Coś się kończy...
– Stary rok się skończył i to w jakim stylu!
– No w jakim?
– Wiadomo, że zwyczajnym... Głupio pytasz. Daj mi się zachwycić przez moment jak robią to normiki.
Standardowo na koniec roku robi się podsumowanie, tego co się udało nam osiągnąć, tego co nie wyszło i co planuje się na następne 365 dni swojego życia. W sumie co szkodzi, żebym też to zrobiła? Zwłaszcza, że już udało mi się finalnie dojść do siebie po imprezowaniu, różnych fajnych zjazdach ze zdrowiem i ogólnym młynem jaki miał miejsce pod koniec roku.
No to co mogę uznać za najważniejsze osiągnięcia tego roku?
Styczeń - No cóż, niewiele pamiętam z tamtego okresu, poza ostrym kuciem na pamięć rzeczy do sesji... A nie! Znalazłam zdjęcie jogurtu, który otworzyłam bez uszkodzenia wierzchu. Widzę, że było baaardzo ambitnie, poza tym zajmowałam się stalkowaniem nowych znajomych na studiach. Nie pytajcie czemu.
Luty - Koniec pierwszej sesji na studiach, udało mi się dorobić tylko całkowitej poprawki z matmy, ale no cóż, student bez tego to jak żołnierz bez karabinu, czy jakoś tak. Zaczynam zimową przerwę w świetnym nastroju, bo kto by się przejmował tym, że za jakiś czas utopi 200zł na poprawkę?
Marzec - Sesja poprawkowa, udało się wybronić ćwiczenia z matmy, ale egzamin z wykładu położyłam na własne życzenie "Przecież zdałaś ćwiczenia, z wykładem sobie poradzisz!" ehe, akurat! No nic, zdarza się, na szczęście pani z dziekanatu bardzo pomogła w ogarnięciu całej papierkowej roboty. Tym razem pojawia się motywacja, żeby naprawdę zdać matmę.
Kwiecień - Moje pierwsze samodzielne eksperymenty w kuchni (słowo eksperymenty naprawdę oddaje to co wtedy robiłam!), bo jak inaczej można nazwać próbę zrobienia smacznego posiłku z filetu śledziowego w puszce, kurkumy, śmietany i masy ryżu. Do tej pory wzdrygam się na wspomnienie jak to próbowałam zjeść między zajęciami. Od tamtego czasu uznałam, że wolę używać przepisów, a nie tworzyć własnej magii z tym co mam w półkach z jedzeniem.
Maj - Poznajemy studenckie życie, bo to czas Juwenaliów Śląskich! Oczywiście odwaliłam takie faux pas, że to głowa mała. No bo wszyscy tam w orszaku zasuwali z piwami w rękach i torbach, bo wiadomo co jest paliwem studenta. Tylko taka Anshia mądra, że poszła z wodą. No wiadomo, zdrowiej, ale później czułam się jak skończony cymbał. Na szczęście zdobyłam koszulkę z juwe, więc cel został osiągnięty. Do tej pory z dumą noszę ten czarny t-shirt.
Czerwiec - Szczęśliwie przetrwałam sesję letnią bez zbierania poprawek na późniejsze terminy. Poza tym udało mi się zacząć uczęszczać na siłownię, wyjście z mojej piwnicy na 4 piętrze to już był ogromny sukces. Tak żeby zapchać ten punkt to udało mi się przetrwać przez "Państwo" Platona, ale to był chyba ostatni raz kiedy sięgnęłam po tak mocną cegłę, lejącą w głowę.
Lipiec - Dożyłam 21 urodzin w jednym kawałku, bez większych uzależnień (nie liczę pochłaniania dużej ilości cukrów czy słuchania muzyki przynajmniej przez 2 godziny dziennie). Poza tym nie wysadziłam niczego, nie mam wyroku, ani problemów z policją. Wakacje nudzą tak bardzo, że "pożyczam" telefon ojca, żeby móc założyć konto na Steem (mój numer był już zajęty poprzednią, nieudaną rejestracją).
Sierpień - Początek mojej przygody ze Steemem, właściwie to druga rejestracja, tym razem zakończona powodzeniem. Jakby nie patrzeć do tej pory gdzieś sobie tutaj rezyduję, co nie? Bo poza tym ogarnęłam, że leżenie po 20 godzin w łóżku to za dużo nawet na mój kręgosłup. To wtedy też napisałam po raz pierwszy na Tematy Tygodnia, czy rozpoczęłam serię "Kiedy jest mnie za dużo..." Chyba powinnam sobie o niej przypomnieć.
