Nigdy nie zapomnę tamtego lata... tematygodnia#45

in #polish6 years ago (edited)
Pociąg zatrzymał się nagle przed mostem nad rzeką. Siedzieliśmy tylko we dwoje w wagonie, ja i ta dziwna cisza. Nie wjadę... pomyślałem, zatrzymali ruch... i wtedy pojawił się konduktor.

- Przed nami Wrocław Nadodrze, nie wiem czy będzie możliwość wyjechania z miasta powrotnym pociągiem. Można tu wysiąść i szukać powrotnego transportu PKS-em.

Poszedł dalej w głąb składu a ja odetchnąłem z ulgą... Jadę dalej. To było dla mnie słabe lato, nie miałem pracy. Pieniądze na bilet kolejowy dała mi mama. Oglądałem w TV wiadomości i powiedziałem jej, że chcę pojechać do Wrocławia budować wały przeciwpowodziowe, zobaczyć wielka wodę, sprawdzić się. Jedź powiedziała... i dała mi kasę na podróż i jakieś konserwy. Ot tak po prostu... kochana kobieta. Zapakowałem do plecaka butelkę z wodą, puszki, nóż, linę, ręcznik i ciuchy na zmianę i poszedłem na pociąg.

Lato 1997 roku, po Europie rozlewa się powódź 1000-lecia. W Polsce na Śląsku wylewają wody Odry i jej dopływów. 12 lipca pierwsza fala powodziowa przechodząc ponad wałami i znosząc część z nich uderza we Wrocław. Część miasta zostaje zalana...

Dojechałem do Wrocławia, miałem szczęście to był ostatni pociąg jaki wjechał tego dnia do miasta. Na miejscu razem z napotkanymi strażakami poszedłem na spotkanie powodzi.

Piątek 11 lipca... Woda przerywa wał przeciwpowodziowy w Siechnicach i rozlewa się w kierunku Wrocławia. 12 lipca odcięte zostają osiedle Księże Małe i ulice Chorzowska, Katowicka, Bytomska, Głubczycka... Woda prze dalej zalewając Kowale, Księże Małe, Maślice , Księże Wielkie, Rakowiec , Widawę i Pracze Odrzańskie...

Z obcymi ludźmi żołnierzami, strażakami, harcerzami i mieszkańcami miasta budowałem wały przeciwpowodziowe. Widziałem innych ludzi na mostach - tych z położonych wyżej dzielnic, oni spacerowali i robili zdjęcia. Na dole inni walczyli o swój dobytek podnosząc wały. Nie wszyscy patrzą... Kilku mężczyzn zostawia rodziny oddając żonom marynarki schodzą na dół... w garniturowych spodniach, eleganckich butach i białych koszulach zaczynają nosić worki na wał. Są z nami do nocy, rano wracają w zwykłych ubraniach i dresach i dalej noszą worki. Ludzie są różni... Kontrast tej sytuacji uderzył mnie myślą - Zawsze licz na siebie, inni mogą Ci nie pomóc. Jednak życie potrafi zaskakiwać i czasem ta pomoc przyjdzie z najmniej spodziewanej strony. Noc zastała mnie na wałach, byłem cholernie zmęczony, bolały mnie plecy i ramiona. Nie byłem sam, ludzie czuwali dzieląc się informacjami z meteo i innych zalanych dzielnic. Ktoś roznosił i rozdawał jedzenie, dostałem kubek kompotu z jabłek i chleb z dżemem. Jakaś harcerka podeszła, wyjęła mi z dłoni jedzenie i obejrzała mi ręce. Bez słowa przemyła je czystą wodą, zabandażował mi otarcia na nadgarstkach i poszła dalej w noc opatrywać dłonie innym... Zasnąłem pod kurtką, obudziłem się rano i było mi ciepło. W nocy ktoś przykrył mnie kocem.

