Dymy marcowe - o wypadzie na Pomorze

in #tematygodnia6 years ago (edited)

zek.jpg

Marzec 2018. Zadzwonił do mnie mój przyjaciel, Emil, pytając czy mam czas na wypad w nadchodzący weekend. Długo nie nocowałem w lesie, więc od razu przystałem na ten pomysł. Pozostał nam tylko wybór miejsca, w odległości kilku godzin marszu od Poniatowej. Znaleźliśmy na mapie dużą, zieloną plamę lasu i ruszyliśmy... na Pomorze. Nie poszliśmy jednak w kierunku Bałtyku. Pomorze to wieś w powiecie Opolskim, w województwie Lubelskim, położona 8 km w linii prostej na północny zachód od Poniatowej. Wieś znajduje się nad jeziorem i otoczona jest przez lasy.

20170311_174504.jpg

Na wypad zabrałem karimatę, śpiwór, tarpa, nóż, składaną piłę do drewna, kubek, latarkę czołową, sztućce i aluminiowy garnek turystyczny. Do tego butelkę wody, termos z gorącą herbatą i syntetyczną linkę pociętą na kawałki długości ok 10-15 cm. Idąc na tego typu wyprawę zakładam tzw. desanty i wojskowe spodnie. Zimą ubieram się "na cebulkę", więc za pierwszą warstwę służyła mi termoaktywna koszulka z długim rękawem, do tego sweter, cienka bluza od munduru i kurtka. Na głowę założyłem kominiarkę, którą zwijałem, aby służyła mi za czapkę. Wziąłem też cienkie rękawiczki, i tanie rękawice robocze do prac obozowych. A do jedzenia - kiełbasę, chleb, konserwę, trzy batoniki, a jako "zdrowy komponent diety" - ogórka.

Wyruszyliśmy z mojego domu wczesnym popołudniem. W aplikacji GPS mieliśmy wpisany punkt, w który chcieliśmy się dostać i szliśmy mniej więcej w jego kierunku. Aplikacja bez dostępu do internetu pokazywała jedynie kierunek i odległość dzielącą nas od zaznaczonego punktu. To wystarczyło. Aby utrudnić sobie drogę, postanowiliśmy omijać wsie i domostwa.

20170311_171710.jpg

Początkowo szliśmy wzdłuż torów wąskotorówki w Poniatowej. Następnie skręciliśmy w kierunku wsi Trzebiesza. Przed samą wsią skręciliśmy do główniej drogi, biegnącej w kierunku Opola Lubelskiego, przekroczyliśmy ją i weszliśmy znowu w las. Do tej pory unikanie domostw wychodziło nam doskonale. Problem zaczął się, gdy znaleźliśmy się na terenie czyjegoś gospodarstwa. Na fakt, że teren do kogoś należy wskazywały kładki przełożone nad strumieniem i zagospodarowanie terenu. Sam dom położony był kilkaset metrów dalej. Ktoś ciął koło niego drewno piłą spalinową. Zrobiliśmy szybki rekonesans. Z przodu był dom, z prawej wieś, a z lewej... jezioro. Aby wybrać drogę bez domów w pobliżu, musielibyśmy cofnąć się o kilka kilometrów. A zapadał zmierzch. Postanowiliśmy zawrócić kawałek i z braku innej możliwości, przejść w pobliżu wsi.

Udało nam się wybrać taką drogę, że przeszliśmy tylko kilkadziesiąt metrów od najbliższych domostw, następnie szliśmy przez las, po torach kolejowych, w kierunku kompleksu stawów rybnych Pustelnia. W końcu doszliśmy do skrzyżowania w Pustelni. Przed nami były już tylko lasy. Żadnych wsi, ani domostw. Musieliśmy przekroczyć tylko dwie rzeczki, zaznaczone na mapie. Na szczęście, w kierunku Opola Lubelskiego również biegną tory wąskotórówki. To właśnie po nich przebyliśmy przeszkodę i mogliśmy skręcić w las.

20170312_092542.jpg

jeden ze stawów Pustelni

Po kilku minutach wędrówki nie słyszeliśmy już samochodów. Wspinaliśmy się na wzgórze po miękkim mchu, który tłumił wszelkie odgłosy z zewnątrz. Gęsty las modrzewiowy zatrzymywał podmuchy wiatru, tworząc odczuwalnie ciepły mikroklimat. Sporadycznie słyszeliśmy krzyk spłoszonego ptaka. Ze wzgórza roztaczał się widok na jezioro. Wschody i zachody słońca oglądane stamtąd muszą wyglądać spektakularnie. Miałem ochotę zostać w tym miejscu, ale Emil nalegał na marsz w kierunku Pomorza. Przeszliśmy dopiero 2/3 trasy.

