Przeżyłem zawał!
Wpis będzie mocno emocjonalny i chaotyczny, bo piszę go "na świeżo" oraz zawiera jedno trochę drastyczne zdjęcie, o ile ktoś nie lubi krwi, więc uprzedzam.
Jako że mamy teraz sporo wolnego, kładę się spać późno w nocy, wstaję tak naprawdę na obiad - wiecie jak to jest. :D Nie inaczej było dzisiejszego dnia. Spać poszedłem koło 4. rano po obejrzeniu NBA i planowałem wstać "jak zawsze", czyli koło godziny 13.
Niestety, mój sen został przerwany głosem mojej prababci. By wszystko wytłumaczyć, muszę zrobić małą dygresję.
Mamy obok siebie dwa mieszkania. Prababcia ma swoje, my mamy swoje i generalnie żyjemy razem, wszystko dzieje się razem, ale prababcia ma dla siebie pewną swobodę.
Mój pokój jest pierwszy od wejścia, stąd też obudził mnie głos prababci w drzwiach, która pyta:
Jest ktoś?
Ot, zwykłe pytanie, często tak pyta... Zawsze ktoś jest, bo babcia ma 94. lata i mimo swojej naprawdę niebywałej samodzielności, którą podziwiam - potrzebuje opieki (szczególnie widać po poniższej sytuacji). Lekko więc się przebudzam i jeszcze zaspany pytam, o co chodzi. A prababcia z takim przerażeniem w głosie dalej "krzyczy" (o ile w takim wieku można krzyczeć) do mojej babci, że ma przyjść.
Niech ktoś przyjdzie!
Wiedziałem już co się dzieje. Tydzień temu stało się to samo.
Zerwałem się na równe nogi, popatrzyłem, szybka ocena sytuacji, strach w oczach, ale nie można panikować, więc spokojne: Usiądź babcia w pokoju. Nie wiem jak w tym momencie byłem w stanie wypowiedzieć się tak grzecznie i cichutko.
Szybki bieg po domu, czy ktoś jest. Babci nie mam, mamy nie ma - pewnie są na rehabilitacji. Jest wuja i śpi. Krzyczę do niego:
DZWOŃ!
Prababci pękła żyła.
Pisząc to, trzęsą mi się nogi i ręce, bo jest to dla mnie naprawdę niewyobrażalne, ale chcę się tym podzielić z kilku powodów. Przede wszystkim, by uświadomić sobie, jak ludzkie życie może nagle, w ułamku sekundy się skończyć... I jak przy nieodpowiedniej pomocy można po prostu kogoś zabić. Nie nie uratować. Zabić. Bo niestety znam osoby w rodzinie, które nawet nie znają numeru alarmowego, a co dopiero by miały uciskać ranę. Gdyby takie coś przytrafiło się przy opiece kogoś takiego - myślę, że końcówka jest wszystkim znana.
Wracając do tematu, wuja poszedł uciskać, ja szybko wziąłem telefon, 112...
- Dzień dobry, mojej prababci pękła żyła, 94. lata.
- Uciska pan?
- Uciska druga osoba.
- Dużo krwi?
- Dużo.
- Leci?
- Leci.
- Dobrze, przekierowuję. (Adres pominąłem)
- Dzień dobry, co się dzieje?
- Dzień dobry, mojej prababci, 94. lata, pękła żyła. Tydzień temu było to samo.
- Imię?
- Glafira.
- Jak?
- GLAFIRA.
- Jaaak?
- GLA FI RA.
- Co to za imię... Już wysyłam karetkę, proszę uciskać. (Adres ponownie pominąłem)
Wuja uciska, ja poszedłem szybko po 5 zł, gazik, dezynfekcja monety i zmiana ucisku.
Nauczył nas tego po ostatniej wizycie lekarz.
Ciężko jest mi opisać to uczucie. Ciśnienie 200, adrenalina jak po wstrzyknięciu... I przede wszystkim strach przed krwią. Nie koniecznie taki prawdziwy strach, ale po prostu całe życie mdleję na widok krwi (rodzinnie), stąd też od razu po spojrzeniu nie ja uciskałem.
Krwi było naprawdę dużo, ale trzeba było się przełamać w sobie i po prostu ratować. Czekając na pogotowie, zmieniłem wuja i uciskałem tą pięciozłotówką.
Pogotowie przyjechało, przejęli obowiązki, zmienili bandaż, papierkowa robota, bla bla, pojechali.
Widoku tej lecącej krwi nigdy już raczej nie wymażę. Po prostu dziura i tryskająca krew, kiedy uciskałem. Szkoda, że w takich okolicznościach, ale jestem z siebie dumny, że poradziłem sobie i przebiłem tę barierę psychiczną przed omdleniem. Trzęsłem się, jakbym miał padaczkę, a mam przecież już 20 wiosen na karku. Dalej się trzęsę i mam nerwobóle. Wiadomo, że dzieci boją się krwi, a dorosły facet nie powinien, ale po prostu tak jakoś jest. Pamiętam, że po operacji cofnęła mi się krew w kroplówce i nawet na ten widok zemdlałem.
Myślę sobie, że Bóg nie chciał jej jeszcze zabierać, a jedynie nas testował... a może przygotowywał. Łatwiej pogodzić się ze śmiercią drugiej osoby, kiedy ma problemy zdrowotne, niż gdy umiera nagle, bo można sobie wmówić, że chorowała i musiał przyjść ten czas. Wiadomo, że taki wiek nie zdarza się często i trzeba się z tym liczyć, ale o tym jednak nie wolno myśleć. Trzeba się cieszyć chwilą.
Skąd to pęknięcie?
Prababcia ma wiele lat przede wszystkim żylaki na nogach i to takie potężne. Parę lat temu pękła jej już żyła, ale za bardzo tego nie widziałem i nie było to tak poważne. Widziałem jedynie krew na ścianach, bo dla tych co nie wiedzą - krew z żyły leci jakby pod ciśnieniem, stąd też bardzo szybki i daleki strumień.
Przez parę lat było dobrze, jednak tydzień temu sytuacja się powtórzyła. Babcia ponownie przyszła i zaczęła "krzyczeć". Wtedy było to jednak na tyle poważne, że ja po jednym spojrzeniu już miałem ciemno przed oczami. Powiem szczerze - tyle krwi jeszcze w życiu nie widziałem. Głównie dlatego, że takie pęknięcie w ogóle nie boli.
Babcia gotowała kompot, zauważyła coś czerwonego i myślała, że się ubrudziła. To ubrudzenie zaczęło jednak lecieć i zanim doszła, to krwi było już na całej podłodze. Tu jednak ja nie musiałem udzielać pomocy, stąd też zrobiłem zdjęcie (głównie, żeby pokazać tej osobie, jak można kogoś uśmiercić, nie znając nawet numeru alarmowego).
Ktoś może zapytać, czemu nie pomagałem, tylko robiłem zdjęcia.
Po pierwsze, 3 osoby do tamowania krwi to i tak za dużo, więc po prostu nie byłem tam potrzebny, a jak przyjechało pogotowie to już w ogóle.
Drugi powód już przedstawiłem.
Prezentuję więc zdjęcie poglądowe, już w części po sprzątaniu.
W tym momencie śmieję się z tej rozmowy z dyspozytorem, ale w tamtej chwili po prostu miałem ochotę rzucić telefonem w ścianę po drugim pytaniu o imię. Nie wiem jakie są procedury przy przyjeżdżaniu pogotowia (@lewybut, help), ale myślę, że takie komentarze ze strony dyspozytora są po prostu nie na miejscu i nie w czasie. Tym bardziej, że imię nie powinno ich w żaden sposób obchodzić, bo po udzieleniu pomocy i tak biorą dowód. W każdym razie...
Ta sytuacja skłoniła mnie do refleksji. Prababcię wywieziono z dzisiejszej Białorusi (kiedyś Polski) do Niemiec. Przeżyła wojnę, wróciła do Polski, przyczyniła się do odbudowy naszego pięknego kraju... dożyła 94. lata...
