Wspomnienia z Frontu #15: Językowe przygody na Łotwie
Gdzieś pod koniec kwietnia 2014 roku, idąc ulicą, spotkałem w Dyneburgu znajomego. Łotewskiego Polaka. Mówi mi:
-Przyjdź 1 maja w południe na Vienības laukums. Robimy flashmob.
-Jaki flashmob? - pytam.
-No taki, że będziemy puszczać... balony.
Myślę sobie: A co mi szkodzi, przejdę się na ten Vienības laukums, czyli Plac Jedności. Balonów nie będę puszczał, ale mogę porobić jakieś zdjęcia.
No i porobiłem.
Balony okazały się być z mydła.
Innym razem spotkałem Polkę. Też w Dyneburgu. Miała jakiś problem. Nawet nie pamiętam już jaki. Zaproponowałem pomoc. Ucieszyła się, ale zaraz dodała: "No wiesz, ale nie chcę ci zakręcać głowy". Zakręcać głowy?! - myślę sobie. Dopiero po kilku sekundach załapałem, że chodzi o "zawracanie głowy".
Ale nie tylko polski na Łotwie jest jakiś... inny. Pamiętam jak mieszkałem w Sece (Middle Ages and microwave), pracowałem w szkole jako wolontariusz i pewnego dnia napisałem do jednego 15-latka wiadomość z zapytaniem: "At what time is the second bus to Aizkraukle?". A muszę dodać, że był to jeden z lepszych "anglistów" w szkole. Po chwili otrzymałem odpowiedź: "Second bus to Aizkraukle is at 11:30. I don't now in vich days it gous".
Z czasem zauważyłem, że Łotysze całkiem dobrze mówią po angielsku, mają jednak problemy z pisaniem. Być może wynika to z faktu, że zwykle wszystkie wyrazy obce zapisują tak, jak słyszą dostosowując je tym samym do swojej gramatyki. Nawet nazwiska. Wziąłem kiedyś gazetę do ręki. Otworzyłem. Patrzę. A tam: "Lehs Kačiņskis".
Przedstawioną tezę potwierdzają moje prywatne badania na temat tożsamości, które prowadziłem podczas mojego pierwszego pobytu na Łotwie (2006-2007). A w zasadzie nie tyle badania, co ankiety. Były po angielsku i rozdawałem różnym Łotyszom. Jedno z pytań brzmiało: "Czy jesteś za przyjęciem eurokonstytucji i dlaczego?" Ktoś odpowiedział: "Yes. It is god for ass." Do dziś nie wiem o jakiego pogańskiego bożka mu chodziło...