Olimpia... tematygodnia#63
Victorine Louise Meurent jeszcze raz spojrzała w lustro, delikatnym ruchem poprawiła wpięty we włosy kwiat. Odwróciła się... była naga... Manet tylko stał i patrzył na nią, po chwili podszedł i delikatnie zawiązał jej na szyi cienką, czarną wstążkę. Wskazał jej stojącą w świetle okna kozetkę, sam podszedł do sztalugi. Spojrzał na rozmieszane na palecie farby, sięgnął po kieliszek absyntu... Tycjanie... Wzniósł kielich w pustkę w milczącym toaście. Odwrócił się i spojrzała na nią... Leżała tak jak ją poprosił lekko wsparta na poduszkach. Tak wdzięcznie i naturalnie jak potrafi to robić jedynie kobieta... Zjawiskowa, piękna, świadoma potęgi swej kobiecości i to spojrzenie... Tak!.. to właśnie spojrzenie chciał zobaczyć i przenieść na płótno.
Jak było naprawdę? Nie wiem... ale tak właśnie mogła powstawać "Olimpia". Był rok 1863. Manet zainspirowany pracami Tycjana i Rafaela tworzy "Śniadanie na trawie". Świadomie przełamał akademicki trend błysku rozświetlającego obraz rzucając mu wyzwanie naturalnym, dziennym światłem surowej rzeczywistości, które bezlitośnie wydobywa każdą doskonałość i niedoskonałość ludzkiego ciała.
Jego modelka Victorine Louise Meurent nie była nimfą i boginią a mimo to przedstawił ją nagą łamiąc kolejny konwenans ówczesnej sztuki malarskiej. Szok i niedowierzanie, skandal, ostracyzm społeczny i akademicki wszystko to stało się jego udziałem. Nagie boginie i nimfy korzystając z "mitologicznego, boskiego rodowodu" mogły rządzić na salonach malarskich... ale naga, zwykła śmiertelna kobieta?! Nie! Nie! Nie! krzyczał Paryż. Jego dzieło zostało uznane za skandaliczne i łamiące dobre obyczaje. Manet był twardy... Wierny swojej wizji malarstwa nie cofnął się, zrobił coś co po raz kolejny wstrząsnęło światkiem sztuki Paryża... Poszedł o krok dalej, hardo przekraczając Rubikon krytyki i wzburzenia.
"Olimpia"... Obraz powstał w 1863 roku. Był artystycznym dialogiem Maneta z "Wenus z Urbino" namalowaną przez Tycjana w 1538. Wenus jako wyidealizowaną cieleśnie boginię miłości, Tycjan przedstawił w swobodnej, zmysłowej erotycznej pozie jakby biernie oczekiwała na swojego kochanka?. U jej stóp spał pies, symbol wierności, który pomimo ewidentnie erotycznego charakteru obrazu, wpisywał tę erotykę w kanon moralnych zachowań. Bogini miłości, piękna i wierna... kobieta, czyżby żona idealna?
Manet widział kobietę - swoją Wenus inaczej... Przeciwstawił wizji bogini Tycjana kobietę śmiertelną, równie zmysłową i wyzywającą, zrywając z niej zasłonę subtelnej erotyki, która skrywała, czującą rosnące w niej pożądanie i świadomą własnej seksualności, prawdziwą kobietę... Boginię. Manet dokonał swoistej inwersji. Tycjan przedstawił boginię jako żywą, zwykłą kobietę... Manet odwrócił lustro. Prawdziwa, prosta, kobieta pochodząca z artystycznego światka na jego płótnie stała się boginią.
Psa Tycjana będącego symbolem wierności zastąpił czarny kot symbolizujący wolność, i niczym nieskrępowaną, pierwotną, niekontrolowaną namiętność i zmysłowość.
Kompozycję wyjątkowości bogini na pierwszym planie zburzył duży bukiet kwiatów równając wszystkie elementy kompozycji w jedną rzeczywistość... Akademicka szkoła malarstwa nie szczędziła krytyki za to posunięcie. Nie rozumieli przesłania. Zapatrzeni w "kanon" głupcy. :)
To spojrzenie... " Oto ja!" wyzywające, prowokujące z lekka nutą cynizmu, kobiety obojętnej na krytykę i pochwalne psalmy. Spojrzenie lekko pogardliwe, które pyta... Które rzuca wyzwanie... Oto jestem!
Foto - Domena publiczna.
!tipuvote hide
Congratulations @wolontariusz! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :
Click here to view your Board
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Do not miss the last post from @steemitboard:
Vote for @Steemitboard as a witness and get one more award and increased upvotes!
bardzo fajny tekst, właściwie to nigdy nie porównywałem Olimpii do Wenus z Urbino, ale w tym zestawieniu wyraźnie widać że to ewidentna i nawet trochę bezczelna odpowiedź. Co do Śniadania na Trawie - uczono mnie, że absurd sceny jest wynikiem swoistego przeniesienia wartości postaci z ich człowieczeństwa na ich walory kolorystyczne i kompozycyjne. Twój tekst sprawił, że troszkę zwątpiłem, że jest to jedyne wytłumaczenie (mimo, że jest ono wystarczająco aroganckie ) i zacząłem się zastanawiać, czy i ten obraz jest częścią jakiegoś dialogu. Pozdrawiam
Ja mam wrażenie, że ten dialog to prowokacja do polemiki nad swoistą "standaryzacją" w sztuce ówczesnej paryskiej szkoły malarstwa. To wyjście przed szereg i głośne powiedzenie NIE! dla norm jakości sztuki "narzucanych" artystom przez akademię i krytyków.
brzmi sensownie, ciężko żeby nie czaił sie tam żaden manifest