Kościół - świątynia olśnień

in #polish6 years ago

Dziś chciałbym napisać o kościele. Ale nie o Kościele, w znaczeniu wspólnoty, lecz o samym budynku. Czym dla mnie jest to miejsce? Dlaczego lubię ten czas, kiedy się w nim znajduję? Czy kościół to jest to moje miejsce na ziemi, o którym w piosence „Sacrum” śpiewa Mezo & Kasia Wilk?

church-3336712_1280.jpg

Po kilku dniach przerwy wracam nareszcie do publikowania! Wreszcie znalazłem trochę czasu (te studia mnie wykończą... :D ), by wyskrobać ten tekst. Uprzedzam jednak, że tematyka jest całkiem poważna, a sam post nieco intymny.

Zapraszam do czytania!


Do kościoła chodzę średnio raz w tygodniu, najczęściej na coniedzielną Mszę Świętą. Tak, jestem katolikiem i to w jakimś stopniu praktykującym. Ale nie mam zamiaru pisać teraz o mojej wierze, ale bardziej o tym jak się czuję w tym świętym miejscu, jakim jest świątynia katolicka.

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu uczestnictwo w Eucharystii to zwyczajna strata czasu lub po prostu obowiązek do odbębnienia. Często nie ma nic porywającego w oglądaniu tych samych liturgicznych obrządków, słuchaniu po raz enty tych samych fragmentów biblii czy podobnych do siebie kazań.

Czasami nawet pomimo starań można odpłynąć gdzieś myślami i przestać skupiać się na tym co się dzieje przy ołtarzu.

Nie ukrywam, że mi się to również zdarza.

Może to zabrzmi jakbym chciał się usprawiedliwiać, ale jest coś niezwykłego w tym kościelnym budynku, że tak jasno mi się w nim myśli o różnych rzeczach (niekoniecznie związanych z wiarą). I to pomimo tego, że jest on wypełniony innymi wiernymi, którzy fałszują okropnie przy śpiewaniu różnych pieśni lub pochrząkują i smarkają w momentach ciszy. Mam często takie wrażenie, że nigdzie indziej nie jestem tak bliski swoich myśli, jak między tymi wszystkimi ludźmi zgromadzonymi na Mszy Świętej.

church-3024768_1280.jpg

Domyślam się, że możecie nie wiedzieć o co mi dokładnie chodzi, dlatego postaram się to lepiej wytłumaczyć. Otóż w kościele moje różne myśli nasuwają mi się same. Nie muszę ich przywoływać. A gdy się jakaś pojawi, jest ona tak niezwykle wyraźna i jasna, jak nigdy.

To działa tak, jakby wokół mnie nie istniał żaden świat materialny, a jedynie moja świadomość i myśli.

Kurczę, mam nadzieję że to nie brzmi jak bełkot jakiegoś nawiedzonego :D

Na pewno znacie takie uczucie, gdy chcecie się nad czymś skupić, przemyśleć pewną sprawę, ale przeszkadza w tym zawsze jakiś szum. Może być on w postaci odgłosów z ulicy czy z mieszkania sąsiada, świadomość że mamy coś do zrobienia czy jakieś obawy, które pchają się w naszej głowie na pierwszy plan. W kościele jednak mam takie momenty, jakby nic nie przeszkadzało w tworzeniu moich myśli. Nie dość, że tworzą się one szybko, to także mogę je oglądać z różnej perspektywy, jakby wyzbywając się emocji. Przez to wartość tych pomysłów, które do mnie przychodzą, od razu rośnie.

unknown-1769656_1280.png

Może jednak najlepiej będzie jak napiszę o konkretnych przykładach. Jakieś dwa tygodnie temu w niedzielę udałem się na mszę o 7:30. Czułem się całkiem dobrze i byłem w miarę wyspany. Starałem się być skupiony na liturgii i nawet mi to wychodziło. W końcu przyszła pora na kazanie – często jeden z najciekawszych elementów Mszy Świętej (przynajmniej dla mnie). Słuchałem z uwagą księdza, który mówił o czytaniu Pisma Świętego. Poruszył także kwestię modlitwy do Ducha Świętego o dar rozumu, by móc lepiej zrozumieć Słowo Boże.

I w tym momencie stało się coś bardzo dziwnego.

Ni stąd ni, zowąd przypomniało mi się pewne opowiadanie, które miałem zamiar napisać jakieś sześć lat temu. Skończyło się jednak wtedy na tym, że zrobiłem jedynie krótką notatkę w swoim zeszycie o czym to opowiadanie ma być. Nigdy nie przystąpiłem jednak do prawdziwego pisania, bo zabrakło mi pomysłu na zakończenie. I właśnie podczas tego kazania, w ciągu kilku sekund, pomysł na zwieńczenie tego tekstu pojawił się totalnie samoistnie! Nawet nie wiecie jak bardzo żałowałem, że nie mogę wyjąć choćby telefonu i zrobić sobie szybkiej notatki, by mieć pewność, że ta idea nie ulotni się tak szybko jak się pojawiła.

Doznałem po prostu olśnienia.

