Zygmunt Wasilewski - Myśl Przebudowy - Stan umysłów w dzielnicach

in #polish5 years ago (edited)

Zygmunt Wasilewski - Myśl Przebudowy - Stan umysłów w dzielnicach

Umysłowość polska zróżniczkowała się według dzielnic. Znamy z grubsza te różnice, jakie zachodzą między Poznańczykiem, Warszawianinem i Litwinem a między Galicjaninem lub Ślązakiem. Do odmian, jakie zawsze istniały w prowincjach Rzeczypospolitej, przybyły rysy, wyrobione w stuletniej edukacji u obcych państw i kultur.

Poznańczyk wyróżnia się dzisiaj największym bodaj materialistycznym wyrachowaniem, co zdawałoby się odpowiadać trzeźwemu wglądaniu w rzeczywistość. Obywatel z Królestwa ma wiele przedsiębiorczości i dumy narodowej, co płynie z dobrego czucia się na tle porównawczym z niższą kulturą rosyjską. Szkołą polskiego myślenia jest dla niego atmosfera narodowa, wytwarzana przez masy ludu jednolicie polskiego, rosnącego w siłę i fantazję.

O ile Poznańczyk jest w myśleniu przedmiotowy, wypatrujący dla siebie drogi w ustalonych warunkach praworządnych państwa, o tyle Królewiak ma więcej fantazji, wierzy w hazard i ufa w swoją wyższość oraz siłę narodu. I tu i tam - i w Poznańskiem i w Królestwie wiele tkliwych tradycji, rozmarzających poetycko wspomnieniami czynów zbiorowych, skłonność do utajonej symboliki narodowej, ale obok tego znaczne ambicje narodowe.

Twórczość umysłowa w literaturze pięknej w Poznańskiem zanikła prawie zupełnie, w Królestwie zredukowała się do zabawy towarzyskiej i gawęd na tle najbliższych wspomnień historycznych - nie dalej Napoleona.


Ideał życia narodowego, sformułowany przez poetów, nie przerobiony całkowicie w świadomości, trzyma się w Królestwie fragmentami dawnych koncepcji od legionów do 1863 r., i to tylko dzięki obrazom pamięciowym, utrwalonym przez sztukę XIX stulecia. Siła sugestywna tych obrazów przewyższa wszystko, czego nauczyć może bezpośrednio rzeczywistość. Współczesność, jako punkt wyjścia dla nowych koncepcji i decyzji, wtarga w życie faktami, nad którymi wszakże świadomość nie panuje, które nawet wymija, jakby się bojąc zajrzenia prawdzie w oczy.

Poczucie siły, udzielające się - jak rzekłem - z ludu, utrzymuje umysły oświecone w postawie optymistycznej i w ambicjach narodowych, ale dzieje się to niejako przed progiem świadomości. Nowa myśl narodowa, z nowych warunków wysnuwająca się, ma tutaj do walczenia ze starymi koncepcjami, spoczywającymi w umysłach na składzie w formie poetyckich przeżytków do świątecznego użytku.

Wszystkie dotychczasowe poromantyczne próby do końca zeszłego stulecia w kierunku zorganizowania myśli narodowej na nowych podstawach kończyły się abdykacją z idei narodowej. Tak było z pracą organiczną i pozytywizmem, ugodowością i postępowością - wszystkie stwierdziły impas myśli narodowej. Nie ma sfery, biorącej udział w życiu umysłowym Królestwa, która by na gruncie faktu życiowego nie zaprzeczyła symbolice ideału narodowego, wyznawanego według tradycyjnych formuł poetyckich.

Jest to szczęściem, że pieśń mogła tu być arką przymierza między nowymi a dawnymi laty. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet w najlepszych, gorących umysłach wytworzyć się musiała pewna „literackość” myśli zbiorowej, nie odpowiadającej praktyce, a przez to zadawalającej się ładną grą słów dawniej zestawionych, symboliką pustych form, wprost werbalizmem.


