29 08 2009-2019 czyli historie miłosne (LT #1)

in #polish5 years ago (edited)

castle-991250_1920.jpg
Obrazek autorstwa użytkownika LylyTreg zPixabay

Pora na obiecaną historię o nieodwzajemnionej miłości. Podobno takie historie dobrze się sprzedają?
A jeśli te historie dotyczą... historii? Mam tak zwane wątpliwości, jak to rokuje, ale nie uprzedzajmy faktów.

(pozwolę sobie na transkrypcję która ma za zadanie oddać moje łamane kompetencje w języku docelowym)

Szios majles istorja prasidaejo du tukstanćej dewintuju miaetu rugpjućjo dwideszimt dewintaja diena.

Dalej nie męczę po litewsku siebie ani Was. Od początku.
Historia tej miłości zaczęła się 29 sierpnia 2009 roku. Przebywałem na Mazurach, miałem okazję wybrać się na Litwę z biurem podróży na jednodniową wycieczkę.
Niczego wielkiego się nie spodziewałem, ale miałem w sobie chęć przeżycia jakiejkolwiek przygody w wakacje po maturze.

Po prawdzie to Litwa specjalnie mnie nie pociągała. Byłem grzesznikiem, chociaż pozostałem świadom tego że Łotwa to nie Litwa, to oba nadbałtyckie kraje postrzegałem przez pryzmat kulinarnych zwrotów akcji.
Do zwrotów nie doszło, chociaż widok nie był zachęcający - polegało na tym że rodzina kupiła puszkę smacznych śledzi, więc kupiła je jeszcze raz. Za drugim razem nie było śledzia, za to same rybne odpadki - tłuszcz, ości, łby, płetwy ogonowe. Kraj pochodzenia tego przysmaku: Łotwa. Odtąd region trzech wschodniobałtyckich kojarzył mi się z rybnymi odpadkami, moja podświadomość zaliczała do tego niewinne w gruncie rzeczy Litwę i Estonię.

