W objęciach awangardy - John Zorn (cz. 1/3)

in #pl-muzyka7 years ago (edited)

John Zorn

Powiedziałem, że o Zornie napiszę, to i piszę, choć przyznaję w tej chwili uczciwie, że staję tym samym przed sporym wyzwaniem. Choć trochę zagłębić się w, zdawać by się mogło, praktycznie niezmierzony ocean jego dorobku artystycznego przy pomocy jednego artykułu, będzie mi dość trudno, a czemu to? Może temu, że Zorna w żadnych ramach, żadnego artykułu zamknąć całego nie można, a to choćby dlatego z kolei, że on sam pojęcia ram, ograniczeń, czy też granic po prostu nie uznaje. Nigdy o Zornie nie słyszałeś/aś? Chcesz się dowiedzieć w związku z powyższym więc kim właściwie on jest, co tworzy? Zapraszam więc do lektury, bo to nie takie proste...

enber.png
Po pierwsze i co bardzo ważne - jest muzycznym geniuszem i jednym z największych współczesnych kompozytorów, a cenić go mogą i cenią nie tylko miłośnicy jazzu, ale też osoby spragnione cięższego brzmienia, fani muzyki filmowej, czy też srogiej, nieskrępowanej awangardy. Znaleźć coś dla siebie mogą ONI WSZYSCY, pod warunkiem, wykazania się odrobiną odwagi, wszystko dlatego, że...

No właśnie, Zorn posiada zdolność skomponowania i zagrania wszystkiego, na prawdę, co tylko mu przyjdzie na myśl, łącząc przy okazji, bo czemu by nie, to wszystko jeszcze z wszystkim innym osiągając przy tym nierzadko istny międzygatunkowy absolut. Jako dziecko wychowywany w muzykalnej rodzinie obcował i fascynował się jednocześnie słuchaną przez jego matkę, muzyką klasyczną, od ojca zaczerpywał pogłębiającą się z wiekiem miłość do jazzu, zaś ze starszym bratem, w wolnych chwilach zasłuchiwał się chętnie w rock'n'rollu lat pięćdziesiątych. W wieku piętnastu lat zainteresował się również muzyką eksperymentalną oraz awangardą, rok później rozpoczął również naukę gry na saksofonie.

Nie dziwi więc ogromne bogactwo jego twórczości, przytłaczająca różnorodność reprezentowanych przezeń stylów i inspiracji. Jak już wspomniałem - dla Zorna ograniczenia nigdy nie istniały, nie istnieją i za wszystkie ustalone granice, w krainy niezwykłe, mroczne, jak i te brutalne, niepokojące lub też romantyczne i uduchowione może on nas swoją muzyką zabrać. Jest też w przypadku dyskografii Johna Zorna w czym wybierać, jest on bowiem jednym z najpłodniejszych współczesnych twórców, na koncie swoim ma on już prawie 300 niezwykle zróżnicowanych albumów, uczestniczył ponadto w dziesiątkach rozmaitych projektów.

Przełomowym dla muzyka, było nagranie pierwszego swojego wielkiego dzieła. The Big Gundown ujrzało światło dzienne roku pańskiego 1985 i z miejsca zdobyło najwyższe możliwe noty u wielu wpływowych krytyków. Choć nie był to wcale pierwszy album Zorna, to przy okazji właśnie niego po raz pierwszy postanowił się on skupić w olbrzymim stopniu nie tylko na kompozycji, aranżacji i grze, ale także na stronie technicznej dzieła, co odbiło się rzecz jasna na wysoką jakość nagrań. Nazwa albumu pochodzi z filmu o tym samym tytule z roku 1966 w reżyserii Sergio Sollimy (W Polsce film znany pod tytułem "Colorado"), z kolei zawartość płyty stanowią radykalnie poprzerabiane utwory kompozytora muzyki filmowej - Ennio Morricone. Aranżacje Zorna na The Big Gundown charakteryzują się niezwykła fantazją i nowatorskim podejściem do muzyki.

Jest to płyta pełna świeżych, niesamowicie ciekawych i genialnych pomysłów. Poziom jej realizacji stoi na niezwykle wysokim poziomie, jest to dzieło mistrza z wielką fantazją i kreatywnością... Wiele muzyków do tej pory tworzyło swoje wersje moich utworów, lecz nikt nigdy nie zrobił tego w taki sposób!

Ennio Morricone - Kompozytor, orkiestrator, dyrygent. Twórca muzyki filmowej.

Początki

Wkrótce po premierze The Big Gundown Zorn rozpoczął współpracę z wieloma liczącymi się muzykami jazzowymi. Prędko wykrystalizował się jego unikalny, niezwykle charakterystyczny styl gry na saksofonie. Pierwszymi największymi jego dziełami w tym gatunku były albumy:

News for Lulu (1988) - Nagrany z puzonistą Georgem Lewisem i gitarzystą Billem Frisellem, nawiązujący do klasycznej epoki hard bop. Na albumie nie usłyszymy sekcji rytmicznej, jedynie wspominaną gitarę, puzon i saksofon.

Spy vs Spy (1989) - Niezwykle ciężki, awangardowy album zawierający thrash/grindcorowe interpretacje klasycznych kompozycji Ornette Colemana. Tylko dla słuchaczy o mocnych nerwach.

