Kiedy jest mnie za dużo... #4

in #polish6 years ago

A po ostatnim niewypale zmieniam swoje miejsce...

Czyli o tym co mnie zaskoczyło oraz co warto wziąć ze sobą na siłownię.

Poprzednie wpisy:
https://steemit.com/polish/@anshia/kiedy-jest-mnie-za-duzo
https://steemit.com/pl-zdrowie/@anshia/kiedy-jest-mnie-za-duzo-2
https://steemit.com/polish/@anshia/kiedy-jest-mnie-za-duzo-3

Tak się złożyło, że pierwsza część studenckich wakacji upłynęła z dala od Katowic. Dlatego też poszukiwania nowej siłowni znacznie się opóźniły, ba! Nawet przez jakiś czas myślałam, że może już nie trzeba, że w sumie jak będę ładnie głodować, to sobie schudnę (a przy okazji takie głodówki zajadałabym kebabem albo burgerem) i ogólnie będzie fajnie! Niestety kiedy wróciłam do domu i zerknęłam na wagę, cyfra dziesiątek podskoczyła o jeden. Zimny pot od razu, gula w gardle, uszka oklapnięte, mocne postanowienie ruszenia swoich leniwych czterech liter! Oczywiście nie było opcji w domu się przyznać, że znowu się przytyło, bo już wtedy miałabym ostry armagedon. Jak na złość rodzicielka zaczęła zaczepiać czy może się nie rozszerzyłam znowu, ale unikałam odpowiedzi. No przecież nie powiem, że tak, że tyję i zaraz będzie mnie łatwiej przeskoczyć niż obejść bokiem.


Źródło: Pixabay

Szybciutko powrót do Katowic, telefon w rękę, a chwilę później już stukam w mapach google hasło "siłownia". Mając w pamięci niewypał z ostatniego podejścia uznaję, że priorytetem będzie wyposażenie sali. Patrzę na wyniki wyszukiwania i coś mi się nie zgadza. W pierwszej chwili olewam to, szukam czegoś o dobrych ocenach. Widzę coś sympatycznego na końcu Wełnowca. Przeliczam trasę, przesiadki i wychodzi gdzieś koło godziny drogi. Mruczę pod nosem, że zastanawiam się, ale niezbyt to widzę. Będzie powtórka z rozrywki, więc przesuwam palcem po mapce, a później po liście dostępnych obiektów. Zjeżdżam coraz niżej, mając przed oczami coraz bardziej zapomniane przez Internet miejsca... Aż coś zaświtało. Klikam w jakąś sieciówkę, która rzekomo znajduje się dość blisko. Patrzę na adres i nie dowierzam, przecież to nie możliwe. Stalker Mode uruchamia się natychmiast, przy okazji wrzucając na chrome całą masę kart, a mój RAM doprowadzając do płaczu.

Jakim cholernym prawem to coś nie wyświetliło się podczas pierwszego szukania siłowni do smacznego wafla?!

No cóż, obiekt został otwarty końcem marca tego roku. Pozycjonowanie w serwisie Google ma tragicznie niskie, wyskoczyło jako jeden z ostatnich lokali, chociaż mój telefon doskonale zna lokalizację mojego mieszkania! Oceny całkiem przyzwoite, ale nie powalające, zatem wchodzę na stronę. Cztery poziomy budynku, wygląda na ułożone miejsce z jakimś pomysłem na wnętrze. Ceny w sam raz na studenta, ogólnie uznałam, że warto dowiedzieć się czegoś więcej. Przejrzałam jeszcze informację dla tych, co chcą odwiedzić to miejsce po raz pierwszy. Tylko jedno słowo coś nie pasowało do tego wszystkiego - kłódka.
No, kłódka.
Kłódka3.jpg
Źródło: Zdjęcie własne. To już jest ta właściwa kłódka, o odpowiednich wymiarach.