Konsekwencje te wystąpiły w całej jaskrawości w Galicji, którą traktować trzeba osobno ze względu na szczególne warunki, w jakich po rozbiorach zostawała.

Tamte dzielnice Polski przynajmniej współżyły z poetami w zeszłym stuleciu. Tam formuły poetyckie uczuciowości zbiorowej (cokolwiek się powie o tym, że były jednostronne, jako akt świadomości) wyrastały ze wspólnego gruntu przeżyć narodowych. Galicji te przeżycia były obce. Po każdym ruchu politycznym uczyła się ona tych formuł od emigrantów lub z literatury. Ta okoliczność wpłynęła decydująco na formację umysłów w Galicji. Są one na wskroś literackie w znaczeniu wskazanego wyżej rozbratu między słowem a faktem. Tutaj, w Galicji, okazała się dowodnie niedogodność lokowania ideałów narodowych wyłącznie w papierach poezji, z pominięciem elementarnych potrzeb kultury, które wymagają znacznych wkładów ideału, jeśli się chce, aby życie sprostało poezji.

Nie będę rozsnuwał dziejów Galicji, jak urabiano tutaj umysły, aby powiększyć rozbrat między legendą a rzeczywistością. Przypomnę świeżo przytaczaną w prasie z pamiętników Crispiego[1] rozmowę tego męża stanu z Bismarckiem[2] w czasie formowania się trójprzymierza[3]. W wyznaniach Bismarcka są wyraźne wskazania, że Niemcy nic nie mają przeciwko swobodom autonomicznym Galicji, póki one będą polem gospodarki szlacheckiej. Lud jest tam wskazany jako kres dozwolonego rozwoju samorządu.


Otóż ten lud, który, jak wskazałem wyżej, w tamtych dzielnicach Polski w drodze faktu starczył w czasach nowych za program, a który wprost tętnem swojej siły masowej i wzorem przywiązania do ziemi dawał warstwom górnym tęgość samopoczucia, nawet fantazję, ten lud w Galicji słabą odegrał w organizmie narodowym rolę, a nawet zużytkowany został umiejętnie na szkodę tego organizmu. Nie mógł samopoczucia narodowego wzmocnić żywioł ruski na wschodzie, a na zachodzie lud w r. 1846[4] sprowadził tylko depresję na długie lata, z której dotychczas Galicja otrząsnąć się nie może.

Na nic się zdały zaklęcia Krasińskiego[5]: „z szlachtą polską polski lud”. Ostatni raz w grudniu 1911 zaklęcia tego użył już nie wieszcz, lecz profesor humanista w Krakowie (Prof. K. Morawski[6] na Sejmiku p. Milewskiego[7]), aby tym zaklęciem sankcjonować zakupno ryczałtowe od demagoga politycznej organizacji ludowej na rzecz szlachty. Na nic się zdała w Galicji praca ideowa nad ludem w duchu nowożytnym, zamierzona przez „ludowców” od r. 1886, praca, która w Królestwie takie piękne plony przyniosła. Idea narodowa nie przyjęła się. Wpakowano się tutaj z ludem w błoto klasowości i nierządu politycznego, w błoto, w którym stańczycy[8] od dawna zarobili się po uszy i czekali tylko, kogo by wciągnąć, aby nie zatonąć.

„Z szlachtą polską - polski lud” Szatański śmiech Bismarcka rozlega się nad trzęsawiskiem, gdzie migoce ten błędny ognik jadu błotnego, przypominający tylko formą ogień serc, spalanych niegdyś dla tej idei.


Kulturą Galicji zajął się pieczołowicie rząd austriacki. W żadnej dzielnicy - jak zaznaczyłem - myśl narodowa nie ogarniała z dostatecznej wysokości sytuacji ogólnej, ale gdzie indziej była siła faktyczna, opór, podejrzliwość; Stosunek ułożył się w formie zewnętrznej, nieprzyjaznej styczności. W Austrii zaś przyswojono Polaków.

