Kiedy mam wiedzieć, że powinna mi się zapalić czerwona lampka? - część 1
Kiedy powinna zapalić mi się czerwona lampka? Kiedy mam wiedzieć, że coś tutaj nie gra? - na przykładzie sekty przy kościele zwaną “wspólnotą”
ACHTUNG: NTSF! Tekst zawiera niecenzuralny język, bo nie da się nie.
Czy kiedykolwiek miałeś w głowie myśl będąc w jakimś środowisku, że coś tu mocno nie gra, ale nie wiedziałeś co? A może pokapował się dopiero po fakcie? A może jeszcze wcale się nie pokazałeś, ale już żyjesz konsekwencjami tego o czym nie wiedziałeś mając to przed oczami? O tym jest właśnie ten tekst - o tym, kiedy, jak, dlaczego i w jakiej sytuacji powinna nam się zapalić czerwona lampka ostrzegawcza. A owe czerwone lampki omawiam na przykładzie spotkania sekty zwanej “wspólnotą”, na której miałem wątpliwą “okazję” być.
Tekst jest długi i ciężki - przeładowany informacjami i niewygodnymi prawdami. Trzeba mieć IQ większe niż -15 i lekką dawkę wyobraźni oraz elastyczności w myśleniu ORAZ CHĘĆ DO SAMOROZWOJU, bo inaczej definitywnie przepali styki. To jest jeden z takich tekstów co uczy myśleć, pokazuje hipokryzję autorytetów oraz często ukazuje nam naszą własną głupotę i drastyczne luki w postrzeganiu otaczającej nas rzeczywistości. Dlatego jednych zdenerwuje bardziej, a drugich mniej. No chyba, że masz aż tak kruchą osobowość i nie jesteś w stanie zaakceptować jakiejkolwiek informacji czy punktu widzenia burzących Twój wąski światopogląd i rzucisz się ad personam jak to zazwyczaj w takich przypadkach bywa.
“Co, jak, gdzie ta sekta? A znasz definicje ku*waa!?” - tak. Obejrzałem tak przebrzydle gigantyczną ilość dokumentów przez 30 lat, tyle się naczytałem, sporo przeżyłem i jeszcze więcej widziałem (bo wiedziałem też za czym patrzeć i na co zwracać uwagę), że akurat wiem o czym mówię. To nie jest sama teoria i widzimisię typa co nie pracował nigdy nad własnymi poglądami i nie rozszerzał w zaplanowany sposób mózgu - to jest moje realne doświadczenie podparte dekadami męki samowychowania i auto rozwoju. No, ale gdzie ta sekta? Pewnie w każdym mieście i w każdym podobna, ale z pewnych powodów nie powiem, gdzie dokładnie znajduje się ta konkretna, o której piszę. Wystarczy powiedzieć, że w centrum miasta wojewódzkiego. Działa przy kościele, a raczej w - gigantycznym, nowoczesnym obiekcie, a prowadzi to ksiądz - “brat” zakonnik. Nie ma sensu też wskazywać koniecznie palcem, który dokładnie to kościół i jaka sekta, bo schemat ich działania jest powtarzany aż do bólu. Może jeszcze inaczej to ujmę - nie mam czasu biegać po sądach. ;) Myślę, że sam ten esej będzie na tyle dobitnym, żeby nie musieć wiedzieć gdzie, a po prostu omijać to towarzystwo i wszelkie im podobne szerokim łukiem albo przynajmniej wiedzieć co powinno nas niepokoić w tego typu organizacjach i grupach. A jeżeli nie no to trudno. Ja tylko ostrzegam, ale mam nadzieję, że po owej lekturze będziesz wiedzieć, kiedy oraz dlaczego ma się Ci zapalić poszczególna lampka ostrzegawcza - na co zwracać uwagę i co ma Cię niepokoić.
Jeszcze słowem wstępu, żeby mnie tutaj żadna oszołomia niby-katolicka nie spamowała od razu mówię - jestem nabytym ateistą i to nabytym samodzielnie w wybitne młodym wieku, bo 8 lat. Po prostu doświadczenia życiowe na ten już wiek były tak trudne i tak sprzeczne z tym co słyszałem w Kościele i z tym co czytałem Biblii, której wersję obrazkową dla dzieci znałem na pamięć (później też studiowałem sam z siebie full version), że wszystko to nie kleiło mi się po prostu i nie miało dla mnie najmniejszego sensu. Ba! Byłem nawet ministrantem! I nie nikt mnie nie molestował. Czy według lewicy powinien mieć z tego tytułu kompleksy? Jednak mimo to, nie ma księdza, którego znam, żeby nie był takim zwykłym, wrednym chujkiem z arsenałem prostackich dogadywali i zagrywek w zanadrzu. Jak każdy taki łapiduch - duch pasterze, heh. Tak czy siak bycie ministrantem nie pomogło w odzyskaniu wiary, a tylko utwierdziło mnie w swoich przekonaniach. W późniejszych latach walczyłam ze sobą, żeby być co najmniej agnostykiem, myślałem, że w religii odnajdę jakiś wewnętrzny spokój i odpowiedzi na niekończącą się lawinę pytań i wątpliwości, ale nie udawało mi się to a zbyt długo. I uwierzcie mi próbowałem naprawdę wiele lat, jeśli nie dekad. Nie znam drugiej takiej osoby, która by zmarnowała tak wiele lat na edukację z tak szerokiej gamy źródeł. Mimo to jestem chyba najbardziej katolickim ateistą jakiego znam i człowiekiem żyjącym “po chrześcijańsku” w doktrynie tzw. “moralności chrześcijańskiej” (którą de facto chrześcijańską nie jest z historycznego punktu widzenia) ze wszystkich zadeklarowanych i wybuchowych znanych mi katoli. Niech się tutaj w tym momencie lewacka patologia nie cieszy z jazdy, która nastąpi po “Kościele”, wy na ogół jesteście jeszcze gorszą swołoczom co regularnie udowadniam w swoich tekstach na tym blogu a Wy sami dawnym codziennie przez Was świadectwem. Zresztą lewa strona, prawa strona, góra czy dół to nie ma najmniejszego znaczenia - jest tylko to co dobre, moralne i szlachetnie oraz to co złe. A jak ktoś nie wie co to zanczy i będzie pieprzył, że nie da się tak tego