Naked City (1990) - Prawdziwa perełka, kanon współczesnego jazzu. Album muzycznie kolejny raz czerpiący pełnymi garściami z rocka oraz grindcore, jednak rozwijający tę koncepcję o wpływy również wielu innych stylów, te z kolei przeplatają się w zaskakujący sposób w obrębie nieraz bardzo krótkich, złożonych i intensywnych utworów, tworząc coś na kształt hardcorowego kolażu. Tym razem 19 z 26 utworów, to kompozycje w stu procentach Zorna. Dodatkowo znalazły się tam na przykład kompozycje takich muzyków jak Johnny Mandel, ponownie Ornette Colman lub chociażby freejazzowe interpretacje motywów z Jamesa Bonda, Chinatown czy The Sicilian Clan (ta znalazła się również wcześniej na The Big Gundown).
Jest to zdecydowanie album, który każdy miłośnik muzyki powinien znać i który serdecznie polecam!

3 płyty.png

Harcore punk

Album Naked City, to był dopiero początek. Grupa odpowiedzialna za jego powstawanie, w której skład wchodzili Bill Frisell (gitary), Fred Frith (bas), Wayne Horvitz (instrumenty klawiszowe), Joey Baron (perkusja) oraz Yamatsuki Eye (wokal) i oczywiście John Zorn (dęciaki), pół roku po wydaniu na światło dzienne swojego debiutu przedstawiła światu składający się z 42 szalenie intensywnych muzycznych miniaturek album Torture Garden (1990).

Kolejne albumy grupy Naked City to Grand Guignol (1992), Heretic (1992), Leng Tch'e (1992), Absinthe (1993) oraz Radio (1993) (Polecam szczególnie ten ostatni).

Ciekawostka jeszcze taka:
Od dłuższego czasu moim dzwonkiem w telefonie jest Snagglepuss z debiutanckiej płyty NC. Za każdym razem gdy telefon dzwoni, przeżywam ten sam zawał serca.

Painkiller

Działalność grupy Naked City, szczególnie drugi album grupy wzbudził duże zainteresowanie wśród członków grup takich jak Agnostic Front i Napalm Death. Wraz z nimi Zorn dużo eksperymentował z muzyką, w końcu w roku 1991, razem z Billem Laswellem oraz Mickiem Harrisem z Napalm Death, założył on grupę eksperymentalną grupą Painkiller.
Ich debiutancki album Guts of a Virgin (1991) to dzieło tyle niezwykłe, co przepełnione nieskrępowanym chaosem. Zaczyna się on dźwiękiem sugerującym, iż wokalista nadepnął gołą stopą na leżący na podłodze klocek Lego, dalej jest tylko gorzej, ciężej i głośniej. Mick przekrzykuje się zarówno z Zornem jak i jego piskliwym saksofonem, przy czym w chaosie i ferworze muzycznej walki, wszystkich tych wrzasków aż nie sposób odróżnić. Guts of a Virgin (i każdy kolejny album Painkiller) ciężko wręcz momentami nazwać muzyką, jest to raczej pewne "doświadczenie", niemniej intensywne i niezwykle ciekawe.

I znowu ciekawostka:
W czasie występu w Warszawskiej Sali Kongresowej w roku 2007 wraz z Painkiller właśnie, John Zorn wściekły na fotoreporterów najpierw odegrał z grupą utwór, któremu tytuł nadał "Woń płonących fotografów", następnie odłożył saksofon, rzucił się na reporterów, opluł ich, zwyzywał i ostatecznie nakazał, by zostali oni wyprowadzeni przez ochronę.

10428522_1051373114879881_1788543943017733406_n.jpg

Moonchild Trio

To z kolei grupa założona przez Zorna w roku 2006. W jej skład wchodzą Mike Patton, Trevor Dunn i Joey Baron.
Za sprawą tej grupy powstało do tej pory 6 zdecydowanie godnych polecenia, niemniej trudnych albumów. Szczególnie zachęcam do przesłuchania The Crucible (2008) oraz Ipsissimus (2010), na których to usłyszymy prawdziwego mistrza gitary - Marca Ribota.

Koniec części pierwszej, w następnej spróbujemy czegoś, być może troszkę lżejszego i przyjemniejszego dla ucha. Oto takie małe demo:

Sort:  

Znowu to zrobiłem ;-; Wcześniej okradłem nieświadomie Lugoshiego z jego "Muzycznych Inspiracji", a teraz przypadkowo nadałem swojej serii tytuł bliźniaczo podobny, do tego, który nadał użytkownik @hitsug jednemu ze swoich przegenialnych artykułów...

Z resztą, jaki to ma sens? "W objęciach awangardy"? Serio?! Nie mam nawet pojęcia jak wpadłem na coś tak bezsensownie durnego, ale dobra - zostaje!

John Zorn - tworzył coś czego nie rozumiałem, co było bardzo trudne dla mnie, a przede wszystkim - niesztampowe. Pierwszy raz pokazał mi jego albumy mój nauczyciel angielskiego jak miałem może z 15 lat [dziękuję panie Jakubie] wraz z Cannonball Adderleyem, Milesem Davisem, Public Enemy i masą innych pięknych zespołów/artystów.

Spy vs Spy to było takie brzmienie, że słuchałem tego do poduszki albo wariowałem nucąc sam do siebie :) Wielki plus za artykuł.

Kurde, przez najbliższe dni nie dam rady przeczytać, ale na Kindlacza wrzucone!

Upvoted ☝ Have a great day!

Coin Marketplace

STEEM 0.18
TRX 0.16
JST 0.030
BTC 61164.79
ETH 2416.89
USDT 1.00
SBD 2.63