Jakub Wozinski – Liberalizm to nie wolność. Recenzja

in #reakcja5 years ago (edited)

Bardzo dziękuję wydawcy za przekazanie mi książki do recenzji. Podjąłem się tego zadania z radością, bo interesowało mnie czy książka ta będzie tak słaba, jak poprzednia pozycja tego autora, czy też okaże się tak dobra, jak dwa jeszcze wcześniejsze tytuły Wozinskiego, które Prohibita wydała. Nadzieję na wartościową lekturę wzbudził we mnie fakt, że tytuł wskazywał na kontrowersję i na tematykę filozoficzną, w której autor jest bieglejszy, niż w historii gospodarczej, za którą z dość marnym skutkiem brał się w „Dziejach kapitalizmu". I o ile mogę powiedzieć, że książkę czyta się bardzo przyjemnie, pobudza do myślenia i ja miałem wielką frajdę, brnąc przez kolejne strony, tak niestety nie mogę jej z czystym sumieniem nazwać książką dobrą, bo unosi się nad nią duch poprzedniego dzieła, które było całkowitą porażką (porażki tej autor niestety do wiadomości nie przyjął). Z tego powodu najpierw skupię na najważniejszym, czyli na wadach, a potem przejdę do tego, co mi się podobało.

61465202_366656394200073_6338763338188587008_n.jpg

Małym kamyczkiem, rozpoczynającym lawinę mniejszych i większych potknięć autora, jest stwierdzenie, że słowo „arche" jest pochodzenia łacińskiego, podczas gdy jest to słowo z greki, o czym powinien wiedzieć każdy student pierwszego roku filozofii. Na usprawiedliwienia pana doktora możemy powiedzieć, że studia skończył dawno temu, a jego zainteresowania naukowe nie mieszczą się w starożytności, więc mogło mu się coś poplątać. Błądzenie jest rzeczą ludzką, nie myli się tylko ten, co nic nie robi.

Drugim małym kamyczkiem jest zapisywanie słowa „austriacy” w odniesieniu do szkoły ekonomicznej wielką literą. Pisze się „austriacy”, tak samo, jak pisze się „keynesiści”, czy „neoklasycy". To znów można wybaczyć, bo mam wrażenie, że poza mną zasady tej nie ignoruje tylko redaktor naczelny Instytutu Misesa Paweł Kot.

Z drobnostek wymieniłbym jeszcze stwierdzenie, że inflacja powoduje konsumpcjonizm. No jakaś na pewno i ogólnie rzecz biorąc, im wyższa jest inflacja, tym ludzie szybciej wydają pieniądze, ale przy niskiej inflacji na poziomie przeciętnych celów inflacyjnych banków centralnych w cywilizowanych krajach to nie ma to większego znaczenia. Ludzie są dziś konsumpcjonistami z wielu różnych powodów, ale zdecydowanie przeważają czynniki kulturowe, a nie stricte ekonomiczne. Kowalski nie wie w ogóle, co to jest inflacja i nie podejmuje decyzji w stylu „o, inflacja 3%, wezmę jeszcze dwie duże czekolady, bo niedługo ta dycha będzie warta mniej".

euro-1353420_640.jpg

Potem zaczynają się już trochę większe kamulce. Wozinski twierdzi, że libertarianin nie może uniknąć chodzenia po państwowych chodnikach, ale pracy na państwowej posadzie już tak, więc powinien to robić, żeby nie wspierać systemu, nie okradać podatników etc. Jednakże w sytuacji aktualnego monopolu nie możemy przecież uniknąć korzystania z usług policji, straży pożarnej, czy wojska, więc nie widzę powodu, dla którego libertarianin nie mógłby pracować w tej części budżetówki. Powiem nawet więcej – przy aktualnym spętaniu szkolnictwa wyższego libertarianin ma prawo nawet pracować na uniwersytecie, o ile nie wykłada jakichś przeideologizowanych głupot, za które nikt by na wolnym rynku nie zapłacił. Jeśli zaś chodzi o pobieranie różnych świadczeń, socjalu, stypendiów etc. to dopóki ktoś płaci podatki, krytykuje rozdawnictwo i nie głosuje na partie to rozdawnictwo praktykujące, to ma prawo pobierać te pieniądze, bo po prostu odzyskuje to, co mu zagrabiono.