określić to powiem tyle - życie Cię nie zweryfikowało. Nigdy nie miałeś okoliczności życia zmuszających Cię przysiąść realnie na dupie. Nigdy nie miałeś tak bardzo źle. Zawsze był dla Ciebie spadochron braku konsekwencji i stąd to Twoje bezmyślne pieprzenie. A skoro było Ci tak dobrze i masz kaprys zrozumieć to o czym mówię to posadź tyłek dla odmiany nie przed telewizorem czy jakimś “śmiesznym” jutubkiem bez alko i innych używek w mordze a podnieś książki do ręki i zacznij czytać o ludziach, którzy coś przeżyli. Postaraj się chociaż ogarnąć umysłem maksymę “nie czyń drugiemu co Tobie niemiłe” i przez to rozum hasło moralności a nie tylko jak ostatni prymityw przez system kar i nagród. Bądź ponad to. Przynajmniej spróbuj. Zafunduj sobie stymulację fałd mózgowych dla odmiany. Może się spodoba. ;) Zacznij czytać sobie choćby od banałów takich jak Tony Robbins, gdzie nauczysz się zadawać pytania. Ludzie za mało czytają i słuchają, a za dużo bezmyślnie mielą ozorami nie posiadając ku temu żadnej legitymacji. Bo, żeby wypowiedzieć się na jakiś temat trzeba posiadać jakąkolwiek do tego legitymację. A ową legitymacją jest jakakolwiek sensowna kompetencja, a więc jeśli jej nie masz to halt die Klappe i grzecznie słuchaj mądrzejszych od siebie, bo nie dokładasz nijak swoim pieprzeniem do rozwiązania problemu, a marnujesz tylko czas. Czy będziesz wypowiadać się o projekcie silnika odrzutowego SpaceX’a? No mam nadzieje, że nie. Chyba, że masz papiery potwierdzające Twoją kompetencje w tym zakresie. To samo tyczy się każdego innego tematu, ale z jakiegoś powodu ludzie tego nie rozumieją. Ile czasu zaoszczędzono by, gdyby ludzie czekali do końca wypowiedzi z zadawaniem pytań i wszelkim oburzeniem na fakty wynikającymi z ich braku wiedzy. Dobrą zasadą jest sprawdzić czy to co mówimy nie było już udowodnią nieprawdą - oszczędzisz sobie nerwów i wstydu chociaż wstyd jest dobrze czuć profilaktycznie od czasu do czasu - pomaga to w utrzymaniu pokory na odpowiednim poziomie. Ponadto taki komfort pieprzenia głupot i niby życia pod nie kiedyś się kończy wiesz? Kiedyś “będziesz musiał wyjść z ciepłego kurwidołka” zbudowanego na pocie, krwi i garbie innych ludzi, z którego taką masz okazję korzystać, żeby móc być aż tak tępym na własne życzenie. Bo tak to jest z tępotą zazwyczaj - wynika ona najczęściej z komfortu materialnego zapewnionego przez kogoś innego. Innymi słowy - im mniej stymulujące środowisko, im mniej jest w nim wyzwań, im mniej konsekwencji niewłaściwych wyborów tym mniej rozwinięty jest mózg, rozum, moralność. A im mniej mózgu, rozumu i moralności zazwyczaj tworzą się okoliczności, w których, że życie się przydarza raczej niż jest realnie budowane. Tym samym rośnie prawdopodobieństwo klęski przy pojawieniu się problemu, któremu czoła w końcu będzie trzeba stawić samodzielnie bez bycia prowadzonym za rękę. A od inercji moralnej jednostki zaczyna się jej upadek, a w konsekwencji rozpad rodzin, społeczeństw a w końcu cywilizacji co jest zjawiskiem cyklicznym jak pokazuje historia. Tak więc styl życia YOLO jednostki obniża standardy społeczne a przez to komfort życia dla wszystkich innych. “To moje życie! Mogę robić co chce!” - a rób! Ale to jest teoria a nie praktyka, bo ta zgoła jest inna co wyjść może nawet i z opóźnionym zapłonem, ale wyjść kiedyś w końcu musi, bo życie zawsze weryfikuje.
No, ale back to the sekta. “A na *huj żeś tam poszedł diable niewierny jeden ty!?” - ścisłą esencję moich motywacji zachowam dla siebie. Powiem tyle, że obawiałem się, że komuś z moich znajomych może stać się krzywda w dość specyficznych okolicznościach “mega doła” i myślę, że niewiele jeśli w ogóle się pomyliłem. Plus lubię mieć rację wynikającą z realnych kompetencji, a nie, jak często lubią mnie różni urażeni prawdą posądzać, z lubości do wąchania własnych bąków. Ponadto okazuje się, że jednak mam dosyć dobrego nosa do ludzi, bo coś mi tu waliło szambem z samych opowieści i to się potwierdziło, bo na miejscu od wejścia czuć było gnojowicą. Ale po kolei.
Wiem też, że religia dla wielu ludzi daje poczucie komfortu - moim zdaniem złudne i naiwne co będzie wyjaśnione w tekście - ale mimo wszystko ja to akceptuję, nie walczę z tym, nie mam takiej potrzeby. Nawet jakoś tam to szanuję, jeżeli idzie faktycznie z prowadzeniem się adekwatnym do deklarowanego. Do wszystkich nie dotrę, nie wszyscy chcą i nie do wszystkich jest sens i nie do wszystkich jest siła, a przede wszystkim czas. Po prostu nie ma sensu kopać się z koniem, nawet jeśli koń bardzo potrzebował by owej zmiany. Każdy ma ograniczone zdrowie - ja również. Niektórych jest za późno odłączać od Matrixa czy wychować od nowa tak jak trzeba. Natomiast mam wielki problem zawsze tu, gdzie czyjeś zaufanie, naiwność, głupota czy nieświadomość zostają wykorzystywane bezczelnie do własnych podłych, a często okrutnych celów przez poszukiwane owego komfortu, który religia (i nie tylko ona) ma niby zapewnić, a które staje się furtką do manipulacji - i o tym właśnie jest ta opowieść. I ja wiem, że są religie gorsze, ale dziś, tu i teraz, w tym momencie i miejscu wałkuje lokalne, polskie podwórko.