Zeszliśmy więc do drogi biegnącej w dolinie, wzdłuż sztucznie nasadzonego lasu. Tutaj panowało przeraźliwe zimno, ponieważ niewielkie drzewa iglaste nie dawały żadnej osłony przed wiatrem. Do tego uderzająca cisza, nieprzerywana żadnymi odgłosami zwierząt. Ten las zdawał się być martwy. Słyszałem kiedyś, że drzewa rosnące naturalnie komunikują się ze sobą przez system korzeniowy, a nawet leczą uszkodzenia swoich towarzyszy, przesyłając składniki odżywcze do uszkodzonego pnia. Drzewa w tym lesie z pewnością się ze sobą nie komunikowały, milcząc kolektywnie jak armia upiorów.

Podjęliśmy wędrówkę po krótkiej przerwie na batonika i niemal wrzącą herbatę. Chyba wtedy po raz pierwszy zauważyłem pełen potencjał mojego termosu. Po godzinie marszu znów weszliśmy do typowego lasu. Wróciły dźwięki ptaków i osłona przed chłodem. Wkrótce jednak znów trafiliśmy na otwartą przestrzeń.

20170312_081626.jpg

Ze wzgórza rozpościerał się widok na krajobraz rodem z frontów pierwszej wojny światowej. Wszystkie drzewa na wzniesieniu zostały ścięte, pozostały tylko ich szczątkowe pnie i kępy zeschłej trawy. Wszystko oświetlone przez księżyc w pełni. Nad tym górowała myśliwska wieża obserwacyjna, jedyny władca wzgórza, przywodząca na myśl stanowisko snajpera.

Około 22 dotarliśmy w końcu do punktu zaznaczonego w aplikacji. Znajdował się na środku zarośniętej ścieżki. Do jeziora było 200 metrów, więc postanowiliśmy iść w jego kierunku, aż znajdziemy miejsce na obóz. W końcu znaleźliśmy kawałek względnie płaskiego terenu. Wedle moich późniejszych szacunków przeszliśmy 12 do 15 kilometrów. W tym momencie było mi wszystko jedno gdzie będę spał i czy będziemy mieli ogień. Siedziałem pod drzewem i żułem figowego batonika, popijając herbatą. Emil zaczął zbierać drewno na opał, a potem zabrał się za rozpalanie ogniska krzesiwem, ja zaś zbierałem drewno dalej, przepoławiając większe kłody za pomocą piły do drewna. Rozpalanie ognia szło wyjątkowo mozolnie. Wilgotne patyczki i liście nie chciały płonąć, ognisko gasło, nam skończyła się zebrana po drodze i podsuszona w kieszeniach spodni trawa. Pocieraliśmy na zmianę krzesiwo. Zaproponowałem w końcu użycie zapalniczki, ale mój towarzysz był zawzięty. Po ponad godzinie walki udało się rozpalić ogień. Mogliśmy zająć się kolacją. Nie miałem ochoty na kiełbasę z ogniska, więc ugotowałem... zupę.

20170312_000045.jpg

Survivalowa zupa ogórkowa

  • 1 ogórek
  • 1 kiełbasa
  • woda
  • sól

Pokroić ogórka i kiełbasę w plastry. Wrzucić do menażki lub garnka. Zalać wodą i ustawić garnek na ognisku. Gotować aż ogórek będzie miękki. Doprawić solą do smaku. Podawać z chlebem, jeśli się ma.

Zupa wyszła całkiem zjadliwa. Kiełbasa była dobrze przyprawiona, wyczuwalna była nawet delikatna kwaskowatość. Nie wiem czy od kiełbasy, ogórka czy popiołu. Po kolacji rozłożyliśmy swoje płachty tak, aby tworzyły ścianę za naszymi plecami i zadaszenie. Taka ściana chroni przed wiatrem, a do tego odbija ciepło od ogniska. Ściana z tarpów ustawiona została od strony wsi, tak aby ukryć ogień przed ewentualnymi obserwatorami. Teren na ognisko uprzednio oczyściliśmy ze ściółki, tak aby nie zaprószyć ogniem poszycia leśnego. Nazbieraliśmy też trochę gałęzi jałowca, które ułożyliśmy pod karimaty, żeby mieć sprężyste podłoże i dodatkową izolację od gruntu. Podzieliliśmy się wartami - dwie po 1,5 godziny na każdego, żeby mieć pełen cykl snu.

