"The Doors" Olivera Stone - film, który wyznaczył jak realizować biografię muzyczne

in #polish6 years ago

„Ta niebiańska muzyka rozsadzi twoje uszy i wypali twój wzrok” - tak oto brzmiało hasło reklamowe chyba jednego z najgłośniejszych filmów biograficznych - „The Doors”. Miał premierę na początku lat 90-tych i w Polsce zdecydowanie trafił na podatny grunt. Po transformacji ustrojowej bardzo chcieliśmy łykać to wszystko co przychodzi z zachodu, a muzyka, która jeszcze do niedawna była selekcjonowana bardzo wąsko była tego znakomitym przykładem. Mimo, że polskie kapele z tamtego okresu były mocno wpatrzone w bardzo popularny wówczas na świecie Grunge, to jednak znalazło się miejsce dla pokolenia dzieci-kwiatów, które mogliśmy sobie obejrzeć na ekranie kina. Oczywiście dodajmy do tego „modę na lata 60-te”, która wówczas miała miejsce.

Sam film jest, jak na owe czasy zrealizowany bardzo nowocześnie. Mimo, że posiada spory ładunek historyczny (tutaj warto dodać jeszcze urojenia i rys analityczny reżysera Olivera Stone) montażowo i zdjęciowo jest lata świetlne przed wieloma filmami (dla mnie dopiero biografia Raya Charlesa „Ray” dorównała „The Doors”), które premierę miały przed i po.

Jim Morrison zaprezentowany przez Vala Kilmera (jego rola życia) to postać destrukcyjna i zawieszona w świecie „gdzieś obok”. A może to tylko głupia gra rozpieszczonego gwiazdora i tak naprawdę jest tylko pozerem, który nie potrafi sobie poradzić z całym zestawem wszelakich nałogów? Reżyser nie odpowiada wprost, ale w filmie obserwujemy nieustanny upadek gwiazdora, którego głos potrafi zabrzmieć lirycznie. Kolejne płyty to zmiana wyglądu, ale także charakteru wokalisty, który chyba sam sobie zdaje sprawę z tego, że kręci na swojej szyi sznur.

doors_original_film_art_1_spo_2000x.jpg

Film idealnie przedstawia porażkę „pokolenia lat 60-tych”. Morrison wraz z innymi wówczas „zaangażowanymi artystami” nie tyle byli buntownikami, co raczej osobami, które uzurpując sobie prawo do prezentowania poglądów kreowały naiwny niemożliwy do realizacji świat. Może Morrisonowi prezentującemu w swych tekstach hedonistyczno-mroczną część ludzkiej natury tak naprawdę chodziło raczej o zabawę, a nie o zmianę świata. To już oczywiście zależy od tego na ile poważnie traktujemy jego przesłanie.

„Artyści 27 lat” - czyli ci, którzy marnie skończyli właśnie osiągając ten pułap działają na nasza wyobraźnie w sposób naprawdę spory. Janis Joplin, Jimi Hendrix, Morrison, Kurt Cobain czy Amy Winehouse wykreowali wokół swoich postaci niemal kult. Ale nie była to artystyczna pustka. Każdy z nich coś potrafił. I mamy do nich sentyment do dnia dzisiejszego.

Sami muzycy „The Doors” byli wściekli na Stone za to jak nakręcił ten film. Spore zacięcie ideologiczne reżysera i pokazanie Morrisona jako nieustannie pijanego człowieka nie spodobało się. Uznali, że jest kłamliwe i nieprawdziwe. Do końca życia Ray Manzarek, muzyczny mózg kapeli, dawał do zrozumienia, że ten film to nieporozumienie.

Sam casting do roli Morrisona był niezwykle ciekawy – Tom Cruise, Billy Idol, Bill Paxon, John Travolta – to tylko kilka nazwisk jakie brane były pod uwagę. Więc nazwisko reżysera i temat zadziałały na aktorów. To co mnie zdumiało – podobno Oliver Stone jeszcze za życia wokalisty chciał nakręcić o nim film. PONOĆ nawet przedstawił mu zarys scenariusza. Ale nie mógł tego zrobić. Był w Hollywood jeszcze nikim. Jego czas to lata 80-te. I wówczas naprawdę pokazał, że tę opokę zna jak mało kto. Epokę upadku ideałów.

Sort:  

Już pewnie wspominałam, że poznałam muzykę doorsów jako niewinne dziewczę. Taka jeszcze weszłam do kina... wyszłam zmieniona na zawsze. Gdy już przetrawiłam ukazany w filmie chaos, obłęd, pogardę dla życia i śmierci, ćpanie, picie, seks z kim popadnie, a na koniec bezsensowny zgon w wannie... zostałam najbardziej oddaną [wy]znawczynią Doorsów i J. Morrisona.
Pamiętam też hipnotyczną muzykę i scenę z indianami na drodze...
Ten film pozbawił mnie resztek iluzji dzieciństwa - nie dlatego, że jest zły, to ja obejrzałam go za wcześnie. Nigdy więcej do niego nie wróciłam.
Z biegiem czasu zaczęłam widzieć więcej człowieka w Morrisonie, a gdy przebiłam go wiekiem zupełnie stracił swój demoniczny urok. I dobrze :)

No właśnie - znajomego nie widziąłem 20 lat. Zeszło na "Doors" i powidział - to już nie to... Stary jestem. Chodziło mu o zachowanie Morrisona. Muzyka dalej kwitnie ;)

Taka jeszcze weszłam do kina... wyszłam zmieniona na zawsze

i

Ten film pozbawił mnie resztek iluzji dzieciństwa - nie dlatego, że jest zły, to ja obejrzałam go za wcześnie.

