Sort:  

Ale narobiłaś :) Od rana się noszę z tematem!

Kiedyś (czyli w młodości, tej pierwszej :D) traktowałam ten film, jak komedię... Kultową komedię. Trochę to było narzucone, bo wtedy każda towarzyska "domówka" kończyła się porankiem z Bareją lub z którymś z panów Kondratiuk.

Oglądałam z innymi, śmiałam się z dialogów... ale w głębi duszy strasznie mnie ten film przygnębiał. Skończyły się domówki ze starym towarzystwem, skończyły się i dziewczyny do wzięcia - nigdy nie miałam ochoty do tego obrazu wracać.

Dlaczego? Prawdopodobnie w tym przypadku jestem skrajną pesymistką. Co ja w tym filmie widzę (lub raczej - co pamiętam)? Jak to świetnie ujęłaś: Targowisko matrymonialne". Na targu się sprzedaje i kupuje. To biznes - zagląda się w zęby, klepie po pupie, maca portfel, czy wystarczająco wypchany...

Pragnienie stworzenia związku jest na wskroś ludzkie, ale odstręcza mnie sposób, w jaki to się odbywa. Udawanie, maski, ignorowanie samej siebie w imię zdobycia względów - krem sułtański to dla mnie symbol gwałtu na samym sobie.

Nie lubię, nie chcę, cierpię, ale wpier*... bo się obrazi!

Wszyscy udają, grają, są jak kukły, nienaturalni, sztywni, dialogi kuleją. Tylko kelner jest sobą - wydawałoby się niezbyt sympatyczny cwaniak, który lubi się zabawiać kosztem niewinnych dziewcząt... on jest przynajmniej prawdziwy.

Jakiś happy end? Nie sądzę. Dziewczyny będą co weekend wracać z miasta bogatsze w nowe doświadczenia i rozczarowania. Ich wymagania wobec potencjalnych kandydatów spadną. W końcu desperacja i presja otoczenia da o sobie znać i każda z nich znajdzie swojego "chłopaka", ale nie takiego, o jakim marzyła. Bo gdy już ma się siebie "na własność", to maski spadają. Pozostanie im więc robić dobrą minę do złej gry - a w tym akurat są świetne.

Być może powinnam obejrzeć film ponownie (po jakichś 18 latach...) i zweryfikować swą opinię... albo się w niej utwierdzić.

Czytam Ciebie i komentarze innych - niesamowite, jak różnie można zinterpretować jeden i ten sam film :)

PS: Usta inżyniera - nie mogłam ich znieść!!!

I ja z impez towrzyskich pamiętam takie oglądanie "na lekko". I też mam tu skojarzenie z Misiem Barei - piosenka finałowa, która wyciska łzę z oka (tu Niemen, tam Ewa Bem).

Mój pesymizm wynika z założenia, że każda z dziewczyn ma nadzieję na znalezienie "tego jedynego". Wydaje mi się, że gdyby chodziło tylko o wyszumienie się, to już na dworcu rozglądałyby się za najatrakcyjniejszymi kawalerami. A one jednak najpierw idą w umówione poprzedniej soboty miejsce. Chłopcy nie przychodzą, więc znów trzeba wziać udział w tym strasznym rytuale nawiązywania znajomości i dziwacznym tokowaniu.

Ta sztywość zachowań i dialogów jest ważna dla całości obrazu. Myślę, że sama w takiej sytuacji wykazałabym zbliżony poziom elokwencji i rozluźnienia.

Dobra mina do złej gry i przełykanie kolejnych niepowodzeń to kolejny ciężki kamień, który pozostaje w pamięci po seansie. Dlaczego dziewczyny mają tak wysokie oczekiwania co do wykształcenia i stanowiska? Przecież jest to drastyczne zwiększenie szansy porażki i konieczności udowadniania sobie, że kandydat niespełniający oczekiwań też jest "niczego sobie".

Teraz myślę sobie, że dzisiejsze dwudziestolatki, trzydziestolatki też często stają na takim targowisku matrymonialnym. Technologia poszła trochę do przodu, zatem teraz nie peron czy kawiarnia, a Tinder czy Instagram. Nie wymyślone głodne historyjki, ale pozowane i retuszowane fotki, imponowanie w internecie. Bardziej otwarte jest podejście do seksu, więc na tagowisku można zaetykietować się 'seks' i szumieć do woli.

Film jest świetny, bo reżyser pozostawia miejsce na refleksję, na zestawienie przeżyć bohaterów z własnymi doświadczeniami i wyznawanymi wartościami. Do rozpatrywania w zadanym kontekście, interpretacji i argumentowania stanowiska jest tak dobry jak klasyki literackie na maturze. :)

PS: Ble.

!!!!


I jeszcze kilka ciekawych kontekstów interpretacyjnych!