Dalej stwierdza, że „W religii barbarzyńców nie było pojęcia indywidualnej duszy" i takowe przyniosło dopiero chrześcijaństwo. Jest to zupełna bzdura, bo indywidualna dusza była zarówno u Greków, jak i Rzymian, German, Słowian, Egipcjan czy Celtów.

Gdzie indziej wspomina, że flaga Gadsdena nie powinna być symbolem libertarianizmu, bo wąż to symbol satanistyczny. Ale przecież tu nie chodzi o żadnego węża, a o grzechotnika, który dobrze oddaje naturę libertarian, komunikujących światu, że chcą być zostawieni w spokoju, a nie gryzących z zaskoczenia oraz z którego gatunkiem Amerykanie z racji położenia geograficznego mieli po prostu dużo do czynienia. Pobożność to cnota godna chwały, ale dewocja, a być może nawet cyniczne powoływanie się na wiarę, w celu wzbudzenia taniej sensacji, przekładającej się na lajki i sprzedaż, są już mało chwalebne, więc autor powinien zbadać swoje sumienie czy aby przypadkiem nie przesadza.

depositphotos_214076726-stock-photo-gadsden-flag-isolated-white-background.jpg

To teraz główny kamulec: ahistoryczna wizja rewolucji przemysłowej, opisana w „Dziejach kapitalizmu" i którą autor wpycha tu wielokrotnie do różnych tematów. Otóż Wozinski twierdzi, że „Rewolucja przemysłowa dokonała się wszak właśnie dlatego, że Anglicy stali się w ciągu XVIII i XIX w. zwycięzcami globalnego wyścigu o dominację polityczną, militarną, finansową, handlową i gospodarczą, i to właśnie oni pierwsi wprowadzili mechanizm kreacji pustego pieniądza (…)". Pomijając już fakt, że ta kreacja pustego pieniądza przez połowę rewolucji przemysłowej nie odbywała się w żadnym znaczącym stopniu, co Mateusz Benedyk tłumaczył autorowi bezskutecznie na debacie w ramach Weekendu Kapitalizmu w 2018 roku (inwestycje realizowano bez pożyczek bankowych, mamy obfite źródła na ten temat, bo w Anglii nie było tyle działań wojennych co u nas), to teoria ta jest zamaskowanym twierdzeniem, że ekonomia to gra o sumie zerowej i że Zachód jest bogaty dzięki transferowi dóbr z kolonii. Ale przecież kolonie bogaciły się równolegle z Zachodem, a ekonomiści szeroko opisali, jak kreacja pustego pieniądza zaburza system cen, wysyłając do przedsiębiorców fałszywe informacje i motywując ich do podejmowania błędnych decyzji inwestycyjnych.

Z tą nowo-starą teorią autora wiąże się jego wrogość do pracy znacznie lepszego od niego historyka gospodarczego, którym jest Deirdre McCloskey. Wykazała ona (może on, bo to osoba transseksualna, ale nie mnie oceniać czy to osoba mająca autentyczne problemy z budową mózgu i hormonami, czy jakiś oszołom podążający za głupimi modami, więc jednak grzeczność nakazywałaby nie pisać o nim per „Donald", a niestety Wozinski się na tę grzeczność nie zdobył), że wielki rozwój gospodarczy XIX wieku i przezwyciężenie wreszcie pułapki maltuzjańskiej wzięło się z tego, że zmienił się język. Wreszcie praca przedsiębiorcy czy kupca, przestała być czymś wstydliwym i haniebnym i stała się tak ważna, jak praca kapłana, czy wojownika. McCloskey jest niestety z racji swoich problemów powiązana z marksistami kulturowymi, ale ciekawe jest to, że wprost porównuje strategię LGBT do tego, co zaszło w XIX wieku. Jakub Wozinski jest przeciwny LGBT i chwała mu za to, ale jego niechęć przysłania mu trzeźwy osąd, bo jednocześnie zakłada, że współczesne zawłaszczanie języka przez LGBT jest złe, czyli, że działa, bo może faktycznie wywołać jakieś skutki oraz to, że w XIX wieku język nie miał żadnego znaczenia i nie wpłynął na nic. No autor musi się zdecydować. Rozumiem, że jest mu trudno odrzucić swoją teorię, zwłaszcza jak opisał ją na kilkaset stron i wielokrotnie wygłaszał publicznie, ale jeśli tego nie zrobi, będzie skazany na popadanie w sprzeczność i pobłażliwe uśmieszki tych słuchaczy, którzy akurat nie uciekną z sali podczas jego występów.

