceta i jest naprawdę ciężkim przeciwnikiem. Nie znam żadnego sposobu żeby go przejść bez problemów. Rzuca fireballami, otacza się zielonymi laserami, a nawet pluje zielonymi glutami. Bardzo trudny boss i nie znam na niego żadnego sposobu. Nigdy nie udało mi się go pokonać beż kontynuacji i jest to miejsce gdzie dotarłem najdalej na jednej blaszce.


Lokacje, przez które przyjdzie nam się przedzierać są wykonane bardzo ładnie, z dużą ilością szczegółów. Każda plansza jest różnorodna i podzielona na kilka etapów, które są zdecydowanie inne, więc nawet w obrębie jednej planszy nie występuje monotonia. W tle pojawiają się animacje i postacie stojące przy drodze, kibicujące nam lub po prostu oglądające co się dzieje. Występują przypadki interakcji z otoczeniem. Można na przykład uderzyć w palmę, a spadnie z niej kokos lub zniszczyć czyhającą na nasze zdrowie prasę hydrauliczną, a z pozostałej po niej rurze wypadnie złota moneta. Poziomy są dość długie, przez co czas potrzebny na ukończenie gry mieści się w standardach gier Arcade i wynosi około 4o min. Gra została podzielona na siedem poziomów. Naszą przygodę zaczynamy na stacji kolejowej, po czym dostajemy się do pociągu towarowego, którym docieramy na obrzeża miasta. Stamtąd ruszymy do dzielnicy przemysłowej, gdzie czeka nas przeprawa przez jakąś hutę. Później odwiedzimy park z ogrodem botanicznym, z którego trafimy do portu. Kiedy już przeprawimy się przez nabrzeże, w końcu dotrzemy do muzeum, które jest siedzibą ostatniego bossa i całego gangu.


Pierwszy poziom to stacja kolejowa. Zaczynamy oczywiście przed nią więc najpierw przez chwilę rozbijamy się w plenerze, aby za chwilę dotrzeć do peronów po czym przechadzamy się jakimś bocznym zaułkiem gdzie czai się na nas boss wybijający dziurę w ścianie. W trakcie przemierzania planszy znajdziemy kilka ławek i doniczek do zniszczenia, nie ominie się tez stojącemu przy ścianie rowerowi. Pierwsza plansza nie należy do najtrudniejszych. Jak to zresztą bywa w większości gier tego typu, jest ona przeznaczona na rozgrzewkę i zapoznanie się z mechaniką rozgrywki. Co nie oznacza, że nie powinniśmy trzymać się na baczności. Jeśli nadto się rozluźnimy nawet tutaj znajdą się przeciwnicy, którzy potrafią nam boleśnie dołożyć.


Plansza numer dwa rozgrywa się w pociągu. Kolejna analogia do Final Fight. Tam też druga plansza rozgrywa się w pociągu, co prawda w metrze ale jest to też pociąg :) Tutaj mamy do czynienia z pociągiem towarowym i zaczynamy na zwykłej platformie aby następnie wejść do środka wagonów towarowych, gdzie co ciekawe są zamontowane żarówki. Po drodze jak to w pociągu towarowym natkniemy się na różnego rodzaju skrzynie i inne pojemniki oraz kilku niegroźnych bezdomnych, których możemy nawet wywalić z pociągu. Natrafimy tutaj też na świnie i małe prosiaki, które złapane zamieniają się w piłki footballowe :) Na końcu docieramy na kolejną platformę, na której stoczymy walkę z bossem. Jest nim niejaki Joe, konduktor... Najwyraźniej w Japonii nawet w pociągach towarowych potrzebni są konduktorzy ;)


Plansza numer trzy to Downtown, czyli miasto downów ;) A tak na poważnie to śródmieście. Przemykamy ulicą, gdzie możemy zdemolować stragan, podwędzić radyjko bezdomnemu, czy poczęstować się pizzą od dziewczyny stojącej przed barem. Następnie wbijamy do pubu z misją zrobić porządek. W środku możemy porozwalać trochę stoły i porzucać krzesłami oraz doniczkami, zobaczymy pokaz tańca brzucha, a później wbijemy do kuchni. Na końcu dotrzemy do magazynku, w którym ukryta jest zapadnia prowadząca bezpośrednio do areny otoczonej kratami, na której odbywają się nielegalne walki i czeka nas konfrontacja z lokalnym mistrzem, czyli bossem.


