You are viewing a single comment's thread from:

RE: Czy wolno nam nie wspierać pracy w niedziele?

in #polish6 years ago

Dla wyjaśnienia - jestem przeciwny temu zakazowi, bo deklarowany cel można (i powinno) się osiągnąc przy pomocy innych instrumentów, które by zagwarantowały, że praca w niedzielę jest naprawdę dobrowolna.

Z drugiej jednak strony to stwierdzenie "dobrowolna umowa między pracownikiem a pracodawcą nie jest oczywiście zmuszaniem" to jest niestety bullshit - całkowicie dobrowolna to ona by była, gdyby ów pracownik miał skuteczne instrumenty, żeby się przeciwstawić jakimkolwiek naciskom ze strony pracodawcy, a sami dobrze wiemy, że tak nie jest. Wolny rynek działa tylko wtedy, kiedy obie strony kontraktu mają taką samą pozycję negocjacyjną, a tutaj tak nie jest, nigdy nie było i pewnie nigdy nie będzie.

Ale zakaz w obecnym kształcie to nie jest żadne rozwiązanie i będzie z tego więcej szkody niż pożytku.

Sort:  

"Wolny rynek działa tylko wtedy, kiedy obie strony kontraktu mają taką samą pozycję negocjacyjną"

To by oznaczało, że nie mielibyśmy rynku, a jakiś rodzaj komunizmu.
Doprawdy nie rozumiem argumentów, jakoby stawianie przez zatrudniającego wymagań zatrudnianemu było w jakiś sposób wymuszaniem czegoś na tym drugim. Każdy ma swoje warunki, oczekiwania czy żądania. Zatrudniający oczekuje X od zatrudnianego, w zamian za co wypłaca mu wynagrodzenie. Albo ktoś na taką umowę przystaje, albo nie. Nie ma tutaj miejsca żaden przymus czy przemoc.

Stawianie przez zatrudniającego wymagań zatrudnianemu jest wymuszeniem jeśli są to wymagania pozakontraktowe, a częścią kontraktu jest także obowiązujące prawo. I jeśli to prawo mówi np. że mam prawo odmówić pracy w niedzielę/dzień wolny ustawowo od pracy to powinny być instrumenty zapewniające mi faktyczne prawo do takiej odmowy bez ponoszenia żadnych (bez wyjątku) negatywnych konsekwencji. I tyle.

Jeśli zatem ktoś się świadomie i dobrowolnie decyduje na pracę w niedzielę bo mu za to odpowiednio dużo zapłacą to nie mam z tym żadnego problemu, choć i tutaj zasady "wolnorynkowe" niekoniecznie muszą się sprawdzać, bo chyba byś nie chciał, żeby np. operował Cię chirurg, który jest od 48 godzin na dyżurze i w zasadzie pada na pysk, na co się zdecydował oczywiście całkowicie dobrowolnie bo mu zaoferowano wyjątkowo atrakcyjną stawkę ;-)

A skoro odbywa się to tak jak to zazwyczaj u nas się odbywa "wicie, rozumicie, potrzeby firmy ble ble ble..., odmowa będzie niemile widziana ble ble ble..." to jest to wymuszenie.

"Stawianie przez zatrudniającego wymagań zatrudnianemu jest wymuszeniem jeśli są to wymagania pozakontraktowe, a częścią kontraktu jest także obowiązujące prawo. I jeśli to prawo mówi np. że mam prawo odmówić pracy w niedzielę/dzień wolny ustawowo od pracy to powinny być instrumenty zapewniające mi faktyczne prawo do takiej odmowy bez ponoszenia żadnych (bez wyjątku) negatywnych konsekwencji. I tyle."

Z tym że takich obostrzeń w prawie nie było, zatem praca w niedzielę była jak najbardziej zgodnym z przepisami działaniem i nie stanowiła żadnego wymuszenia, żadnego przymusu a po prostu jeden z elementów umowy.

"Jeśli zatem ktoś się świadomie i dobrowolnie decyduje na pracę w niedzielę bo mu za to odpowiednio dużo zapłacą to nie mam z tym żadnego problemu"

Tak właśnie było, ale przez nowe regulacje już nie będzie w większości przypadków.

"A skoro odbywa się to tak jak to zazwyczaj u nas się odbywa "wicie, rozumicie, potrzeby firmy ble ble ble..., odmowa będzie niemile widziana ble ble ble..." to jest to wymuszenie."

Ponownie: nie ma tu żadnego wymuszenia. Jest warunek stawiany przez jedną ze stron, który to warunek druga strona może odrzucić i nie zgodzić się na zawarcie umowy. Dopiero gdyby jedna ze strona wymusiła na drugiej zawarcie kontraktu wbrew jej woli, np. zmuszając ją do tego groźbą zastosowania przemocy, wówczas byłoby to wymuszenie.