To co napisałaś stawia w zupełnie innym świetle to co ja naplotłem w moim komentarzu. Wychodzi na to, że jednak jestem durny i płytki. Nie pomyślałem o tym, że ten celowo podkoloryzowany, zafałszowany obraz może zupełnie inaczej oddziaływać na niektóre dzieciaki, czy też co wrażliwszych dorosłych. Nie pamiętam aż tak dokładnie tego filmu, ale zacząłem się zastanawiać czy ta iluzja fantastycznego świata dzieci kwiatów i czasów (rzekomej) kontestacji mieszczańsko-amerykańskiej rzeczywistości, której nie mogliśmy doświadczyć ale za którą tęskniliśmy (przynajmniej ja) mogła niektórym dzieciakom, że się tak wyrażę, zryć banię. Ja chyba obejrzałem ten film bardzo późno, długo po tym jak moja fascynacja muzyką Doorsów zdołała już okrzepnąć i zmienić się w "bardzo lubię Doorsów". Poza tym zawsze byłem cynicznym gnojkiem, więc miałem skórę jak nosorożec. Ale jeśli było więcej takich ludzi jak Ty - na których film zrobił aż takie wrażenie...

Z jednej strony fajnie, że powstają filmy które mogą zmieniać ludzkie życie (szacunek dla twórców, którym uda się to osiągnąć) a z drugiej trochę strach - do czego może ich twórczość popychać odbiorców.

Nie naplotłeś, a Twoja opinia nie oznacza, że jesteś "durny i płytki" :)
Jest wiele filmów ryjących banię na różne sposoby, ale to nie oznacza, że są złe, nieodpowiednie, czy też reżyser wykazał się nieodpowiedzialnością.
Czy można mieć pretensje do horroru o to, że dziecko po jego obejrzeniu budzi się w nocy z krzykiem?
Jest coś takiego, jak granica wiekowa, lecz moim zdaniem ważniejsze jest kryterium dojrzałości emocjonalnej... Obejrzany kilka lat później ten film na pewno nie zrobiłby na mnie tak wielkiego wrażenia.
Tak że luz :)
Chyba w końcu obejrzę ten film... Czas się z tym zmierzyć :D

Czy można mieć pretensje do horroru o to, że dziecko po jego obejrzeniu budzi się w nocy z krzykiem?

No masz dużo racji. Ale chodziło mi trochę o tę zgodę na fałszowanie rzeczywistości. Z jednej strony nie mam problemu z tym, że masa dorosłych ludzi się na to nabierze ale z drugiej jakoś nie pomyślałem zupełnie o tych niewinnych. Może nie durny ale za to niegodziwy? :-D Żartuję oczywiście. ;-)

Wstyd się przyznać, ale jeszcze nie miałem okazji obejrzenia tego filmu. Wiem, że to jest jeden z ulubionych filmów NRGeeka. Jest u mnie na liście do nadrobienia.

Warto nadrobić, choć może cię lekko rozczarować, jeżeli masz już ciut więcej lat ;)

Mam ciut więcej lat, jak ten film wchodził to chodziłem do 1 lub 2 klasy podstawówki. Pewnie się nie rozczaruję, żeby film mnie rozczarował, to musi być naprawdę "wybitnym" arcydziełem :)

Może go sobie skombinuję i obejrzę na 3 lipca czyli rocznicę śmierci Morrisona :)

Pamiętam i lubię ten film. Był wydarzeniem tamtych czasów :) Choć podobno to dosyć dowolna interpretacja historii życia JM, wielu zarzucało nieścisłości itp. Jednak - albo piszczemy notke w Wiki, albo robimy wartki i dobry film :)

Dokładnie tak jest :)

Uznali, że jest kłamliwe i nieprawdziwe. Do końca życia Ray Manzarek, muzyczny mózg kapeli, dawał do zrozumienia, że ten film to nieporozumienie.

Stone sobie doskonale zdawał sprawę czego się oczekuje od filmu o bogu rocka. Nie wyobrażam sobie filmu o tamtym okresie i tamtej postaci, który byłby nakręcony jakoś inaczej. To przecież nie chodzi o nudną prawdę tylko o bajkę, magię hollywoodu. Jeśli mam świadomość, że trochę się mnie oszukuję, głównie po to żeby nie było nudno, to nie mam nic przeciwko.

Kurcze, ales to pięknie ujął!

Coin Marketplace

STEEM 0.18
TRX 0.16
JST 0.031
BTC 62471.79
ETH 2621.42
USDT 1.00
SBD 2.56