Ciąża i poród w Holandii vol. 2
Witam!
W poprzednim odcinku (dostępnym TUTAJ) opisałem w jaki sposób odbywały się badania prenatalne. O tym, że mieliśmy wspaniałą położną p. Małgorzatę (link do jej strony TUTAJ). I o tym że ryczałem jak bóbr gdy się dowiedziałem, że będę miał syna.
Dzisiaj planuję ugryźć coś znacznie grubszego.
Bo nie jest łatwym przypomnieć sobie wszystko co się działo. Najtrudniejszym jest przypomnieć sobie wszystkie emocje, które wtedy nami targały. W gruncie rzeczy najwięcej było strachu. Pierwsze dziecko. Strach o małego, strach o Ewelinę.. strach ze względu na barierę językową....
Ale zacznijmy od początku. Będąc u położnej dostaliśmy papiery do wypełnienia. Na nich zaznacza się gdzie Ewelina chce rodzić. W Holandii (jeśli dziecko jest zdrowe i wszystko przebiega prawidłowo) ma się dwie opcje: Albo rodzi się w domu, albo w tzw. KraamHotel czyli Hotelu Porodowym. Nie ma opcji szpitala. W szpitalu kobiety rodzą jeśli coś jest nie tak. Większość osób przy pierwszym dziecku decyduje się na KraamHotel, jednak przy drugim wolą rodzić w domu. Choćby ze wględu na to, że KraamHotel kosztuje około 350e za dobę. My wypełniliśmy właśnie tą pierwszą opcję. Mimo tego, że jest to już za nami, i mimo tego że do szpitala mamy około 1200m, to nie zdecydowałbym się nigdy na poród w domu... Nie wiem.. może jestem pesymistą, ale 1200m to strasznie daleko jeśli serce przestaje bić...
Wypełniliśmy więc papiery zaznaczając opcje KraamHotelu. Hotel ten znajduje się zwykle piętro wyżej niż oddział położniczy, więc w razie najgorszych opcji będziemy o rzut beretem od wszystkich specjalistów i urządzeń.
Jednak życie lubi płatać figle, i koniec końców i tak wylądowaliśmy w szpitalu.
Wszystko zaczęło się około godziny 1 w nocy. Ewelina poszła do łazienki. I po chwili krzyk: "Grzesiek wody mi odeszły!" A Grzesiek spał jak zabity... :) Dopiero moja kochana teściowa mnie obudziła (złota kobieta:))
No i panika Akt I.
Ja za telefon i do położnej - wody odeszły co robić? W Polsce to się pakujesz i jedziesz do szpitala. Tutaj siedzisz i czekasz na położną. Przyjechała gdzieś po pół godzinie. Przebadała Ewelinę. I stwierdziła
-Proszę liczyć skurczę. Na razie jest 2cm rozwarcia. I radzę się położyć spać! Obojgu wam będzie potrzebna siła!.. Aha zadzwońcie do mnie jak częstotliwość skurczy się zmieni.
I pojechała.
No to i my staraliśmy się zasnąć (tzn. ja zasnąłem jak dzik.. mojej Ewelinie było trochę trudniej bo co parę minut robiła uf, uf uf, uf, uf :D)
O godzinie 10:00 rano zadzwoniliśmy po raz kolejny po położną. Ewelina sapała jak wieloryb. Niestety... 4cm rozwarcia... Jeszcze daleka droga... Cały dzień siedzenia jak na szpilkach... Cały dzień jej cierpienia i skurczy... W Polsce dla porównania dają pewien specyfik. Nie mam pojęcia jak on się nazywa. I kobieta rodzi w przeciągu paru godzin. Czy to jest dobre? O tym za chwilę.
Była godzina 18:00 gdy p. Małgorzata przyjechała ostatni raz... Od odejścia wód minęło 17 godzin.. sprawdziła... dalej za mało rozwarcia. I stwierdziła, że to jest bez sensu żeby Ewelina tak cierpiała. Wzięła telefon. Zadzwoniła do szpitala. Opisała sytuację. Powiedziała że tam już na nas czekają.
Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy. Z tej 5 minutowej drogi do szpitala najbardziej mi zapadły w pamięć progi zwalniające. Każdy z nich został odnotowany siarczystym: Kuuurwa! Ałaaaa! Mino, że jechaliśmy na prawdę powoli...
Ciekawostka - gdyby Ewelina rodziła w domu, albo w hotelu poród odbierała by p. Małgorzata. Lecz jako, że jechaliśmy do szpitala poród miał odbierać kto inny...
Ale o tym w następnym odcinku. Podobało się? Upvotuj!
PS. zdjęcie szpitala pobrałem ze STRONY
A porodu nie mogła odebrać p. Małgorzata w asyście lekarza?
W szpitalu na oddziale położniczym nie było lekarza (tego się nie spodziewałeś? :D) Tylko położne i asystentki. I poród odbierała położna ze szpitala.