Ciężko by było znaleźć na świecie 2 ludzi którzy mieli by identyczną pozycje negocjacyjną! A jednak dobrowolnie zawierałem wiele umów... czasem nawet wiele dziennie. Czemu z resztą obie strony miały by mieć równą pozycję by zawrzeć korzystną dla obu stron umowę?

Dla jasności, nie mamy teraz w Polsce wolnego rynku, chyba że w szarej strefie. A pogląd, zgodnie z którym nierówna pozycja negocjacyjna oznacza zmuszanie, prowadzi do wniosku, że zmuszaniem jest niemal wszystko (bo raczej nie zdarzają się osoby o dokładnie równych pozycjach negocjacyjnych), więc jest chyba mało przydatny do oceny relacji międzyludzkich, chyba że ktoś chce się pławić w skrajnym pesymizmie.

"wolny rynek" działający na zasadzie "róbta co chceta" był dosyć powszechnym zjawiskiem w XIX wieku - skończyło się to kilkoma krwawymi rewolucjami, nie wspominając o wojnach czy innych ciekawych zjawiskach takich jak np. handel niewolnikami, który miał jak najbardziej "wolnorynkowe" korzenie ;-)

To właśnie dzięki rynkowi i kapitalizmowi i stojącymi za nimi ideami liberalnymi udało się skończyć z niewolnictwem. To rynek i kapitalizm przyczyniły się do tego, że nie mamy niewolnictwa, a twierdzenia o roli handlu niewolnikami w rozwoju rynku są fałszywe:
http://mises.pl/blog/2018/02/28/wplyw-handlu-niewolnikami-brytyjskiego-imperializmu-rozwoj-gospodarczy-europy-byl-niewielki-rozdz-26-ksiazki-burzuazyjna-godnosc/

Poza tym rynek to nie jest żadne "róbta co chceta", ponieważ rynek opiera się na jednej, fundamentalnej i podstawowej regulacji: przestrzeganiu prawa własności, zobowiązaniu się do nienaruszania i poszanowania własności. Zatem nie można niszczyć czyjejś własności czy zlecić komuś takiego zniszczenia bez konsekwencji.

Prosiłbym zatem o niepowielanie mitów i fałszywych przekonań dotyczących rynku.

Co do niewolnictwa to jest ono w swym zaraniu jak najbardziej "wolnorynkowe", aczkolwiek zgadzam się, że i za jego zniknięciem stoi ten sam mechanizm. Po prostu z czasem wynaleziono bardziej finezyjne narzędzia pozwalające na realizację tego samego celu tylko taniej i efektywniej. Zatem zniknięcie (a w zasadzie ukrycie) tego zjawiska jest zasługą "wolnego" rynku.

"nie można niszczyć czyjejś własności czy zlecić komuś takiego zniszczenia bez konsekwencji"

ależ można, każda rewolucja na tym w zasadzie polega, choć bardziej idzie nie o niszczenie, ale o redystrybucję ;-)

Aha, i pozwól proszę że to jednak ja sam będę decydował o tym co uznaję za fałsz, mit albo też co będę "powielał".

Chyba pozostaje w tym momencie tylko spytać o definicję wolnego rynku. Jeśli ktoś jest mu przeciwny, może w zasadzie wszystko co najgorsze nazywać "wolnym rynkiem" lub zasługą "wolnego rynku", tylko jaki to ma sens?
Rozmówcy mogą sobie wtedy podnosić nawzajem ciśnienie bezproduktywną wymianą zdań, używając tej samej nazwy dla dwóch zupełnie różnych zjawisk - tylko to nie jest rozmowa, a raczej przeplatające się monologi na dwa różne tematy.

Jasne, nikt nie broni Ci wypisywania głupot :)

I nawzajem ;-)

Handel niewolnikami nie jest elementem wolnego rynku. Wolny rynek nie oznacza "róbta co chceta". Jeśli punktem wyjścia będzie wypaczona teoria własności, zgodnie z którą można przemocą "zawłaszczać" innych ludzi, to jakich byś do tego nie dodał zasad dotyczących wymiany tytułów "własności", nie otrzymasz wolnego rynku (już sama opozycja słów "wolny" i "niewolnik" powinna Ci zasugerować, że Twoja wypowiedź jest wewnętrznie sprzeczna).

Coin Marketplace

STEEM 0.20
TRX 0.13
JST 0.030
BTC 64761.00
ETH 3425.94
USDT 1.00
SBD 2.55