Prawdziwy polski obiad czyli sznycel po wiedeńsku

in #polish6 years ago

Chciałem napisać bajkę o sznyclu wiedeńskim. I o cielaczku. Takim słodkim, ledwo narodzonym, który jeszcze kiwa się, stając pierwszy raz na nóżkach. Jednak zakończenie bajki byłoby tak smutne, że przez samo pisanie popadłbym w odmęty rozpaczy.

IMG_20180523_212353.jpg

Koniec bajki zróbmy zatem inny. My cieszymy się typowo polskim obiadem, ze sznyclem, ziemniakami i kapustą, ale cielaczek dalej hasa z mamą po łące, ciesząc się majowym słońcem. Prosta relacja win-win.

By jednak nie przemęczać się zbytnio, skorzystajmy w tej bajce z gotowca, czyli wegańskich sznycli, sprzedawanych w jednym z supermarketów, rozpoczynając jednocześnie mały cykl testowania gotowych wegetariańskich produktów, nie tylko tych, które przypominają w smaku mięso. Nie chodzi tu o promocję produktów czy też sklepów, a bardziej o ułatwienie sobie życia i nie trucie się zbytnio.

Nie zawsze bowiem mamy czas na przygotowanie wszystkich odpowiednich składników i pichcenie samodzielne. Czasami po prostu nam się nie chce, a i zdolności kulinarne, jak w moim przypadku, nie pozwalają na bardziej wysublimowane potrawy. Oczywiście lubię zabawiać się w kuchni, jakkolwiek dwuznacznie to brzmi, ale coraz częściej mi mi staje przed oczyma pytanie: gotowanie vs pisanie na inne tematy?

IMG_20180523_205647.jpg

Wróćmy jednak do sznycla. W wersji oryginalnej, po wiedeńsku, smaży się go z cielęciny - najmniej etycznego mięsa, ale nie będę drążył tego tematu. W składzie naszych super-bio-eco-vegan-GMO-free-niemieckich sznycli na szczęście nie znajdziemy podejrzanych substancji, takich jak mięso. Oprócz wody znajduje się tofu i gluten. Czyli nie dla wszystkich. Uczuleni na ten drugi muszą się pilnować, ale pewnie nie trzeba tego im przypominać. Mączka chleba świętojańskiego (E410) jest zupełnie bezpieczna. Co więcej, kilka składników oznaczonych zostało jako produktu z kontrolowanych upraw ekologicznych (przez kogo? jak? jak często?).

IMG_20180523_205614.jpg

Jak w przypadku wielu gotowych dań, przygotowanie jest proste - wystarczy sznycle wsadzić do piekarnika lub na patelnię. Po kilku minutach smażenia możemy szamać.

IMG_20180523_211524.jpg

Wybaczcie może nie zawsze trafne porównania smakowe, ciężko mi po tak długim czasie od przejścia na dietę wege, przypomnieć sobie niektóre smaki. Ba! Niektórych nie znam, choćby smak kebabu, którego nigdy w życiu nie jadłem i póki co nie zamierzam. Sam widok kręcącego się zwału mięsa w barze przyprawia mnie o mdlenie ;)

IMG_20180523_213702_HDR.jpg

Usmażone wegesznycle wydzielają całkiem przyjemny zapach, głównie podsmażonej panierki i przypraw. Warto dodać, że są wegańskie - do przygotowania panierki nie użyto jaj. Konsystencja po usmażeniu całkiem w porządku - chociaż bardziej przypomina sznycle wielkopolskie, robione z mięsa mielonego. Przyprawy dobrano tak, by smak jak najbardziej przypominał mięso. Sam gluten ani tofu nie mają wyrazistego smaku, więc przyprawami można go nadać. Tu się udało.

Nie wiem czy dobrze pamiętam, poprawcie mnie proszę, ale gdy jadłem mięso, problemem było to, że często wchodziło w zęby. Tu nie ma nic takiego. Sznycel jest chrupki i całkiem soczysty, bardzo dobrze się kroi i rozgryzuje. Nie wiem jakich przypraw dodano, bo producet nie zdradza sekretu, ale w smaku przypomina nieco mięsne parówki. Może nawet bardziej niż nieco. Fajnie, gdyby ktoś kto pamięta lepiej te smaki spróbował.

