Dzieło nie dzieło, ale moje własne:)
(Tu dygresja: najlepszych ludzi z grona przyjaciól i znajomych mi nowotwory pozabierały i mimo że co chwila odnajdują się nowi ,równie genialni, to już nie to samo. Po prostu.. im człowiek starszy tym trudniej o serdeczną, spontaniczną przyjaźń. )
Nie pochwalę się najlepszym, mogę za to w zastępstwie pokazać moją spódnicę spłowiałą. Spłowiała, bo farbowana przeze mnie, domowym sposobem nie miała szans zachować koloru, wisząc w szafie i z pierwotnego, jasnego brązu przeszła w coś co można by określić "kawa z mlekiem" w proporcjach: jedna piąta kawy reszta mleko. Chałupince na niej widocznej czas nie zaszkodził, choć lepiej wyglądała na pierwotnym tle. Dach nie przecieka, okna trzymają ciepło, nic ich nie ruszyło przez te lata; płotek, tak na oko, jakby wczoraj postawiony... :)
Chałupinka, a z nią spódnica, a tak po prawdzie głównie ja, stałyśmy się kiedyś przedmiotem pogardliwej krytyki ze strony nobliwej pani na przystanku. Wracałam wtedy ze szkolnego wyjazdu w okolice nadbużańskie - miałam tam zaklepany nocleg w pokoju z bardzo wygodnym tapczanem. Niestety dziewczynie, z którą ów pokój dzieliłam zmieniła się koncepcja i postanowiła omówić tematykę integracji międzyludzkiej z naszym wspólnym kolegą. Stawszy się zbędną zastałam zamknięte drzwi. Skutek był tak, że wylądowałam na worku grochowin bo już wszystkie leżanki były pozajmowane. W lustrze się rano nie przeglądałam, ale sądząc po reakcji pani z przystanku wyglądałam "przeuroczo". :P
Dzierganie, niestety, zarzuciłam bo to bardzo czasożerne zajęcie a plany zarobku na serwetkach czy widoczkach zmarły śmiercią naturalną, zwłaszcza, w obliczu konkurencji jaką stanowił haft maszynowy. Nie przeszkadza mi to być dumną z faktu, że opanowałam tak fantastyczną ( i bardzo kobiecą) dziedzinę rzemiosła chociaż... historia uczy, że w początkach swoich haft był, podobno, wyłącznie męskim zajęciem. Nie sprawdzałam tego u źródeł, ale skojarzenie ad hoc prowadzi mnie ku pokrewieństwu haftów z tatuażem. Warto by to pewnie sprawdzić, bo gdyby tak było faktycznie sporo ciekawych rzeczy by można na ten temat wygrzebać. Jakby nie było teraz to "babskie zajęcie" i w opinii społecznej nic nie zostało z jego pierwotnej głębi. Ot, ozdóbki na stół, czy sentencje typu "świeża woda zdrowia doda". I zaraz się pewnie jakiś man odezwie : "bo z babami to tak zawsze". :D
P.S.
Zdjęcie mojego autorstwa, chałupinka również.
Post zgłaszam do Tematów Tygodnia #19 - temat 3 "To moje własne dzieło.!"
Dlaczego ten Muminek ma kwadratowe oczka?
Tak po prawdzie... jak się przyjrzeć bliżej to dach chałupinkowy mocno przypomina kapelusz Włóczykija. :D
No, dla mnie to wszystko Muminki.
To się źle skończy. ;) Już się pytam po ludziach czy wszyscy u Tove Janson to muminki... Bo tak na oko jest tam kilka gatunków. :)
Ponad 10 stopni na mieście słońce się panoszy bez umiaru, po oczach daje... to i ślepka mruży biedaczyna. Razi go. :D
Dziergaczka? Od tej strony Cię nie znałam :) Ale podziwiam, podziwiam :)
Bo @angatt jest "rzeczywiście tak jak księżyc..." :)
Chyba każdy z nas tak ma :D
To dobry temat na artykuł ;)
Nie ma czego podziwiać bo to historia. :)
Historia lubi się powtarzać ;)
Hmmm.. i co ja na to mogę? Odpowiedź jest chroniona prawem autorskim. :D Nie mogę przytoczyć ;)
Ciekawa historia i doskonały styl pisania. Uzupełnij tylko, do którego tematu jest tekst.
Anna to przemawia jak stary belfer z liceum dla dorosłych :D
Ja bym zasnął przy takiej robocie :/
to tak jak dobieranie nutek, tylko zamiast dźwięków są kolory ;)