Kim był Bóg dla komendanta obozu zagłady Auschwitz - Birkenau Rudolfa Hoessa?

in #polish6 years ago


Na początku lat 90-tych do Polski przybył niemiecki ksiądz Manfred Deselears. Od początku swojej posługi kapłańskiej zainteresował się źródłem zła w życiu człowieka. W 1996 roku obronił pracę doktorską na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie pt. Bóg a zło w świetle biografii i wypowiedzi Rudolfa Hössa komendanta Auschwitz. Na polecenie ks. biskupa Heinricha Mussinghoffa z Aachen i w porozumieniu z ks. kardynałem Franciszkiem Macharskim z Krakowa poświęcił się pracy na rzecz pojednania polsko-niemieckiego i chrześcijańsko-żydowskiego w Centrum Dialogu i Modlitwy w Oświęcimiu. Osobiście miałem przyjemność zarówno pracować z księdzem Manfredem, jak i poznać go na stopie prywatnej. Sama tematyka nie jest mi specjalnie obca, dlatego jestem naprawdę pod wrażeniem jego debiutu naukowego.   

 Tematyka badań  

Tematyka, którą ksiądz pragnął zgłębić od momentu zamieszkania w Oświęcimiu była niemal na wyciągnięcie ręki – często rozmawiał z byłymi więźniami KL Auschwitz – Birkenau, mieszkańcami Oświęcimia – tam w duchu rozważając istotę zła tego miejsca i jego pytanie o sens istnienia Boga. Sama idea napisania pracy doktorskiej na temat zła i Boga w kontekście Rudolfa Hossa, komendanta obozu zrodziła się z wcześniejszych zainteresowań Deasselersa oraz chęci wykazania ich w swoich badaniach naukowych.    Zaznaczył, już na wstępie iż tematu „Auschwitz” nie można należycie pojąć jeśli nie ugodzi on w „centrum jego duszy”. Dla Deselaersa stały się również doświadczeniem religijnym. Bardzo często pisząc pracę chodził na spacery do Birkenau i pytał sam siebie „Czego wy ofiary ode mnie oczekujecie”. Rozumiał wówczas coraz więcej o olbrzymiej winie narodu niemieckiego. W końcu postanowił w kontekście ostatecznego zła sprawdzić, jak zachowa się chrześcijanin, mocno wierzący w spotkaniu z rzeczywistością Auschwitz.   

 Mroczna dusza Rudolfa Hossa  

Postać Rudolfa Hossa nadawała się do takich rozważań idealnie. Został wychowany w wierze katolickiej, miał zostać kapłanem. Jednak doznał ze strony instytucji kościelnej dużego zawodu. To sprawiło, że rozpoczął poszukiwania sensu życia w innych miejscach. Tak stał się jedną z najbardziej wpływowych osób w partii nazistowskiej. Na łono kościoła powrócił dopiero pod koniec życia. W więzieniu napisał swoją autobiografię, która posłużyła za analityczny przewodnik dla autora pracy.    Nie ma zbyt wielu źródeł, zwłaszcza z okresu przedwojennego dotyczących życia prywatnego, jak i partyjnego Hossa. Udało się odnaleźć jedynie wyrok sądowy z 1924 roku w Lipsku, w aktach osobowych SS jest jego piśmienny życiorys, a także detale takie jak książeczka urzędnika stanu cywilnego. Z okresu wojennego również, oprócz rozkazów i relacji (niewielu) więźniów o Hossie nie wiemy nic.    Dopiero po wojnie wiedza o zbrodniarzu została gruntownie uzupełniona przez szczegółowe przesłuchania, zarówno strony amerykańskiej, jak i polskiej. To rzadkość by wysoko postawiony przedstawiciel aparatu nazistowskich Niemiec składał zeznania i to w sposób tak szczegółowy. Wiele jego zeznań i wyjaśnień wyszło z jego własnej inicjatywy. Pod wpływem rozmów i przesłuchań Hoss napisał swoją słynną autobiografię „Moja dusza. Rozwój, życie i przeżycia”.  