IMG_20180523_211856.jpg

Przyzwoite, jak na danie za kilka złoty. W sumie zdrowe i pożywne - zobaczcie tylko na tabelkę. Do tego gotowane ziemniaki i młoda gotowana kapusta… pyszność na majowy obiad dla leniwych i zaczynających przygodę z ograniczaniem mięsa. Również dla ciekawych, zastanawiających się często co wy wegetarianie jecie. Może nie dla poszukiwaczy nowych smaków, bo tutaj producent zrobił naprawdę dobrą robotę, by wege-sznycle naprawdę przypominały smak mięsa. Dobra robota. Smacznego!

Fotografia cielaczka z mamą: Pixabay (alsen)

Peace and love @veggie-sloth

Sort:  

sytuacja win- win
czyż może być sensowniejsze określenie równowagi w systemie?
:)

"odmęty rozpaczy" - dokładnie tak samo o tym myślę.
miałam 15 lat kiedy przestałam jeść mięso, i już nawet zapomniałam (wyparłam) to ohydne wrażenie jego tekstury (chrząstki, tkanki i narządy) pomiędzy zębami (otrzepuję się)

a mówią ze to weganizm jest ekstremalny :)
nie tknęłabym mięsa, nawet gdyby było symbolem zdrowia, (a nie jest)

poza tym, źle sie wyraziłam, bo "ohydne", to nie do końca adekwatne tutaj słowo
(w tym kontekście - jakby brzydziły mnie zwierzęta;
przesuniecie akcentu w złą stronę, nie ten podmiot)
rzeźnia nie napawa mnie obrzydzeniem, tylko rozpaczą

Wszystko to racja. Nie specjalnie rozumiem pytanie dlaczego nie jesz mięsa. Bardziej mięsożerco wytłumacz się dlaczego je jesz :)

Ciekawy cykl się zapowiada..

Czekam tylko aż padnie na kotlety sojowe, raz próbowałem i dzięki serdeczne, postoje. 😕

Ale skoro mówisz, że sznycelki są ok, to pewnie tak jest..
Wierzę Ci na słowo!

Najważniejsze jednak, że cielak cały! 👍

Dzięki. Będzie czas i na sojowe kotlety ala schabowe, te w czerwonym opakowaniu :) Jakoś pewnie przeżyje parówki sojowe... inne propozycje?

Właśnie te czerwone! 😱
Nie rób tego..! Są bez smaku i takie kartonowe bym rzekł, ale sam zobaczysz. 😉

Ja próbowałem parówek, sera żółtego, jogurtu sojowego i szynki wegańskiej - bez szału.

Do ideału sporo im brakuje..

Anglicy mają takie kiełbaski z mielonej tektury i się nimi zajadają - paskudztwo jakich mało. Kiedyś z ciekawości wziąłem jedno ich opakowanie do ręki w supermarkecie, a na etykiecie stało jak byk: "minimum 5% mięsa" - niestety nie napisali z czego składa się pozostałe 95%, ale z wyglądu i smaku wyglądało to zdecydowanie na drobno zmieloną tekturę 😛

Racja, większość wegańskich parówek z tego co jadłem niezmiennie również przypomina karton. Jednak pamiętajmy, że wszystko się zmienia - oferta również :) Specjalnie nie będę w tej serii wyciągał specjałów z dziwnych sklepów - ma być ogólnie dostępne!

@rado21ste mam swoje sposoby, by z czerwonych da się zrobić zjadliwe danie, wcale nie kartonowe :)

Czekamy na tuning.. 😁

Kotlety sojowe najlepszego domowe! Gdy żyłam jak wwgetarianka mama nasadziła mi soi. Od tego się zaczęła nasza domowa produkcja. Nadal pamiętam ich smak! Gdy przyjeżdżałam w piatki do domu ze szkoły to cały gar takich kotelów już czekał:)
Piękne wspomnienia. Aż mi się łza zakręciła w oku. Kochana Mama❤️

Wegańskie sznycle są zdecydowanie sprzeczne z moim światopoglądem ale i tak masz mój głos choćby za dowcipny wstęp 🙂

Przy okazji przypomniały mi się takie podrabiane schabowe z czasów kryzysowych - kotlet z bułki tartej, panierowany w bułce - ale wtedy robione je nie dlatego, że promowano weganizm, ale dlatego, że schabowego nie było 😛

