Fuerteventrura część II czyli środek wyspy
Witam. Tak jak obiecałem, dziś dodaje kolejny artykuł związany z Wyspami Kanaryjskimi. Ta część jest kontynuacją Fuerteventura część I południe. W pierwszej części zakończyła się noclegiem w samochodzie na Playa de Sotavento. I od tego momentu rozpoczniemy naszą przygodę dalej.
Rozpoczynamy nowy piękny dzień 21.08.2018.
Po dość wietrznej nocy, wstaliśmy dość wcześnie rano koło 7:00. Dzień rozpoczęliśmy spacerem po pięknej plaży, a następnie po uporządkowaniu naszego legowiska w aucie ruszyliśmy dalej przed siebie w kierunku środkowej części wyspy.
Oczywiście najpierw musieliśmy znaleźć odpowiednie miejsce na zrobienie pysznej kawy i zjedzenie śniadania. Chętnie byśmy zostali w miejscu noclegu, ale ze względu na wietrzny poranek, padała decyzja, żeby szukać czegoś spokojniejszego. Należy dodać, że to właśnie ta wyspa słynie z tej najbardziej wietrznej strony. Za to plaże rekompensują wszystko.
Miejsce naszego noclegu;-)
Playa de Sotavento
Playa de Sotavento
Playa de Sotavento
W poszukiwaniu miejsca na kawę i śniadanie.
Na samym początku przejechaliśmy parę kilometrów, do miejscowości Risco del Paso. Nie udało nam się tu zaleźć odpowiedniego miejsca na śniadanie, ale za to odkryliśmy fajne miejsce dla osób lubiących surfing. No i ważna sprawa jak ktoś będzie szukał toalety to tutaj ją znajdzie, chyba, że kiedyś ją zlikwidują.
Risco del Paso
Risco del Paso
Po paru chwilach udaliśmy się w kierunku Costa Calma. Jest to dość popularne miejsce, ale w dłużej mierze komercyjne, zaglądając w parę miejsc tam, doszliśmy do wniosku, że to nie do końca miejsce dla nas, ale na nasze szczęście już udając się w kierunku autostrady, zauważaliśmy idealne miejsce na śniadanie. Co prawda nie przy oceanie, ale wśród drzew w małym parku. Nie zastanawiając się długo, rozpoczęliśmy przygotowania do śniadania. Standardowo na śniadanie w podróży rytualnie kawa z kafeterki i coś słodkiego do tego.
Czas na kawę
Po śniadaniu wykorzystałem moment podlewania z automatów roślin i udało mi się pozmywać szklanki i kafeterkę. Przyszła pora na odkrywanie nowych miejsc i jazda przed siebie. Plan zakładał przez jakiś czas jazdę wzdłuż wybrzeża, a potem kierunek La Pared, Pajara, Betancuria, Antigua, Gran Tarajal, Las Playitas, Faro de la Entallada, Pozo Negro (wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy dokąd dojedziemy na noc).
Trochę zdjęć z wybrzeża.
Ze względu, na to że zdjęć mam bardzo dużo, wstawiłem powyżej tylko kilka na zachętę. Tak naprawdę miejsce do którego tailiśmy było przypadkowe, ponieważ planowaliśmy jechać od razu do La Pared, ale przejechaliśmy zjazd i było trzeba gdzieś nawrócić, więc czemu nie pokazać;-).
La Pared i szalone wiewiórki
Playa de Sotavento-Costa Calma- La Pared
Od wybrzeża Costa Calma do miejscowości La Pared jest całkiem blisko. Trzeba przejechać około 10 km.
Jest to mała miejscowość, która miała aspiracje do bycia miejscowością turystyczną, ale życie się tak potoczyło, że nie udało się wygrać z plażami położonymi na południu wyspy. Może to i dobrze, bo aktualnie docierają tam nie wielkie ilości turystów, przez co miejsce ma swój urok. Polecam na przepiękne i romantyczne zachody słońca, ale także dla osób lubiących wielkie fale. Oczywiście na miejscu spotkamy także szalone wiewiórki ;-), które już poznaliście w pierwszej części o tej wyspie.