Oczywiście zrodzi się natychmiast pytanie o wiarygodność „urzędnika” państwowego, który przybył na tereny okupowanej Polski i rozpoczął wykonywanie swojego zadania. Desselears nie chce oceniać człowieka – przyglądając się Hossowi zaznacza, że prawdy o człowieku nie można poznać – bo jest ona znana tylko Bogu. Przedmiotem analizy są wypowiedziane przez Hossa słowa, które służą do budowania napięcia między człowiekiem a jego obrazem. Stąd też pytanie o to czy zbrodniarz mówił prawdę jest bardzo ważne. Przesłuchujący go potwierdzali, że w przeciwieństwie do innych zbrodniarzy, Hoss mówił wiarygodnie, udzielając wyczerpujących wypowiedzi. Zaznaczyli jednak, że nie są to mocne intelektualne wyznania, tylko wypowiedzi człowieka prostolinijnego.

Podkreślano że nie starał się „upiększyć” siebie, przedstawić w dobrym świetle. Po latach zwrócono jednak na uwagę fakt, że Hoss nigdy nie wyparł się poglądów – do końca został narodowym socjalistą, który w swoim mniemaniu działał w sposób bezinteresowny dla ojczyzny i narodu.    To dobry punkt wyjścia do rozważań o istotę zła w nazistowskim systemie opresji i roli Boga, który będąc wszechmocny musi rozpocząć    Deselaers wychodzi z założenia, iż przystępując do analizy zła w ciele Hossa najpierw należy podjąć rozważania czym jest dobro. Podstawę metodyczną postanowił rozpocząć od filozofii Emanuella Levinasa opartej na myśli Kanta. Levinas, jako filozof „po Auschwitz” pisze o człowieku „Nie należy go sobie wyobrażać jako pozostającego w stanie grzechu; przeciwnie jest on pierwotną dobrocią stworzenia”. Zło pojawia się tylko jako brak dobra. Zło przeszkadza istnieniu dobra. Tylko dlatego, że mamy jakiś stosunek do dobra możemy rozpoznać zło. Jeżeli chcemy w jakikolwiek sposób negować zło, to tylko wówczas, gdy afirmujemy zło. Inaczej nie ma to sensu.    Skąd się bierze siła dobra? Człowiek jest powołany do życia przez miłość. Nie jest ona wyobcowana i nie zniewala jednostki, ale daje wolność i poczucie godności. Miłość odnajdujemy w sferze międzyludzkiej od narodzin po śmierć, w różnych momentach życia.    Za pomocą jeżyka odbywa się porozumienie między ludźmi. Człowiek znajduje swoje miejsce w strukturze społecznej tylko po spojrzeniu na innych. Stąd wiemy, że część z naszych ocen innych to tylko nasza subiektywna ocena.    

 

Rudolf Hoss był człowiekiem, który miał do Boga bardzo żywy stosunek. Bóg chce życia Rudolfa Hossa. Kocha go w sposób absolutny. Oznacza to, że Bóg sam afirmuje siebie. Zawiera on równie akceptację dla wolności Hossa. Bierze się to stąd, że człowiek nie jest poddanym Boga, ale jego partnerem. Akceptacja nie przestaje działać nawet wówczas gdy człowiek odwróci się od Boga. Hoss zawsze jest przez Boga kochany.    Pośrednikiem w relacji Hossa i Boga są ludzie. W otoczeniu Hossa u progu jego życia pojawiają się dwie osobowości. Ciepła i serdeczna matka, którą cenił za jej „niezmierną dobroć”, a w finale życia żałował, że tak mało poświęcał jej czasu. Po drugim brzegu jego życia znajdujemy jego relację z ojcem, które przyćmiewają jego miłość do matki. Były one bardzo chłodne. Chciał on wychować syna na swoje podobieństwo, nie szanował jego indywidualności. Chciał widzieć w synu tylko coś z własnych realizacji. W wychowaniu widział tylko wytyczne, które można określić albo „wojskowe” albo „fanatycznie religijne”. Najbardziej widoczne było to wówczas, gdy ojciec złożył przyrzeczenie, że jego syn zostanie kapłanem. Łamał wówczas podstawowe zasoby relacji „ojciec i syn”, rozdysponując wolnością syna w bardzo brutalny sposób. Jego zdanie miało być oczywiste dla syna. Gdy ten wyjawił mu, że nie chce być księdzem, cała rodzina stanęła naprzeciwko niemu. !   