20170312_065058.jpg

Spałem krótko, w sumie 4,5 godziny, ale rano czułem sie rześki. Wszystko dzięki posłaniu z jałowca i ciepłemu śpiworowi. Zjedliśmy ok. 8 śniadanie - Emil kiełbasę z chlebem, ja zaś podgrzewaną w żarze konserwę. Potem zagasiliśmy dokładnie ognisko i przed wyruszeniem w drogę powrotną zeszliśmy na dół, do jeziora, żeby zobaczyć czy da się dojśc do samego brzegu. Nie dało.

20170312_075936.jpg

Zeby nie przedłużać, wybraliśmy krótszą powrotną trasę. Najpierw minęliśmy wieś Pomorze, a potem weszliśmy do lasu. W pewnym momencie zauważyliśmy wiszący na drzewie kawałek czerwonego materiału. Obok była ścieżka, weszliśmy więc sprawdzić gdzie prowadzi.

20170312_085620.jpg

20170312_085624.jpg

20170312_085629.jpg

Naszym oczom ukazały się malownicze kępy moczarowych traw. Widok piękny i niespodziewany. Dowiedziałem się później, że na tych terenach przebiega ścieżka dydaktyczna, ale rozlewisko Kleniewo - czyli powyższe kępy, jest najbardziej widowiskowym elementem trasy.

Od rozlewiska szliśmy przez kilometr lub dwa wzdłuż rzeki, szukając miejsca gdzie moglibyśmy ją przekroczyć. Woda była dość głęboka, ale na pewnym odcinku było kilka zwalonych pni. Przekroczyliśmy rzekę przechodząc po jednym z nich. Niedługo później dotarliśmy do stawów Pustelni.

20170312_092216.jpg

Tam również zastaliśmy niecodzienny widok. Spękana wilgotna ziemia, która falowała nam pod stopami. Klimat przywodził na myśl grę S.T.A.L.K.E.R. Nie zdziwiłbym się więc, gdyby moim oczom ukazał się świecący artefakt.

dsc red.jpg

20170312_092957.jpg

stalker.jpg

Żaden artefakt się nie pojawił, ruszyliśmy więc błotnistą drogą przez las. Wyszliśmy we wsi Kazimierzów, a stamtąd przez Rozalin do Leśniczówki. Z Leśniczówki znaliśmy już drogę i niedługo byłem w domu. Droga powrotna liczyła jedynie 8 albo 9 kilometrów, gdyż wiodła przez wsie. Umyłem się, zjadłem obiad i przespałem się przed powrotem do Lublina.

20170312_093802.jpg

20170312_104309.jpg

stalkier.jpg

Tekst został napisany w nawiązaniu do tematu pierwszego (survival, mapy), 31 edycji Tematów Tygodnia, o nazwie kodowej #temaTYgodnia. Zdjęcia zrobiłem LG H525-n.



by @postcardsfromlbn

Sort:  

dosłownie S.T.A.L.K.E.R. :D

Ciekawa historia 🙂

zawsze mam to samo w górach (albo na różnych wędrówkach po lesie),
to samo!
wraca człowiek wieczorem ze szlaku padnięty, sponiewierany, wykończony, (dotleniony:)
gada później do 2 w nocy (w sensie: omawia losy świata:)
a mimo to, go rano zrywa! o 6!
i o dziwo (ten człowiek) jest wyspany, zregenerowany i pełen sil na więcej.
w domu nigdy tak nie mam :(

PS:
przepis na "zupę" iście męski, heh:)
ale zdjęcia świetne, oddają klimat!

To prawda, na świeżym powietrzu śpi się rewelacyjnie. Deficyt snu w końcu da o sobie znać, ale i tak można (i chce się) więcej krótko śpiąc i jedząc kiepskie żarcie :)

Nie wiem, czy przepis jest "męski", zwykle jednak gotuję zgodnie ze sztuką kulinarną, tu musiałem improwizować z tego, co zabrałem ;)

Coin Marketplace

STEEM 0.18
TRX 0.15
JST 0.030
BTC 60602.44
ETH 2617.13
USDT 1.00
SBD 2.61