Dokonano tego właśnie przez umiejętne korzystanie z rozbratu, istniejącego między teoretyczno-poetyckim ideałem narodowym a rzeczywistością. Ideał ten, już sformułowany, mający wszystkie cechy literackości historycznej, uznano w górze za rzecz tak nieszkodliwą, że oddano go z powrotem umysłowości polskiej do swobodnego użytku; natomiast odebrano rzeczywistość. Ani spostrzeżono tego wśród ogólnej radości, przepełnionej dziękczynieniem.

Umysły w Galicji skierowały wszystką energię do wykonywania obrządku około symboliki wolnościowej narodu, która spełniać miała swoją rolę widomą dla wszystkich trzech dzielnic. Rzec można z całym odczuciem dramatu, jaki w tym był, że cała myśl narodowa poszła w Galicji na potrzeby obchodów. Umysły oświecone całą żarliwość oddawały na wywoływanie, w symbolicznych formach słowa i obrzędu, wspomnień dawnej świetności Rzeczypospolitej, a dusze, zasycone wzruszeniami czysto estetycznej natury, wyładowane artystycznie w pięknem słowie i hymnie, nie widziały nic, co się dokoła działo w rzeczywistości.


Kilkadziesiąt lat zeszło, jak sen na kwiatach poezji.

Podczas tego snu, przy pomocy namówionych przewodników narodu, obrabowano społeczeństwo ze wszystkich instynktów życiowych. Stańczycy uwodzili dusze kołysankami i wmawiając czujniejszym, że „identyczność interesów” narodu polskiego i Austrii jest tylko formułą taktyczną, zaklinali się, że równie jak ci, co śpiewali hymny, i oni dążą do niepodległości. A gdy w kilkadziesiąt lat potem – oto teraz - okazało się, że wpływami swoimi wykupili w kraju całe stronnictwa, reprezentujące polityczny ruch ludowy i demokratyczny; gdy zaś ich pytano o moralne podstawy tej operacji, odpowiedzieli: Gdzie jest szlachta, tam musi być i lud, bo tak... chciał Krasiński, którego stuletni jubileusz naród ma właśnie na warsztacie. Powołano się w tej brudnej sprawie na ewangelię jednego z wieszczów:

Jeden tylko, jeden cud -
Z szlachtą polską polski lud...

Ot, nieboska komedia! To był ostatni, jaki słyszeliśmy, użytek z poezji, wyznawanej, jak talmud, w zastosowaniu do życia, ostatnie przytoczenie świętych słów tam, gdzie by raczej należało przytoczyć inny dwuwiersz:

Czas odrzucić wszelki brud
I tym samem znieść niewolę!

Oto rola literatury w życiu!

W Galicji patologiczny charakter umysłowości przedstawia się najjaskrawiej. Od dziecka w szkole do posiwiałego męża stanu, cała niemal sfera oświecona widzi świat przez pryzmat wyobrażeń konwencjonalnych, zmanierowanych przez literaturę. Nie będę już dotykał kwestii, jak na tym tle wyglądają interesy realne kraju, ale zwrócę jeszcze uwagę, jak wyglądają umysły, łaknące literatury.

W rozdziale VI mówiłem o dwu autorach, zmarłych w młodym wieku: jeden był studentem uniwersytetu, drugi studentem gimnazjum.

Te dwa umysły, przytoczone dla przykładu - to najpiękniejsze kwiaty, na jakie może zdobyć się szkoła w Galicji; a jednak są chore, źle postawione. Co myśleć o typach pospolitych, umyślnie w szkole fabrykowanych na to, aby żyły frazesem?

I znowu powtórzyć muszę, że nie jest to sprawa przedmiotu, lecz metody. Nauka historii i literatury polskiej w szkołach byłaby zupełnie zdrowa, gdyby życie realne poza szkołą uczyło przekładania wyuczonych słów na osobiste uczucia i pojęcia, wiążące się z rzeczywistością. Ale gdy to życie samo, osłabione w rytmie i polocie, jest pustką dla duszy, wtedy intensywna nauka literacka pomnaża tylko niebezpieczeństwo neurastenii. Rozszerza tylko horyzonty pustki duchowej i sadzi na niej cmentarne krzyże symboliki dawnych, cudzych przeżyć.