Hoss żył w domu, gdzie nie było miejsca na humor, żywotność, beztroskę. W małżeństwie rodziców zauważył szacunek do siebie, jednak zarówno „miłości, jak i niechęci” nigdy nie zauważył.    Z racji tego, że nie miał przyjaciół, stopniowo zamykał się w sobie. Najlepszy czas to ten, który spędzał w samotności. Czuł, że środowisko domowe jest dla niego zagrożeniem, natomiast otoczenie natury nie.    Cała surowość wychowania polegała na tym, że powoli syn wrastał w ojca, a nie miał decydującego „siebie”. Tak oto w jego głowie zrodził się swoisty „system totalitarny”, w którym stopniowo „obowiązek” zyskiwał zupełnie nowego znaczenia – z pogranicza mistycyzmu. Zrodził się zatem pewien system „pan – sługa”, w którym Hoss wyrzeka się własnej niepowtarzalności. I co najważniejsze – kształtowała się wówczas postawa wyzbycia się krytycyzmu w stosunku „do tych na górze”. „wszystko, co mi mówił zawsze było „służbą”. Miał być trybikiem wykonującym w machinie „rodziny”.    Ojciec kieruje synem. Daje mu do zrozumienia, że może być kimś tylko przy jego boku. Jest to grzech ojca, który paraliżuje jego poczucie miłości.    Religia w tym wypadku, sugeruje Deasellers, zamiast uzdrowienia daje coś zupełnie przeciwnego. Relacja do religie zostaje tutaj zastąpiona przez autorytarne postrzegania religii przez ojca Hossa. Hoss czuł w tych relacjach, że staje znacznie poniżej swojego ojca. Czuł, że za swoje grzechy nie jest odpowiedzialny przed Bogiem, tylko przed własnym ojcem. „Mój ojciec był kimś w rodzaju wyższej ascety, z którym nie mogłem się równać”.    Ojciec nie stosował przemocy wobec syna, lec „przymuszał do modlitwy”. Chciał go w ten sposób zbliżyć do Boga. Tutaj jest to wytaprzone. Hoss w przymuszaniu do modlitwy nie znajduje sensu, jest przy niej raczej wyobcowany.    W tej relacji wkomponowuje się również „powołanie” do którego jest przygotowany. Hoss wspomina, jka podczas licznych pielgrzymek ojciec modlił się by ten został świętobliwym kapłanem. Ponownie zostaje podkreślona wola ojca, nie syna.    Taki świat traci swoje prawdziwe religijne centrum – szacunek do godności ludzkiej i bezwarunkowej miłości. Pojawienie się takiego „mini totalitaryzmu” na którym wyrasta Hoss powoduje powolne przeinaczenie życiaw wierze w tak naprawdę świat bezbożny. Ojciec wychowując tak syna daje tak naprawdę kłam Bogu. Sugestia – jesteś kimś, jak tylko pójdziesz wyznaczoną przeze mnie drogą i włączenie w to systemu religii jest poważnym błędem – podkreśla Deassalers. 

 

Powinien raczej zaufać Bogu, który czyni „możliwą miłość i wynikającą z niej przyszłość”.    Z czasem Hoss traci umiejętność przyznawania się do słabości i wad. Staje się podobny do ojca. Wówczas w jego rozumowaniu rodzi się myśl, że „zło” może pochodzić głównie z zewnątrz (koledzy z klasy, ludność z Afryki itp.). zanika zdolność akceptacji „inności”. Hoss wychodzi z założenia „ja” nie mogę istnieć jeśli nie dostosuje się do innych. Ale inni jeśli tego nie zrobią – też nie.    To z czasem musiało spowodować wyobcowanie wobec domu, chciał zmienić środowisko. Rozpoczyna się I wojna światowa, niemal równocześnie z tym umiera ojciec. Hoss nie chce „stracić okazji jaką dawała wojna”.  To jego pomysł na samorealizację. Życie religijne powoli schodzi na dalszy plan, ważny staje się pobyt w wojsku. Hoss znajduje akceptacje jakiej nie dało mu życie rodzinne. Ale jak to było w ogóle możliwe? Deasselrs twierdzi, że nie ze względu na jego osobę, ale jego dokonań. Koleżeństwo polegało na tym, że obowiązywała zasada, iż w razie potrzeby i niebezpieczeństwa jeden na drugim może bezwzględnie polegać. Czas ten Hoss wspominał z dumą – zostaje dowódcą i bohaterem.