Aha, jeszcze jedno - przeczytaj tekst z dwa razy ze zrozumieniem zanim zaczniesz pisać głupie, nie merytoryczne, plujące jadem komentarze o niczym. Tak więc przedstawiwszy mój ogólnikowy punkt widzenia oraz kompetencje w temacie przystępuję powoli do opowieści i analizy tego co zobaczyłem na spotkaniu “wspólnoty”.
1. Wstęp
Ledwo co przekroczyłem próg sali i już dopadli do mnie ludzie z gigantycznymi fejk uśmiechami witający mnie jak starego przyjaciela albo wręcz jak małe dzieci ojca, który właśnie wrócił z “RFN” z pudełkiem słodyczy we wczesnych latach 90. Zapaliła mi się pierwsza lampka. Nic mnie tak nie wpienia jak takie podchody i sztuczne uśmiechy, bo za stary jestem, żeby się na to nabierać. Jak ktoś się tak uśmiecha i taki jest przez cały czas to zawsze czegoś zazwyczaj chce - jak nachalny sprzedawca w sklepie albo telemarketer na słuchawce próbujący wcisnąć w 2020 papierową książkę telefoniczną (tru story bro). Analogiczne od zawsze bawiły mnie młode idiotki, które latają ucieszone wszędzie, gdy typy im stawiają, bo “wszyscy są mili i świat jest piękny”, bo ich wybujałe ega nie pozwalają im zrozumieć, że całe zainteresowanie, które otrzymują nie a nic wspólnego z ich osobowością i realnym zainteresowaniem nimi jako ludźmi, a wszystko z ich dupami.
Jestem zbyt oczytany i wyoglądany, bo i widziałem trochę świata i ludzi poznałem trochę już ludzi, żeby nabierać się na to taką udawaną sympatię. Już jedna znana mi Jankeska stosowała wysoce niestosowną praktykę oferowania poprawy oceny w zamian za uczęszczanie na msze swojego odłamu w ramach “poprawek” (sic!) i nikt tym nic nie zrobił. Fejkowe zaś uśmieszki towarzyszyły zawsze owym propozycjom i nagabywanie “chodź do nas!”. “Poznasz FAJNYCH [słowo klucz] ludzi! :D” - łapanie na szukanie towarzystwa w młodym wieku - prosta zanęta, ale szczupaka na bułkę nie złowisz. Ehh. Ponadto zawsze byłem głodny wiedzy. W związku z tym od 10 lat non stop tak bardziej świadomie oglądam rzeczy z zachodniej kultury i widzę tą kalkę kulturową i import pomysłów z USA głównie. Znam wszystkie te nurty, uczyłem się o tym i siedzę w tym choć jak widzę dopiero teraz niepotrzebnie. W tym wszystkim nigdy nie chodziło o wiedzę i prawdę, czy prawidłowe kształtowanie młodych umysłów, a tylko o kasę i kontynuację struktur poprzez żerowanie na potrzebie przynależności. Wiem jak importuje się modę i trendy oraz doskonale widzę to jak bezmyślnie łykane jest to szczególnie w Polsce, która cały czas żyje mitem USA od lat 80-tych kiedy to Górale jeździli jeszcze tam na zarobek. No i tak został taki kompleks Polaka-robaka w związku z czym wszystko jest natychmiastowo kopiowane bez najmniejszego namysłu. Kiedyś wyjazd do JuEsEj a teraz jest ta kultura shopping-mall i siedzenia gówniarzy w food courtach, bo maja za co - 500+. Przeszłość czy teraźniejszość - wszystko zostało zaadaptowane do istniejących w danym czasie i miejscu potrzeb ekonomicznych i pop kultury wyznaczonych przez kraj za Wielką Wodą. I dokładnie tym samym elementem adaptacyjnym było przekształcenie się oaz (też skądinąd pierdolniętych) we “wspólnoty” co szło z adaptacją amerykańskiego stylu tych spotkań o czym napiszę już za chwilę.
Druga lampka zapaliła mi się jak obściskujący mnie ludzie zaczęli opowiadać jeden o drugim - że ten jest lekarzem, tamten prawnikiem, a ktoś inny księgowym - że jest to takie niby porządne towarzystwo. Pokaż mi porządnego lekarza i prawnika a ja Ci pokażę porządną kurwę i polityka. Zawód nie robi na mnie wrażenia. Zawód naprawdę nie jest dla mnie żadnym wyznacznikiem jakości człowieka w żaden sposób - zawłaszcza zawód “powszechnie szanowany”. Nie jestem dzieckiem, żeby tak kategoryzować świat przy pomocy takich banalnych stereotypów jakim jest zawód właśnie i nakojarzone z nim asocjacje. Znam zbyt wielu ludzi, wiem jak to się załatwia, wiem jak wiele w życiu zależy od przypadku i szczęśliwych zbiegów okoliczności jak wiele dzieje się za kulisami a o czego nie podaje się do opinii publicznej, bo lepiej zawsze jest budować mit typu “wow!”. I o to właśnie w tej zagrywce chodziło -, żebym poczuł się akceptowany i bezpieczny, “wśród swoich” - opuścił gardę. A opuszczona garda to wstęp do akceptacji poglądów tych ludzi, bo przecież przyszedłem tam “być z nimi”, ale nie ze mną te numery.