Na miejscu restauracja z basenem dla klientów i zjeżdżalniami dla dzieci
Można także na quadach przyjechać
Ślepa uliczka;-)
Widok na plażę
Szalone wiewiórki
Z ciekawostek La Pared znaczy dokładnie ściana. Według historii kiedyś wyspa był podzielona murem na dwa królestwa północne i południowe, dziś już nie ma śladu po tym. Następnie wybraliśmy w dalsze poznawanie wyspy.
Pajara
Prosto z La Pared wybraliśmy się malowniczą i widokową drogą w kierunku oddalonej o 24 km miejscowości Pajara.
Po drodze dość często się zatrzymywaliśmy, żeby na cieszyć się widokami. W około można zauważyć dużo stożków wulkanicznych.
La Pared-Pajara
Stożek
Droga
Wrócimy jednak do Pajary. Jest to największa gmina na wyspie. Jest to dobre miejsce także na przerwę i odpoczynek. Przemawiają za tym dwa argumenty. Po pierwsze jest super miejsce z ławkami i kamiennymi grillami gdzie, możemy przygotować sobie coś do zjedzenia, po drugie jedyne miejsce na wyspie z odkrytym basenem publicznym, gdzie możemy się z relaksować i trochę odpocząć od słońca, w dodatku basen jest za darmo.
W mieście znajduje się zabytkowy kościół Iglesia de Virgen de la Regla. Kościół rozpoczęto budować w roku 1645, boczna nawę dobudowano w XVIII wieku. Ciekawostką jest to, że barokowy portal główny ozdobiono figurami azteckimi, które nie są nigdzie indziej spotykane na wyspie.
Iglesia de Virgen de la Regla
Ołtarz
Miejsce na piknik
Kompozycja przy drodze
Oczywiście jeżeli ktoś nie jest zainteresowany robieniem grilla, na miejscu znajdziemy parę lokalnych restauracji i barów, gdzie na pewno znajdziemy coś pysznego dla siebie.
Betancuria
Po odpoczynku w Pajara udaliśmy się do Betancuira. Po drodze jechaliśmy przez małą wioskę Vega de Rio Palmas, w której napotkaliśmy ładne wiatraki, ciekawy kościołek z wielkim placem i restauracją.
Dużo góreczek
Vega de Rio Palmas
Vega de Rio Palmas- wiatrak
Kościół
Plac przed kościołem
A teraz wrócimy do Betancuri, była to pierwsza stolica na wyspie, jak dla mnie wisienka na torcie zwiedzając tę część wyspy.
To zaledwie 16 kilometrów od poprzedniego miejsca.
Warto tutaj także poświecić więcej czasu. Ja byłem oczarowany ta małą urokliwą miejscowością, naprawdę można się cofnąć w czasie. Jak dla mnie bez wątpienia najpiękniejsze miasto na całej wyspie.
Plan miasta
Miasto zostało założone w 1405 roku, przez Jeana Béthencourta. Miasto wiodło spokojny żywot, aż do roku 1593, kiedy to zostało zaatakowane przez piratów i praktycznie całkowicie zniszczone. Dziś miasteczko jest po ochroną, jako miejsce historyczne i kulturalne, jest cichym spokojnym miejscem, gdzie naprawdę miło spędza się czas. Miejscowość zamieszkuje tylko 600 mieszkańców.
A co zobaczymy tam? Na pewno najważniejszy zabytek kościół Iglesia de Santa Maria, założony przez Jeana Béthencourta, a po sąsiedzku tuż przy kościele znajdziemy odrestaurowany domek mieszczański o nazwie Casa Santa Maria. Dziś znajdziemy tam stylową restauracje.
Poniżej parę zdjęć z tej miejscowości:
Nie ma jak sobie odpocząć
Klimatyczna uliczka
A może jakieś pamiątki?
A teraz napijemy się wody
Miasteczko
Patelnie
Uliczka
Wiatraki
Dalsza część podróży i nocleg:
Po wizycie w dawnej stolicy, wybraliśmy się zobaczyć kolejną miejscowość Antigua.
Tutaj nie byliśmy wiele czasu, ale udało się pstryknąć zdjęcie które mogłem dać do konkursu.