Następnego dnia uznaję, że pójdę sobie tam na siłownię. Jadę wcześniej do sklepu budowlanego, żeby zdobyć kłódkę (jak się później okaże, za małą), żeby mieć czym zamknąć szafkę, ponieważ nie mają systemu kluczy, tylko ćwiczący we własnym zakresie powinni zabezpieczyć miejsce, gdzie przechowują swoje rzeczy podczas zajęć. Przyznam szczerze, że nieco mnie to zmieszało, bo właściwie wszędzie to w lokalu były klucze do szafek, a użytkujący nie musieli się takimi rzeczami przejmować... Ale to nie jedyne czego mi tam brakuje. Na szczęście na tym kończą się mankamenty tego miejsca, bo zdobyło moje serduszko leniwej kluski. Maszynerii do wyboru do koloru, całość podzielona na strefy tematyczne. Po ćwiczeniach w pierwszym dniu postanowiłam, że zwiedzę całość, czyli 2500m^2. Rzeczywiście, jest w czym wybierać dla laika tematu. Na ten moment korzystam z połowy siłowni, a i tak mam wrażenie, że z tych dwóch poziomów mogłabym wycisnąć więcej (trzymam się z dala od piwnicy, a parter to dla mnie jedynie korytarz).

No dobra, to teraz to na co tygryski czekają, czyli co warto wziąć. Postaram się zachować kolejność od "must have" do "kompletnie dobrowolne, dla własnej wygody". Komentarze do określonych przedmiotów możecie pominąć, bo sobie trochę pozwolę...

  • Wygodny strój (najlepiej już sprawdzony) w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie powinnam tego pisać, bo to przecież oczywiste do bólu, prawda? No właśnie kruci nie za bardzo. Widzicie, zdarzają się takie mądre jednostki, które nie przebierają butów, tylko ćwiczą w tych co sobie chodzili na zewnątrz. Potem takie Schody pozacinane, bo piasek w środku, grrrrr.
    Dodatkowy tip dla pań - jeśli chcecie ubierać stanik sportowy na siłowni to prawdopodobnie pójdziecie do toalety, bo ogólnie nie ma kabin by coś takiego zrobić.

  • Coś do picia, ale żeby to nie była jakaś cola czy inne słodkie-gazowane cudo. Standardem jest polecić wodę, może być lekko "ulepszona" domowymi sposobami. Niektórzy biorą shake'y białkowe, chociaż ja takie cuda też robię na mieszkaniu (uratowało mnie to od sporych problemów, ale o tym więcej w #6 części).

  • Ręcznik to coś co każdy, ale to kruci mać każdy powinien nosić ze sobą na siłownię. Nawet dla samej wygody ludzie powinni to mieć, żeby się obetrzeć jak trzeba... A to, że należy używać tego do "nakrycia" sprzętu podczas ćwiczeń to druga sprawa. Ja wiem, że nie z każdego człowieka pot tworzy wodospady, ale i tak dla własnej higieny warto to zabrać ze sobą.

  • Inne przedmioty wskazane przez siłownię to dość dziwny punkt, ale trudno było inaczej to nazwać. Zgodnie ze znanym przysłowiem "co kraj to obyczaj", tak tutaj mamy podobną zasadę. O ile na pierwszej siłowni jedynym przedmiotem, jaki należało przynosić ze sobą była karta członkowska, o tyle na mojej obecnej siłowni to kłódka. Do tej pory niezbyt ogarniam dlaczego nie ma jednolitego systemu zamykania, tylko każdy we własnym zakresie, ale to już polityka tej sieciówki, więc nie ingeruję. Oczywiście bardzo często takie drobne przedmioty można zakupić w sklepiku wewnątrz budynku, dlatego nie bójcie się zapytać obsługi.
    Kłódka2.jpg
    Źródło: Zdjęcie własne. Kto zabroni Wam nieco spersonalizować kłódkę?

  • Gumka do włosów ma na tyle dużą użyteczność, że nie muszę innym tłumaczyć po co tego używać. Oczywiście ten punkt nie dotyczy wszystkich osób.