2. Wnętrze
Po pierwsze, wnętrze nie jest typowe dla kościołów. Może to tłumaczyć nową architekturą? No nie. Byłoby to to zbyt banalne. Wnętrza (tak, jedne z wielu) tego “kościoła” zostały skopiowane z amerykańskich sekt i odłamów kościołów pastorskich i wszelkich tamtejszych udziwnień. Wszystko widać na nawiedzonej, sekciarskiej stacji TBN Polska. Spółka, która posiada tą stacje nazywa się Trinity - Trójca i ma wiele innych podobnych stacji rozsianych po całym globie nadającym swoje treści za pośrednictwem telewizji satelitarnej w systemie FTA - pasmo niekodowane, po to właśnie, żeby to oglądać, bo za darmo i z braku laku chłonąć ich treści. TV Trwam i TVN to przy nich mały pikuś z praniem łba. W budynku tym istnieje też gigantyczna sekcja mieszkalna. Hotel by się nie powstydził. Na co tam jest taka wielka sekcja mieszkalna? Na co jest tam tyle salek? Tyle zaułków? Z jakiego powodu? Wizja architekta? Bitch plizzz. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego w żadnym kościele. To jest rodem to samo co w sektach, że “chodź, przyjdź do nas jak masz problemy, my Cię tu ugościmy, możesz u nas pomieszkać, my jesteśmy [słowo klucz] wspólnotą [upragniona przynależność do grupy przez osoby słabe, samotne, czy złamane albo po prostu głupie], my jesteśmy razem, my jesteśmy ci dobrzy, ale musisz się podporządkować naszym kilku, małym zasadom.. o choć pomożesz tutaj w sprzątaniu, o tutaj klękaj, cii, bo brat mówi ci! [takie podporządkowywanie poprzez uciszanie jak kurwa mać w przedszkolu], a potem się zobaczy co dalej, ale nic się nie martw, MY o ciebie zadbamy >:)”. Ponadto tak duży obiekt w centrum miasta? Ten budynek jest warty między 25-30 mln PLN plus działa z 20 mln PLN to absolutne minimum. Skąd na to hajs? Z koszyczka? Bezdomny dał Maybacha jak Rydzykowi? Albo jak Owsikowi darczyńcy “kupili” pół bloku? ;) Mrówka niecała, ale dała? :D A może jak nieboszczyk prezydent Gdańska co miał tyle naście mieszkań, że nawet nie pamiętał jak wiele ich miał - oczywiście z pensji samorządowca. ;) Tiaaa. No więc zrzutka “wiernych”? No kurwa mać chyba nie. To śmierdzi i jebie na kilometr. Utrzymanie takiego obiektu to są potężne pieniądze przecież miesiąc w miesiąc. No widzisz! To są najciekawsze szczegóły takich działalności, którymi nikt się nie interesuje, bo patrzy tylko na kolorowe opakowanie produktu.
Teraz o sali, w której odbyło się spotkanie., żeby nie zdradzić co i jak lekko zmienię jej nazwę. Sala “Pod pantofelkiem” jak to określono. No kurwa, no ja pierdole. Odizolowana od reszty. Przypadek? Nie sądzę. Ponadto sala ta jest bardzo dobrze wyizolowana akustycznie od reszty obiektu, bo zlokalizowana na końcu długiego i samotnego korytarza. Jeszcze prowadzą do niej specjalnie schodki. Ponadto ma świetną akustykę - w teatrze ciężko o równie dobrą salę. Okna wychodzą tylko na drugą część tego ich budynku od zamkniętego podwórza. Wszystkie te przypadki są takie cudownie przypadkowe. No, ale sam wystrój tej sali. Salka jest bogata. Przypomina trochę uczelnianą - pozory takiego luzu, nauki i wow - jak to działa na ludzi, którzy nie studiowali albo którzy studiowali, ale nie imprezowali i tutaj mają interakcje z ludźmi na “imprezie”. Aż strach pomyśleć jakie są to zastrzyki dopaminy dla takich ludzi z tego tytułu i z tytułu dotknięcia kogoś (bo tam wszyscy uśmiechnięci i przytulający) choćby przez chwilę z przynajmniej potencjalną możliwością wejścia w kontakty, nazwijmy to jeszcze w tym momencie opowieści, “intymne” - taki głód emocji. I ten głód widać, ale o tym nieco później. Są projektory, jest sprzęt muzyczny. Są żyrandole ze sterów okrętów, w górnym prawym rogu są mebelki a’la starodawne angielskie - “taki wystrój nietypowy, takiego przepychu, ale zarazem jakiegoś baru, jak kościół, ale nie hihihihi, ale faaajnie, a jacy wszyscy miliii ojoooj”. Mega wrażenie robi to na kimś z biedoty być zaproszonym “bez wymagań” do takiego wnętrza, gdzie wszyscy są “mili”. Ten gigantyczny pantofel nad wejściem, te drabiny przy sufitach.. taki tani trik takiego udawania, które podoba się wielu ludziom. To jest nawet gorzej jak te salki zabaw w McDonaldzie i ich place zabaw dostępne niegdyś tylko na zapłacone urodziny - specjalny dostęp, specjalne wyróżnienie, kolor, zapach wanilii - to wszystko ma oddziaływać na zmysły, miło się kojarzyć. Był też na środku ściany kredens. A w kredensie słodyczy od groma - free to take as much as you want . Ta oprawa, ta “radość” i te sztuczne uśmiechy - w McDonaldzie też mają clowna Ronalda McDonalda co wita i rozdaje dzieciom balony. Była tam też wystawa zdjęć wszystkich uśmiechniętych “duch pasterzy”.. Jak to się kurwa wszyscy lubią - Ronald McDonald też miał gang Ronalda McDonalda i tam te wszyscy byli dziwne ubrani. Nigdy nie uznam, że ktoś jest normalny kto poszedł na księdza czy zakonnice. Zawsze są to nawiedzone zjebki z problemami psychicznymi albo homoseksualiści (no i macie genezę skąd się co bierze - czemu więc lewacy walczycie ze swoimi? :D). Kto normalny w młodym wieku “rezygnuje” z normalnego życia dla “poślubienia Booogaaa”? No kurwa pomyślmy o tym realnie odrzucając urojenia nieba, piekła i takiego infantylizmu dobrych duszków. Cóż to za poziom urojeń! Jaka to jest słabość psychiczna, że trzeba się podpierać wyimaginowanym, magicznym ojcem czy matką “dziewica” (co błona jej nie pękła podczas rodzenia? A in vitro przez Gabriela? No co za bzdury.)? Plus jakoś nigdy ni czułem od księdza czy zakonnicy autentycznej wiary, a raczej frustracje przeszywaną agresją. No, ale wracamy do wystroju. Regaliki takie niespotykane.. Jakieś książeczki, jakieś gierki planszowe - w kościele? A na psa kij się pytam? To jest kościół czy świetlica? Kto gra w te gry? Planszowe? No kurwa no. A może w twistera, co? A może w butelkę? W końcu taki piracki wystrój. O słoneczku nie wspomnę. ;) No i mamy te wszystkie rekwizyty, tak? No jak pięknie! Jak śliczne się to składa! Taki wystrój fajny, takie uśmiechy ludzi, ściski, uściski, całuski, gitarka, pianinko, trzymanie się za rączki, zamykanie oczek i nawet dają ptasie mleczko, kawusię i herbatkę! Ojojoj, jak słodko! No jakbym miał kilkanaście punktów IQ na minusie, 20 lat, totalny pato dom albo był desperatem seksualnym, łysym, grubym, bez brody (szczęki) co pierwszy raz tam dotknął babkę i to za rękę, czy babą, które przecież dużo gorzej znoszą samotność niż chłopy, a która nigdy nie miała zainteresowania ze strony płci przeciwnej i nie nie potrafi być kobietą a tym bardziej wyrazić kobiecości, to by mnie kurwa normalnie kupili. Reasumując, wystrój nie jest przypadkowy, nic tam z przypadku nie jest. To ma się podobać! To ma za zadanie kupić! Że masz się miło czuć! Lepiej niż u siebie w domu. Lampka zaświeciła się na tą całą oprawę. Wszystko ma za zadanie sprawić atmosferę taką a’la uczelnianą tylko, że z religią i o jak fajnie, o jak “bezpiecznie”, bo to przecież kooościóóółłł to musi być “bezpiecznie” i “porządnie” - taki luz, taki niby wspólny mianownik. Do tego niby jakaś nauka tylko nie wiadomo tak naprawdę wie czego tak naprawdę - poczucie bezpieczeństwa i o to w tym chodzi. O zbudowanie w podświadomości poczucia, skądinąd złudnego, bezpieczeństwa związanego z tym miejscem i z tymi ludźmi oraz ich zwyczajami - o samowolne dostosowanie się do grupy, o opuszczenie gardy. Lampka się świeci. No i te gry, te słodycze, to zamykanie oczu, te uściski, eskalacja kontakt fizycznego, ta “wspólnota” - pranie mózgu. Jedno kurwa wielkie pranie mózgu cielętom samotnym, które nie potrafią same z siebie z własnej osobowości nawiązać kontaktu z drugim człowiekiem i utrzymać go bez wymuszenia, co przyszły z być może i z biedy, nieświadome niczego. Dlatego tym bezwarunkowym kontaktem, atencją i akceptacją świeża osobowa zostaje zalana od samego przekroczenia progu “wspólnoty”. Ludzie z jakiegoś powodu stereotypowo myślą, że na takie spotkania przychodzą porządne, uduchowione osobniki i jeszcze porządniejsi je prowadzą. “Przyjmujemy wszystkich! Damy wam ptasie mleczko i gry! Wyróżnimy was! Ale ateiści i w zasadzie wszyscy inni to są be! Tylko my tu jesteśmy dobrzy!” - dostosuj się a dostaniesz “łaskę” czy “zbawienie” z Twojego ziemskiego “piekła” braku umiejętności społecznych. Widzisz taki momentalny nacisk na separację od reszty w tym tekście? Ano właśnie - nie ma nic za darmo. Przyjdź a oni Cię zaakceptują bez stawiania warunków, “ALE…” :). Pięknie prawda? I tutaj warto rozróżnić pracę nad sobą dorosłego człowieka a dostosowanie się do grupy i podporządkowanie się jej pod pozorami jakiegoś rozwoju. Życie to nie szkoła specjalna. A szkołę specjalną przypomina ta “wspólnota” tylko bez nadzoru i z nie wiadomo kim dokładnie na czele jak i w grupie, bo wszystko jest zatarte na tyle, aby do nikogo i niczego nie przypiąć 100% odpowiedzialności, jeśli coś miałoby pójść nie tak. Tak więc, reasumując tę część to - “chodź do nas, u nas możesz czuć się bezpiecznie, bo my jesteśmy porządni, my akceptujemy, bo my tutaj mamy ładnie, fajne i się jeszcze uśmiechamy do ciebie, częstujemy Cię i nie krępuj się - bierz ile chcesz” - czerwona lampka ostrzegawcza się świeci, bo tak realne relacje w dorosłym życiu się nie tworzą.
3. Ludzie
Chuj! - se myślę. Jestem starym zgredem trzeba się przełamać może przesadzam - dam im szansę chociaż wszystkie triki z podręczników do atrakcyjnego marketingu salonów sprzedaży już wykorzystali u siebie. Może jestem przewrażliwiony. Zostaję na całość tego cyrku. No to dalej. Morda w kubeł jak zawsze i obserwuje ludzi - zwłaszcza po tym co zauważyłem do tej pory. Lubię dać się ludziom wygadać. Zwłaszcza nowym. Szybko można zrobić realny odsiew zagrożeń z kim warto się zadawać, a z kim nie. Chyba lepiej być samemu niż w złym towarzystwie dla samego faktu posiadania towarzystwa. Prawda? Jeśli zastanawiałeś się nad odpowiedzią musisz zweryfikować swoje priorytety życiowe i własną kruchą osobowość.
No, ale oglądam sobie ludzi i ich manieryzmy, tiki. Trochę jak David Attenborough. Po pierwsze, ci wszyscy ludzie są tam skrajnie brzydcy - są poniżej przeciętnej. Sam mam świadomość, że nie jestem najpiękniejszy, ale cicho bądź i czytaj dalej, bo to ma sens o czym mówię. Oni tam przyszli kogoś poznać, to pozostaje bez cienia wątpliwości. W języku angielskim jest takie słowo - leer - wzrok takiego wygłodniałego, predatorskiego wręcz pożądania seksualnego. Złamane serca (no i głupota/naiwność) to jest właśnie idealne pole dla predatorów. Udawanie złamanych serc i granie na czyimś współczuciu też nim jest. Każdy z tam obecnych ludzi w jakiś sposób był zdeformowany, każdy wyglądał dziwnie. To są ludzie co zawsze stali z boku klasy, bo byli kurwa dziwni, a ich dziwność szła w parze z dziwnym wyglądem. Tutaj nie chodzi tylko o wygląd, ale o to też, że od nikogo nie było czuć realnej autentyczności - realnego positive vibe’u. Każdy coś grał i to udawanie emanowało, wręcz było niepokojące ze względu na swoje natężenie.
Każdy jeden z kolesi tam obecnych miał wąskie ramiona i szeroką dupę. Jeden stojący z przodu w okularach, miał na sobie taką ciotowatą bokserką pod przezroczystą koszulą, sterczący bęben i ¼ dżinsów zjedzonych przez dupę - nawet sobie tego nie wyciągnął. Samozadowalacz jakiś widocznie. Każdy jeden z tych kolesi miał również, tzw. bitch tits, czyli ginekomastię. Jedni od małej ilości testosteronu, drudzy od jakiś lewych wspomagaczy pakowania co kurczą jajca, a które niby mają dać szybki efekt przyrostu masy, trzeci od specyficznego rodzaju masturbacji. Dziwni kurwa. Brzydcy. Szalony wzrok. Nieregularny oddech. Robili skrajne dziwne miny. Miny jakby się uśmiechali do zdjęcia z Mikołajem jak pies podczas srania - ich mimika twarzy była skrajnie nienaturalna i wręcz infantylna. Nie mieli normalnych szczęk, zawsze jakiś ubytek, każdy jeden praktycznie miał braki w owłosieniu i to wybiórczo nie tylko na głowie. Mieli moje “ulubione” pizdo zarosty, bo myślą, że to oznaka męskości - tak, tak, tak - plus 20 cm do wzrostu i 40 cm do kutasa. Są albo wielcy i grubi, albo mali i chudzi. Krzywi i to bardzo krzywi. A to coś mówi - co, kto i jak się trzyma (postawa), ale też czy mieli jakąś rehabilitację czy sport. Tutaj jak widać 99% osób nie - a to świadczy o zwyczajach w codziennym życiu, a zwyczaje, rutyna przekładają się na charakter. Nikt tam nie jest szczęśliwy, nawet zadowolony - tylko udają. Udają i to słabo, ludzi dostosowanych, a w głębi nich jest skrajna frustracja. Frustracja, którą widać, bo sami ją manifestują m.in. udawałem takich chorych min. To są ludzie co się nigdy nie dotykali z płcią przeciwną, są wygłodniali, a takie wygłodnialstwo rodzi predatorów i wszelkie udziwnienia ze względu na nierealne wyobrażenia z filmów, z porno, z własnych urojeń i słabych obserwacji opartych na zjebanym, nierozwiniętym w oparciu o rzeczywistość światopoglądzie. Taka “wiara” w połączeniu z tym nawiedzeniem i ograniczoną erudycją stawia tak wiele barier w rozwoju, że tacy ludzie mają zwyczaje bardzo mało w głowach. I z tej nikłej wiedzy ludzie interpretują sobie cały świat nie mając podstaw do realnego zinterpretowana choćby jego ćwierci. Widząc coś innego od razu to odrzucają, bo to daje im stabilność światopoglądu (z kościoła), z podporządkowania, bo są tak bardzo są słabi - zarówno psychicznie jak fizycznie - a jedno wpływa na drugie (jeśli o tym nie wiesz to zacznij regularnie uprawiać fitness przez miesiąc to zobaczysz o czym mówię). Zatem owe odrzucanie nowych informacji nie ma żadnego związku z faktycznym stanem rzeczy. Ma to zaś związek a z postawią skrajnego konformizmu na rzecz przynależności do grupy co daje komfort psychiczny, ale nie jest zdrowe, bo wyjaławia z samodzielnego myślenia (patrz. trybalizm polityczny, w zasadzie jakikolwiek trybalizm). Nie ma tak, że taka izolacja wypełniona nicością i brakiem rozwoju nie wpływa na ludzi, bo ludzie nie pracują nad sobą zazwyczaj w swojej samotności a marzą o idealnych relacjach z idealną grupą na podstawie fikcyjnych treści. Widzisz już genezę problemów? Dlatego jak już ją dorwą do jakieś grupy, zwłaszcza takiej, która nie stawia innych wymagań jak całkowite jej posłuszeństwo (warunek łatwy do spełnienia) to bij zabij za nią chociaż będzie im ona szkodzić. Natomiast ludzie prowadzący samodzielny, zorganizowany i systematyczny rozwój są jednostkami na dziesiątki tysięcy osób. Dlaczego? Bo to jest trudne, bo musi być samodzielne, a łatwiej oddać się komuś i zawierzyć czemuś - poszukiwania komfortu i bezpieczeństwa (zwłaszcza przez kobiety po to, aby w domyśle mieć jak wychować potomstwo). Tak samo w tej w “wspólnocie” ludzie nie pracują realnie nad sobą, bo nie ma jak. Nie ma gdzie chociaż tak się wydać może na pierwszy rzut oka, bo przecież pozornie od tego jest owa “wspólnota”. A skoro nie ma pracy nad sobą to gdzieś musi być źródło ujścia ich własnych “potrzeb” i dziwactw (nie bez powodu mówi się, że na starość się dziwaczeje, a co dopiero ktoś w miarę mody niezaspokojony w tym co wszyscy