Richard Weaver – Idee mają konsekwencje. Recenzja

in #reakcja5 years ago (edited)

Okładka książki Weavera informuje, że jest to najważniejsza książka konserwatywna XX wieku. Nie wiem, czy taka opinia na temat dzieła napisanego tuż po II wojnie światowej nie jest zbyt odważna, ale często spotykam czyjeś podsumowanie prawicującego wywodu tytułem tej książki, więc – o ile to umyślne nawiązanie, a nie przypadek – chyba możemy uznać przynajmniej, że jest ona dość znaczącym wytworem tego istotnego przedstawiciela paleokonserwatyzmu. Tylko zastanówmy się, czy to dobrze, czy to źle. Najogólniej mówiąc "Idee mają konsekwencje" to filozofująca publicystyka bez przypisów, i to filozofująca biednie, ale pełna najlepszych intencji i przynajmniej, nawet jak czasem niecelnie, to strzelająca do właściwej bramki. Nie brak w niej też treści autentycznie poruszających intelektualnie i najzwyczajniej w świecie ciekawych, więc moje wrażenia są raczej pozytywne. Stąd też zaczniemy od wad, bo jest ich mniej.
352x500[1].jpg

Naczelną wadą jest nie do końca przemyślana sympatia do Platona (nie jest to samo w sobie tragedią – można szanować Platona, ale trzeba to robić z głową), która wyskakuje w różnych miejscach tekstu i zostaje wymieszana z niezrozumieniem średniowiecznego sporu o uniwersalia. Weaver mówi, że pod koniec średniowiecza zapanował nominalizm. To akurat prawda. Następnie definiuje go jako zaprzeczenie, że uniwersalia istnieją rzeczywistą egzystencją. To też prawda, tylko że zamiast pojęć ogólnych, Weaver rozumie przez uniwersalia wszystkie pojęcia! Miałoby to większy sens, gdyby skupił się na samym Ockhamie, który stworzył nominalizm nowożytny, ale rzekomo rezultatem nominalizmu ockhamowskiego jest odrzucenie rzeczywistości poznawanej przez umysł i umieszczenie na jej miejscu tego, co jest poznawane przez zmysły, ale to jakaś bzdura, bo poznajemy jedną i tę samą rzeczywistość zarówno za pomocą zmysłów, jak i za pomocą umysłu, przy czym bez danych zmysłowych umysł poznawać nie może.

Pozostałe zarzuty: nieaktualne teorie psychologiczne; potępienie zrzucenia bomb atomowych na Japonię; brednie o kapitalistycznym ograniczaniu produkcji dla zwiększenia ceny; stwierdzenie, że etyka Arystotelesa uniemożliwia praktykowanie cnót, takich jak odwaga i wielkoduszność, aż do samounicestwienia człowieka, co jest oczywistą wulgaryzacją etyki cnót; przecenia rolę poezji w edukacji; narzekanie na specjalizację, bo nazistowscy naukowcy się tłumaczyli "Co ja mam wspólnego z polityką? Jestem tylko naukowcem", a jest to przecież problem rozmywania odpowiedzialności przez kolektywizm, a nie żaden problem specjalizacji. Ogółem mówił też, że specjalizacja rozwija tylko część człowieka, czyniąc go zdeformowanym i że taki człowiek powinien być ostatnią osobą, która powinna rządzić. No i z tym mogę się zgodzić, że osoby zabierające głos publicznie muszą mieć jakieś wykształcenie humanistyczne, ale to nie znaczy, że nie potrzebujemy specjalistów – po prostu powinni służyć jako doradcy ludziom o szerszych horyzontach.
weld-67640_640.jpg

Ciekawe są jego rozważania o kulturze i stosunku człowieka do niej. Otóż kulturę definiuje jako uczucie oczyszczone i uporządkowane przez intelekt, więc barbarzyńca to dla niego człowiek żądzą bezpośredniości i żądający widzenia rzeczy takimi, "jakie one są", podczas gdy "W człowieku prawdziwej kultury znajdujemy niezmiennie głęboką cześć dla form. Nawet do tych, których nie rozumie, zbliża się on ze świadomością, że w starym obrządku leży głęboka myśl". Ma to ręce i nogi, skoro "To nasze różnorodne przypuszczenia dotyczące materii nadają jej sens, a nie jakaś wewnętrzna właściwość, która może być uchwycona gołymi rękami barbarzyńcy". Konsekwencją tego stanu rzeczy jest to, że wiele osób nie może pojąć, "dlaczego się pozwala, aby forma wstrzymywała ekspresję szczerego serca". Odpowiedź jest prosta: ograniczenie to powinno być nałożone na człowieka, gdyż ekspresja niepoddana formie skłania się ku ignorancji i chaosowi.

Część tych rozważań wystąpiła przy omawianiu obsceny gazet, ale do sztuki też możemy to zastosować. Ludzie agitujący za kiepską sztuką np. realizmem, twierdzący, że "tak wygląda prawdziwy świat" nie rozumieją najistotniejszej kwestii: "surowa materia życia jest dokładnie tym, co cywilizowany człowiek pragnie otrzymać dopiero po oczyszczeniu lub – inaczej – po odzianiu jej w ludzką strukturę opartą o właściwy porządek". W tym miejscu cytat urywam, bo Weaver mówi o właściwym porządku uczuć, podczas gdy moim zdaniem chodzi o właściwy porządek wartości.

Godna uwagi jest też część książki na temat języka. Autor słusznie zauważa, że nie da się wyeliminować ze słownika wyrażeń o tendencyjnym znaczeniu, by zbudować jakiś słownik "obiektywny", pasujący do rzeczywistości i likwidujący spory. "Zasiłek" czy "zabezpieczenie socjalne" to jeden pies. I tak ludzie będą wartościowali poszczególne pojęcia, bo bez wartościowania i ich hierarchizacji nie mogliby realizować swoich celów. Nieważne czy to cel tak przyziemny jak zaspokojenie głodu, czy jakiś "wyższy" jak urządzenie przyjaznego, zabezpieczającego wolność społeczeństwa.
font-705667_640.jpg

To nie wszystko na temat języka. Język to też nośnik ludzkiej historii i podporządkowywanie go ideologii to wykorzenianie człowieka z jego kultury i społeczności. Dajmy znów głos Weaverowi: "język jawi się jako wielka przechowalnia uniwersalnej pamięci, może być uznany za siec, ale nie wiążącą nas, lecz pomagającą dotrzeć do znaczenia ukrytego poza znaczeniem doraźnym, poprzez sam fakt, że zawiera w sobie doświadczenia innych ludzi. Słowa, z powodu ciągłego wspólnego użycia, zyskują znaczenie większe, niż może być na nie nałożone poprzez pojedynczego użytkownika, i większe, niż można zastosować do pojedynczej sytuacji". Stwierdzenie zarazem dość oczywiste, ale i genialne jak dla mnie.

Na koniec przyjrzyjmy się jeszcze wywodom o pracy i o specjalizacji (o tym drugim już napomknąłem). Autor mówi mniej więcej tak: "Współczesny pracownik przez swój egotyzm nie może sobie uświadomić, że jest stworzony do wypełniania obowiązków. Nie reaguje na ideał, wypełniając swoje obowiązki, które powinny być przenoszeniem go z potencjalności do aktualności". Znów wychodzi na wierzch to ukąszenie platońskie. Patrząc na sprawę nieideologicznie, to pracownik wykonuje jakąś pracę, by zastąpić stan mniej pożądany stanem bardziej pożądanym. Czy to wytwórstwo bezpośrednio na własne potrzeby, czy też produkcja czegoś na handel albo świadczenie usługi pracodawcy za jakiejś wynagrodzenie – nieważne. Ważne, że główna motywacja jest zawsze prakseologiczna i chyba nie będzie przesadą stwierdzenie, że większość ludzi ją łączy najpierw z motywacją ekonomiczną, a potem dopiero z jakąś religijną czy artystyczną. No i Weavera to bardzo boli, bo uważa, że każdy pracownik powinien być jakimś Twórcą przez wielkie "T" i ponoć kiedyś tak było, że dla rzemieślnika pracować znaczyło modlić się, gdyż świadome realizowanie pewnego ideału to pobożność. Nigdzie się nie śpieszył, a "tandetna praca" była hańbą dla charakteru. Tu się nasuwa ten słynny "problem" żarówek, które się wypalają szybciej, niż dawniej. Źli kapitaliści robią wypalające się żarówki a jakaś żarówka wyprodukowana 100 lat temu dalej działa. To nic, że świeci bardzo słabo i że mamy dane, że w pewnym momencie skrócenie żywotu żarówek o 2,5 raza, by za to świeciły mocniej, zwiększyło popyt na nie 5 razy, a nie 2,5 raz, tak jakby wskazywać miało samo szybsze zużycie materiału. Rozumiecie? Lepszy produkt zaczął być kupowany częściej nie tylko z powodu mniejszej żywotności, ale też dlatego, że po prostu był LEPSZY (polecam tekst Wokulskiego: https://www.facebook.com/wokoolski/photos/a.316555198705234/325632091130878/?type=3&theater). To tylko jeden przykład, ale doświadczenie każe mi sądzić, że ludzie wspominający wyższą jakość dawnych produktów zawsze nie patrzą na to, czego nie widać gołym okiem i ignorują fakt, że zmiana została zweryfikowana przez rynek – przez zbiorową mądrość konsumentów, doceniających lepsze rozwiązania. Zalecałbym trochę pokory.