617373-352x500.jpg

Błędna wizja historii wyskakuje w wielu miejscach książki i rodzi liczne pomniejsze błędy, będące dziećmi tego jednego wielkiego np. to, że Szwecja bogaciła się na handlu z tą złą imperialistyczną Anglią, a nie dzięki wolnemu rynkowi. Ale przecież są statystki pokazujące jasno wzrost gospodarczy Szwecji i jej wolność gospodarczą…

Niestety nie tylko małe błędy rodzi ten obraz historii, bo doprowadził on autora do tytułowego twierdzenia, że liberalizm to nie wolność. Skoro Anglia jest zła, to Anglicy są źli, a klasyczny liberalizm to jednak głównie Anglia. No i liberałowie to nie libertarianie (a więc podli socjaliści!), więc ci drudzy nie powinni się powoływać na tych pierwszych i tak robił Rothbard. Z tym że to wszystko nieprawda. Nie, klasyczni liberałowie nie głosili tylko tyle wolności, ile było potrzebne imperium brytyjskiemu, głosili dużo więcej, a że imperium nie wszystko spełniało, to już wina imperium, a nie liberałów; nie, wolny rynek nie był tylko korzystny dla Anglików, jak powtarza częsti Wozinski i nie, Rothbard nie odcina się od klasycznych liberałów, wręcz przeciwnie, o czym świadczy poświęcenie im całego pierwszego rozdziału „Manifestu libertariańskiego", gdzie dość jasno jest napisane, że uważa się za ich spadkobierców.

Jak już jesteśmy w temacie nieznajomości klasycznych wolnościowych dzieł, to oberwało się też Hayekowi za to, że w młodości interesował się naukami szczegółowymi. Miało to sprawić, że chciał przenosić metody tych nauk do nauk społecznych i dlatego nie był hardcorowym libertarianinem, jakby sobie życzył Wozinski, a paskudnym socjaldemokratą. Ale przecież Hayek jak mało kto zaznaczał konieczność rozdziału tych nauk i rozwijał w tym zakresie myśl Misesa. Doktor Wozinski zdecydowanie powinien przeczytać „Nadużycie rozumu", wydane przez Prohibitę tak samo, jak jego książka.

47d2a7aba07cc3a3189bcff603b247f6.jpg

Poza tym wszystkim przez całą pracę używa definicji kapitalizmu i socjalizmu na poziomie korwinisty i jeszcze śmie swoje błędne wyobrażania na temat tych terminów projektować np. na Misesa, gdzie Mises mówi wprost: kapitalizm to prywatna własność środków produkcji, a nie to ile jest regulacji. To, że można wprowadzić socjalizm typu niemieckiego z nominalnym prawem własności i centralnym planowaniem to osobna sprawa i nie usprawiedliwia to zachowywania się przez doktora filozofii jak nawiedzonego ideologa, dzielącego ludzkość na dwa całkowicie rozłączne i wrogie sobie obozy. Ta maniera wyniesiona z prasy zakrawającej o bulwarową, nie powinna być przenoszona do książki, nawet tak lekkiej w odbiorze, bo jest po prostu dezinformacją i ogłupianiem niewykształconego czytelnika.
Żeby było zabawniej, libertarianie mają określenie na wszystkich, którzy nie są libertarianami i jest to słowo „etatysta", które pojawia się w książce i które według autora należy rozszerzyć do tego sposobu, w jaki jest używane teraz, bo słownikowo to oznacza dużą ingerencję, a dla libertarian każda ingerencja powinna być za duża. No i tak jest i dokładnie tak tego słowa ludzie używają. Pokazuje to zupełne oderwanie autora od środowiska libertariańskiego i brak orientacji jak przebiega jego rozwój i bynajmniej nie mam tu na myśli jakiejś dziecinnej subkultury lewicowych libertarian, której brzydzę się tak samo, jak autor, a mówię o normalnych, dorosłych libertarianach, z którymi nawet czasem mija się na jakichś konferencjach.

To teraz jakieś pozytywy, a jest ich mimo wszystko sporo. Bardzo mnie cieszy, że Wozinski jest paleolibertarininem, świadomym, że tzw. etyka libertariańska nie wystarczy do układania życia społecznego. Co prawda zabrakło mu odwagi do zrobienia jednego kroku dalej i stwierdzenia, że etyka libertariańska to nie jest żadna etyka, a filozofia prawa, ale już jest blisko. Dzięki swojemu katolicyzmowi nie jest naiwnym samobójcą, chcącym otwierać granice przed elementem wrogim cywilizacyjnie, czy też nie wyznaje durnego kultu oświecenia, które to miało rzekomo dopiero przynieść ludzkości wolność. Oczywiście nie były to szczyty tego, co można osiągnąć, ale pierwszymi wolnościowcami byli chrześcijanie, którzy wystąpili przeciwko plemiennemu i rodowemu kolektywizmowi, niewolnictwu i instrumentalizacji kobiet.

Pozytywne wrażenie zrobiła na mnie krytyka filozofii obiektywizmu. Faktycznie Rand wprowadziła błędne rozumienie altruizmu, bo żadna doktryna etyczna nie zabroniła nigdy realizacji swojego dobra, nawet pozytywizm jej nemesis Comte'a. Słusznie Wozinski zwraca uwagę, że każda dobrowolna interakcja, nienaruszająca czyjeś własności, jest realizacją dobra wspólnego i że egoistą jest państwo, a nie przedsiębiorca, który służy innym ludziom na rynku, a który jest motywowany zyskiem, a nie tą służbą. Bycie motywowanym zyskiem to jeszcze nie egoizm, a sam egoizm nie jest po prostu „dbaniem o swoje dobro". Analiza prakseologiczna mówi jasno: każde działanie ma na celu zastąpienie stanu mniej pożądanego stanem bardziej pożądanym. Jest to pewien fakt na temat struktury ludzkiego działania, a nie opis postawy moralnej. Nie da się postępować inaczej, więc nie należy faktu prakseologicznego nazywać egoizmem, który jest pojęciem psychologicznym i etycznym, a które oznacza coś więcej, niż dbanie o własny interes.
Trochę szkoda, że w trakcie tych mądrych spostrzeżeń Wozinski stosuje sofizmat rozszerzenia, bo Rand nigdy nie mówiła, że dwie strony nie mogą skorzystać na czymś jednocześnie, a tak nasz autor pisze. Uprzedzić jednak muszę ewentualne ataki na niego z innej strony. Opisywanie Rand rozpoczął od jej dość krytycznej notki biograficznej, co na pewno zmotywuje kogoś do stwierdzenia, że Wozinski był tu pozamerytoryczny. Ja nie wierzę w odseparowanie filozofii od filozofii, zawsze są wzajemne wpływy tych bytów i w przypadku Rand widać bardzo wyraźnie, że jej filozofia jest owocem jej niedojrzałej, a może nawet lekko zaburzonej osobowości. I mówię to jako osoba, która mimo wszystko czerpała przyjemność z lektury jej książek, napisanych według określonych kryteriów estetycznych (estetyka Rand jest najmocniejszym elementem jej filozofii, czego Wozinski niestety nie rozumie.

it's totally ok to be a douchebag.jpg

Inne godne pochwały uwagi i stwierdzenia: czarny rynek dotyczy przedmiotów łatwych do ukrycia. Przewozów kolejowych albo elektrowni się nie da ukryć, czego Konkin nie zauważył, opisując teorię agoryzmu; Hoppe błędnie uważa, że można połączyć ekonomię polityczną i filozofię polityczną w jedną całość, bo tak naprawdę łączy filozofię z prakseologią, która dostarcza ram ekonomii, stąd jego mylne wrażenie – sama ekonomia musi być i jest wolna od wartościowania, stąd też nie ma czegoś takiego jak „ekonomia wolnorynkowa", jest tylko „ekonomia"; kosmopolityczną masą bez tożsamości łatwiej kierować, niż narodem, stąd libertarianie nie powinni być wrogami koncepcji narodu i nawet w anarchokapitalizmie będą narody, bo ludzie zawsze czują potrzebę przynależności i autoidentyfikacji; libertarianie muszą prowadzić walkę polityczną, jeśli ma dojść do decentralizacji. To, że wymaga ona przygotowań w trzecim sektorze, to zupełnie oddzielna sprawa. Nie można jednak dziecinnie negować polityki jako takiej i uważać, że klikanie lajków pod memami i sporadyczne „zaoranie lewaka" cokolwiek zmieni. Ostatnią rzeczą, która jest warta wyróżnienia to nawoływanie do porzucenia słowa „anarchokapitalizm", bo przecież libertarianie nie chcą braku porządku, a tylko braku porządku państwowego. Innych struktur hierarchicznych libertarianie znosić nie chcą: zawsze będzie Kościół, zawsze będą rodzice i dzieci, szefowie i pracownicy. Tannehilowie w swojej książce „Rynek i wolność" również o tym mówili i proponowali sformułowanie „system własności totalnej", ale kojarzy się to zbytnio z prymitywnym propertarianizmem. Najlepiej chyba mówić po prostu o systemie prawa prywatnego.

Podsumowując, książka ma sporo wad, ale nie brak w niej również ciekawych, pobudzających do myślenia i przede wszystkim wartościowych myśli. Nie jest to książka na tak wysokim poziomie, co „To nie musi być państwowe", ale mogłaby być, gdyby autor porzucił swoją błędną wizję historii. Pozostaje trzymać kciuki, że następnym razem bardziej przemyśli swoje dzieło i dostaniemy coś dojrzalszego. Nie polecam jakoś szczególnie, ale też nie zniechęcam.

Sort:  

Piszesz:
"sam egoizm nie jest po prostu „dbaniem o swoje dobro " ";
"egoizmem, który jest pojęciem psychologicznym i etycznym, a które oznacza coś więcej, niż dbanie o własny interes.";

Czym zatem według Ciebie jest egoizm?

Dla mnie jest właśnie aż i tylko "dbaniem o własne dobro"/dbaniem o własny interes (długotrwały).
Czy np. uzależnienie się od np. kokainy jest egoistyczne? Dla mnie nie, gdyż wyżej cenię sobie swoje zdrowie, pieniądze i czysty umysł niż cielesną przyjemność czerpaną z tegoż narkotyku.
Czy każdy jest egoistą?
Nie. Jeśli postrzega się coś w rzeczywistości szkodliwego dla naszego interesu/dobra jako korzystne i się do tego dąży, to nie jest się egoistą. Więcej na ten temat w krótkim i świetnym rozdziale 'Czy nie jest każdy samolubem?' z książki Rand 'Cnota egoizmu' ('Isn't Everyone Selfish?' - 'The Virtue of Selfishness').

Czytałem nie jedną książkę Rand, przecież nawet w tekście wyjaśniłem na czym polega problem z jej filozofowaniem. A egoizm według sjp i 99,(9)% ludzi: "postawa charakteryzująca się nadmierną lub wyłączną miłością samego siebie, podporządkowaniem własnym potrzebom interesów innych ludzi, myśleniem wyłącznie o sobie i swoich korzyściach".

Co do dążenia wbrew naszemu interesowi, to jest to prakseologicznie niemożliwe. To, że czynienie celami mniejsze dobra zamiast większych jest niewłaściwie/niecnotliwe, to ja wiem i bez Rand. Niepotrzebnie wprowadza chaos semantyczny.

" A egoizm według sjp i 99,(9)% ludzi " - przypuszczam, iż zgodzisz się, iż owe '99,(9)% ludzi' nie myśli w ogóle o takich kwestiach jak egoizm czy etyka lub nawet filozofia w ogólności ale zrozumiałem zwrot.
" postawa charakteryzująca się nadmierną [...] miłością samego siebie" - jak stwierdzić co to znaczy 'nadmierna'?
"myśleniem wyłącznie o sobie i swoich korzyściach" - czy to jest złe samo z siebie? A jeśli sprawia mi osobistą przyjemność sprawianie przyjemności np. żonie, to czy w ten sposób nie dbam o przyjemności innych, dbając jednocześnie i docelowo o przyjemność własną?
"dążenia wbrew naszemu interesowi, to jest to prakseologicznie niemożliwe" - dlaczego? Jeśli (cytując przykład własny z poprzedniego komentarza) bym uznawał uzależnienie od kokainy za korzystne dla mnie, a w rzeczywistości bilans strat byłby dla mojego życia tu niekorzystny (uszczerbek zdrowia, wydatek pieniędzy, ilość czasu nie spożytkowanego na inną, produktywną i uszczęśliwiającą działalność), to czyż nie myślałbym, iż działam na swoją korzyść, w istocie szkodząc sobie? Moim zdaniem tak właśnie by było. Podobnych przypadków można znaleźć wiele. I są to przykłady "dążenia wbrew naszemu interesowi". Niemożliwość "dążenia wbrew swojemu interesowi" oznaczałaby, iż nikt nigdy sam sobie nieświadomie nie zaszkodził i nie zaszkodzi, co jest nieprawdą. Niemożliwość "dążenia wbrew swojemu interesowi" oznaczałaby, że wszyscy zawsze wiedzą, co jest dla nich na prawdę dobre. Chyba się zgodzimy, iż tak (niestety) nie jest?
"Czytałem nie jedną książkę Rand" - miło mi to słyszeć. A czy masz za sobą lekturę wspomnianej "Cnoty egoizmu"?

"jak stwierdzić co to znaczy 'nadmierna'?"
No właśnie nielicząca się z innymi, czyli nieracjonalna.

"czy to jest złe samo z siebie?"
Tak, bo człowiek nie jest samotną monadą.

" A jeśli sprawia mi osobistą przyjemność sprawianie przyjemności np. żonie, to czy w ten sposób nie dbam o przyjemności innych, dbając jednocześnie i docelowo o przyjemność własną?"
Z definicji dbanie o przyjemność żony nie jest egoizmem. To, że Ty też masz z tego korzyść jest motywacją prakseologiczną, ale nie psychologiczną (u dojrzałego psychicznie człowieka). Bo jeżeli ktoś świadomie dba o żonę, mając ją w dupie i okazując zerową empatię, a ma na celu tylko i wyłącznie sprawienie tym przyjemności samemu sobie, to znaczy, że jak tylko nadarzy się okazja, to wypnie się na nią, popadając w jakąś biedaracjonalizację, że racjonalny interes własny każe mi zająć się młodszą kochanką etc. Vide Rand i Branden. Najpierw Rand egoistycznie doprowadziła swojego męża do alkoholizmu, pieprząc się przy nim z Brandenem, a potem Branden zranił Rand, znajdując sobie ileś lat młodszą pannę. A pragnę zauważyć, że niezdolność do budowania prawdziwych, głębokich relacji jest ewidentną oznaką jakichś problemów z głową.

""dążenia wbrew naszemu interesowi, to jest to prakseologicznie niemożliwe" - dlaczego? "
Dlatego, że z samej struktury ludzkiego działania wynika, że człowiek podejmuje działanie, by zastąpić stan mniej pożądany stanem bardziej pożądanym, przy czym brak działania/jego zaniechanie też jest tu rozumiane jako działanie. Nie można temu zaprzeczyć bez popadania w sprzeczność, bo próba zanegowania aksjomatu o ludzkim działaniu jest działaniem.

"bym uznawał uzależnienie od kokainy za korzystne dla mnie, a w rzeczywistości bilans strat byłby dla mojego życia tu niekorzystny (uszczerbek zdrowia, wydatek pieniędzy, ilość czasu nie spożytkowanego na inną, produktywną i uszczęśliwiającą działalność), to czyż nie myślałbym, iż działam na swoją korzyść, w istocie szkodząc sobie"
Psychologiczna, moralna czy zdrowotna ocena nie ma znaczenia dla prakseologii, która jest nauką formalną. Ludzki umysł jest złożoną strukturą, którą można zobrazować jako taką zbieraninę różnych "osobowości", które mają różne pragnienia i dojrzałość polega na tłumieniu tych najbardziej prymitywnych i impulsywnych oraz na dopuszczaniu do głosów tych "osobowości", z którymi najbardziej chcielibyśmy się utożsamiać np. "człowiek mądry", "cywilizowany" etc. Rozumiem, że punktu widzenia filozofii obiektywizmu, która za Arystotelesem wywyższa wszystko, co najlepiej spełnia naturę człowieka i najlepiej służy jego życiu, egoistyczne czy też racjonalne jest tylko to, co wybraliśmy z punktu widzenia naszej najdojrzalszej "osobowości", ale fakty są takie, że ludzie są istotami nie tylko intelektualnymi, ale też emocjonalnymi, i każde działanie jest manifestacją wewnętrznej gry, w której pierwotniejsze "osobowości" wygrały z tą najbardziej wyrafinowaną. Realistyczna antropologia nie może dzielić istoty człowieka na jakieś części, tylko musi brać go całego: z jego możliwościami i słabościami, toteż każde działanie wyraża to, co wydało mu się najlepsze, a to, czy było to faktycznie najlepsze jest kwestią zupełnie inną.

"Podobnych przypadków można znaleźć wiele. I są to przykłady "dążenia wbrew naszemu interesowi". "
Są to dążenia nieracjonalne tylko z perspektywy osoby o większej wiedzy i dojrzałości. Nie można swojego intelektu projektować na innych ludzi, bo każdy ma inne zdolności. Jeżeli ktoś uzależnia się od narkotyków, to zaspokaja jakieś głębokie potrzeby psychologiczne, co w danym momencie przedkłada nad zdrowie, czy produktywne spędzanie czasu.

"Niemożliwość "dążenia wbrew swojemu interesowi" oznaczałaby, że wszyscy zawsze wiedzą, co jest dla nich na prawdę dobre. Chyba się zgodzimy, iż tak (niestety) nie jest?"
Oczywiście. Niemniej, czas jest dobrem rzadkim i sposoby jego spędzania podlegają subiektywnemu wartościowaniu, stąd z perspektywy jednostki zawsze wybiera się to, co w danym momencie najlepiej zaspokaja którąś z naszych potrzeb. Polecam "Ludzkie działanie" Ludwiga von Misesa. Rand bezmyślnie odrzucała jego pierwsze trzy rozdziały, bo po prostu ich nie rozumiała.

" A czy masz za sobą lekturę wspomnianej "Cnoty egoizmu"?"
Tak, po polsku i po angielsku, a także Źródło, Atlasa, Hymn i The Romantic Manifesto.

Może ujmę to inaczej:
Ludzie - poza osobami psychicznie chorymi - dążą do tego co uważają dla siebie i przez siebie za najlepsze. Tu się chyba wspólnie zgadzamy i tu ja zgadzam się z p. Mises'em, którego poglądy cenię. Jednak człowiek nie zawsze wie, co dla niego najlepsze. Czy to powód by zabrać mu jego wolność i nakazać to 'co najlepsze'? Nie. Czy ocenia się wszystko subiektywnie? Można w większym lub mniejszym stopniu. Logika nie jest subiektywna a obiektywna. Z otoczenia pobieramy za pomocą zmysłów fakty. Analizujemy je rozumem/za pomocą logiki. Trzeba się starać nie nakładać na to emocji. Wtedy będziemy tak blisko obiektywności jak to możliwe. Dbając tak o obiektywność możemy dopiero starać się o wytyczanie racjonalnych, sensownych celów i mieć statystycznie dużą szansę, iż rzeczywiście dobrze zadbamy o swój interes, swoje dobro. A to pozwoli na prawdziwy egoizm - dbanie przede wszystkim o swój interes/swoje dobro.

Dbanie o 'wł. interes/wł. dobro' według f. obiektywistycznej ma na celu dążenie do osobistego szczęścia. Drogę do tego szczęścia wytycza się samemu/subiektywnie ale na podstawie obiektywnej rzeczywistości i obiektywnego rozumu/logiki. Można zatem powiedzieć, iż:

egoizm=dbanie o swój interes=dbanie o swoje szczęście

F. obiektywistyczna dowodzi, iż wyzysk/krzywdzenie innych w ostateczności daje więcej strat niż zysków. Jakich strat? Najczęściej:

  • tworzy niepotrzebnych wrogów;
  • promuje użycie siły zamiast rozumu - w tym na nas samych;
  • osłabia własne ego - według zasady "jestem za słaby i za mierny by radzić sobie z życiem sprawiedliwie, fair - jak inni; nie umiem być tak produktywny jak oni więc uciekam się do brutalności"; a bez poczucia własnej godności (silnego 'ego') nie ma szczęścia; nie ma szczęścia=nie ma dbania o własny interes=nie ma egoizmu;

Co do przykładu 'dbania o żonę' :
Jeśli ktoś jest mi obojętny, czemu mam o niego dbać? Będę o niego dbał tylko jeśli jest dla mnie w jakiś sposób cenny. Jeśli przestaję dbać, to znak, iż przestałem kogoś cenić lub zacząłem kogoś innego cenić bardziej.

Miło iż zna Pan kilka książek p. Rand.
Polecam jeszcze:
"Introduction to Objectivist Epistemology"
"Philosophy: Who Needs It"
"Objectivism: The Philosophy of Ayn Rand"
oraz coś lżejszego kalibru:
video
leksykon pojęć Rand - łatwo i szybko można sprawdzić co mówiła na wybrany temat

Przyznam iż miło jest spokojnie, konstruktywnie wymienić myśli.

"Logika nie jest subiektywna a obiektywna. "
Rozumiem myśl która za tym stoi, również jestem zwolennikiem rzeczywistości obiektywnej, ale to z logiką to nieprawda. Nie ma jednej logiki i chociażby w intuicjonizmie są elementy subiektywizmu. Lepiej powiedzieć, że metafizyka jest obiektywna, wtedy nie naraża się Pan na atak ze strony wytrawnych logików ;)
Proszę sobie wyobrazić logikę jako język (w uproszczeniu)– a języki są przecież różne. To tylko nauka formalna, czyli stanowiąca pewną formę dla naszych rozważań. A obraz można namalować i farbami akrylowymi i plakatowymi, czyż nie?

