Z różnych względów słowo "rewolucja" źle mi się kojarzy. Nie czytałem "Ortodoksji" Chestertona, ale to już drugie miejsce w bardzo krótkim czasie, w którym widzę tę pozycję, może w końcu trzeba po nią sięgnąć. Ciekawi mnie koncepcja rewolucji chrześcijańskiej w wizji Chestertona. Do tej pory zawsze sądziłem, że w świecie opanowanym przez rewolucję kulturową i obyczajową bardziej sensownym jest przyjęcie postawy kontrrewolucjonisty. Tutaj jednak mamy jasno zdefiniowanego oponenta: wspomniana postępująca rewolucja obyczajowa. Wydaje mi się, że znacznie lepszą postawą byłaby cierpliwa praca u podstaw połączona ze stopniowym reformowaniem przestrzeni wokół nas. A więc reforma zamiast rewolucji. Ale to jest jedna koncepcja. Skoro Chesterton był zwolennikiem rewolucji chrześcijańskiej to musiała być ona wymierzona w jakiś panujący porządek. Pytanie teraz czy jakakolwiek sytuacja społeczna/duchowa ludzkości była gorsza od tej sprzed 2000 lat (kiedy to sam Bóg przyszedł na świat), żeby musiano wytaczać działa rewolucji i nazywać je chrześcijańskimi?
PS. To takie luźne myśli. Ustawię się w kolejce po Ortodoksję w fundacyjnej biblioteczce @fundacja :)
Hm, nie. Rewolucja trwa cały czas, jest "odwieczna". Słowo rewolucja faktycznie ma nieprzyjemny posmak, ze względu na rewolucje Francuską i Bolszewicką, a potem "seksualną" czy jakby nie zwać tego co się działo i dzieje teraz. Chesterton jednak bardzo ładnie wyjaśnia dlaczego musimy mieć rewolucje, a nie ewolucje bo to jest powiedzmy wybór jaki widzimy, a nie między rewolucją a reformą. W rzeczy samej właśnie reforma jest rewolucją (jeśli jest to faktycznie reforma a nie pseudo reforma). Reforma zakłada że mamy jakąś formę ale trzeba ją zmienić i ta zmiana jest rewolucją. Wychodzi to przeciw koncepcji "postępu", który próbuje nam wmówić że ludzkość powoli zmierza ku lepszemu.
Ale wróćmy do początków. Czy to co "zaproponował" Chrystus to była delikatna zmiana? Nie, to była wielka rewolucja i to na ogromną skalę bo wychodziła po za naród żydowski.
Oczywiście, możemy wrócić się do czasów Edenu i powiedzieć że tam był porządek, następnie po skuszeniu przez szatana ludzkość dokonała rewolucji, a dziś musimy czynić kontrrewolucję żeby przywrócić prawdziwy porządek. Myślę jednak że to trochę hmm bałamutne. Grzech pierworodny jest wpisany w naturę człowieka na tym świecie. Naturalnym porządek więc jest jego skłonność do grzechów, dlatego musimy czynić rewolucję by człowieka by samych siebie z tego "porządku" grzechu wyrwać do nowego życia. Tak ja to rozumiem ;)
Hmm, okej, w pełni rozumiem. Coś mi chodziło po głowie, że wytłumaczenie rewolucji może mieć właśni taki przebieg. Nie neguje odwieczności rewolucji, ale w dzisiejszych czasach przybiera coraz bardziej wyraziste kształty i możemy jej niemal dotknąć, zobaczyć. Dlatego przywołałem tu rewolucję obyczajową. Ale hmm.. czy to co zaproponował Chrystus było wielką rewolucją? Myślę, że nie. Jezus wypełnił po prostu pisma prorockie, czyli coś co było zapisane od setek lat. Lud żydowski oczekiwał kogoś zupełnie innego, oczekiwał przywódcy politycznego. Ale myślę, że ograniczone oczekiwania ludu żydowskiego nie mogą obciążać prawdziwego sensu, którego ten lud nie rozumiał, czy nawet mówiąc wprost: świadomie odrzucał.
Ale wypełnienie pism nie przeczy że była to Rewolucja. Jeśli za rewolucje uznamy gwałtowną i znaczącą zmianę społeczną, to to co zrobił dla nas Chrystus było rewolucją. I to bardzo głęboką, bo zwyciężył śmierć i uwolnił nas od grzechu. Nie bez powodu mówimy, że Chrystus to nowy Adam. Dał nam nowy początek tak? To co robią siły antychrześcijańskie to też pewna rewolucja, ale hm wypaczona i zła, która tylko niszczy i pożera samą siebie...
Miałem na myśli, że nie była to rewolucja w sensie obiektywnym. Wydaje mi się, że coś co jest od tysięcy lat zapisane i sukcesywnie wypełniane (przez proroków), nie może być rewolucyjne w sensie ścisłym. Subiektywnie tak, ale to wynika raczej z ułomności ludzkiej lub hmm... może zamysłu Bożego?