Brzegiem Bałtyku PL - etap I / cz.1 / dzień 2
Brzegiem Bałtyku PL - etap I / cz.1 / dzień 2
Etap I : Świnoujście - Jarosławiec
Cz. 1 : Świnoujście - Kołobrzeg
Dzień 2 : 2010-07-09
Odcinek : Międzyzdroje - Międzywodzie
Odległość plażą : 18,7 km
Przebyta odległość dzienna (wraz z wejściami w głąb lądu) : 23,4 km
Przebyta odległość całkowita (suma odcinków) : 35,7 km
Nocleg : Pole Namiotowe "REDA" Międzywodzie, ul. Spokojna
(GPS: N54 00.219' E014 41.064')
Rano wraz ze wschodem słońca nastąpiła ewakuacja z miejsca na którym stał namiot. Wyraźnie kolejny dzień miał być upalny a lato 2010 miało przejść do historii. Śmiesznie musiało wyglądać nasze przeciąganie dobytku tam, gdzie podążał cień w miarę jak dzień zaczynał się na dobre.
Widzów jednak było mało. Pole jeszcze spało...
Pożegnaliśmy Międzyzdroje mijając czyścicieli od glonów z grabkami w rękach. To są właśnie ci dzielni strażnicy utrzymania pozoru jaki stwarzać miał kurort na wczasowiczach. Grabienie wody morskiej i robienie glonowych kupek na brzegu, widocznie taki tu zwyczaj, taka moda i takie problemy. Swoją drogą ciekawa praca to moczenie grabek w wodzie. Panowie od zarządzania wszystkim a szczególnie plażą – jestem gotów podjąć tę pracę, nie mam jedynie grabek.
![](https://steemitimages.com/640x0/https://cdn.steemitimages.com/DQmRNvgGPFErLwYyR7bbNinJ63i9g4N4uSjQkYqg8a1ichF/s022.jpg)
Minęliśmy betonowe molo, jedyne źródło cienia w okolicy. Skorzystaliśmy na małą przerwę, przerwa była krótka, bo pod molem śmierdziało.
![](https://steemitimages.com/640x0/https://cdn.steemitimages.com/DQmQfkhdMy6hwkpbjD4a5DLk4bwKXKy3x2SNS5AfxcYWMU6/s023.jpg)
Przed nami słynne klify Wolińskiego Parku Narodowego.
![](https://steemitimages.com/640x0/https://cdn.steemitimages.com/DQma4t3bXDZUCcc4ztRN25r5inE94U2edSWgTrUjqZagkEb/s024.jpg)
Klify... piękne wysokie zbocza skąd drzewa lubią czasami skoki do wody.
Minęliśmy je jednak beznamiętnie, zaniedbując przy okazji jakąkolwiek dokumentację tych widoków. Powód był jeden ale panował nad nami w tamten czas. Temperatura powietrza powyżej wszelkich norm w cieniu i odpowiednio więcej w słońcu spowodowała, że dalsza droga była podszyta masochizmem.
Nasz wysiłek w tym kontekście budził w widzach uśmiechy politowania a palce same składały się do pukania w głowę, czy w czoło jak kto woli. Woleli raczej w czoło choć i na taki gest mało kto miał siły. Zdjęć nie robili jak i my nie robiliśmy. Wszyscy skupieni byli raczej na przetrwaniu w dosłownym znaczeniu w tej historii.
Podróż zamieniała się w parodię podróży. Tempo marszu spadało a częstotliwość morskich kąpieli celem ratowania życia rosła lawinowo.
Każdy skrawek cienia był błogosławieństwem a każdy ruch powietrza marzeniem. Marzenia jednak spełniały się jako koszmary, gdy gorące masy powietrza sporadycznie i delikatnie napływały od strony lądu. Procesy poznawcze, aktywności myślowe, mechanizm kreacji i budowy wrażeń zamarł w cieplarnianej hibernacji. Władzę nad umysłem objęła wieża kontroli i słynne centrum systemów zarządzania kryzysowego. Cała mentalna aktywność nie była już ukierunkowana na otoczenie ale skupiła się jedynie na monitorowaniu pojawiających się sygnałów przegrzania organizmu...
Ratunek był oczywiście jeden – pełne zanurzenie w wodzie. Woda jednak w owe dni nie była tą, którą znamy z letnich wypadów poza miasto. To była rozgrzana żyjąca zupa pełna biologicznej aktywności. Na powierzchni wody powstawały miejscami bąble wypełnione gazem i przypominające bąble tworzące się podczas deszczu na kałużach.