Ja wiem, że takie rzeczy się zdarzają w różnych sytuacjach. Jednak mnie tego typu twórcze ożywienia spotykają najczęściej w kościele. To nie był oczywiście pierwszy przypadek, kiedy w świątyni wpadałem na pomysł związany z pisaniem opowiadania czy jakiegoś artykułu. Takie rzeczy zdarzają mi się bardzo często. Jednak te oświecenia dotyczą też innych spraw.

morning-2243465_1280.jpg

Kilka razy było tak, że miałem jakieś mniejsze lub większe życiowe problemy do rozwiązania. Niekiedy i kilka dni się z nimi męczyłem, chodziłem przygnębiony i nie mogłem znaleźć jakiegoś wyjścia. A czasem po prostu byłem zbyt leniwy lub za bardzo się bałem, by coś konkretnego z tym zrobić.

Jednak w kościele zaczynałem do tych spraw nabierać większego dystansu.

Wyłączały się moje negatywne emocje, a górę brało racjonalne myślenie. I nagle proste rozwiązanie rysowało się w moim umyśle. Aż nieraz chciałem wykrzyknąć głośne „Eureka”, jednak mogłem sobie pozwolić w tych okolicznościach co najwyżej na śpiewne „Alleluja” przed przeczytaniem przez księdza fragmentu Ewangelii. Innym razem potrafiłem nabrać wielkiej motywacji i odwagi do działania, tak że po wyjściu z kościoła rozpierała mnie energia i od razu chciałem się brać do usuwania przeszkody czy rozwiązywania problemu.

Co takiego zatem mają w sobie te chłodne mury kościoła, że wewnątrz nich tak dobrze pracuje mój mózg? Czy to chodzi o łaskę Bożą, która spływa we mnie największymi strumieniami w Domu Pana? Czy może kościół to w rzeczywistości taka świątynia dumania? Czy to Duch Boży, który działa we mnie najmocniej w Przybytku Pańskim? A może to tylko chodzi o to, że w tym miejscu najłatwiej jest mi się wyciszyć?

church-600336_1280.jpg

Nie potrafię odpowiedzieć na te pytania. Przez to, że jestem katolikiem, bardziej chciałbym chyba wierzyć w jakąś Boską ingerencję. Tak czy inaczej, nie zrezygnuję z uczęszczania we Mszy Świętej, pomimo tego, że niekiedy jest na niej po prostu nudno. I nie będę robił tego przez moje przyzwyczajenie, ale dlatego że ta godzina w tygodniu, którą spędzam w kościele, jest mi po prostu potrzebna.

Moja wiara nie jest na pewno najmocniejsza na świecie.

Mam sporo pytań, na które nie mogę znaleźć odpowiedzi.

Często po prostu nie czuję Bożej obecności. Ale może przez te różne „olśnienia”, dostaję od Niego sygnał, że On istnieje? Tak czy inaczej, nic nie tracę chodząc do kościoła i wierząc w Boga. A zyskałem już na tym sporo :)

Kurczę, wiem że powinienem być ciągle skupiony na liturgii podczas Mszy Świętej. Zdaję sobie sprawę, że bujanie w obłokach w takiej chwili jest uznawane za grzech. Ale skoro mój mózg (może za Czyjąś sprawką) sam mi podsuwa różne koncepty, to jak mogę się przed tym bronić?

the-main-production-2387257_1280.jpg

Dla mnie budynek sakralny jest miejscem, w którym najbardziej czuję aurę zadumy. To tam najłatwiej mi się wyciszyć. Ale dla innych taką świątynią olśnień może być jakiś park, samotne miejsce nad rzeką, własny pokój czy gabinet, a nawet zatłoczona miejska ulica. Chyba każdy powinien odkryć taki swój przybytek, w którym najłatwiej mu się myśli.

Takie miejsce spotkań z własną kreatywnością.


Wszystkie grafiki pochodzą z serwisu https://pixabay.com.

Post zgłaszam do 25 edycji „Tematów Tygodnia” jako luźne nawiązanie do tematu nr 1: Kult solarny.

@kusior

Zapraszam na mojego bloga: http://zkusiorabani.pl/
oraz do polubienia strony na FB: https://www.facebook.com/zkusiorabani/

Jeśli tylko Ci się spodobało zostaw upvote i komentarz :) Będę niezmiernie wdzięczny :) Możesz także obserwować mój profil, by nie przegapić kolejnych postów!

Sort:  

Dobry artykuł. Pozdrawiam :)

Fajnie to napisałeś, że jest to potrzeba, żeby tam iść nabrać dystansu do problemów i mieć chwilę natchnienia i nigdy nie słyszałem, że bujanie w obłokach to grzech, a księża przed mszą modlą się Ducha Świętego o takie natchnienie, a ostatecznie swoją interpretacje czytają z kartki (przynajmniej u mnie), ale co do pochrząkiwania na kazaniu itp, że nie słychać aż księdza, albo chodzenia różnych ludzi akurat po kościele w tym czasie to jest masakra... Życzę ci samych zysków z wiary, że prawdziwe odpowiedzi dostajesz właśnie od Boga :)

Gdy byłem ministrantem, a później lektorem, to my - Służba Liturgiczna, też modliliśmy się o "łaskę skupienia" na mszy. Jakoś mi się tak utrwaliło, że rozproszenie i myślenie o innych rzeczach jest lekkim grzechem. Ale jeśli nie, to problem z głowy :)

Dziękuję Ci za komentarz i za życzenia!

Coin Marketplace

STEEM 0.18
TRX 0.14
JST 0.030
BTC 59238.58
ETH 3176.28
USDT 1.00
SBD 2.45