Wrzesień - Wracam do ćwiczenia na siłowni, zmieniam siłownię na tak bliską, że szybciej idę do niej na nogach, niż jadę autobusem. Biorę udział w meetingu w Katowicach*... Niby nic wielkiego, ale to małe spotkanie rzutuje na późniejsze wydarzenia. Jako szczęśliwy student udało mi się zdać matmę. Oczywiście do tej pory mogłabym roztrząsać temat czy to kwestia mojej wiedzy (hue), czy szczęścia jakie mi towarzyszyło z okazji tego osiągnięcia, ale no cóż - najważniejsze, że zdane!
Październik - Pozostałam na swoim kwadracie w Katowicach, właścicielka mieszkania przedłużyła umowę najmu ze mną. Mogę ze spokojem w dalszym ciągu leniuchować u siebie, czasami w towarzystwie dodatkowych lokatorów (notabene wczoraj jeden z nich biegał po klatce), ale przynajmniej święty spokój od ludzi.
Listopad - Młyn rozkręca się nieubłaganie, bo to miesiąc SteemFestu*! Do tej pory nie wiem jak to się stało, że wygrałam wejściówkę, ale trzeba było skorzystać. Oczywiście pisałam o tym kilka postów, nie ma sensu roztrząsać tego bardziej. Ważniejsze dla mnie było to co stało się po SF3. Pewien bardzo miły Pan pojawił się w moim życiu nie tylko z okazji wspólnego picia herbatki. Na razie nic nie spojleruję więcej na ten temat.
Grudzień - Dowiaduję się też, że moje zęby mądrości mogłyby być równie dobrze zębami głupoty. Mało praktyczne te ósemki, które chcą rozwalić człowiekowi twarz tylko dlatego, że ma trochę za małą żuchwę, nie polecam. Grudzień to miesiąc tryhardu w grach wszelkiej maści, bo wygranko ma być moje! Nie interesuje mnie czy będę skończonym chamem bez serduszka, czy trollem składającym pokraczne słowa w scrabble, punkty to punkty.
* - Ja pamiętam @gtg jak się śmiałeś na meetingu w Katowicach, że jak zdam matmę, to zaoszczędzone pieniądze (z funduszu przyszłych poprawek) mam przeznaczyć na bilet na SteemFest3. Jakoś przewrotnie matmę zdałam, a bilet dostałam... Szkoda tylko, że poprawka ze statystyki mnie czeka.
Liczę na dużo miłosnych postów na pl-emocjonalnie 😄
Zobaczymy, zobaczymy co to będzie :p
tl;dr @anshia się zakochała!
A miałam pisać: ciekawe czy @mys ma z tym coś wspólnego 😉 ale jak zwykle @jacekw był pierwszy 😋
Ej noooo. W sumie @pkocjan jakby nie tamten meeting to pewnie by się to tak nie potoczyło :D
Widzisz, czasem warto ruszyć tyłek z łóżka i gdzieś wyjść :P
Może troszkę, tylko czasami, mając dużo szczęścia w torebce, żeby spotkanie było finalnie owocne ;)
Co ej noooo... Co ej noooo... Życie 😉
Wiem, wiem, ale i tak muszę sobie trochę ponarzekać ;p
Aj tam, od razu takie wielkie słowa @jacekw ;)
Ja tam nie mam pojęcia co robiłem tydzień temu, a co dopiero cały rok z rozpisaniem na miesiące ;)
Może dlatego, że każdy dzień podobny do siebie, a miesiące różnią się pora roku :), więc tak jakby były 4:D
No no, kto by pomyślał ;)
Szczerze powiedziawszy, to skompletowanie 12 miesięcy nie było taką prostą sprawą. Miałam takie oczywiste strzały jak właśnie ten z meetingiem czy sesje, ale niektóre punkty wiały pustką. Wtedy z pomocą wkroczył mój album ze zdjęciami w telefonie. Na szczęście mam manierę ciągłego fotografowania różnych rzeczy, nawet kompletnych pierdół, dzięki temu mogłam dojść do tego co działo się w danym miesiącu.
Wszystko przez te Katowice, poza tym niedługo będę ogłaszać propozycje spotkania w Kato ;) może wpadniesz jak już dam szczegóły.
Pewnie, że wpadnę ;)
Congratulations @anshia! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :
Click here to view your Board
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP