Zmęczyłam dusika... czyli czasem warto poczekać.
Miałam ze dwa miesiące temu małe starcie z rękodziełem, którego to dramatyczny przebieg zrelacjonowałam w tym tekście. Zapragnęłam wtedy naszyjnika, bo wiosna, szyja wreszcie odsłonięta i tak dalej. Być może ciśnienie było zbyt duże... było "muszę" zamiast "chcę", co pozbawiło mnie wszelkiej radości z pracy. Przełożyło się to na efekty, a raczej ich brak.
Frustracja trwała krótko - zrozumiałam lekcję... "muszę", to zabójca kreatywności i radości tworzenia.
Temat wtedy odpuściłam, ale o nim nie zapomniałam. Obiecałam sobie, że wrócę do niego tylko wtedy, gdy przyjdzie właściwy moment. Gdy to będzie impuls i chęć, a nie poczucie dyskomfortu i wewnętrzne ciśnienie pt. "powinnam".
W międzyczasie zakupiłam zapas czarnej nici, co nie było wcale proste. Te, które używałam do tej pory (wg mnie najlepsze), wycofano z produkcji. W hurtowniach można ustrzelić jakieś resztki, zazwyczaj w nietypowych kolorach... czarnej jak na lekarstwo. Ostatecznie udało mi się nabyć cztery kordonki, tak na zapas.
W tym tygodniu fala zleceń opadła i zamiast panikować, jak to miałam niegdyś w zwyczaju, postanowiłam to wykorzystać. Pierwsze o czym pomyślałam - dusik*!!!
*Dusik, choker - dopasowany naszyjnik, ozdobna obróżka
Wybrałam prosty wzór, który próbowałam ugryźć dwa miesiące temu - wtedy mi się nie udało, choć podchodziłam do niego dwa razy.
Tym razem szło dobrze... przezornie odpuściłam sobie filmy, żadne tam kultowe produkcje znane na pamięć.
Decydującym momentem była nawrotka i rozpoczęcie drugiego rzędu - spasuje, nie spasuje? Spasował :)
Wtedy nabrałam pewności i przestałam tak gorliwie patrzeć na schemat.
Gotowa stonoga:
Na zdjęciu tego nie widać, ale koronka w tej postaci nie przedstawia się zbyt dobrze - nierówna, gruzełkowata, pętelki poskręcane...
Wykończenie, to najnudniejsza część - niby gotowe, a tyle jeszcze do zrobienia. Przede wszystkim trzeba ukryć "sznureczki". Każdy z nich skręcony jest z trzech cieńszych nitek, trzeba je więc rozplątać i po kolei wszyć w koronkę.
Po namyśle dorobiłam jeszcze "łańcuszek" do zapięcia, dzięki któremu można regulować obwód dusika. W razie, gdyby mi się kiedyś rozmiar kołnierzyka zmienił.
Potem koronkę trzeba zmoczyć, ponaciągać, ułożyć poskręcane pętelki - w praktyce oznacza to wyrównanie każdej z osobna szydełkiem... Na koniec można wyprasować. Nie chciało mi się wyciągać żelazka, to przywaliłam dusika ciężkimi księgami i tak zostawiłam na noc.
W celu dodatkowego ujarzmienia koronki można ją wykrochmalić lub potraktować lakierem do włosów. To dobry pomysł, bo szczególnie pętelki, cholery, lubią się wykrzywiać.
Gotowe:
Próbowałam zrobić zdjęcia naszyjnika na sobie. To trudne bez kijka do selfie. Szczególnie, że musiałam użyć aparatu głównego, bo ten z przodu robi beznadziejne fotki. Po odrzuceniu zdjęć podłogi, wersalki, drzwi, ścian i mebli, a także tych zrobionych jakby z perspektywy pająka ukrytego głęboko w moich włosach, zostało kilka takich, z których mogłam coś wybrać.
To od tyłu też sama robiłam... dalej, dalej, ręka Gadżeta :D
Ze swojej pracy jestem bardzo zadowolona.
Jeszcze tylko coś do ubrania sobie kupię, bo absolutnie nic mi nie pasuje do tego naszyjnika. Kompletnie.