Co do Litwy, to moja ignorancja też zbudowała na jej temat kuriozalne konstrukcje. Z jednej strony instynktownie wzdrygałem się na to co brzmiało jak polskie zlituanizowane nazwiska, z drugiej strony jednak uważałem akcję Żeligowskiego z 1920 roku za błąd a pretensje Litwinów - za uzasadnione. Mój dziewiętnastoletni umysł układał to sobie tak: zostawilibyśmy im to Wilno, w zamian oni by się tak nie wkurzali i byli bardziej skłonni do współpracy. Polacy wileńscy to byliby nasi ludzie w sprzymierzonym kraju i gwaranci sojuszu. Wilk syty, owca cała (Wtedy kiedy rysowały się granice nie brakowało takich, którzy też tak myśleli).
Autobus jechał i jechał, minął szerokie łany Suwalszczyzny, gęsto zarośnięte Olecko i Suwałki z obłą architekturą rynku (takie wrażenie na mnie zostawiła, wyglądało to nawet ładnie). Niedługo po przekroczeniu granicy było znajomo - ale zrobiło się inaczej. Tablice z nazwami miejscowości pisanymi drukowanymi czarnymi literami na białym tle.
Opuszczone wioski po pięć chat na krzyż. Droga wiodąca przez gęsty, zielony las.
Po drodze - już nie pamiętam czy przed Trokami czy przed Wilnem - dwadzieścia warsztatów samochodowych koło siebie, za nimi upiorne,piętrzące się w górę, posowieckie bloki.
Autobus dojechał do Trok - tam małe domki, świątynie karaimskie i zamek na wyspie na środku jeziora, dostępnej dzięki przeprawie długim, drewnianym mostem.
Zupełnie jakby ktoś ożywił krajobraz który rysowałem sobie w głowie lata wcześniej (w sumie, to do dzisiaj), gdy się nudziłem. Potem wycieczka do samego Wilna. Napisy na brzegach Wilejki, których nie rozumiałem. Miasto z wieżami - kościołami, cerkwiami, innymi świątyniami. Starówka która pozwalała oddychać historią. Ostra Brama, której nie przeżywa się w grupie tak, jak samotnie. Wszystko znajome, chociaż nigdy tam nie byłem. Za to przebywał tam przez kilka lat mój pradziadek, kiedy wygnano go z Królestwa Polskiego. Czyżby argument za pamięcią genetyczną? Wilno, które poznałem, zostało odmienione przez XX wiek, więc byłbym sceptyczny.
Wilno do mojego serca dostało się także przez żołądek. Nie pamiętam nazwy tej restauracji, ale posiłek składający się z kartaczy i względnie miejscowego piwa stanowił kolejne przyjemne zaskoczenie.
Widziałem także oczywiście wileńską katedrę, z dzwonnicą, a także stojący na Placu Katedralnym pomnik Giedymina - odpowiednio przeskalowany, mógłby bronić Wilna przed kosmitami i metorytami, taki z niego bohater.
Wycieczka objęła także Cmentarz na Rossie, ale nie byłem wtedy jeszcze na to gotowy - dopiero później dojrzałem do tego miejsca.
W drodze powrotnej znowu - lasy, opuszczone wioski, rozpadające się sowieckie osiedla.
Zakochałem się we wszystkim - w przyrodzie, w wieżach pnących się ku niebu i w betonowych klocach, rozkładających się komórkach imperium zła. Nie byłem w stanie wyrzucić tego z głowy. Postanowiłem, że nauczę się litewskiego - i nawet umiem po litewsku w rezultacie czytać (niekoniecznie na głos).
Zgłębiałem wiedzę o tym kraju i jego historii na studiach. Poznałem różnice między najrozmaitszymi wariantami postrzegania litewskiej historii i wniosków z niej wynikających. Wsłuchałem się w trójgłos litewsko-polsko-białoruski, przez lata nie ruszałem się ani o centymetr w tamtą stronę, ale miałem w pamięci świat realny, to co udało mi się jeden raz zobaczyć. Wystarczyła jednodniowa wycieczka, bym zachorował i rozpoczął podróż ku celowi - bo marzyłem, żeby Polak mógł przyjechać na Litwę i czuć się mile widzianym gościem - tak u Polaków, jak i u Litwinów. I nie musiał wyrzekać się związków z tą ziemią. Poznałem przy okazji pełne niuansów perspektywy, które przypominają rozgrzany kocioł, nie zaś łatwo podzielone na granice obszary.
Kim byli krajowcy? Kto to Litwin historyczny a kto to Litwin współczesny? Dlaczego Litwin to najlepszy Polak? Dlaczego Polak to najgorszy Litwin? Co w tym wszystkim robią Białorusini, większość językowa na ziemiach przedrozbiorowego Wielkiego Księstwa (przy jednoczesnym urzędowym użyciu polszczyzny)?
Kogo jeszcze dziwi że Herbaczewski był uznawany za wariata?
Czy Litwini tacy jak Piłsudski i Żeligowski byli gorsi niż Basanawiczius i Ślażewiczius i nie mieli prawa do swojej ojczyzny?

Powyższe pytania, nie wyłączając retorycznych, znajdą ujście w Kwiestionaryuszu Litewskim w niedalekiej przyszłości sporządzonym.