inni, przynajmniej stereotypowo). Do tego dochodzi poziom frustracji, który rośnie wraz z niespełnionymi ambicjami życiowymi - np.: “o jestem brzydki to się będę uczył to będę miał, to mnie docenią” a tu zonk i nadal jest tak samo. To są właśnie główni klienci usług seksualnych. Wracając do zwyczajów i braku kontaktu z płcią przeciwną. Skąd to wiem? Widać, że żadne z tych piździków nigdy tak kurwa pompki nie zrobił. No powiedzmy sobie szczerze - na co może liczyć taki brzydal taki jacy tam pochodzą? Na seksy? No chyba raczej nie. Na zachęcenie kogoś do siebie osobowością? No wątpię. Nie da się przeskoczyć niektórych rzeczy, ale też nie wszyscy muszą być w związku i się rozmnażać! Selekcja naturalna. Jakkolwiek brutalnym to stwierdzenie nie jest, jest ono stety niestety prawdziwe. Tutaj nie chodzi o jakość, a o siłę, a siła czasami to i brutalna przemoc - nie wygrywa good boy a bad boy - może to i chujowe, ale ma pewien sens w przyrodzie. To się kłóciło bardzo długo z moim naiwnym światopoglądem, no ale 30 lat rok po roku życie weryfikuje moje marzenia z tym co tak naprawdę jest. Red pill gorzki, ale potrzebny. Ale jak to przyjęło się w tej narcystycznej kulturze - każdy myśli, że jest wyjątkowym płatkiem śniegu i zasługuje na wszystko, a tak statystycznie być nie może. I nie, ubytki w wyglądzie nie idą w parze z nadrobieniem tego w charakterze - życie to nie bajka Disneya, życie to nie jest komedia romantyczna, gdzie wszystko samo z siebie się dobrze ułoży. Ja wiem, że zawsze tacy kolesie mający braki fizyczne czy skrajne braki w osobowości byli mega wredni, mega zazdrośni do kogoś nieważne jak mało lepszego od nich czy to wyglądem czy charakterem. A bycie “ubytkiem” przecież rodzi gigantyczne kompleksy, a te nieleczone a raczej nie przepracowane (a kto pracuje nad sobą realnie?) rodzą przede wszystkim zawiść. Zawiść, za którą ktoś “musi” zapłacić, ale na pewno nie oni sami realną pracą nad samym sobą. Zawsze łatwiej jest zwalić winę na kogoś silniejszego i wyżyć się na kimś słabszym niż trzeźwo spojrzeć na siebie samego takim jakim realnie się jest. Życie nie daje po równo, ale nie oznacza to, że krzywdzenie innych zaspokoi czyjś brak.
Większość z powyższego odnośnie mężczyzn odnosi się do kobiet. Obecne tam były w zdecydowanej większości same straszydła. Też deformacje fizyczne, krzywe plecy, szalone oczy - oj, jak bardzo szalone oczy, skrajna tłuste lub chude, uśmiech srającego kota, niepewny uścisk dłoni - niepewność. A o czym ma świadczyć nie niepewność w tak zaawansowanym wieku? O problemach psychicznych. Nie każda osoba z problemami jest biedą i godną pożałowania, której należy pomóc. Często ludzie nie chcą, żeby im pomóc, a jeszcze częściej chcą wciągnąć nas samych w swoje problemy i w nich utopić, gdyż tylko w ten sposób są oni w stanie czuć równość z kimś lub wyższość, aby móc poczuć własną godność przed samymi sobie. Nie jesteś terapeutą - nie wiesz jak pomóc i nie masz treningu nie dać się wciągnąć w jakąś popieprzoną grę komuś wbrew pozorom cwańszemu od Ciebie. Owo zachowanie nie wynika z deklarowanej niewiedzy czy krzywdy (choć to będzie grane) a z chęci zemsty na kimś innym (domyślne słabszym), na kimś dostępnym - na kimś kto jest blisko i kimś kto słucha. To też jest gorzki red pill, który życie próbowało mi wepchnąć w mózg raz po raz, aż się udało dopiero w tym roku. Wielu ludzi często też w byciu ofiarą odnajduje swoje poczucie tożsamości i nie chcą się oni naprawić, no bo - co w zamian? Bycie ofiarą zaś daje pewien komfort i współczucie - źle pojęte emocje czy wrażenie bliskości może nawet i troski. Przymioty te z kolei dają okno do wykorzystania i nadużycia dobroci ludzi autentycznie chcących im pomóc - czy to z zemsty za krzywdę osób im bliskich, czy z innych jeszcze powodów - czasami nie warto tego dochodzić. Nie warto, bo jest to wyczerpująca i wieloletnia praca, na którą najpewniej nie jesteśmy przygotowaniu, gdyż mało kto posiada tak wysublimowany warsztat psychoterapeutyczny. Trzeba umieć odróżnić, gdzie winna kończyć się pomoc amatora a zacząć profesjonalna praca specjalisty oraz to czy dana osoba chce się zmienić, bo jeśli nie to za Chiny Ludowe nic nie zostanie zrobione oprócz zjedzenia Twojego własnego zdrowia. Częściej niż rzadziej ludzie niestety mylą czyjąś dobroć ze słabością, nie szanując jej i podle wykorzystują. Tutaj właśnie może pojawić się problem, iż myślimy, że oferujemy pomoc osobie słabszej tymczasem trafiliśmy na kogoś kto udaje. Kogoś kto wykorzysta nasze własne słabości czy autentyczną dobroć w sposób przebiegły i nikczemny dla własnych korzyści krzywdząc nas samych z niezrozumiałych dla nas a często i dla siebie powodów. To zjawisko wykorzystywania statystycznie częściej jednak jest domeną działania kobiet niż mężczyzn. No, ale wracam do opowieści. Straszydła obecne na spotkaniu zapewne nigdy z chłopami się nie całowały, za rękę nie trzymały i już mają mokro w gaciach od samego dotyku, a nawet kontaktu wzrokowego. Też od razu składasz obraz kogoś z ogólnej fizycznej prezencji. No i nie, nie mówię tutaj o stereotypie, bo to by było za proste. Ja po prostu za dużo wiem, za dużo tego studiowałem, żeby profiling robić nieświadomie. Wiem na co zwracać uwagę, jakich gestów bądź ich braku szukać i wiem jak to później poskładać testując ad hoc moje założenia zadając konkretne pytania i grając większego głupka niż w rzeczywistości jestem. Wiem o co pytać i jak pytać. Czy ktokolwiek z tej grupy tam przepracował swoje wady? Czy przepracowali swoje dzieciństwo? To jest właśnie problem ogółu ludzi, że chcą oni wchodzi w związki różnego rodzaju z nowymi ludźmi tylko po to, aby powtarzać schematy utarte w dzieciństwie i tworzyć na nowo te same problemy. A potem wielki zonk, że coś nie wychodzi i znowu poszukiwania kolejnej ofiary. Myślisz, że baby nie są zboczone? Że chory fantazji nie mają? Że nie wciągają młodego chłopa czy ogólnie niedoświadczonego do łóżka grając normalną? A potem trzymają go przy sobie grożąc, że się zabiją albo ze oskarżą go o gwałt? Fałszywa ciąża? Częściej niż często, ale o tym jakoś się nie mówi. Czemu? Bo nie wszystko co baba może zrobić chłopu jest w kodeksie karnym! Ha! O tym nie wiedziałeś! Jakie tam sidła jeszcze może baba zarzucić na chłopa? Kupować prezenty lub żądać prezentów pod różnymi groźbami. Zarzucić sieć “matczynej” wręcz troskliwości. Oj, baba wie jak zrobić chłopa. Wie, gdzie są jego słabości, czego mu brak - i nie, nie zawsze chodzi o seks. Ta sama baba pobiegnie za bad boyem i da się mu wykorzystać płacząc przy tym tymi samymi łzami z radości i żalu jednocześnie wykorzystując bez mrugnięcia okiem good boya. Kościół zawsze skupiał wokół siebie zboczeńców obydwu płci i wszelakich orientacji, bo jak niby nie? Frustracja seksualna, chore poczucie władzy, “opieka” nad słabszymi - środowisko dające mega pole do nadużyć i nie tylko w tej instytucji, ale wszystkim im podobnym. Problem w tym, że im dłużej ktoś jest sam, a jest starszy i przejawia widoczne oznaki zjebania tym zwiększa się prawdopodobieństwo występowania manipulantów i predatorów. Dlaczego? Bo mieli czas, żebyś się w tym wyszkolić, sporo ofiar no i co najważniejsze - nie mają nic do stracenia, bo ich życia i tak są chujowe. Ekscytację więc i motor napędowy zapewnia chory plan. Są to wampiry emocjonalne niepotrafiące spójnie funkcjonować z kimś przed dłuższy czas. Grają i udają. Nie masz zielonego pojęcia, kto tam przyszedł z jakiej grupy i po co. Nie znasz tych ludzi i ich nie poznasz, bo, żeby kogoś poznać to trzeba go obserwować długo w różnych sytuacjach społecznych a nie tylko w konkretnym, sztucznym środowisku. Dużo łatwiej poznawać ludzi do 25 roku życia niż po - w końcu spędzasz pół dnia z ludźmi na podobnym poziomie. Po ludzie po tym wieku mają już dużo syfu na koncie, tajemnic i mało kto się chce poznać, żeby się realnie poznać, a nie, żeby coś ugrać i to niezależnie od płci. Niestety zrozumiałem to za późno. Zatem dla mnie takie te uśmiechy, te zawody, ta udawana sympatia i to że rzecz się dzieje w kościele nie stanowią żadnych kwalifikacji na nic - nie dostaną za to u mnie dodatkowych punktów. BTW, zawsze najgorszymi chujami i skurwysynami na osiedlu byli ministranci.
Zadaj sobie pytanie czy masz czas, nerwy, umiejętności i chęć do pracy z kimś a raczej nad kimś. Zadaj sobie może przede wszystkim pytanie czy jesteś na tyle inteligentnym i silnym osobnikiem, żeby nie wpaść w sidła ludzi, którzy udają dobre intencje jednocześnie zmuszając Cię raz po raz do spełniania ich woli i mało tego! Przekonują, że ich wola jest Twoją wolą i że jest korzystna dla Ciebie. “Sam chciałeś! Nie pasuje!? Mogłeś nie robić! J’ha?! Ja cię do niczego nie zmuszałem!” - tak działa ten mechanizm manipulacji. Mhm, czerwona lampka ostrzegawcza - żyjemy pod czyjeś dyktando i wartościujemy siebie od bycia użytecznym temu komuś. Bycie odpowiednio silnym to zadanie wcale niełatwe i nie musisz go umieć od razu, ale na litość kurwa boską! Wyczuj to chociaż! Niech zapala Ci się lampka ostrzegawcza za każdym razem jak takie coś się dzieje. Firewall!! Wiesz niech działa mechanizm “Hold up! Wait a minute! Something ain’t right!”. Czujesz, że coś jest nie tak? Czujesz, że nie dasz rady? Spierdalasz. Koniec. Lepiej siedzieć samemu na dupie niż potem cierpieć konsekwencje złego towarzystwa. Może się mylę, ale ja wyznaję zasadę jak to się mówi po angielsku better safe, than sorry. Może dlatego, że nie mam spadochronu czy siatki zabezpieczającej, żeby pozwolić sobie w życiu coś tak bardzo spierdolić z własnej woli. Tak czy siak.. nie każdy dym to od razu pożar, ale czujkę lepiej mieć. No chyba, że odnajdujesz satysfakcję i poczucie tożsamości w byciu ofiarą jak to się zrobiło modne w ciągu ostatniej dekady. Zatem jakbym miał zreasumować ten punkt? Obserwuj ludzi, ich mowę ciała, patrz co robi i jak robią. Nie daj się zmanipulować czyimś nachalnym manieryzmem lub przesadną uprzejmością. Nie nabieraj się na opakowanie czy to czyjegoś wyglądu czy miejsca - nie jesteś dzieckiem.
Podobało się? Kup mi kubek kawy. :) Nie podobało się? Kup mi kubek kawały z dopiskiem “udław się”. :D