I wystarczyłoby, żeby żyła pękła godzinę wcześniej, kiedy spała...
I gdzie tu sprawiedliwość na świecie? Człowiek, który przeżył takie okrucieństwa (wojnę), w wieku 94. lat ma nagle umrzeć z wykrwawienia? W tym momencie pomyślałem sobie, że chyba jedynie pradziadek się już za nią stęsknił.
Moje drugie konto, na którym piszę tylko o sporcie - @dsport.
Dużo zdrowia dla prababci! Ostatnio sam się przekonałem, że dobrze nie spać w nocy. Mianowicie - moja babcia miała grypę. Starsi ludzie często przechodzą ją dużo gorzej. Do tego biorą leki, które mogą mieć gorsze działania wraz z tymi na infekcję.
Babcia poszła do toalety. Gdy wychodziła usłyszałem stuknięcie. Jestem na wyższym piętrze, więc nie wszystkie dźwięki dochodzą. Po sekundzie usłyszałem, że próbuje wołać swojego męża, a mojego dziadka. Zebrałem się w szybkim tempie i zbiegłem po schodach. Oczywiście głos nie był zbyt donośny, bo możesz sobie wyobrazić, że osoba, która upada nie ma raczej siły krzyczeć. Babcia leżała w korytarzu. Zacząłem wołać rodziców, którzy się obudzili. W międzyczasie podniosłem babcię i usadziłem ją w kuchni. Potem standard - mierzenie ciśnienia, patrzę, czy np. kącik ust się nie wygina (typowy objaw udaru), czy potrafi dotknąć określonej części ciała z zamkniętymi oczami, spytałem, czy nie bolała ją wątroba (ataki dają podobne objawy) itd. itp. Podałem jej jeszcze potas z magnezem, bo lubi jej się wypłukać, a też może prowadzić do takich stanów. Napiwszy się wody, poczuła się lepiej. Do kolejnego poranka, gdy sytuacja się powtórzyła. Wtedy zadzwoniliśmy po karetkę, ale niewiele mogli zrobić, bo nic nie wykryli. Potem babcia już lepiej się czuła i do tej pory spokój.
Piszę to, bo nie każdy wie, że nawet samodzielne osoby starsze trzeba pilnować cały czas. Od przyjmowanych przez nie leków, po nasłuchy tego typu sytuacji. Gdybym około 3 w nocy spał, pewnie by tam leżała do rana. Stres, ciśnienie mogłyby doprowadzić do tragicznych sytuacji. Jednym słowem - opieka musi być, a domownicy muszą mieć chociażby podstawowe przeszkolenie, jak się zachować w takich momentach.
Miałem uśmiech na twarzy, jak przeczytałem o kąciku ust, bo udar też już przeżyliśmy. :D
U mnie miał dziadek, więc już jestem wyczulony.
Hemofobia to nie powód do wstydu, wiele osób na to cierpi (paradoksalnie więcej mężczyzn, niż kobiet). Dobrze sobie poradziłeś. Twoja prababcia to twarda sztuka, widocznie jeszcze nie jej czas :)
Jasne, nie ma co się wstydzić, ale wszystko można jakoś przeboleć i zmienić. Terapia szokowa zawsze popłaca. :D
Kobiety naturalnie są przygotowane do widoku krwi. Mogą stracić jej więcej niż mężczyźni. Jednak nie o tym. Komentarz o tym, jak wmawiano mi hemofobię.
Badania sportowe, pobieranie krwi, można powiedzieć, że norma. Siadam na krześle, kobitka słabo zawiązuje rękę i wbija igłę. Mam wędrującą żyłę i trzeba się postarać. Po pierwszym wkłuciu aż wstałem z krzesła. Wbiła się ewidentnie nieodpowienio, co wywołało straszny, przeszywający ból. Za chwilę wbiła po raz drugi, i sobie pobiera. Skok adrenaliny po pierwszym wkłuciu zaczął opadać. Pobrała sobie, co miała, próbuję wstać... i nie mogę. Spadłem sobie na krzesło, złapałem się za głowę, ciemno w oczach. Po chwili się zaczęło normować. Dostałem wodę z cukrem. No i spoko. Blady wstałem i pomaszerowałem na badanie serca. W międzyczasie kobitka wmawia mi, że to wszystko przez strach przed krwią. Nawet nie miałem siły się kłócić.
