Co kryje Strefa X czyli o "Unicestwieniu" Jeffa Vandermeera

in #tematygodnia6 years ago (edited)
Post zgłoszony do tematów tygodnia - temat nr 2 "Strój ochronny JSLIST"

Uwaga - recenzja zawiera NIEWIELKIE spojlery i może sugerować odbiór książki. Obrazki i zdjęcia własne, na licencji nie wymagającej przypisania lub fair use.

Grupa kobiet w strojach ochronnych i Strefa X. Czym jest? Co się stało z poprzednimi ekspedycjami? Czy badająca Strefę tajemnicza organizacja Southern Reach zataiła coś przed naukowcami? Czy Strefę da się zrozumieć? I przede wszystkim czy da się z niej wyjść?

O czym szumi Strefa?

Te wszystkie pytania mogą sugerować survival horror, ale też poważne science-fiction. Jeff Vandermeer wybiera tę drugą drogę i mówiąc szczerze mam poważne wątpliwości czy z korzyścią dla czytelnika. Prasa zagraniczna i krytycy byli zachwyceni. Prawa do ekranizacji zostały szybko sprzedane, a widzowie już wkrótce obejrzą film pod tym samym tytułem z Natalie Portman w roli głównej. Po opublikowaniu kolejnych części Vandermeera okrzyknięto królem nurtu new-weird. Czy słusznie? O tym za chwilę.

Strefę X poznajemy dzięki relacji “biolożki”. Bohaterki nie mają imion - ich mentalność została odpowiednio zmieniona podczas treningu przygotowawczego, ma to ułatwić im przebywanie w… no właśnie gdzie? Czytelnik nie wie czym jest tajemnicza Strefa X. Dopiero wraz z rozwojem akcji, ze strzępków przemyśleń i rozmów bohaterów może zbudować sobie obraz tego co się wydarzyło i co badają kobiety. Opisy przyrody przeplatają się ze wspomnieniami bohaterki. Najwyraźniej uznaje ona za stosowne podzielić się z czytelnikiem refleksjami na temat swojej przeszłości, problemów życiowych i przemyśleniami dotyczącymi otaczającego ją świata. Nie byłoby to dziwne gdyby nie fakt, że książka którą czytamy to dziennik zapisany przez “biolożkę”. Z tych przyczyn tak obszerna i drobiazgowa relacja wydaje się nieco sztuczna - nawet wyjaśnienie, że Southern Reach nakazało przeprowadzać drobiazgowe notatki nie tłumaczy retrospektywnych opisów związku głównej bohaterki z uczestnikiem jednej z poprzednich ekspedycji.

Na chwilę zatrzymajmy się przy “biolożce”. Poza nią mamy tu jeszcze “antropolożkę”, “psycholożkę” i “geodetkę” (“językoznawczyni” znika na pierwszych stronach). Zdaję sobie sprawę, że jest wiele osób, którym nie podobają się żeńskie nazwy zawodów (choć przed wojną takie terminy hulały sobie całkiem wesoło po różnego rodzaju słownikach i opracowaniach), ale w tym przypadku ich zastosowanie wydaje mi się znacznie lepszym zabiegiem niż pisanie przez cały czas “pani biolog” czy “pani psycholog”. Jeśli kogoś to nie przekonuje to czeka go niestety droga przez mękę.

Na poziomie języka powieść wbrew hurraoptymistycznym recenzjom zachodniej prasy nie powala na kolana. Być może to kwestia słabego tłumaczenia, ale cały czas mamy wrażenie, że obcujemy z suchą, pozbawioną emocji relacją badaczki. Opisy są drobiazgowe lecz pozbawione polotu. Pisząc o swoich emocjach, o niebezpieczeństwach czy walce bohaterka nie potrafi wyjść ze skorupy “biolożki”. To wprawdzie nadaje książce wiarygodności, ale jednocześnie jest w stanie znudzić nawet tak wytrwałego czytelnika jak ja. Mam jednak świadomość, że znajdą się pośród Was tacy, którym ten sposób budowania zdań będzie odpowiadał. Jeśli szukajcie spokojnej, wręcz sennej narracji, jednocześnie pozbawionej ozdobników, ale bogatej w opisy - “Unicestwienie” jest dla was!

