20 lat temu wydano „Ostateczny Krach Systemu Korporacji” KULT-u
To był złoty czas polskiego rocka. Lata 90-te to moment, gdy powstało wiele wspaniałych płyt i znanych przez niemal wszystkich utworów. Często nawet nie wiemy, kto je nagrał, ale jak usłyszymy riff lub beat to sami nucimy utwór. Te lata to także jeden wielki trumf niemal wszystkich możliwych pomysłów muzycznych Kazimierza Staszewskiego. Jego działalność solowa, z KNŻ czy też z jego podstawową grupą Kultem to doskonały przykład tego, jak artysta który ma coś do powiedzenia może sobie doskonale radzić. Ukazujący się 4 maja 1998 roku „Krach” miał to po raz kolejny potwierdzić.
Ale grupie przydarzył się kryzys. Pod koniec 1997 roku zespół był ze sobą mocno skłócony. Kazik święcił sukces „12 groszy”, a zespół szukał swojego pomysłu na siebie. „Nie wiedziałem czy będę mógł z nimi coś jeszcze nagrać” wspominał po latach Staszewski. Wyglądało to na typowy „kryzys wieku średniego”.Co ważne na samej płycie jest tego doskonały wydźwięk. Jest to jedna z niewielu płyt lokalnych bonzów, która mówi wprost: osiągnęliśmy już próg dorosłości. Potwierdzają to wersy„Kończą się czasy naszej młodości” a także uroczo radosne „gdy nie ma dzieci to jesteśmy niegrzeczni”. Te dwa zwroty pokazują, że czas już pomyśleć o czymś większym, poważniejszym. Że wiele rzeczy przemija. Nawet sam tytuł płyty wziął się z krytyki naiwności niektórych artystów. Jello Biafry powiedział „Najbardziej lubię wizualizować sobie ostateczny krach systemu korporacji”. Dla Kazika było to głupie i infantylne. Po prostu rock nie był już muzyką buntu i młodości, co w „Krachu” wybrzmiało dość znacząco.
Tymczasem zespół był w nie najlepszej kondycji psychicznej. Ale zaczęli działać. Spotkania terapeutyczne i odsunięcie niesnasek na boczny tor miały dać skutek. I to naprawdę pożądany. Kazik mówił, że to była „ostatnia płyta, którą nagraliśmy, tak jak trzeba”. Czyli wszyscy z jednego miasta, są na próbach i sprzedają swoje pomysły.
Płyta została dość chłodno przyjęta przez krytyków. Pisali o tym, że widać, iż w kapeli działo się źle. Dodatkowo uznano, że jest „niekultowa”. I bardziej przypomina dokonania solowe Kazika, niż „klasyczny Kult”. Ale znakomicie z kolei przyjęła ją publiczność. Zresztą o to nie trudno. Posiadała ona wiele przebojów, które wówczas nuciła cała Polska. „Gdy nie ma dzieci” czy też „Dziewczyna bez zęba na przedzie” to dziś klasyki, które są żelaznym punktem koncertowym Kultu. Sprzedała się ona wówczas z nieziemskim nakładzie 200 tys. egzemplarzy. I jak mówił Kazik – „złe recenzje mnie nie interesowały. Wynik mówił sam za siebie”.
Po latach naprawdę warto docenić szerokie horyzonty muzyczne które wówczas zaproponowali nam muzycy z zespołu: delikatny „Komu bije dzwon” czy mocną „Goopia Peazdę”. Niektórym ta nierówność może przeszkadzać, ale warto jest wziąć pod uwagę to, że koniec lat 90-tych to pytanie o to jak rock powinien odpowiedzieć na pojawienie się samplera oraz innych komputerowych gadżetów w rękach muzyków. Jedni się z tym pogodzili, inni zostali wierni swoim ideałom. Ale nie zmienia to faktu, że „Krach” to jest to, co Kult od zawsze prezentował swoim fanom. Społeczne teksty Kazika połączone mocnym gitarowym, keybordowym i waltorniowym sosem. Tak jak Kult robił to od zawsze.
Płyta miała także smutny motyw. Tuż przed premierą, 12 kwietnia zmarł perkusista kapeli Andrzej Szymańczak„Szczota”. To był szok dla zespołu. Choć część uważała, że był osobą która żyła we własnym świecie to jednak brał udział w nagraniu najważniejszych płyt. Jemu zadedykowano najpiękniejszy utwór na płycie „Komu bije dzwon”.
Dziś nikt już nie promuje tego rodzaju płyt. Zwłaszcza wśród młodych wykonawców. Dziś nie ma mowy o tym, by w ogóle ambitna treść miała jakąkolwiek szansę na promocję. Na tej płycie mimo że największe przeboje są raczej wolne od polityki i publicystyki to jednak całość jest opisem sytuacji końca lat 90-tych. Dziś ma być raczej zabawnie i lekko. I chyba taka kapela jak Kult w dzisiejszym rozdaniu miałaby znacznie trudniej.
Korzystałem z publikacji "KULT Białea Księga" oraz "Kult Kazika" .
Dzisiaj jest Eurowizja i słabe radia jak RadioZ czy RMF - jak słyszę te rozgłośnie to uciekam albo staram się wyłączyć źródło nieprzyjemnego dźwięku. Mamy w większości miałkie zespoły, które "tworzą" papkę bez wartości, a ludzie się tym jarają.
Ciekawi mnie jaki procent młodej części społeczeństwa sięga po muzykę klasyczną. 1% się znajdzie? Czy może to za duże oczekiwanie z mojej strony?
Najgorsze jest to że w Polsce już chyba tylko kino i ewentualnie kabarety poruszą jakieś kwestie społeczne. Reszta, w tym muzycy są chyba pomijani. Ma być fun ze sceny.
To już 20 lat minęło, masakra jak ten czas leci.
I nic z tym nie zrobimy...
Dokładnie. Miałem napisać to samo.
To jest nienormalne, jak ten czas leci, przecież to było jakby wczoraj.
Śpiewało się ich kawałki, a utwory KULTu były grywane na studenckich dyskotekach.
Oj były :) Miasteczko akademickie w Krakowie - każdy korytarz i "hiciorki" :)
Karaoke w Klubie Żaczek w każdą środe.
O takich przygodach to mi nawet nie mów. Dobrze że jest z pokolenia gdy nie było jeszcze smartfonów:)
Do dzisiaj mam oryginalną kasetę Krachu :) Ogólnie bardzo szanuję Kazimierza, a z tej płyty najbardziej lubię kawałek "poznaj swój raj" Szczególnie na koncertach :)
Potwierdzam :) Ciut inaczej na kasecie utwory rozłożone, nawet bym powiedział lepiej (kończy "Kto wie")
Tak i z tego co sobie przypominam, to właśnie na kasecie nie ma mojego ulubionego kawałka, trzeba było kupić CD żeby móc go posłuchać, albo mi się już po tych 20 latach pamięć skrzywiła ;)