Zanim został Leonidasem... czyli historia pewnej iluzji.steemCreated with Sketch.

in #polish6 years ago (edited)

Przelało mi się wczoraj na prywatnym seansie filmowym, poziom rozczarowania sięgnął zenitu.

Ja wiem, że rozczarowania to efekt oczekiwań, ale któż ich nie posiada. No, może Budda był od nich wolny, ale do tego pana jestem uprzedzona odkąd zdarzyło mi się doświadczyć tresury w duchu idei nie oczekuj niczego, a unikniesz cierpienia.... Chodziło oczywiście o moje oczekiwania względem partnera i jak się szybko okazało, on sam tej zasady nie miał zamiaru stosować, choć cytował Buddę, jakby go znał osobiście. Spotkał go los niektórych, zbyt nachalnych treserów cyrkowych.

Było, minęło. Wciąż miewam oczekiwania i bywam rozczarowana, co nie oznacza, że obrażam się jak dziecko, czy bezkrytycznie uwalniam emocjonalny rzyg. Staram się w kontrolowany sposób wyrażać swe odczucia, na przykład pisząc. W tym celu należy wyciszyć nieco mózg ssaczy i nawiązać połączenie z korą nową, co niniejszym czynię.

Halo, halo? Już. Umysł jak brzytwa, z niewielką domieszką emocji. Jestem gotowa.

Obejrzałam wczoraj film Skok stulecia (Den of Thieves). Zrobiłam to, by zobaczyć jednego człowieka i nie był to wcale 50 Cent. Chodzi o Gerarda Butlera. Nieszczęśnika, któremu niegdyś ustawiłam poprzeczkę tak wysoko, że od tamtej pory nawet się o nią nie otarł.

Obserwuję tego aktora od kilkunastu lat, od spotkania z filmem Dear Frankie. Było to na długo przed tym, nim Szkot stał się popularny dzięki roli Leonidasa w 300.

Dear Frankie jest filmem niszowym, pięknym i łamiącym serce, lecz nie pozbawiającym nadziei na jego uleczenie. Dotyka trudnych spraw, takich jak samotne rodzicielstwo, przemoc domowa i strach o dziecko. Jednocześnie nie ma w nim żadnej drastycznej sceny, ponieważ wszystkie traumatyczne wydarzenia miały miejsce w przeszłości. Widz obserwuje tylko ich obecne konsekwencje - codzienne zmagania samotnej matki, jej samotność i desperackie próby, by zapewnić synkowi choć namiastkę kontaktu z ojcem. Film jest niezwykle spokojny, z długimi, oszczędnymi w słowa ujęciami.

Czyli nuda... nic się nie dzieje proszę pana, cytując czołowego krytyka filmowego, inżyniera Mamonia.

To tylko pozory. W rzeczywistości film posiada potężny ładunek emocjonalny - cała istota w tym, co ukryte przed naszym wzrokiem, niewypowiedziane, a co można wyczuć i wywnioskować ze skąpych dialogów, gestów czy wyrazu twarzy. Jeśli w dodatku odbiorca filmu posiada podobne doświadczenia życiowe, efekt jest piorunujący. Ten film wywrócił mnie na lewą stronę i przedarł się przez ochronny pancerz, który wtedy nosiłam. Nie lada wyczyn w czasach, gdy wszystkie emocje spychałam do podziemia ze strachu przed bólem. Płakałam długo po pierwszym seansie i nie był to płacz nad bohaterami filmu, tylko nad własnym życiem.

Tam właśnie pierwszy raz miałam okazję zobaczyć Butlera. Nie w roli umięśnionego wojownika, romantycznego kochanka czy twardziela ratującego świat. Zagrał zwykłego faceta, marynarza bez imienia, niezbyt sympatycznego i szorstkiego w obejściu. Zarówno Butler jak i jego partnerka filmowa, Emily Mortimer, zagrali poruszająco. Obie postaci są skryte, małomówne, mające ewidentnie problem z okazywaniem emocji, więc aktorzy musieli przekazać całe bogactwo przeżyć i wrażeń za pomocą środków zastępczych - spojrzeń, mowy ciała czy garstki zdawkowych słów. Nierzadkie są w filmie sceny pełne niezręcznego milczenia, gdy najbardziej dojrzałą osobą wydaje się być dziewięcioletni Frankie.

Uroku całości dodają piękne zdjęcia, klimatyczna muzyka (z kawałkiem Delicate Damiena Rice'a na czele) i szkocki akcent bohaterów. Do tego filmu wracam regularnie raz, dwa razy w roku i choć już nie doprowadza mnie do płaczu, to wciąż uważam go za jeden z najpiękniejszych filmów o miłości, jaki widziałam. I nie tyle chodzi o miłość romantyczną, co miłość matki do dziecka.

No dobrze, ale co z tym Gerardem? No właśnie. Zachwycona jego rolą w Dear Frankie postanowiłam zapoznać się z dotychczasowym dorobkiem aktora i obejrzałam kilka dostępnych wówczas filmów. Nawet Drakulę 2000, choć z zasady unikam horrorów.

Jedyne, co z niego dobrze pamiętam, to ścieżka dźwiękowa: Slayer, SOAD, Pantera, Linkin Park i tak dalej, w podobnym klimacie. Natomiast nie byłam w stanie przełknąć gładkolicego Butlera z przerośniętymi trójkami. No proszę was.

Podsumowując krótko tę przygodę, byłam zawiedziona słabym poziomem filmów, w których zagrał. Z tych, które wtedy widziałam wyjątkiem był obraz Jej Wysokość Pani Brown, ale tam dostał małą rólkę.

Co pamiętam z pozostałych?

Pożegnalny Pocałunek (1999) - absolutnie nic.
Władcy Ognia (2002) - jakaś fantastyka, nudny, wyłączyłam zaraz po tym, jak Butler zginął w smoczym ogniu.
Linia czasu (2003) - klimat filmu przygodowego dla młodzieży.
Lara Croft Tomb Raider (2004): Kolebka życia - znowu nic.
Upiór w Operze (2004) - nie dotrwałam do końca, nie pamiętam.

W 2005 roku zaliczyłam jeszcze Beowulf & Grendel... nie był zły... chyba.

Wtedy nadeszli Spartanie.

O tak, to było coś. Ten film ma zarówno zagorzałych krytyków jak i wielbicieli. Zarzucano mu na przykład słaby związek z prawdą historyczną, choć było jasno powiedziane, że jest to ekranizacja komiksu i jako taka prezentuje się wspaniale. Wszelkie przerysowania, czy to w sferze obrazu czy fabuły, świetnie wpisują się w stylistykę gatunku. Dla mnie to było wielkie widowisko, które oglądałam z przyjemnością - sceny bitewne, podkręcone kolory i pięknie pokazany duch walki (cóż z tego, że patos wylewa się z każdego kadru?), a do tego multum umięśnionych torsów... Poezja. Swoją drogą, byłam trochę zawiedziona oglądając materiał ukazujący, jak charakteryzatorzy uwypuklają sześciopaki drużynie Leonidasa. Niezależnie jednak od scenicznego makijażu aktorzy przeszli morderczy trening, by wyglądać godnie.

300 to był dobry film i dobra rola, co więcej - kasowy i medialny sukces. Pojawiła się nadzieja, że sypną się ambitne propozycje, w których Butler będzie mógł przebierać.

Jego kariera była jednak bardzo nierówna. Obok świetnych ról w niezłych filmach ma na koncie totalne słabizny. Jednak najwięcej było produkcji przeciętnych – filmów na jeden raz, takich, z których już po dwóch tygodniach nie pamiętałam niczego.

Często przychodziła refleksja - daj żyć, kobieto. Człowiek ma prawo obrać taką drogę, jaka mu odpowiada. Może wybiera role głównie dla pieniędzy albo po prostu lubi filmy akcji? Ponadto ocena filmu, to kwestia bardzo indywidualna...

Wiedziałam to wszystko, a mimo to wyciskałam jego filmy jak cytrynę szukając tych pierwszych, niemożliwych do powtórzenia wrażeń i marudząc, że marnuje swój potencjał.

Oceniając dorobek aktora brałam pod uwagę jego możliwości. Złościł mnie fakt, że posiadając talent idzie na łatwiznę masowo grając w filmach akcji czy w kiepskich komediach romantycznych. No dobrze, żeby być uczciwą - na trzy obejrzane jedna mi się podobała (Brzydka Prawda).

Co do filmów akcji, nie mam nic przeciwko nim, ale jak widziałam kolejną produkcję, w której Butler gra dokładnie tym samym zestawem tekstów, mimiki i gestów, to ogarniało mnie zniechęcenie. Niektóre scenariusze i role były tak podobne do siebie, że zlały mi się w jedno.

Czarę goryczy przepełnił film Geostorm, który oglądnęłam kilka miesięcy temu. Uwielbiam produkcje katastroficzne i przy dobrych efektach specjalnych mogę przymknąć oko na kulawy scenariusz czy drewnianą grę aktorską. Niestety film zawiódł mnie bardzo i na tej płaszczyźnie. Kiepskie efekty i ogólnie... za mało zagłady w zagładzie. A rola Butlera? Słaba, mało wiarygodna i męcząco schematyczna.

Zmęczenie - to jest dobre słowo. Poczułam się w końcu znużona własnymi wymaganiami i tym, że każdy film z jego udziałem oglądam pod hasłem: sprosta, czy nie sprosta? Przecież w Geostorm zagrał m.in. Andy Garcia i Ed Harris, których cenię i poważam, a jakoś do nich nie miałam o to pretensji.

Wczoraj to zmęczenie sięgnęło zenitu podczas oglądania Skoku stulecia. Sam film zły nie jest, choć do pięt nie sięga podobnym tematycznie produkcjom. Doceniam historie oparte na wielowarstwowej intrydze, zaś ta nie wciągnęła mnie ani na milimetr. W trakcie seansu moje myśli co rusz odpływały ku zagadnieniom życia codziennego, a wychodząc po dolewkę yerby nawet nie dałam pauzy.

W głowie zaczęło kiełkować podejrzenie, że film mi się nie podoba tylko dlatego, że Gerard znowu nie sięgnął (moim zdaniem) poprzeczki. Zauważyłam wreszcie, że wpadłam w przykrą manierę wiecznego krytykowania i kręcenia nosem... Mianowałam się jedynym właściwym specjalistą od kariery GB. Dobrze, że nie pisałam listów z dobrymi radami - mogłoby się zakończyć pogróżkami i ugotowaniem jego ulubionego króliczka w rosole.

A przecież to ja decyduję, co oglądam i ja odpowiadam za swoje reakcje i samopoczucie z tym związane. Nie aktorzy, scenarzysta czy reżyser, tylko ja.

To jest dokładnie to, co często serwujemy sobie w relacjach. Poznajemy kogoś, kto robi na nas dobre wrażenie, bo jest to akurat ten lepszy moment w jego życiu. Albo najzwyczajniej w świecie chce nas olśnić i przez chwilę gra najlepszą wersję siebie. Znacie to?

Na tej bazie budujemy we własnej głowie złudny obraz, który niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Co więcej, dorabiamy do tego całą otoczkę, wizję, która tyle jest warta, co fatamorgana. I tak żyjemy w ulepku swych wyobrażeń i oczekiwań. Dzień po dniu zderzamy się z murem prawdziwego stanu rzeczy i obarczamy drugą stronę odpowiedzialnością za rozczarowanie i złe samopoczucie. Tymczasem ludzie są różni, mają lepsze i gorsze dni, własne przyzwyczajenia, przekonania i potrzeby. Może najzwyczajniej w świecie nie mają ochoty spełniać naszych oczekiwań... lub ich wcale nie znają (bo nie czytają nam w myślach, kochani). W skrajnych przypadkach mogą okazać się psychopatami, którzy grają tylko według własnych reguł i z założenia mają głęboko gdzieś potrzeby innych istot. Od nas zależy, co z tym zrobić... poluzować trochę? Dać drugą szansę? Odejść? Twoje życie zależy tylko do ciebie.