Zew Strefy

Trzeba jednak przyznać, że taki sposób opowiadania nie przeszkadza Vandermeerowi w budowaniu klimatu. Muszę się zgodzić z zachodnimi recenzentami - ta książka bierze z prozy Lovecrafta to co najlepsze. Klimat spotkania z Nieznanym (a może z raczej z Niezrozumiałym) jest tutaj wyczuwalny niemal od pierwszej strony. Nie sądzę, żeby “Unicestwienie” było w stanie kogoś przestraszyć, ale wzbudzić niepokój podczas lektury? Jak najbardziej.

Proza Vandermeera prezentuje się dość ciekawie w ujęciu ekokrytycznym (czyli takim w którym czytamy książkę badając np. relacje bohaterów ze środowiskiem naturalnym). Zachodnia krytyka akcentowała problem samotności człowieka zanurzonego w Naturę (nazywając autora “weird Thoreau”), ale moim zdaniem znacznie istotniejsza dla odczytania “Unicestwienia” jest teoria hiperobiektów. Jej autor - Timtohy Morton zasugerował istnienie zjawisk tak skomplikowanych, rozległych w czasie (lub przestrzeni), że ich badanie wydaje się z ludzkiej perspektywy zupełnie niemożliwe. Autor książki próbuje taki hiperobiekt skonkretyzować i postawić na drodze bohaterów.

Ale to już było

Niestety na tym świeżość powieści się kończy. Całą resztą przerabialiśmy już niejeden raz. Weźmy “Solaris”, podlejmy afrykańskim wątkiem “Innych pieśni”, a potem udekorujmy obrazami z filmu “Monsters”. I proszę oto “Unicestwienie” jak malowane. Nie chcę dawać do zrozumienia, że książka jest wyjątkowo wtórna, ale utwierdza mnie jednak w przekonaniu, że większość z pisarzy anglojęzycznych ma niewiele ciekawego do powiedzenia w nurcie SF. To wszystko już znamy, nawet problemy psychologiczne bohaterki wydają się nieco podobne do przemyśleń Krisa Kelvina.

Z całą pewnością “Unicestwienie” powinni przeczytać biolodzy lubiący swój zawód i literaturę SF. Jeśli dodatkowo nie przepadają oni za innymi ludźmi i lubią się określać mianem “osób autystycznych” to szansa na to, że odbiorą tę książkę lepiej niż ja jest dość duża. Rzecz jasna poza czystą przyjemnością obcowania z fabułą powieść powinna dawać coś więcej. Oferta Vandermeera nie jest niczym, czego wytrawny czytelnik SF nie dostałby nigdy wcześniej. Z mojej strony 6/10 (jeśli zaakceptujecie narrację i język możecie dodać jedno oczko).

PS Jak wspomniałem wyżej niebawem obejrzymy ekranizację “Unicestwienia”. Obejrzałem trzy trailery i niestety dochodzę do wniosku, że nie będą one miały wiele wspólnego z książką. Świat przedstawiony pozostaje bez zmian, ale cała tajemnica wydaje się wyłożona widzom na tacy, zmieniono motywy postępowania bohaterki i przede wszystkim stworzono całkiem sporo scen walki z istotami ze Strefy, których w książce zwyczajnie nie ma. Nawet jeśli próbę zrobienia z “Unicestwienia” horroru uważam za krok w dobrym kierunku to z całą pewnością nie tędy droga. No ale pożyjemy, obejrzymy.

PSS miejsca opisane przez autora istnieją naprawdę to rezerwat przyrody St. Marks National Wildlife Refuge.

Coin Marketplace

STEEM 0.36
TRX 0.12
JST 0.039
BTC 69965.85
ETH 3540.49
USDT 1.00
SBD 4.71