Ja niestety filmu nie widziałem, sam nie wiem jak to się stało, ale jednak nie.
Całe szczęście opowiedziałaś to tak dobrze, że czuje sie prawie jakbym widział ;)

Z tej dziwnej perspektywy widzę to jednak trochę inaczej.

Wspominasz, że twój pesymizm wynika z założenia, że każda z dziewczyn ma nadzieję na znalezienie "tego jedynego" i gdyby chodziło tylko o wyszumienie się, to już na dworcu rozglądałyby się za najatrakcyjniejszymi kawalerami.

Ale czy właśnie o ten pretekst - wyjazdu z wioski i tych poszukiwań tego jedynego, wymarzonego lekarza czy inżyniera tu nie chodzi? O te dobre i niedobre kremy?
O to, że może się pojawią poprzedni adoranci? A nawet gdy się nie pojawiają to zawsze sa jacyś następni. Może nawet lepsi?

Sam nie wiem. Wielki błąd, że filmu nie widziałem i koniecznie muszę to naprawić i ciężko tak wypowiadać się o filmie na podstawie (zacnej) ale tylko recenzji.

Obejrze i może będę mógł coś więcej powiedzieć

Polecam. Może okazać się, że istnieje coś takiego jak odbiór damski i męski filmu. :)
Tak jak pisałam, reżyser pozostawił widzowi sporo swobody - a można znaleźć argumenty na poparcie różnych motywacji tytułowych dziewczyn.
45 minut to niedużo. Rekomenduję seansik.

Włączyłem go wczoraj w nocy... Ale zasnąłem zanim się zaczął.
Muszę kolejne podejście zrobić :)

Posted using Partiko Android

Optymistą. Nie jestem też do końca pewien demoralizacji. Panny ze stażem wiedziały, po co jadą. Czarnulka wróciła niewinna, pomimo doświadczeń. Czy ułoży się im akurat z tymi chłopakami? To chyba nie aż tak ważne. Wykształceni sromotnie skapitulowali - tak odczytuję ich "grę w otwarte karty". Za to kelner, jako lew ryczący. Czysta groza i chyba lepiej przepłakać po nim kilka nocy, niż cokolwiek z takim budować. Czarnulka nie miała żadnych asów w rękawie wobec takiego drapieżnika. No ale dziewczyny i tak odnajdą upragnioną stabilizację - przecież są powabne.
Uwielbiam ten film, widziałem go wiele razy i jest on dla mnie bardzo ważny. Tym bardziej cenię Twoją perspektywę, bo trochę opowiedziałaś mi tę historię na nowo. Bardzo ładnie to napisałaś.
Nie umiem zaszufladkować "Dziewczyn do wzięcia". Zgadzam się z @rozku, że to bardzo nekropolityczny film.
fist.png

Ile tu miejsca dla różnych interpretacji. Optymistyczną wizję również można dobrze uargumentować.

Czarnulka już na początku mówi o tym, że dziewczyny do miasta jeżdżą się wyszumieć. Zatem romantyczne podśpiewywanki, nawiązania matrymonialne mogą być tylko fasadą, której potrzebują, "bo u nas na wsi". Zjeżenie dwóch koleżanek w pociągu można zinterpretować jako zazdrość o to, że miejska debiutantka Czarnulka wyszumiała się ciekawiej niż one.

Czy "wykształceni" naprawdę byli wykształceni? Hotel robotniczy sugerowałby jednak pracę fizyczną, a i w biurze projektowym też nie pracują sami inżynierowie. Co ciekawe dziewczyny nie potrzebują historii - każda z nich może być powabną sobą, no może w nieco mocniejszym niż na wsi makijażu.

Zbyszek w marynarce ze złotej lamy (dla mnie jest złota) wprawdzie nie jest doktorem, inżynierem ani kimś na stanowisku, ale ma swój lokal i jest chętny oraz bezpośredni. Niech żyje nam!

Niech żyje i to jak! Rzucam nasz stary szlagier ku czci Jego.

o dziewczyno jakżeś Ty to opowiedziała!
detalicznie! z onomatopejami, z niuansami.
jak profesjonalny lektor dla niewidomych! nawet kolory zobaczyłam! choć to film czarno-biały chyba.
nic mi tym razem nie umknęło!

i w sumie mimo, że zawsze myślało mi się, że to faktycznie komedia obyczajowa (bo jest! ale w takim cmentarnym guście "kto wie- ten wie"),
to zawsze oglądałam te perypetie ze ściśniętym żołądkiem.
(i nie chodziło tu tylko o krem sułtański - choć tez współczułam).

dopiero teraz, po latach, zdaje sobie sprawę ile dramaturgii było w tym randkowaniu.
nic przyjemnego.
dużo mentalności za to, i intensywności wszelakiej - i tu: sama rozkosz.

wszystko to opowiedziałaś cudnie.

jednym słowem ten film to: mistrzostwo.
(choć kino nie dla wszystkich.)