Moje miejsce w architekturze i sztuce
Następnie pojechaliśmy do miejscowości Gran Tarajal, łączny dystans pokonany od Betancuria to prawie 40 km, jak widać na mapie znowu wylądowaliśmy przy oceanie.
Betancuria-Antigua-Gran Tarajal
Tutaj chcieliśmy zobaczyć jak wygląda ta miejscowość i jaką ma plaże , więc także nie spędziliśmy tutaj za wiele czasu.
Po krótkiej wizycie udaliśmy się na plaże Las Playitas. Jest to piękna rybacka osada, która administracyjnie przynależy do Gran Tarajal. Mamy tutaj piękne domki, ładny deptak i plaże wulkaniczną. Wzdłuż deptaka, napotkamy małe lokalne restauracje gdzie spróbujemy świeże owoce morza. Naprawdę warto tam zaglądnąć.
Las Playitas
Las Playitas
Kolejnym punktem wyprawy była latarnia Faro de la Entallada oddalona od Las Palyitas o około 6km . Po dojechaniu na miejsce ukazał nam się ogromny budynek latarni oraz punkt widokowy z którego mamy wspaniałe widoki na ocean.
W drodze do latarni
Latarnia- Faro de la Entallada
Po obejrzeniu i zrobieniu paru zdjęć latarni, postanowiliśmy już szukać miejsca na nasz kolejny nocleg i tak dojechaliśmy do miejscowości Pozo Negro- cała ta trasa miała około 45 km.
Pozo Negro
Gran Tarjal-Latarnia-Pozo Negro
Szukając miejsca na nocleg w nawigacji pokazała nam się miejscowość w której powinien znajdować się kemping. Pomyśleliśmy, że może byśmy się tak odświeżyli w normalnych warunkach ;-). Po dojechaniu na miejsce, ukazała nam się urokliwa wioska, kamienisto-piaskowa plaża, trochę małych łódek na brzegu i parę łabędzi ;-). Na końcu miejscowości, faktycznie znajdował się kemping, niestety wszystkie miejsca zajęte, więc nocleg poza kempingiem. Oczywiście ma to swój urok więc nie narzekaliśmy.
Na początek postanowiliśmy rozłożyć nasze krzesła, stolik na plaży i zjeść kolacje. Potem krótki spacer i przygotowanie spania.
Pozo Negro
Łabędzie
Pozo Negro
Co do samej miejscowości, to okazało się, że wioska funkcjonowała już sprawnie od 15 wieku, jako ważny porcik, a aktualnie jest to ulubione miejsce lokalnej ludności. Jeżeli lubicie, miejsca z daleka od komercji to właśnie je znaleźliście.
Dziś to by było na tyle. Opis tej trasy to dystans około 140km. Już wkrótce pojawi się 3 część z tej wyspy.
Jeżeli przegapiliście pierwszą część to chcąc ułatwić wam szukanie, poniżej link.
Fuerteventura część I południe
P.S
Można na wyspie naprawdę spotkać dużo wiatraków ;-)
W razie jakiś pytań, zawsze chętnie odpowiem, podpowiem itd. Pozdrawiam
Zwiedzanie wysp na własną rękę samochodem czy skuterkiem to zawsze mega dobra opcja - zatrzymujesz się gdzie chcesz i na ile chcesz. W dodatku ta niezależność i "czyhające" za każdym zakrętem niespodziewane widoki, niekoniecznie uwzględnione w przewodnikach. To jest to!
Super zdjęcia, czekam na kolejne wpisy! :) pozdrawiam!
Masz rację, takie zwiedzenia jest najlepsze, można się wtedy poczuć naprawdę wolną osobą, bo nie musisz kontrolować czasu. Wstajesz kiedy chcesz, idziesz spać kiedy chcesz, jesz kiedy chcesz, spisz gdzie chcesz i tak jak wspomniałaś najważniejsze jedziesz i zatrzymujesz się gdzie chcesz. ;-)
Trochę to księżycowo wygląda :) Fajne fotki - kiedyś się tam wybiorę!
No nie ma innej opcji;-)