Nie można szkół zreformować bez reformy umysłowości ogólnej. Dusza, która niczego nie chce, oczywiście niczego z pożytkiem dla życia nauczyć się w szkole nie może. Dopóki w życiu codziennym społeczeństwa nie zbudzimy wielkich chceń, dążeń, zmierzających do jakiegoś żywotnego ideału, dopóty nauka literacka w szkole na najbardziej patriotycznych tematach będzie bezowocna, nawet pogłębiać będzie czczość ducha. Zwłaszcza nauka przepalonych dawnych uczuć poetyckich. Każdemu dziełu poetyckiemu przy czytaniu trzeba użyczyć tętna własnej krwi, jeśli ma odżywić naszą uczuciowość; skoro zaś czyta się je, jak talmud, jako zbiór prawd, a człowiek nie ma sam żadnego tętna, to ten utwór rodzi w duszy tylko smutek, jak kwiat zasuszony, którego do życia nic już nie powróci. Powiększa to depresję i neurastenię.

Oczywiście człowiek zdrowy, połączony umysłowo z życiem społeczeństwa, może doskonale spożytkować literaturę piękną do otwierania duszy w młodzieży. Ale profesorowie są dziećmi tegoż społeczeństwa, które teraz niema rytmu twórczego w duszy; mogą dać pracę tylko filologiczną, bo sami są ofiarami tego systemu, jaki atmosfera umysłowa wytwarza. Rozdźwięk między życiem a literaturą stwarza błędne koło, z którego wynika negatywny skutek każdego wysiłku. Ale wina leży po stronie życia, które jest słabe w tętnie twórczości narodowej.

Wyżej przytoczyłem przykłady już zdecydowanej na estetyzm formacji umysłowej młodzieńców, którzy piszą. Ale ogół, który przecież nie ma talentów, będzie jednak pod tym samym wpływem manierował myśli na sposób literacki, rozróżniając rzeczy pod kątem widzenia estetycznego. Kryteria: przyjemne - nieprzyjemne, ładne - nieładne, zgodne z literą formuł, czy niezgodne, te kryteria będą wszystkich obowiązywać w życiu. A życie pyta o co innego: co robić należy?


Szkoła w Galicji daje wykształcenie literackie; nie jej wina, że mało jest materiału na artystów, ale usiłuje ona ich tworzyć.

Powiecie zapewne, że obok klasycznych powinny być szkoły realne[9]. Ale ich niema, lub niema po co tam chodzić, bo chleba nie dają. Co warte szkoły realne, gdy niema życia realnego? Więc w rezultacie samo życie, które nie umie się urządzić i ma w sobie pustkę, pcha ludzi na literaturę szkolną, wytwarzającą filologów i urzędników, a ona robi z nimi swoje. Niejeden byłby umysłowo zdrów, ale gdy literatura wtargnie mu przez szkołę w żywot, staje mu się ona rzeczą realniejszą, niż cały świat rzeczywistości.

W rezultacie wychodzą ze szkoły młodzi ludzie, umiejący pisać wypracowania bez żadnej myśli własnej o „Słowackim, jako rycerzu walki nadpowietrznej” (autentyczne), ale nie umiejący odpowiedzieć na pytanie, czy Galicja gospodaruje z deficytem, czy jest krajem rolniczym, czy przemysłowym, czy jest w tym kraju co do roboty, czy w Warszawie jest jeszcze Polska itp. Wychodzą ze szkół umysły tak dziecinnie naiwne, jak owi w karykaturach przedstawiani uczeni, którzy się budzą jak ze snu, gdy się dotkną zjawiska realnego - umysły niezdatne zupełnie do pracy realnej.

A już Boże chroń od nich literaturę...