Kolejną wizytę odbyłem po tym, gdy mój świat legł w gruzach, ale choroba trwała dalej. Chodziłem po rozwalonych chodnikach i cieszyłem się z tego jak głupi. W Ostrej Bramie znalazłem bursztynowego nosorożca - kosztował 300 litów. (To był ostatni rok kiedy w obiegu stosowano lity). Może czeka nadal, aż uzbieram. Albo ktoś kto miał więcej argumentów za interesowaniem się Europą Wschodnią, został jego szczęśliwym posiadaczem.
Wybrałem się wtedy także na Łotwę... ale chociaż Ryga wydała mi się piękna a nauka litewskiego szła mi dobrze, nauka łotewskiego okazała się w moim przypadku katastrofą. Ale uczymy się całe życie, najwyżej ktoś napisze mi na nagrobku że "kiepsko znał łotewski".
Pragnąłem swoją pracę naukową poświęcić w dużej części niuansom litewskiej historii. Ale jest to tematyka ryzykowna niczym bestia, która ludzi rozrzuca po świecie albo sprowadza na nich ciężkie choroby. Ze mną obyła się stosunkowo łagodnie, po prostu zabrała mi wiele lat życia i przeciągnęła przez gorzkie i duszne momenty. Dała mi jednak światło w tunelu. Przeciskałem się długo i boleśnie, ale wyszedłem.
Litwa pozostała niedostępna. Osób o moich talentach nie potrzebuje. Zwłaszcza jeśli nie chcą jej się poświęcić całkowicie. To nie mój kraj ani moje korzenie, barw nie zmieniam. Fascynacji tym krajem nie potrafię zgasić, choć należy ona do coraz bardziej oddalającej się przeszłości. Jak podołam, napiszę o tym książkę w swoim, pokrętnym i pogiętym stylu. Jak dotąd miałem okazję urządzić prezentację dla niespełna dziesięciu osób. dziwny pan wykładowca.jpg
Litewskie niuanse zostały tam wplecione dzięki narracji związanej z dość znaczącym w polskiej historii Litwinem (było ich całkiem sporo, co nie pozostaje bez wpływu na moją perspektywę nieco zakompleksionego tym faktem koroniarza).

Stara miłość nie rdzewieje, mówią. Czas pokaże, do jakiego stopnia zardzewieć musi żelazny wilk, założyciel grodu nad Wilią.
Ponieważ temat litewski został dopiero napoczęty, jeszcze można się spodziewać jego poruszenia. Żeby jednak nie klepać ciągle o tym samym (niektórzy chcą zapewne bym się łaskawie uciszył), pozwolę sobie na powrót do epicentrum - pokazać Zielone Oblicze Mordoru, albo jak kto woli, Ostatnie Bastiony Zielonego Mokotowa.

Użyte utwory:
Foje - Meiles nebus per daug - Miłości nigdy nie dość
Foje - Tolyn nuo tavęs - Oby dalej od ciebie
Antis - Sza inteligente - Sza gryzipiórze, sprzedałeś ojczyznę za trzydzieści kopiejek

Ważna uwaga nosząca znamiona pożyteczności

W litewskim nie czytamy nosówek tak jak u nas, ale jak ktoś zna się na akcentowaniu (avarski wciąż te tajniki zgłębia w swoim tempie) to może z nich wywnioskować gdzie ten akcent postawić. Kiedyś to były faktyczne nosówki ale pozostawiono je historii tego podobno najstarszego europejskiego języka.

Sort:  

Twój post został podbity głosem @sp-group-up oraz głosami osób podpiętych pod nasz "TRIAL" o łącznej mocy ~0.17$. Zasady otrzymywania głosu z triala @sp-group-up znajdziesz w ostatnim raporcie tygodniowym z działalności @sp-group, w zakładce PROJEKTY.

@michalx2008x

Chcesz nas bliżej poznać? Porozmawiać? A może chcesz do nas dołączyć? Zapraszamy na nasz czat: https://discord.gg/rcvWrAD

Ostra Brama, której nie przeżywa się w grupie tak, jak samotnie.

O to to!

nauka litewskiego szła mi dobrze, nauka łotewskiego okazała się w moim przypadku katastrofą

U mnie odwrotnie ;)

Wrażenie z przebywania w Ostrej Bramie rozkłada się zatem na cząstki - można powiedzieć, że jest to swoiste Prawo Zachowania Ducha Ostrej Bramy. A co do języków - wyjście jest jedno, trzeba poszukać kogoś kto zna estoński i będzie jakiś zaczątek drużyny

Kiedyś kilka lat z rzędu bywałem w Wilnie bardzo wcześnie rano (bo tak był autobus). O tej porze jest tam najlepiej.

IMG_9002.JPG

Coin Marketplace

STEEM 0.29
TRX 0.12
JST 0.033
BTC 62937.86
ETH 3092.40
USDT 1.00
SBD 3.87