Szanuję światopogląd, chociaż nie rozumiem :) Na szczęście dzisiaj kotlety można robić choćby z bobu (próbowałeś?), więc mamy wybór. Chleb w chlebie panierowany! Prawie jak łazanki ze spaghetti! :))

Ja również szanuję wybory innych jeśli są świadome. Jak ktoś lubi warzywa to na zdrowie. Dieta wegetariańska nie jest zła - kiedyś z przyczyn obiektywnych dosyć długo jadłem głównie rośliny, ale to dlatego że nie było dostępu do dobrej jakości bezpiecznego dla zdrowia mięsa bo kraj był dosyć niecywilizowany, lodówki były rarytasem, regularnie wyłaczano prąd, a mięcho było dostępne tylko na bazarach i przechowywano je w warunkach dla mnie niezbyt akceptowalnych. W takiej sytuacji dieta roślinna była po prostu racjonalnym wyborem.

Bób jest smaczny sam w sobie - przerabianie go na kotlety nie ma moim zdaniem większego sensu, ale może kiedyś spróbuję 🙂

Warzywa są pyszne! hehe czego w #pl-wege dowodzimy ;) Poruszyłeś zupełnie inną kwestię - jakości sprzedawanego mięsa. Relacje świadków donoszą, że jest z tym bardzo źle. Ciężko się dziwić, skoro 1 kg przyzwoitego sera kosztuje sporo więcej od niby-kury. Z warzywami podobnie - trzeba wybierać miejsca, gdzie je się kupuje. Jednak na tym polega świadome odżywianie.
Bób pyszny, można z niego wiele zrobić a sens jest, bo grzechem słowo ograniczenie. :)

Jestem tradycjonalistą zatem mleko ma być od zwierzęcia, a nie z soi, a kotlet ma być z mięcha, a nie z fasoli 😛

A co do jakości mięsa to zawsze można spróbować sobie jakieś ekologiczne mięso z wolnego wybiegu upolować 😂

Zmierz się z krową... ale tak po męsku, pięście konta kopyta :) Albo lepiej.... z dzikiem!

Czy ja wyglądam na samobójcę 😛 A do tego dziki bywają zarażone trychinozą więc z tym byłbym ostrożny. Ale z jakąś dobrą dzidą, albo jeszcze lepiej dmuchwką ze strzałkami maczanymi w wydzielinach żab z gatunku Phyllobates to by spokojnie dało radę, nawet z krową 😉

Krowy dobrze ragują na przytulanie. Dobrze im wtedy... i człowiekowi dobrze :) Co to za heros, co żabę prosi, by z krową mu pomogła? ;))

Hej! Jak długo jesteś na diecie wege?
Jak dobrze, że przerwałeś tą historię cielaczka, nie dotrwałabym wtedy do Twojego opisu dania. A pomyśleć, że "cielęcina" jest traktowana jako jedno z "najlepszych" mięs, taka "droga i dobra", podawana dzieciom... Myślę, że czas nazywać rzeczy po imieniu, cielęcina to dziecko krowy, to mały cielaczek...
P.S. A propos twojego artykułu o synchroniczności ;)) właśnie przygotowuję artykuł na temat "mock meat", także uzupełnię Twój cykl wpsów o ciekawostki przywiezione z moich wege podróży.

Świetnie! Chętnie poczytam! :) Ta synchroniczność... Nie ma potrzeby się dublować z tymi samymi produktami, jednak przywiezione ze świata to zawsze ciekawostka. Moje wpisy będą dotyczyły lokalnie dostępnych substytutów dla każdego i w cenie dla każdego. Bez tempehu marynowanego w curry ;)) Pytasz jak długo nie jem... hm... to był chyba 1992 r, :)

Ooo a ja uwielbiam tempeh marynowany w curry (albo lepiej w teriyaki!) haha ale w Polsce rzeczywiście nie spotykam takiego w supermarkecie.
Wow.. szmat czasu już żyjesz Świadomie, szacun!

No ale to już smakołyki, a ja tu prosto będę podawał... takie parówki choćby :) No w sumie kilka lat już, chociaż z tą świadomością różnie bywa, czasami doprowadzam się do mocno nieświadomego stanu ;))

Coin Marketplace

STEEM 0.29
TRX 0.12
JST 0.034
BTC 63658.03
ETH 3299.99
USDT 1.00
SBD 3.90