"Trzeba się starać nie nakładać na to emocji."
To piękny ideał, ale każda myśl jest w towarzystwie emocji, nawet jeśli wydaje nam się, że nie. Bez emocji człowiek nie ma powodu, by coś myśleć. Zostaje sam komputer, zdolny do wspaniałych obliczeń, ale który nie ma żadnego polecenia co ma liczyć.

"egoizm=dbanie o swój interes"
Ja naprawdę rozumiem te wygibasy intelektualne, ale Rand sama zreflektowała się, że "egoizm" ma jednak inne znaczenie i zaczęła swój "wynalazek" nazywać "racjonalnym egoizmem". Ten chaos semantyczny niczemu nie służy, a jej etyka cnót nawet nie jest jakimś ewenementem, dla którego mielibyśmy marnować czas na walkę z wiatrakami. Toż to tylko uwspółcześniony Arystoteles.

"Co do przykładu 'dbania o żonę' :
Jeśli ktoś jest mi obojętny, czemu mam o niego dbać? Będę o niego dbał tylko jeśli jest dla mnie w jakiś sposób cenny. Jeśli przestaję dbać, to znak, iż przestałem kogoś cenić lub zacząłem kogoś innego cenić bardziej."
No ja rozumiem ten proces myślowy, ale małżeństwo to pewne przedsięwzięcie i pewna umowna. Jeżeli ktoś nie rozumie tego jednego z fundamentów naszej cywilizacji, to nie powinien go zawierać, a co dopiero mówić innym ludziom jak mają żyć.

"Polecam jeszcze:
"Introduction to Objectivist Epistemology""
No to mam w planach przeczytać, bo z tego leksykonu obiektywistycznego co jest w necie i z różnych fragmentów na yt wnioskuję, że Rand zupełnie nie rozumiała co mówił Kant, a ochrzciła go swoim arcywrogiem.

  • Logika nie jest językiem lecz procesem. Języki mogą się różnić, lecz wyrażają to samo.
  • Emocji nie należy nakładać na proces myślowy. Jest czas na emocje i czas na rozum ale rozum powinien wybierać cele i drogi do nich.
  • Zmiana 'egoizmu' na 'racjonalny egoizm' w ustach p. Rand była podyktowana raczej 'marketingiem' niż błędnością wcześniejszej definicji. Za dużo ludzi miało za mocno wbitą złą definicję egoizmu.
  • Nie mam żony ale i tak mogę o małżeństwie mówić i to całkiem obiektywnie, jeśli jak-naj-obiektywniej zbierałem i analizowałem dane o małżeństwie. Kanibalem też nie jestem i nie byłem, a jednak mogę i (nawet) powinienem ich oceniać.
  • Ja zbierałem trochę informacji o Kant'cie i - jak na razie - przychylam się do opinii p. Rand.

"Emocji nie należy nakładać na proces myślowy. "
To nie jest kwestia powinności lub jej braku tylko faktów. Nie ma myślenia pozbawionego emocji, chyba że u ludzi z bardzo ciężkim autyzmem.

"Za dużo ludzi miało za mocno wbitą złą definicję egoizmu."
Nie ma czegoś takiego jak zła definicja, bo nie ma czegoś takiego jak "definicja w ogóle". Definicje są zawsze na gruncie jakiejś teorii, a "marketing" Rand jest przyznaniem, że odleciała ze swoją gierką słowną i że niezbyt rozumiała, że miesza etykę, psychologię i prakseologię.

"Nie mam żony ale i tak mogę o małżeństwie mówić i to całkiem obiektywnie, jeśli jak-naj-obiektywniej zbierałem i analizowałem dane o małżeństwie. Kanibalem też nie jestem i nie byłem, a jednak mogę i (nawet) powinienem ich oceniać."
Eee, co? Mówiłem o Rand.

Congratulations @okcydentalista! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :

You published more than 30 posts. Your next target is to reach 40 posts.

You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

To support your work, I also upvoted your post!

Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!

Coin Marketplace

STEEM 0.15
TRX 0.16
JST 0.028
BTC 68160.40
ETH 2442.97
USDT 1.00
SBD 2.37