Dzięki!
Obejrzałam ten film całkiem sporo razy. Czasem oglądam go jak komedię obyczajową i wtedy skupiam się na kremach, zabawnym języku postaci, skrępowaniu bohaterów, czasem jako film psychologiczny - wtedy śledzę spojrzenia, mowę ciała, te wszystkie niuanse zachowań, gestów, czasem jako film z epoki - skupiam się na obyczajowości, panujących modach, znakach czasu.
A najczęściej chłonę całość i zawsze coś nowego zwraca moją uwagę.
Opowiedziałam cały, bo krótki i pomyślałam, że może jak ktoś nie mógł się wciągnąć w oglądanie (kino nie dla wszystkich), to po przeczytaniu może otworzy się na tę przygodę. :)

Twój post został podbity głosem @sp-group-up oraz głosami osób podpiętych pod nasz "TRIAL" o łącznej mocy ~0.20$. Zasady otrzymywania głosu z triala @sp-group-up znajdują się tutaj, w zakładce PROJEKTY.

@wadera

Chcesz nas bliżej poznać? Porozmawiać? A może chcesz do nas dołączyć? Zapraszamy na nasz czat: https://discord.gg/rcvWrAD

Miło mi. :) Bardzo dziękuję za wyróżnienie!

Nie lubi kremu to po co zamawiała? Mi się to kojarzy z czymś co mamy dzisiaj, czyli życiem nie dla siebie - ale na pokaz. Insta-food, godziny przed lustrem na siłowni w poszukiwaniu idealnego ujecia. Jednak nasze czasy nie są tak różne od przeszłości ;)

Oj nie są. I tak jak pisałam Waderze - kiedyś był peron i kawiarnia, a dziś Insta, Fejs, Tinder.
Tak sobie myślę, że i w czasach jaskiniowych ludzie robili różne rzeczy na pokaz, zgodnie z modą, konwenansem. Myśliwy dał pannie kawał świeżej wątroby mamuta, a koleżanki "Jedz, bo się obrazi!", a ona "O mamo! Ja nie lubię surowej wątroby!". I jadła. :D

Oglądałem przed laty. Niewiele pamiętam, może poza tym, że męczyła mnie straszliwie ta gra, w którą każda z tych dziewczyn zdecydowała się grać przed samą sobą. Ale i przed koleżankami. Nie potrafiłem wewnętrznie pogodzić się z tą mieszaniną niby naiwności z hipokryzją i autonieszczerością.

Ale Twój wpis zapalił mi pewną lampkę. Gdzieś w śmietniku mojej pamięci leżą fragmenty jakiegoś znacznie bardziej współczesnego filmu (serialu?/reality show?/paradokumentalnego?), w którym jakaś młoda dziewczyna (lub dziewczyny) z prowincji przyjeżdżają do Warszawy (wielkiego świata) z marzeniem by zostać profesjonalnymi modelkami. Przynajmniej tak to zapamiętałem. Nie wiem czy skojarzenie jest słuszne (oglądałem tylko fragmenty) - ale coś mi świta, że było to niezłe pośmiewisko w internetach.

Wiem, że jesteś w niedostatku czasowym, ale może trafi się podróż służbowa, jakieś czekanie na kogoś - trzy kwadranse. :) Oglądać można w kilku płaszczyznach: co robią bohaterowie, jak to robią, albo dlaczego coś robią.

Było, było. Skojarzenie ma pewną bardzo mocną podstawę - punkt wspólny, a są to naturszczycy. W filmie wprowadzili oni efekt rozmycia granicy pomiędzy fabułą a dokumentem. Ich nieporadność i sztywność pasowała do osobliwej sytuacji wzajemnego polowania na płeć przeciwną. A nowszy serial stał się "memiczny", bo naturszczycy byli jak z drewna w dosłownie każdej scenie.

Ach i znalazłem.

"Miłość na bogato" i jej słynne dialogi:

  • "Warszawa miastem predyspozycji",
  • "Zostanę twarzą rajstop",
  • "Lubię jabłka".

:-D


To moje skojarzenie jednak niezbyt słuszne. No chyba, że wziąć pod uwagę jak oglądanie jednego i drugiego mnie męczyło :-). I chyba trochę jednak pokręciłem z tą fabułą.

Jednak nie całkiem pokręciłeś, bo od razu skojarzyłam ten serial i grającą tam Marcelę (wcześniej uczestniczka "Top Model"). :)
Twarz rajstop bardzo. I wiele, wiele innych cudów w dialogach.

Coin Marketplace

STEEM 0.30
TRX 0.12
JST 0.034
BTC 63960.62
ETH 3142.95
USDT 1.00
SBD 3.95