[1] Francesco Crispi (1818-1901) – włoski polityk i prawnik, premier Włoch, mąż stanu, jeden z głównych autorów zjednoczenia Włoch w XIX wieku
[2] Otto von Bismarch (1815-1898) – niemiecki polityk, premier Prus, kanclerz Niemiec, mąż stanu, jeden z głównych autorów zjednoczenia Niemiec w XIX wieku.
[3] Trójprzymierze – sojusz militarny i polityczny pomiędzy Cesarstwem Niemieckim, Królestwem Włoch i Austro-Węgrami zawarty w 1882 w Wiedniu. Rywalizacja pomiędzy Trójprzymierzem a Trójporozumieniem (Francja, Rosja, Wielka Brytania) doprowadziły do wybuchu I wojny światowej.
[4] Mowa tutaj o rabacji galicyjskiej – zbrojnego, antyszlacheckiego powstania chłopskiego wywołanego przez władze austriackie w celu stłumienia powstania krakowskiego.
[5] Zygmunt Krasiński (1812-1859) – jeden z najważniejszych poetów polskiego romantyzmu, zaliczany wraz z Mickiewiczem i Słowackim do tzw. trójcy wieszczów narodowych. Wszystkie cytaty w niniejszym tekście pochodzą z utworu „Psalm miłości” wydanego w ramach zboru „Psalmy przyszłości” wydanego w 1845r.
[6] Kazimierz Morawski (1852-1925) – filolog klasyczny, historyk, profesor i rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, prezes Polskiej Akademii Nauk, kandydat na urząd Prezydenta II RP.
[7] Józef Milewski (1859-1916) – prawnik, poseł na Sejm Krajowy Galicji i Rady Państwa (parlament Austro-Węgier), profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, dyrektor Galicyjskiego Banku Krajowego. Wspomniany sejmik to tzw. sejmik relacyjny (sejmik ziemski, organizowany przez posła w celu zdania relacji i odpowiedzi na pytania dotyczących pełnionych obowiązków) z 4 stycznia 1912 roku (błędnie datowany przez Wasilewskiego na grudzień 1911r.), podczas którego poruszano m.in. kwestię współpracy ziemiaństwa z ludowcami.
[8] Stańczycy – konserwatywne ugrupowanie polityczne w Galicji, powstałe w latach 60. XIX w. charakteryzujące się lojalizmem politycznym wobec Austro-Węgier. Nazwa stronnictwa wywodzi się od pamfletu Teka Stańczyka publikowanego w 1869r. na łamach „Przeglądu Polskiego”, gdzie za utratę niepodległości oskarżali naród polski, a dalszą drogę polityczną upatrywali pod rządami austriackimi i konsekwentnym budowaniu pozycji narodowej i autonomii polskiej w Galicji.
[9] szkoły realne – XIX-wieczna koncepcja systemu oświaty, autorstwa Jana Hecker’a, kładąca nacisk na zdobywaniu praktycznych umiejętności przez ucznia. Koncepcja szkół realnych zakładała potrzebę edukacji szerokich warstw ludności.


Wcześniejszy rozdział:
Nasz mechanizm umysłowy
Następny rozdział:
Rzekomy prometeizm



Spis treści i dokumenty do pobrania


Tekst opracowany na podstawie: Zygmunt Wasilewski, Myśl przebudowy. Rozmowy z młodym przyjacielem, Zakład Gebethnera i Wolffa, Warszawa-Lublin-Łódź-Kraków 1912


Tekst zdigitalizowany został w ramach projektu "Cyfrowa Biblioteka Myśli Narodowej", więcej o samym projekcie możecie przeczytać tutaj.


Tekst znajduje się w Domenie Publicznej i może być dowolnie rozpowszechniany i powielany. @myslnarodowa zrzeka się wszelkich praw autorskich związanych z digitalizacją i obróbka tekstu na zasadzie licencji Creative Commons Zero

Coin Marketplace

STEEM 0.27
TRX 0.13
JST 0.032
BTC 62777.17
ETH 2951.08
USDT 1.00
SBD 3.59