Przyjęcie do szpitala psychitrycznego - czyli dzień 1 - Witamy w Houston

in #polish6 years ago (edited)

Ale sobie narobiłem

No tak, z "podróży" ambulansem, pamiętam tylko drukarkę, na której coś wydrukowali i to, że non stop popełniali błędy w nazwisku. Detal, ale utkwiło w pamięci. W karcie informacyjnej /po wypisie ze szpitala/ napisali, że przyjęty zostałem o 20 z minutami. To jakieś 15 godzin po moim wyjściu z domu. Nikt z rodziny nie wiedział, gdzie jestem, bo nie miałem ze sobą telefonu. W swojej pamięci odszukałem telefon do ojca i poprosiłem, żeby go powiadomili. 

Na izbie przyjęć, wypełnili chyba setki dokumentów i spytali czy zgadzam się na leczenie. Potwierdziłem. Alkomat i musiałem oddać dokumenty. To dobry nawyk mieć je zawsze ze sobą. Lepiej nie być anonimowy w takim przypadku. Byłem skrajnie wykończony i chciał położyć się spać. Ale skąd. Dopiero się zaczynało wszystko. Jakieś wstępne badania i na oddział. Na oddział wydzielony /jak się później dowiedziałem/. Otworzyły się drzwi i zaczęło się moje leczenie. 

Oddział wydzielony

Każdy chyba, kto zaczyna swoją "przygodę" w szpitalu psychiatrycznym zaczyna tak samo. Na ścisłej obserwacji. Zabierają ci sznurówki, zapalniczkę, generalnie wszystko czym możesz siebie lub innych zranić. Lub inni mogą ciebie tym zranić. Myślałem, że zaraz będę w kaftanie lub w pasach, ale nic z tych rzeczy. Byłem spokojny więc luz. Ci co się bulwersują lub w najmniejszym stopniu zagrażają sobie lub innym, natychmiast lądują w pasach /przypinają cie pasami do łóżka/. Mi się to nie zdażyło, ale widziałem takie akcje.

Na wydzielonym /kilka sal za zamkniętymi drzwiami i łóżka do ścisłej obserwacji na korytarzu/ oglądają Cie ze wszystkich stron. Sprawdzali czy nie mam blizn, tatuaży lub ran. Wiadomo, możesz wymagać natychmiastowej pomocy medycznej, a to oni odpowiadają za ciebie. To akurat do mnie dotarło bardzo szybko. Badanie ciśnienia, temperatury ciała, wywiad - czy siedziałeś, czy nie, co się stało, dlaczego i setki innych pytań, którym przysłuchują się wszyscy na obserwacji /bo dyżurka jest na korytarzu, żeby wszystkich widzieli/. Potem dostajesz swoje łóżko i możesz się położyć. W następnych postach narysuje wam coś w stylu planu, będzie wam łatwiej to sobie wyobrazić. 

To wyżej to nie zdjęcie z Houston, ale zwykły przerywnik dla oczu.

No i zaczyna się moje naście dni. Byłem zaskoczony, że wszyscy byli niesamowicie mili. Zupełnie serio. Żadnego pukania się w czoło, śmiechu czy uśmieszków. Miły szok. Miałem fart, że tak trafiłem? Okazało się, że nie. Poprostu tak jest. Śmianie się z kogolwiek jest ostro ganione przez pracowników, a "współlokatorzy" wcale nie są skorzy do tego żeby się z kogokolwiek śmiać. Raczej odwrotnie. 

Współlokatorzy

Kim są ludzie, którzy tam trafiają? Zaskoczę Was, ale jest tam cały katalog społeczny. Alkoholicy z różnych grup społecznych, ludzie nieświadomi w różnych stanach, podpalacze, mordercy, osoby normalne które same się zgłaszają po pomoc i ustawienie leków i ci, których organy państwowe skierowały na obserwacje. W sumie takich samych spotkasz na ulicy, tylko ulica jest dużo większa niż hol szpitala i ludzi jest więcej. Jeżeli idąc ulicą zaczniesz uważnie przyglądać się ludzion, to zauważysz dokładnie ten sam katalog osób. Trzeba tylko patrzeć /zastanawialiście się nad tym/. Pewnie jakbyście mnie mijali na ulicy miesiąc lub dwa temu, to w życiu byście nie pomyśleli gdzie się znajdę za jakiś czas. Dlatego pisałem, że to może spotkać każdego.

Bez telefonu i internetu

Telefonu /którego nie miałem ze sobą/ nie możesz na wydzielonym mieć. 2-3 razy dziennie możesz z niego skorzystać, potem Ci go zabierają i do depozytu. Od świata nie jesteś odcięty. No i rodzina może na oddział zadzwonić zawsze. Wbrew pozorom, to wielka ulga. Po 20 latach związania z cholerną smyczą /komórką/ masz czas żeby się nad sobą i życiem zastanowić. Autostrada myśli znika i zasypiasz.

ciąg dalszy tutaj                                                                     co było wcześniej tutaj

Sort:  

Jak to się stało że tam trafiłeś?

Chciałem sambójstwo popełnić

Znam jedną osobę która też trafiła do psychiatryka po próbie samobójczej i spędziła tam tylko kilka godzin, większość czasu siedząc na poczekalni czekając na psychiatrę. Po kilkunastominutowym "badaniu" i nie wyrażeniu zgody na leczenie opuściła szpital.

Bardzo zły pomysł nie leczyć się. Rok, może nawet dłużej i może wrócić do człowieka. Najgorsze jest jak za kolejnym razem się uda. Mnie ZPR przywiozło, bo wezwałem pomoc na jakimś zadupiu. Na blogu napisałem o tym. No wiadomo, że jak ktoś zgody nie wyraża to go na siłę nikt trzymać nie będzie, chyba że uznają go za niebezpiecznego dla siebie lub innych.

Już przeczytałem wszystkie wpisy. Ta osoba co nie zgodziła się na leczenie żyje. Osobiście wiele razy rozmyślałem o samobójstwie i wiem że tak właśnie skończy się moje życie. Śmierć jest nieunikniona i czasem chyba zbawienna.

Ja po lekach też myślę. Skutek uboczny. Śmierć jest zbawieniem swojego rodzaju, napewno dużo o tym napisze na blogu. Na papierze pół zeszytu o tym napisałem. Uważaj, żebyś pewnej granicy nie przekroczył. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jak Cie odratują może być gorzej niż wcześniej. No i pomyśl o bliskich. Lepiej pisać o tym. Weź sobie zeszyt i pisz sam o sobie. Nie pokazuj nikomu. Po kilku kartkach zapisanych będziesz trochę inaczej patrzeć na to. Nie mówie, że przejdzie, ale popatrzysz inaczej.

Coin Marketplace

STEEM 0.28
TRX 0.13
JST 0.032
BTC 65229.52
ETH 2946.17
USDT 1.00
SBD 3.67