Na badaniu serca wyszła mi arytmia. Kobitka wypisała mi skierowanie do szpitala. Pojechałem sobie, a lekarz mówi, że zaraz mi zrobi pobieranie krwi i żebym się nie denerwował i nie bał. Ja mu mówię, że się nie boję krwi. On widocznie w skierowaniu miał napisane co innego. Wbił igłę w drugą rękę, pobrał sobie krew, w międzyczasie rzuciłem jakimś sucharem i tyle tego było. Teraz faktycznie boję się pobierania krwi. Nie widoku samej krwi, ale tego, że znów ktoś mi wbije igłę nie tam, gdzie potrzeba. Jeśli chodzi o arytmię - przegiąłem z treningiem i piciem kawy, więc się wypłukałem. Dostałem kroplówkę i przeszło.
Dla personelu medycznego czasem najlepiej jest zgonić na pacjenta, niż przyznać się do fuszerki. Nic mnie tak nie irytuje. To jedna z sytuacji, w których utraciłem do nich zaufanie, które powinno być nieodłączną częścią ich pracy.
Niefajne przeżycie... czasami tak jest, że ludzie nie potrafią przyznać się do błędu i przerzucają odpowiedzialność na drugą stronę. Trudno im zdjąć maskę nieomylności.
Czasem lepiej się nie leczyć :)
Zawsze warto się badać i leczyć, zdrowie mamy jedno i jest cenniejsze niż wszystko inne :-) Z doświadczenia wiem, że nie każdemu jest łatwo pobrać krew, ale oczywiście to nie zmienia faktu, że pielęgniarka się zachowała mało sympatycznie. Nie ma co się zniechęcać od razu, nie każdy taki jest ;-)
Kiedyś po pobraniu krwi miałem podskórny wylew, taki na coś jak 25cm wzdłuż całej ręki (goiło się chyba ze 3 tygodnie). Prawdopodobnie pielęgniarka przebiła mi żyłę na wylot. Nie boję się widoku krwi, nie boję się igły i nie boję się pobierania krwi - nawet nie drgnąłem a mimo to przebiła. No ale to i tak był pikuś z tym co się czasem dzieje w zaciszach gabinetów.
;-D
Zachowałeś się jak trzeba!
Wow, poruszający wpis. Muszę jednak przyczepić się do merytorycznej strony. Z żyły krew się sączy, to z tętnicy tryska. W każdym razie - dużo zdrówka dla prababci!
To może tętnica poszła, bo autentycznie tryskało po ścianach. :D
Dzięki za miłe słowa!
Wstrząsająca historia. Gratuluję, że udało Ci się zachować zimną krew w takiej sytuacji i że uratowałeś prababcię :) Zgadzam się w 100%, że starsze osoby potrzebują opieki, nawet jeśli twierdzą, że jest okej. Cieszę się, że wszystko się dobrze skończyło i dołączam się do życzeń szybkiego powrotu do zdrowia dla prababci :)
Dzięki również! :)
Niestety, czasami nawet starsi ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, ale jest wiele osób, które np. nie potrafiłby się schylić do nogi, żeby samemu zatamować krew, podnieść się samodzielnie...
Chodząc po kolędzie spotykałem wiele takich osób i to jest trochę smutne. Bo co z tego, że przychodzi co jakiś czas opiekunka. Opieka jest potrzebna tak naprawdę 24h/dobę.
Brawo za zachowanie zimnej krwi! Dużo zdrowia dla babci!
Dzięki, przekażę! :D
Dziękuję wszystkim jeszcze raz!
Życzenia się chyba nie spełniły, bo dzisiaj znowu to samo. Tym razem już szpital i noga do szycia.