"Gniew oceanu" - mistrzostwo "kina patetycznego"

in #polish6 years ago

 Mam nieodparte wrażenie, że takie kino kochamy najbardziej, gdy jesteśmy wczesnymi nastolatkami i już po 30-stce. Bo gdy jesteśmy młodzi wierzymy jeszcze w idealizm i lgniemy do rozwiązań, które łączą grupę. Potem włącza się w nas cynizm i przez wiele lat mamy z takich filmów bekę. Aż po 30-stce zakładamy rodziny i chcemy najmłodszym znowu pokazać najlepsze wartości. A takie znajdziemy w kinie. Bez względu na to czy ratujemy ziemię przed asteroidą, czy wielkim tsunami, kosmitami, trzęsieniem ziemi czy czymkolwiek co może zagrozić ludzkości staramy się tam odnaleźć wspólnotę, najlepiej opartą na rodzinie. 

Dokładnie tak samo jest w bardzo (o czym nie wiedziałem) kasowym filmie Wolfganga Petersena z 2000 roku pt. „Gniew Oceanu”. Mamy tutaj niewielkie przymorskie miasteczko, gdzie ludzie chcą po prostu normalnie żyć i zarobić. Są normalni i wyznają tradycyjne wartości. Morze jest dla nich świętością, obchodzą się z tym miejscem z najwyższym szacunkiem. Jest miejsce na radość, smutek, przewały dnia codziennego. Zastanawia mnie w tym filmie piękno tych patetycznych scen – jesteśmy tutaj, reprezentujemy „zwykłą Amerykę” i bardzo się nam to podoba. W tym filmie etos pracownika fizycznego wyłapano przepięknie. Jest to piękna metafora „od pucybuta do milionera”. Gdy wypływają w ocean cała wioska trzyma za nich kciuki. Wszyscy wiedzą, jak trudna jest to praca.   Ich ostatni rejs też robi wrażenie... Długie kadry przypominają nam o obowiązku zarabiania i pięknie tradycyjnych wartości. Ale nagle robi się mocno. Zbliża się zderzenie dwóch sztormów... 

(zwiastun)

Film autentycznie wzrusza. A zawsze sobie mówiłem, że mnie nie ruszy już nic. Żadna sprawa w kinie nie jest przecież tego warta. Ale okazuje się, że niekoniecznie. Może to dlatego, że gdy wchodził na ekrany miałem w sobie cynizm i patos mnie głównie śmieszył i nie mogłem go racjonalnie ocenić? A może dlatego, że zmieniły się wichry w moim życiu i dziś zastanawia człowieka co by się stało, gdyby twoi najbliżsi mieli taką wątpliwą przygodę jak grupa rybaków w niewielkim kutrze.   

W filmie z całą mocą czuć potęgę przyrody. Rusza niczym lokomotywa Tuwima – powoli ospale, by w finale upomnieć się o swoje. By w finale przypomnieć nam, jak małymi istotami jesteśmy w momencie naszej walki z naturą. Niezwykle stropuje nas to w momencie kolejnych naszych działań na rzecz pokazywania naszej buty względem niej.   Mimo, że od premiery minęło 18 lat to wciąż warto.   
 

Sort:  

Mam na swej liście do obejrzenia już od jakiegoś czasu. Takie pojedynki natury przeciwko człowiekowi rzeczywiście bardzo lubiłem oglądać na ekranie.

Powiem tak: na mojej liście był przez 18 lat. Dopiero Netflix pomógł:)

Widziałam kilka razy. Bardzo polecam! :)

Piękny film!

Jeśli mam być szczery, to strasznie mnie odrzucają filmy, które można by zaliczyć do kategorii katastroficznych. Wiem, że zapewne niesłuszne. Na pewno są wśród nich perełki, może nieliczne ale jednak - tylko mam straszny opór przed ich szukaniem. Ten film, dzięki Twojej recenzji, akurat wygląda ciekawie - dzięki za zachętę. Może uda się skorzystać. :-)

Dasz radę :) w tym filmie efekty są ważne, ale nie przez cały film

Coin Marketplace

STEEM 0.20
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 64572.94
ETH 2630.79
USDT 1.00
SBD 2.82