  • Słuchawki z odtwarzaczem oraz własna playlista to coś co polecam osobom, które nie czują się najlepiej od standardowej, energicznej muzyki na siłowni. Na ogół utwory są dobierane tak, by większości ćwiczących się podobały, a przy okazji były na tyle rytmiczne, by w jakimś stopniu się z nimi zgrać. Niemniej jeśli w większym stopniu motywuje Ciebie słuchanie Zenka albo Sławomira, to nic nie stoi na przeszkodzie, by do ich piosenek żwawo gnać po bieżni!

  • Rękawiczki - to moja osobista fanaberia, a nie coś poważnie koniecznego. Dlaczego ich używam? Głównym powodem jest to, że nawet minimalny wysiłek sprawia, że się pocę. Taki mój urok, ale nie chcę, by sprzęt używany przeze mnie kleił się do wszystkiego i wszystkich... Działa to też w drugą stronę, dzięki temu mam mniejszą szansę przyklejenia się do czegoś i odruchowego skrzywienia się na samą myśl o tym, że się lepię. Poza tym powoli i dość nieśmiało zaczynam pracować z ciężarami, a rękawiczki nawet te lipnej jakości pomagają w chwycie.

  • Nerka znana jako kołczan prawilności w moim przypadku ma w sumie dwa zastosowania. Pierwszym jest bezpieczny schowek na klucz do kłódki. Drugim natomiast... Kieszeń na telefon, kiedy nie ćwiczę na części cardio (tam maszyny mają specjalne miejsce na nasze komórki).

  • Zegarek z pulsomierzem czyli moja zabawka z Aliexpress. Bardzo pomocna przy ćwiczeniach, gdzie niekoniecznie wierzę urządzeniom jeśli chodzi o podawane przez nie tętno.


  • Uwaga, problem pierwszego świata! - Czyli bonus za przerwę.
    Jadąc tam pierwszy raz postanowiłam skorzystać z komunikacji miejskiej. Dystans: Jeden przystanek. Wysiadam i reszta drogi na nogach. Co się okazało? Że szybciej będzie iść spacerkiem spod mieszkania bezpośrednio do celu, niźli posiłkując się autobusem. Od tamtego czasu radośnie dreptam chodnikiem, czasami wkurzając samochody, kiedy ktoś puści mnie na pasach.









Sort:  

Mi przez ostatnie 30 dni waga zmieniła się o 6kg, ale w górę :D Jestem w trakcie odbudowywania dawnej formy.

Jeśli mogę coś doradzić to nie bój się ciężarów, sztanga twoim przyjacielem. Najlepsze efekty są przy ćwiczeniach wielostawowych angażujących wiele grup mięśniowych naraz, takich jak przysiad (ze sztangą trzymaną z tyłu / z przodu / z kettlem /z hantlami w rękach), martwy ciąg (klasyczny / sumo / rumuński), hiptrust, podciąganie / ściąganie drążka na wyciągu, wyciskanie sztangi / hantli leżąc, stojąc, siedząc. I żadnych brzuszków, bo one nic nie dają :P

Wiem o tym :D dlatego coraz więcej czasu spędzam na najwyższym piętrze, gdzie jest większy wybór ciężarów. Fakt, zawsze potrzebuję nieco dłuższej chwili, żeby się oswoić i nie czuć jak przerażona łania, ale później jest tylko lepiej. Niestety moje możliwości nie są zbyt powalające i wyciskanie sztangi stojąc kończy się na tym, że biorę najlżejszą z damskiego działu, bo przy innych mogę się przewrócić. Za jakiś czas znowu spróbuję, bo mięśnie się powoli budują.
Weź, brzuszków to ja nie robię od ho-ho i trochę ;p Jedyne co robię z takich ćwiczeń bez akcesoriów, to rozgrzewka i rozciąganie po ćwiczeniach, żeby zakwasów nie było.

Coin Marketplace

STEEM 0.20
TRX 0.13
JST 0.028
BTC 66507.45
ETH 3328.17
USDT 1.00
SBD 2.69