W takim świecie rozwinęła się jego samoświadomość – zależy ona całkowicie od pełnionej roli. Od bycia KIMŚ.    Widać tutaj typowe rozszczepienie świata – na to co wewnątrz i na to co na zewnątrz. Ludzie z którymi walczył nie mają  jakiś wartości. Ich eliminacja jest tylko „zadaniem technicznym”. To chłodne nastawienie wynika tutaj z braku zaszczepionego w nim poczucia miłości.    Po wojnie rozumie, że akceptację  może zdobyć tylko w taki sposób. Rodczina nie zaakceptowała jego nowej drogi, więc odszedł. Jest to naturalna konsekwencja jego rozwoju. Nowy dom znalazł w środowisku kolegów z placu broni.    Nie dziwi zatem fakt, że powoli odchodził od wiary. Jego odejście to konsekwencja opuszczenia pewnego środowiska.  Początek lat 20-tych to intensywne doznania w jego życiu. Odejście od rodziny i pęd ku karierze wojskowej to spontaniczny moment. Nie była to zatem dojrzała decyzja. Rolę podjęto pod presją nowego środowiska. Usprawiedliwiając Hossa Desselers pisze, iż możliwe iż wóczesny grzech Hossa jest po części grzechem innych. Środowisko bowiem ucząc go niechęci do obcych  podtrzymało i umocniło jedno – wyobcowanie serca względem miłości.    W roku 1922 ostatecznie odchodzi od kościoła. W latach 1922-24 znajduje się w więzieniu, które bardzo źle znosi. Co ważne odkrywa, że wiara sama w sobie nadal ma dla niego wciąż jakieś znacznie. Po wyjściu znajduje jej substytut. Wstępuje do Artamanów. To kolejna droga, gdzie szuka sensu życia i własnego powołania. Był niezwykle dumy obserwując jak wiele osób wstępuje w jego szeregi. Oczywiście – sugeruje Deselaers, samo wstąpienie do takiego ruchu (promującego gospodarkę wiejską i naturę) nie jest zły – jednak u Hossa był ot kolejny element, który składa się na „odhumanizowanie” stosunków między ludzkich. W miejsce odpowiedzialności wchodzi tutaj coś powiązane z rasizmem opartym na zasadzie „krew i ziemia”. Redukuje człowieczeństwo tylko do biologii. Zdrowie duchowe jest utożsamiane ze zdrowym trybem życia, natomiast spotkanie z „drugim człowiekiem” schodzi na drugi plan. Jego stosunek do obcych staje się wrogi. Ten obraz świata w ujęciu Hossa dotyczy wszystkich dziedzin życia i dlatego w pewnym momencie staje się niebezpieczny. Tymczasem już wkrótce narodowy socjalizm miał się stać dla niego alternatywą dla istnienia Boga, którego znał z młodzieńczych lat. W działalności w ruchu narodowo socjalistycznym znalazł możliwość wzięcia absolutnej odpowiedzialności za powierzone mu zadania, jak i akceptacji wśród osób z którymi go wykonywał.

