You are viewing a single comment's thread from:
RE: This post is for role play
No tak...ludzie się zmieniają. Ale to nie była dobra zmiana, a w takim wypadku to oznaczało że może wcale nie są sobie przeznaczeni. Schowała kosmyk włosów za ucho i postukała kilka razy długopisem o blat stołu w zamyśleniu.
-Ja...miłość nie powinna taka być. Powinniśmy mieć odwagę powiedzieć, co jest nie tak. Zmienić to co jest nie tak. Razem. To chyba jest prawdziwa siła miłości, przynajmniej według mnie...małżeństwo to tylko papierek. Dlatego wprost powiedziałam mu, że chce poczekać chociaż kilka lat kiedy nawet nie zrobi nam to specjalnie różnicy. Ale pewnie...ojciec mu wybierze szczupłą blondynkę z pięknym uśmiechem. A ja zostanę sama.
Zamyslil się, wracając do papierów. Więc naprawdę kiepsko... Moze spróbuje pogadać z żoną? Kiedys się w końcu dogadywali...
-Bądz dobrej myśli - szepnął jeszcze do niej. Nie kazał jej być optymistką, ale pesymistyczne podejście nie jest dobre. Nawet jeśl sam stara się być realistą. -Jeśli cie kocha powinien przeciwstawić się ojcu, nawet jeśli to prawie niewykonalne... - wzruszył ramionami. Właśnie skończył. Zaczął ukladać swoją część i zbliżył się krzeslem do niej, zaglądając jej przez ramię.
-Dużo masz jeszcze? Mógłbym ci pomóc.
-Jeśli naprawdę mnie kocha... - sama szepnęła i uniosła na niego wzrok. Kiwnęła już tylko głową i jak tylko się przybliżył to znowu poczuła to dziwne coś. Zachowywała się przy nim jak nastolatka...była o to wściekła na siebie, przecież normalnie taka nie była! Ci z biura też coś pewnie zauważyli, bo widziała dokładnie jak Connor go zaczepia, a potem jak się na nią gapi. Coś kiedyś słyszała że podoba się temu Connor'owi i bywał nawet uroczy, ale po prostu...miała Bryan'a. I swoim zachowaniem też nie zachęcał. A przez to że miała podejście jakie miała to została gburem całego oddziału i nawet jej to pasowało. A teraz siedziała obok jakiegoś niziołka i czerwieniła się...
-J-Ja...zostały mi tylko dwie kartki. Będę wdzięczna - Szepnęła i podała mu tą gdzie trzeba było wpisać tylko daty i zaznaczyć jakieś nieważne szczegóły.
Wziął kartkę i przejrzał wzrokiem, kiwając szybko glową, nieco się odsunął, aby nikt nic sobie nie pomyślal, gdyby ich "przyłapał". Zrobi to raz dwa. Już się nie odezwał, po prostu zrobił to co mu dała. I już po chwili mieli po wszystkim. Pomógł jej z posegregowaniem wszystkiego. Wystarczyłoprzekazać dalej, aby sprawdzili czy napewno wszystko jest kompletne. Levi już wstał i zebral wszystk z biurka.
-Więc, chyba jesteś już wolna... - mruknął, ruszając zanieśc te papiery.
Westchnęła ciężko. O dziwo wcale się tak z tego nie cieszyła. Chociaż pewnie Sumo będzie...może powinna się zająć kwiatami przed domem? Skoro ma wolny czas. Podniosła się już i uporządkowała wszystko. Zerknęła jeszcze na niego.
-A ty...zostajesz? - Mruknęła, chcąc już iść w stronę wyjścia. Nie wierzyła że ktoś może lubić wypełniać papiery...ktoś musi, ale właściwie... - Pojedź może do domu i poświęć sobie trochę czasu. Może porozmawiaj z żoną? - Zaproponowała i nawet nie czekając na odpowiedź, po prostu wyszła. Przy czym zapomniała o swojej marynarce, która wisiała teraz na krześle.
Może faktycznie powinien... Zamyślil się i w końcu zdecydował w końcu iść i komuś przekazac te dokumenty. Po kilku minutach sam wrócił po swój płaszcz. Spojrzał na marynarkę. To chyba jej... Bez dluższego zastanowienia szybko wyszedł, zaraz sprawdzając czy jej auto jeszcze jest na parkingu.
Mikasa właśnie wyjeżdżała, ze skupioną miną próbowała zrobić to jakoś elegancko przy czym w ogóle go nie zauważyła. Ale była w ogóle jakaś roztrzepana, to wszystko przez niego...nie chciała zmieniać partnera, bo to będą kłopoty dla niego ale bała się trochę tego co jej uczucia mogą z nią zrobić.
Podbiegł do okna nim jeszcze nie wykręciła z parkingu i zapukał szybko, w jej okienko, może to lekkomyślne... Pokazał jej, że zostawiła marynarkę. Nie chciał jej zostawiwc w pracy, bo mógl ktoś ja buchnać, a i wziać na przechowanie to nie bardzo.
Wzdrygnęła się wystraszona i momentalnie puściła kierownicę. Z piskiem opon się zatrzymała i popatrzyła na niego jak na wariata gdy otwierała drzwi.
-Zwariowałeś?! Przez marynarkę? - Z niedowierzaniem patrzyła tak teraz na niego, kto by się spodziewał...wzięła od niego ją już tylko i rzuciła na tylne siedzenie. Co za szaleniec, że też nie mógł poczekać po prostu. Westchnęła ciężko - Podwieźć Cię?