Co jeszcze... Czy zauważyliście, jak przy wygórowanych oczekiwaniach, czy to wobec dzieci, pracy czy partnera, umniejsza się pozytywy, a na plan pierwszy wychodzi to, co jeszcze według nas "nie gra"? Co jeszcze nie spełnia wyśrubowanych kryteriów? Nieważne, że w 80% spełnia... istotne jest te brakujące 20%.

– Mamo, dostałem czwórkę z matematyki!
– tak, ale wciąż nie poprawiłeś pały z fizyki, synu...

Już lepiej się kąsać w język, ludzie, kąsać do krwi!

Tak było i tutaj. Uparcie ignorowałam fakt, że Butler ma na koncie kilka naprawdę świetnych filmów!

Na przykład Rock'N'Rolla Guya Ritchiego (kocham!) i Kaznodzieja z karabinem. Bardzo podobał mi się także melodramat P.S. Kocham Cię i thriller Prawo zemsty. Z typowego kina akcji podeszły mi Olimp w ogniu i Londyn w ogniu. Nic oryginalnego: terroryści, wybuchy i pościgi okraszone sporą dawką typowo amerykańskiego patosu, ale jak dla mnie kawał solidnego kina. I efektowna rozwałka kilku znanych budynków. Nic nie poradzę, lubię to.

Kończę z dziecinadą, niech sobie mój bezimienny marynarz gra w czym tylko zapragnie.

Mam ochotę wrócić za jakiś czas do kilku pozycji, które niegdyś surowo oceniłam. Zacznę od Skoku stulecia, bo coś czuję, że warto dać mu drugą szansę. Na pewno zaś nie będzie wśród nich Drakuli 2000. Tolerancja i otwartość - tak, masochizm - nie.

Tak, jak w relacjach, gdzie pewnym ludziom trzeba powiedzieć "żegnaj na zawsze".

Sort:  

No nie wiem, czy tak sama decydujesz o swoich reakcjach na film. To jedna wielka manipulacja! :) Popatrz choćby co von Trier robi, steruje publicznością jakby miał kartki z emocjami... Kro się nie wzruszył na Tańcząc w ciemnościach?

Wzruszyłam się bardzo losem Selmy, płakałam nawet... ale nie pogrążyłam się w destrukcyjnych myślach na dłużej. Między odczuciem emocji, a reakcją na nią stawiam wyraźną granicę. Można poczuć wściekłość i pozostać spokojnym na zewnątrz. Można zostać zmieszanym z błotem i wciąż czuć niezachwianą pewność siebie. Można zostać porzuconym i pomimo zabójczej mieszaniny emocji nie pozwolić się odrzeć z poczucia własnej wartości. Mniej więcej to miałam na myśli pisząc o reakcji :)

A co on nawyrabiał w Przełamując fale!

Mnie też ten film sponiewierał, był wyzwaniem innego rodzaju. Byłam wściekła na bohaterkę, że sama na sobie dokonuje takiego gwałtu, nie rozumiałam tego rodzaju poświęcenia (jedyny wyjątek czyniłam dla rodziców ratujących dzieci). Dziś odbieram to inaczej, spokojniej. Ona była jak Anioł, jeden z niewielu na ziemi, wśród ludzi.

A weź przestań... trzy dni dochodziłem do siebie!

Prawie każdy film von Triera zasiewa w mojej duszy jakiś niepokój i emocjonalnie rozwala. Cała jego Trylogia Złotego Serca sprawiała, że długo miałem sceny z tych filmów w głowie. Ale prawdziwe spustoszenie w mojej głowie zrobił "Dogville"...

Ja przy Dogville już byłem lekko uodporniony, miałem wrażenie, że poznałem struny, na których von Trier gra. Ale wróce do tego filmu, mam nadzieję, że już te melodie zapomniałem i zrobi na mnie wrażenie większe.