 Zatem – sugeruje Deselaers – na odczłowieczonej płaszczyźnie tematy religijne zostały odpowiednio zagłuszone.    Ideologie narodowego socjalizmu sugerowała, że „Bóg” wybrał wolą Aryjczyków (naród wybrany), by odtworzył zgodnie z „zasadą gatunków” ludzkie stworzenie. By to mogło się stać pojawił się nowy mesjasz – Hitler, który będzie walczył o decydujący obraz świata, wraz ze swoimi uczniami, którzy będą głosić jego ewangelię.    Okazuje się więc, że absolutnie posłuszeństwo wobec Wodza jest posłuszeństwem wobec Boga, sumienie służy temu by zanin podążać. Bo należy zrobić wszystko, by przełamać „grzech pierworodny” – zmieszanie ras. Kiedy ta wojna zostanie rozstrzygnięta – zapanuje wieczne panowanie „narodu niemieckiego”.    Zachowanie Hossa brało się właśnie z tamtej ideologii i jej pseudo religijnej otoczki. Jak sam przyznał – wierzył w to jak w dogmaty religijne. Warto by przypomnieć w tym miejscu jego ojca. Hoss w tym wydaniu również zaczął przypominać fanatyka religijnego.    To nie był tylko pociąg „biologiczny”. Gdy Hoss miał wyrzuty sumienia traktował to niella jak zdradę. Najwyżsi rangą Naziści byli jego znajomymi. Wielu byłych towarzyszy broni pełniło ważną rolę w aparacie nazistowskim. To na tym polu szukał uznania dla swojej działalności. Gdy rozpadł się ten świat, zauważył wielką pustkę.    Zanim to jednak nastąpiło Hoss był cały czas zapatrzony w narodowo  - socjalistyczny obraz świata. Gdy osiągnął odpowiednie stanowisko w SS z czasem zaczyna realizować swoje „główne zadanie” – rozbudowa obozu KL Auschwitz. To pozwala mu na uczestnictwo w „pierwszej linii narodowego – socjalizmu”. Tak oto w jego mniemaniu „wszystko co stawało na drodze do ostatecznego zwycięstwa schodziło na drugi plan”. W jego skład wchodziła ojczyzna, rodzina, wspólnota znajomych oraz cząstak „boża”. W jego myśli musiał działać dla Auschwitz dla „narodu” i to z wielką pasją, która spowoduje za, że dla niej będzie „wszystkim albo niczym”. Graniczy to niemal z opętaniem.  To ślepie podporządkowanie SS należy rozumieć przez ideologiczną, niemal religijną walkę. Z tej perspektywy, zaznacza Deselaers poznajemy jego stosunek do więźniów (np. brak sadystycznych zachowań przy jednoczesnym nadzorowaniu przy masowych mordach). Dodajmy do tego jego życie na terenie obozu, gdzie kwitła jego rodzina i jego brak wewnętrznej potrzeby bogacenia się – otrzymamy pełnię fanatycznego nazisty, gotowego na każde skinienie „góry”.    Stłumienie sumienia prowadziło do wyobcowania. Według Deselaersa miało ono poczwórny charakter –    

  1. Wyobcowanie względem więźniów – ofiar. Hoss nie miał do nich stosunku „ludzkiego” tylko służbowy. Z racji tego traktował ich jak „rzeczy”, ich los był dla nich obojętny. Dotyczyło to również okrucieństwa jakie było wobec nich stosowane. W pewnym momencie gdy spotkał ich w więzieniu polskim było dla niego dużym zaskoczeniem, ludzka postawa wobec niego.   
  2. Wyobcowanie względem podwładnych – żył z nim jako „za szklaną ścianą”. Nie ufał im, jak i oni jemu. 
  3. Wyobcowanie względem własnej rodziny. W liście pożegnalnym przepraszał swoją żonę za to co im zgotował.   
  4. Wyobcowanie względem siebie. Jak wspomina „od początku okresu gazowania w Oświęcimiu nie byłem szczęśliwy”. Dochodziły do tego niekończąca się praca i niesubordynacja pracowników a także niezrozumienie u przełożonych. Zabrakło uznania wśród grupy SS, do której odnosił się. To go bardzo bolało.   

Podsumowanie 

W opinii kapłana głównym grzechem Hossa było to, że zdradził sam siebie. Był owszem człowiekiem sumiennym, ale oderwał się w pewnym momencie od boskiego głosu sumienia. Zamiast trwać przy Bogu wolał przeistoczyć się w osobę, która szuka akceptacji w najróżniejszych instytucjach, które z czasem zwalniają go z wszelkich wyrzutów sumienia. Jego sens życia – czyli „wykonanie zadania” były niczym innym jak walką „przeciwko Bogu”. Wyrzekał się go niemal przez całe życie. To jego bunt przeciwko źle nakreślonej roli autorytetu w młodości.    

BIBLIOGRAFIA -

 M. Deselears , Bóg a zło, Krakow 2003

  - www.franciszkanie.pl 

 -<http://cdim.pl/manfred-deselaers-bog-a-zlo-w-swietle-biografii-i-wypowiedzi-rudolfa-h-ssa-komdentanta-auschwitz,493 

 -https://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2126,dlaczego-bog-stworzyl-zlo.html< 

 -https://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/lyk-teologii/art,23,dlaczego-pozwala-na-zlo-o-bogu-milczacym.html< 


Zdjęcia pochodzą z "domenty publicznej". Tekst zgłaszam do III konkursu tagu pl-religia w kategorii Religia w czasie II wojny światowej.

Coin Marketplace

STEEM 0.30
TRX 0.12
JST 0.033
BTC 64344.02
ETH 3142.36
USDT 1.00
SBD 4.01