"Jest różnica pomiędzy wyrażaniem własnego ja poprzez formę a produkowaniem ilości dla rynku" mógłby oponować Weaver. Ale kto broni ludziom wyrażać własne ja w hobby? Czemu musi to być akurat w pracy? Ktoś musi np. pracować przy wywożeniu śmieci i, mimo że to pożądana praca, bo wysoko płatna, to jakoś nie wyobrażam sobie, by ktoś stwierdził, że wyraża w ten sposób siebie. A ktoś te śmieci wywozić musi.

Wątków poruszonych w książce było dużo więcej. Część opatrzona jest świetnymi komentarzami, a część naiwnym bełkotem. Nie mniej jest to książka istotna dla konserwatystów; co nieco można się z niej dowiedzieć albo można przynajmniej poprzyglądać się swoim myślom z innej perspektywy geograficznej i czasowej. Z braku laku warto sięgnąć, ale jak macie pilniejsze lektury, to niech Weaver poczeka.

6,5/10

Sort:  

!tipuvote 0.3 hide

Mam zamiar zapoznać się z tą książką od jakiegoś czasu, bo wiele o niej słyszałem.Natomiast mam pytanie co do Twojego tekstu:

Pozostałe zarzuty: nieaktualne teorie psychologiczne; potępienie zrzucenia bomb atomowych na Japonię

Czyli zarzucasz książce, że ona potępia zrzucenie bomb atomowych? Dlaczego to złe? Zrzucenie bomb atomowych można z łatwością uznać za coś wartego potępienia. Czy może miałoby to zapobiec większym tragediom?

doświadczenie każe mi sądzić, że ludzie wspominający wyższą jakość dawnych produktów zawsze nie patrzą na to, czego nie widać gołym okiem i ignorują fakt, że zmiana została zweryfikowana przez rynek – przez zbiorową mądrość konsumentów, doceniających lepsze rozwiązania

Z tymi żarówkami to się zgadzam, ale nie zawsze zmiana która zaszła na rynku jest dobra. Zbiorowa mądrość konsumentów nie jest magiczna, nie zawsze kieruje się tym co rzeczywiście lepsze. Dość wspomnieć, że rzeczy mogą być lepsze lub gorsze na różnych płaszczyznach. Tańsze ale bardziej szkodliwe dla środowiska, lepsze do środowiska ale brzydki, ładne ale niepraktyczne itd. Mi się wydaje że czasem paradoksalnie klienci mogą wybierać coś co wyprze starą opcje i jednocześnie potem słusznie sądzić że stara opcja była "lepsza".

Jeśli tylko nie jesteśmy anarchistami, to głównym zadaniem rządu, który ma monopol na przemoc, jest obrona swoich obywateli. USA jako strona zaatakowana nie miała żadnego moralnego obowiązku, by angażować się w długą, wyniszczającą demograficznie wojnę na każdej poszczególnej wysepce, bo amerykańscy żołnierze to też obywatele. Duży, zdecydowany pokaz siły, który prawie natychmiast zmusił Japonię do kapitulacji był więc wyjściem najlepszym. Moralną winę za śmierć cywilów w Hiroszimie i Nagasaki ponosił cesarz Japonii i jego generalska klika. Gdyby nie zaczęli wojny z pozycji agresora, to nic by się tym biednym Japończykom nie stało. No i często się zapomina dodać, że te miasta nie były wcale "bezwartościowe ze strategicznego punktu widzenia". Była tam zbrojeniówka; fabryki dzień i noc produkowały śmierć dla Amerykańskich obywateli.

Co do wypierania lepszej opcji, to z "totalnego" punktu widzenia jest oczywiście prawdą, że np. wartościowa literatura i muzyka zostały zepchnięte przez produkty śmieciowe, ale trwają dalej w niszach, więc to taki niedokładny przykład. No ale jeśli chodzi o zwykłe dobra konsumpcyjne: garnki, spodnie, soki etc. to warto zauważyć, że rynek dostarczył "dawne" wersje praktycznie wszystkich możliwych produktów. Po prostu są one drogie i traktowane jako ekskluzywne, więc mało kto je kupuje, ale przecież dawniej normą było, że cała rodzina miała np. jedną parę spodni i nosił je akurat ten, kto szedł do pracy. Wydaje mi się, że lepiej mieć gorsze spodnie albo gorsze buty, ale żeby każdy je miał.

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 63498.69
ETH 2645.91
USDT 1.00
SBD 2.80