![](https://steemitimages.com/640x0/https://cdn.steemitimages.com/DQmYtjycL7cA267x4noPbFNkdnyWmPZ9U8rVCqkoek8DM2M/s028.jpg)
Morze żyło w dosłownym znaczeniu i dawało przeżyć innym.
Czy przeżyli wszyscy nie ma pewności, gdyż w okolicach miejsca widocznego na poniższym zdjęciu jeden człowiek dostał zawału i ponoć zabrał go helikopter. Później straszono dzieci tym helikopterem aby nie chodziły bez czapek.
![](https://steemitimages.com/640x0/https://cdn.steemitimages.com/DQmSdnF5qhCbUzJSySbemtGXoz9PCACQKnhXUKWZNtSFNAo/s030.jpg)
Pomimo upału musieliśmy jednak poruszać się naprzód. Do Międzywodzia wciąż daleko, to długi odcinek plaży. Piasek pod nogami nadzwyczaj miękki, czasami żwir a ja mam wciąż kłopot z lewą stopą. Nie jesteśmy jednak na tym bezludziu sami.
Poszukujące samotności pary docierają w to miejsce na różne finezyjne sposoby, niekoniecznie na sposób lądowy:
![](https://steemitimages.com/640x0/https://cdn.steemitimages.com/DQmX1gH9o5YRwmQUyeAe8o48zAJx9pKjPcWZGDPkrSy5xwt/s029.jpg)
Jak się później okazało, będziemy jeszcze mile wspominać tę wyludnioną długą plażę. Będzie nam dane bowiem wędrować wśród tłumów ciągnących się kilometrami...
![](https://steemitimages.com/640x0/https://cdn.steemitimages.com/DQmdwTTrjAcgzh8h7SjpBVAC4EKTEbSL8wE9HxPN86ixnvM/s025.jpg)
Ale póki co dotarliśmy na miejsce, Międzywodzie zdobyte!
Pierwsze napotkane pole namiotowe było nieopodal plaży w pasie wydmowego lasu.
Robiło dobre wrażenie za zmęczonych nietypowych turystach o spoconych twarzach niczym strachy czyhające na popołudniowych kuracjuszy z południa.
Czysto, miło, ładnie, cicho...
Oj chce się czasem tak żyć.
![](https://steemitimages.com/640x0/https://cdn.steemitimages.com/DQmQx4Ms928DhseYJLtvfyPri7RmmJ3VnckZKntVoAk1yhE/s034.jpg)
Czysto i ładnie było, lecz miło i cicho być przestało, gdy rodzina Kowalskich a być może była to rodzina Kwiatkowskich zabiwakowała nieopodal i puściła luzem gromadkę swoich a być może i gromadkę przygarniętych dzieci u progu wakacji napoczętych jak paczka landrynek w ich młodych niespożytych umysłach.
Jazgot i bieganina ósemkami na polu nie miała końca. Oczywiście w tym sezonie najmodniejsze były kółeczka wokół naszego namiotu w/g zasady "dzieci bawcie się ale nie męczcie rodziców".
No i się bawiły... w duchu współczesnego pojmowania wolności – wolno wszystko.
Nie było wyjścia prócz jednego. Ustąpić. Nie da się walczyć ze światem który zmierza od złego ku gorszemu. Nastąpiła ewakuacja "na miasto". A "na mieście" była pizza, lody, napój, było też poszukiwanie "Biedronki" ale ponoć w całym nadmorskim pasie nie znajdziesz, bo kto by kupował te wszystkie towary po utopijnych lecz stosowanych cenach. Pękł też po tym wszystkim mój biedny pęcherz na stopie. Może i z tego powodu spóźniliśmy się na zachód słońca.
Ciało pojadło, lecz już tego dnia nie odpoczęło... przykleiło się za to w nocy do karimaty - i to przykleiło się całe. Taka to była noc. Gorąca jak dzień, ale w dzień to chociaż nie ma komarów...
>>> Zobacz ślad GPS
źródła:
(zdjęcia prywatne)
(tekst własny)
Dziękuję, thank you :)
fajna historia :-)
znam ten ból jak nie wiesz co z ciebie spłynie kiedy wyjdziesz z wody :-/
pozdrawiam...
To było naprawdę upalne lato. Ewenement taki.
Nigdy nie zapomnę tego zapachu topionego asfaltu i spalonej słońcem trawy na wydmach...
Najcieplejsze lato jakie kiedykolwiek przeżyłem nad morzem bałtyckim... a żyję długo. ;)
https://steemit.com/news/@bible.com/6h36cq