Jedna rybka... Jedno życzenie... Miliony istnień.
Złapałem już niejedną złotą rybkę... Praktycznie całe dzieciństwo spędziłem nad okolicznymi gliniankami, po których obecnie nie pozostał nawet ślad. Miasto... rozrastające się, wiecznie głodne nowych terenów zasypało je wpierw tonami odpadów przemysłowych i śmieci potem za jakiś czas nawiozło hałdy ziemi, wyrównało teren i postawiło stację benzynową oraz market jednej ze znanych sieci handlowych z dużym, wyłożonym kostka brukową parkingiem. Zniknęły moje glinianki... Szlag przy okazji trafił położone przy nich rodzinne ogródki działkowe. Cieszący się tam swoimi rabatkami, zielenią i spokojem emeryci, praktycznie z dnia na dzień zostali wyrzuceni z nich na zbity pysk. Miasto było zachłanne i wystarczyła jedna sesja rady miasta, kilka podpisów i pstryk! Zmiana planu zagospodarowania przestrzennego... Nie ma oazy zieleni i życia jest w to miejsce "teren inwestycyjny"! Eh... mniejsza z tym. Jak śpiewał Bułat Okudżawa...
Wracając do tematu to właśnie na owych gliniankach, uzbrojony w bambusową wędkę - składany na trzy, sprężysty 3 metrowy bat, uzbrojony w druciane przelotki, byłem niekwestionowanym królem okolicznych blokowisk w łapaniu karasi złocistych.
Okoliczni wędkarze przeważnie łapali karasie zwyczajne, małe, ruchliwe i wytrzymałe, świetne jako przynęta żywcowa na szczupaka, czasem trafił się mały, czarny lin. Ja budziłem szacunek, zazdrość i zawiść schodząc z łowiska z kilkoma sztukami, dużych karasi złocistych w plastykowym wiadrze.
Koledzy pytali mojego ojca - na co gówniarz łapie? Ojciec zgodnie z prawdą odpowiadał, że na ciasto ale jakie to nie wie. :) To mój tata kiedy powiedziałem, że chce łowić ryby opłacił mi kartę wędkarską, zapisał mnie do koła wędkarskiego przy swoim zakładzie pracy i zaopatrywał mnie w sprzęt wędkarski. Kochany człowiek. :)
Właśnie ciasto było moim sekretem. Wszyscy łapali na mannę z wanilią lub żółtkiem ja nie. Moja tajna broń była darem wiedzy od starego wędkarza, który z racji wykonywanego zawodu, dużo jeździł po Polsce. Zawsze miał ze sobą wędkę i odwiedził niejedno łowisko i z nie jednym tybylcem o rybach rozmawiał. Był dziadkiem mojego kolegi i zabierał nas czasem na ryby a ja widząc jak łapie karpie, liny i duże, gruntowe płocie podpatrywałem i pytałem. Od niego pochodził sekret na ciasto, które stało się moją tajną bronią, która pozwalała mi poławiać karasie złociste... Kasza manna ze świeżo utartym ząbkiem czosnku, zawinięta w kawałek płótna. Nikt w mojej okolicy na to wtedy nie łapał. :)
Do napisania tego tekstu zainspirował mnie nowy temat z cyklu Niedźwiedziowe dyskusje #3:
No kolejny wędkarz :)