300 to film, który wyrwał mnie na moment ze stanu filmowego warzywa emocjonalnego :) Oglądałem wiele filmów, lepszych lub gorszych, ale jakoś od dłuższego czasu nie było efektu "wow" . Dopiero ten film, obejrzany dość przypadkowo w kinie doprowadził mnie do wewnętrznego drżenia :) Myślałem, że to będzie dla mnie przełom... Ale niestety warzywo powróciło... Oglądam filmy, seriale, i podobają mi się, albo nie, ale to nie jest ten stan, który zawładnął mną po seansie 300 :)

Trudno jest przebić swój ideał, czyż nie? Poprzeczka ustawiona tak wysoko...

300 to ciekawy fenomen. Ogląda się z przyjemnością, nie powiem - z komiksu powstał film na jego miarę - jaskrawy, głośny, pełen kontrastów, ale nie pozbawiony jakiegoś rodzaju delikatnej mistyki - mistyka, fakt, komiksowa, ale kadzidlanie namacalna. Fakt, można łapać się takich dysonansów historycznych jak lambda na tarczach Spartan (w dobie wojen grecko-perskich V w. nie występowała), niekompletne uzbrojenie hoplitów czy coś co mnie zbiło z nóg - Kserkses mówiący o poniesieniu perskich sztandarów wgłąb Europy... Europy? Serio? Jednak tak jak stwierdziłaś - nie może to być kluczowy punkt odniesienia (o ile jakikolwiek) ze względu na cele i zasady komiksowej estetyki. Zwolnienia w scenach bitewnych, posoka, wbijanie w ziemię kolejnych wiklinowych sparabarów, walka w cieniu strzał, spartańskie poczucie humoru a la "otoczyli nas! znakomicie! możemy atakować w dowolnym kierunku!" etc. Efektowna i awangardowa produkcja (spaw historia-komiks zręcznie poprowadzony), w mojej ocenie kinematograficzny smakołyk.

Innych filmów z udziałem sir Butlera i jego torsu nie kojarzę po prawdzie, ale "Dear Frankie" mnie szczerze zaintrygowało ze względu na bieżące zainteresowania rodzicielskie, jeśli to kino z ładunkiem emocjonalnym jak w fenomenalnym Między Słowami - z pewnością warto.

Pisząc fragment o Dear Frankie przyszedł mi na myśl właśnie film "Między słowami", głównie dlatego, że komunikacja między bohaterami odbywa się w dużej mierze pozawerbalnie. Jest to film zupełnie inny a jednak w tym jednym podobny. Bohaterowie po prostu są, nie muszą zbyt wiele mówić, wyjaśniać czy podejmować gwałtownych działań by zaistnieć. Co do emocji, to mam wrażenie, że niektóre produkcje potrafią się przebić przez najtwardsze pancerze. Tak było na przykład z Nietykalnymi, ale tam emocje były bardziej "na wierzchu", główny bohater raczej nie miał problemów z ekspresją :)

Aj, "Nietykalni" to coś wspaniałego - Omar Sy - wspaniały. Występuje również w "Dziewczynie z lilią" na podstawie prozy Viana - polecam.

A mnie z opisem komunikacji między głównymi bohaterami w "Dear Frankie" skojarzył się również film "Drive". Uwielbiam ten film i mogę godzinami patrzeć na wymianę spojrzeń między Goslingiem a Carey Mulligan. Ta ich nieśmiałość, nieporadność w relacjach jest rozbrajająca. Poziom emocji podnosi jeszcze świetny soundtrack w tle...

O tak, Drive to był niezwykły film pod tym względem! Pamiętam, że ledwo zauważalny uśmiech Goslinga na widok dziewczyny wgniótł mnie w fotel. Po takich seansach uświadamiam sobie, że przez cały czas siedziałam w jednej pozycji z napiętym każdym mięśniem. Emocje - to jest moc!

zatnawia mnie czy reżyser był w stanie postawić się w roli tej matki tego dziecka tego ojca kiedy pisał pierwszy scenoopis do filmu...

Coin Marketplace

STEEM 0.19
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 63878.47
ETH 2625.83
USDT 1.00
SBD 2.79