Jestem gdzieś bliżej centrum... Stawiamy barykadę z worków. Ludzie mówią, że ma skierować wodę dalej by się nie podniosła i nie zalała wyżej kamienic. Wszyscy mówią, że idzie druga fala powodziowa. Przychodzi noc siedzę i patrzę na wodę... z ulicy obok wypływa tratwa z drzwi z dowiązanymi pustymi butelkami po wodzie, na niej siedzi człowiek z papierosem w ustach i wiosłuje deską. Na "dziobie" tratwy dwa zapalone znicze jak lampy pozycyjne. Widok jest nieziemski... mężczyzna bierze chleb i wodę dla innych i rusza w drogę powrotną do swojej kamienicy. Ktoś przynosi butelkę i polewa na rozgrzewkę w plastykowe kubki... Nigdy tego nie zapomnę... Piję najlepszy bimber jaki miałem w życiu w ustach, doprawiony miętą lodowy ogień rozgrzewa i smakuje jak prawdziwa ambrozja.

16 lipca woda zaczyna się cofać z okolic Śródmieścia i rusza sprawniej komunikacja, to początek końca powodzi. Woda ustępuje zwracając odciętym dzielnicom dostęp do dróg i zaopatrzenia.

Woda zaczyna się cofać... Czas wracać do domu. Pierwszy odcinek podwiozło mnie pontonem dwóch starych wędkarzy, którzy dowozili ludziom wodę i pieluchy dla dzieciaków. Dalej strażacy z jakiegoś OSP płaskodenną łodzią podrzucili mnie do miejsca gdzie inni strażacy ładowali piasek do worków, które potem były rozwożone do umacniania wałów. Stamtąd ciężarówką, która przywoziła tam piasek dojechałem do wylotówki na Oleśnicę i autostopem wróciłem do domu. Brudny, głodny jak cholera ale zadowolony, że dane było mi przeżyć tych kilka dni w oblężonym przez wodę mieście.

Nie wiem gdzie byłem, nie znałem Wrocławia, dziś pamiętam tylko niektóre ulice gdzie po latach zostały jeszcze na elewacjach ślady po poziomie wody. Ja rozpoznałem je odwiedzając Wrocław kilka lat później. Spotkałem wielu niesamowitych ludzi bezinteresownie niosących pomoc potrzebującym. Widziałem potęgę natury - jak woda bez wysiłku, jednym ruchem fali znosi przeciwpowodziowy wał... Przeżyłem niesamowite chwile... Nigdy nie zapomnę tamtego lata.

Tekst zgłaszam do konkursu tematygodnia#45 jako nawiązanie do tematu nr 2: Ruiny - klęski żywiołowe.

Foto - Pixabay.

Sort:  

To może jechaliśmy tym samym pociągiem? Ja dojechałam ostatnim do Zgorzelca, nie pamiętam, czy jechał przez Wrocław. Potem dalej, stopem do Francji. Jakoś nie miałyśmy z koleżanką świadomości, że sytuacja jest aż tak poważna - wracałyśmy po trzech tygodniach do zrujnowanego kraju.
Niesamowite, że pojechałeś tam pomagać, musiałeś być bardzo młody!

Swietny tekst. Opowiadanie w moim stylu. Lekko sie czyta.

Aż mi się przypomniało tamto lato... U mnie we wsi była obawa, że zapora nie wytrzyma i wszystko zaleje.

Świetny tekst, mnóstwo emocji... A tytuł przypomniał mi...

Mnie trochę to ominęło. Byłem na dwutygodniowym urlopie w rodzinnych stronach i tam był spokój. Obserwowałem jedynie wiadomości i wieści z Kalisza, który tez był zalany.

Moje miasto Legnica też pływało, miałem może z 8lat wtedy i tylko patrzyłem jak inni pomagają. To jest zadziwiające, że dopiero w chwili kryzysu tak się jednoczymy. Twój nick idealnie pasuje do tego co opisales! Mega szacun :)

Coin Marketplace

STEEM 0.27
TRX 0.12
JST 0.032
BTC 65619.31
ETH 2950.59
USDT 1.00
SBD 3.73