Piękny! Lubię dusiki, zawsze ubolewam że szyja nie ta u mnie, żeby nosić :D
Dzięki :) W kwestii Twojej szyi nie będę się kłócić, choć mam ochotę zakwestionować ;)
Śliczny! Ogromnie podziwiam takie rękodzieła, bo moje umiejętności kończą się na przyszyciu guzika ;)
Dziękuję bardzo :)
Myślę, że możesz spokojne zaprzestać szukania ubrania. Sama w sobie ta piękna ozdoba, odpowiednio wyeksponowana może być bardzo zmysłowym akcentem i medium podkreślającym kobiecość właścicielki... Nie tylko ja tak uważam, spójrz na wstążkę... :) "Olimpia" 1863 - Eduard Manet
Naprawdę.... nie mogę.... iść na zakupy? Chlip, chlip.
:D
A tak na poważnie, to zgadzam się w kwestii potęgi drobnych dodatków :)
hahaha,
piękne, zdecydowane i męskie spojrzenie na temat.
klasyczne takie :))
Frywolitka, to dla mnie, jak na razie wiedza tajemna w księgach zakazanych umieszczona... i na yt :) bardzo mi się to podoba, ale na razie jednak pozostanę przy moich krzyżykach.
Nic na siłę :)
Też tak uważam i podzielam Twoje spostrzeżenie, że "muszę" jest zabójcą kreatywności. Ja obiecałam, że wyszyje przyjaciółce jej drugiego synka. Pierwszy haft był niespodzianką i dużo szybciej haftowałam. A teraz przyjaciółka, co jakiś czas pyta, ile już wyhaftowałam i łapię się na tym że wena twórcza ucieka mi gdzie pieprz rośnie.
Cudny dusik! Osobiście obrałabym na cel jakiś sklep z bielizną. :)
Bielizna... Lubię, gdy dzielisz się swymi osobistymi refleksjami, @bowess. To wielce inspirujące :D :D
Piękny :D super, że do niego powróciłaś. Też takiego chce :D
:D
To dam Ci znać przy następnym przestoju w pracy! Zawsze fajniej robi się dla kogoś :)
Super :) będę czekać zatem na info.
on jest DOSKONAŁY!!!
teraz jeszcze tylko przełamać strach przed uduszeniem :)
(najlepiej zakładać go na noc, tłamsząc własne ataki paniki, dławiąc sie swoim szlochem w poduszkę..
i po kilku dniach, cyk!
gotowe! :D
można już go nosić do ludzi! :))
o i proszę, napisałam niechcący przepis na oswajanie własnych lęków:)
a szczerze mówiąc, to moja ciotka miała kiedyś taki krotki, zloty naszyjnik w kształcie węża.
zapinało sie go na szyi, na zasadzie, ze wąż zjadał swój własny ogon.
i - o ile to zapięcie mnie fascynowało,
o tyle, gdy zakładała go na szyje, to ja mdlałam.
nawet do dzisiaj, na samą myśl mi słabo.
śmieszne i straszne.
Twój dusik nie ma z tym nic wspólnego, jest przepiękny! :)
@rozku, gdyby istniała nagroda za najlepsze komentarze, byłabyś faworytką :D
Zaskoczyłaś mnie przenikliwością :) Ja faktycznie mam lekki schiz na punkcie ucisku szyi, dlatego nie noszę golfów, kołnierzyków czy łańcuszków. Wciąż mi się wtedy wydaje, że do mózgu nie dopływa odpowiednia ilość krwi i zaraz zemdleję.
Tak że tego, kilka nocy się przemęczę, jak radzisz :D
Piękne rękodzieło :)
Dzięki ;)
Jest wspaniały!
Na bezdechu czytałam pierwsza relację o tym dziele;) Druga też zreszta. Jak zawsze Twoje teksty sa wspaniałe. Odczuwam niedosyt po przeczytaniu tylko jednego więc zazwyczaj konynuuję (nawet jeśli mam czytać po raz wtóry;)).
Dziękuję bardzo! Można rzec, że jestem w stanie zrobić dramat z najbardziej nawet błahej sprawy :D :D
Jak nie pasuje nic do naszyjnika? Starczy, że TY pasujesz.:)
Kto by tam się ubraniem przejmował.:)
POZDRAWIAM.
Kolejny męski, jakże cenny głos ;) Dziękuję!