Czekałam na ten wpis i było warto. :) Nawet uśmiałam się podczas czytania kilka razy. Uważam, że "żałobny plankton" to bardzo trafne określenie. Teraz myślę, że każdy jest na innym etapie i jeżeli pielęgnuje w sobie chęć użalania się nad sobą i nie chce pożegnać się z tym "swojskim" cierpieniem, nikt z zewnątrz nie jest w stanie tego zmienić (a przynajmniej nie w kilku/kilkudziesięciu wymianach zdań). Chociaż przyznam, że wcześniej często byłam zaangażowana w przedstawienie absurdu takich myśli i działań.
Porównanie z serdelkami bardzo mi się podoba, bardziej niż "baranki posuwające się po niebie". Z chęcią obejrzę też film, o którym wspomniałeś. Dzięki.
Tak naprawdę to ten post jest wstępem (przygotowaniem) do jądra medytacji. To była tylko otoczka tego co najważniejsze. Opisałem jedynie zewnętrzny obraz medytacji - prawdziwa jazda bez trzymanki na energiach, wykorzystywanie siddhi, uzdrawianie, czyszczenie karmy, przyciąganie kasy, odpowiedniego partnera, rozwalanie demonów, odprowadzanie po śmierci, przedłużanie życia i tak w nieskończoność. To wszystko jest jak najbardziej osiągalne. Ale ta wiedza, głębokie nauki o metodach nie jest przeznaczona dla zaspokajania zwykłej ciekawości. Z tego powodu nie doczekamy się publikacji na ten temat.