Kiedy już udowodnimy mistrzowi, że nie jest takim mistrzem jak wszyscy myśleli, idziemy zobaczyć co dzieje się w strefie przemysłowej. Zwiedzimy jakąś fabrykę wyglądającą na hutę. Najpierw może wydawać się nam, że jesteśmy w elektrowni ze względu na transformatory w tle, po których przebiegają elektryczne iskry i wytwarzają się elektryczne łuki. Jednak po chwili trafiamy na halę gdzie na nasze zdrowie czają się pneumatyczne prasy, które możemy wykorzystać do miażdżenia przeciwników, co znacznie ułatwia życie, bo nawet najtwardszy wróg z pełną energią zostaje sprasowany do małego krążka i wyeliminowany z rozgrywki. Następnie będziemy musieli przejść obok kadzi z roztopionym żelazem, które płynie kanałami biegnącymi na skos naszej drogi. Również możemy je wykorzystać bo każdy kontakt z roztopionym żelazem kończy się oczywiście podpaleniem. Nie jest ono jednak tak zabójcze jak prasy, jednak też potrafi uratować życie w sytuacji kiedy zostaniemy osaczeni przez przeciwników. W końcu docieramy do bossa, który wydaje się być inspirowany legendarną, żółta ładowarką z filmów o obcym. W sumie wygląda jak cyborg będący połączeniem człowieka z taką maszyną.


Po uporaniu się z bossem i przebrnięciu przez czwartą planszę z dość ciężkim klimatem pora na odparowanie i wyciszenie się. Najlepszym sposobem jest oczywiście spacer w parku. Plansza piąta zaczyna się właśnie tam. Niestety nie dane jest nam odpocząć po dotychczasowych trudach w poprzednich planszach. Jest mglisty poranek i na rozgrzewkę atakuje nas pierwszy boss w trochę słabszej wersji. Tutaj też możemy zdemolować kilka ławek, no w końcu to park, oraz rozwalić kilka ozdobnych popiersi. Po drodze wchodzimy do ogrodu botanicznego, gdzie możemy powyzywać się na palmach zrzucając z nich kokosy, a egzoticzny ptak zrzuci nam żółta pomarańczę. Po wizycie w palmiarni kontynuujemy wycieczkę przez park aż do momentu kiedy natrafimy na dziwny posąg okazujący się być kolejnym bossem.


Po rozprawieniu się z Panem Juliuszem, poprzednim bossem, udajemy się do portu, w końcu nie można zmarnować tak pięknie rozpoczętego dnia. Kolejna z wesołych i beztroskich plansz, która swoim klimatem raczej odpręża, jednak walka nas tutaj nie ominie. W tej planszy warto jest chodzić samą górą ekranu ponieważ każdy przeciwnik wykończony w tamtym rejonie wpada do wody co może skutkować wyrzuceniem z wody rybki, która dodaje odrobinę energii. Z łodzi przycumowanych przy nabrzeżu czasami wyskakują przeciwnicy, jednak przeważnie wystarczy ich raz uderzyć i giną. W końcu docieramy do bossa, który ma coś nie do końca równo pod kopułą i wkręcił sobie, że jest żółwiem ninja. Uzbrojony w wielkiego woka, który jest jego pancerzem, tarczą i bronią jednocześnie.


Po skopaniu twarzy samozwańczemu żółwiowi ninja i wszystkich tych walkach, wypadałoby się trochę odchamić więc kierujemy swoje kroki do muzeum. Oczywiście robimy to z premedytacją gdyż właśnie tam zalągł się ostatni boss. Swoją drogą dość nietypowa lokacja jak na bandytę jednak nic na to nie poradzimy. Ruszamy więc do muzeum gdzie najpierw zobaczymy kolekcję obrazów przedstawiających wszystkich bossów w heroicznych pozach. Następnie po rozwaleniu ściany okaże się, że na tyłach muzeum znajduje się cela, w której więzione jest stado laseczek. Następnie zostaniemy wezwani na pięterko w celu rozprawienia się z prawą ręką ostatniego bossa. Dziwnym, niezbyt zdrowo wyglądającym, zielonym bossem. Po czym całe piętro zostaje rozwalone przez ostatniego szefa i musimy stawić mu czoła pod chmurką.


W tym miejscu muszę zakończyć pierwszą część tego wpisu. Jeśli uda mi się zapostować obie części jedna po drugiej to powinny pojawić się blisko siebie. W innym przypadku będę musiał poczekać aż odnowi mi się bandwidch, czyli druga część może pojawić się jutro, albo za kilka dni ;)

Tekst pochodzi z mojej strony, oraz został zamieszczony na moim blogu na portalu ppe.pl. Można go znaleźć tutaj i tutaj.

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 63818.94
ETH 2624.28
USDT 1.00
SBD 2.78