MEDYTACJA – czyli o co w tym wszystkim chodzi? - Cz. 1

in #polish7 years ago (edited)

joy.jpg

W ciągu wielu lat udało mi się spotkać z tematem medytacji wielokrotnie. Za każdym razem słyszałem wtedy o rozmaitych systemach wierzeń, brałem udział w różnych spotkaniach, i w gruncie rzeczy każdy podczas tych spotkań mówił o medytacji trochę inaczej. Czasem trzeba było wyobrażać sobie jakiegoś boga, czasem jakąś świętą głoskę, a w niektórych przypadkach nic nie wolno było sobie wyobrażać i liczyć oddechy, albo rozwiązywać jakąś dziwną zagadkę, aby umysł w końcu się „zawiesił”. Nie wspomnę już rozmaitych kontemplacji, wspólnych śpiewów i tajemnic duchowych, które trzeba by było poznawać u stóp guru przez następne dwadzieścia lat.

Gdy się to wszystko słyszy albo czyta, to nie dziwi nas, że większość ludzi puka się w głowę i wzdycha: „eh, jeszcze jeden nawiedzony”. I nie ważne czy w trakcie tych przemian duchowych planujemy osiągnąć nirwanę, samadhi, nieśmiertelność albo moce nadprzyrodzone. Istotne bowiem jest to, że ktoś po prostu robi nas w konia. Mój trener NLP Richard Bandler zwykle mówi, że najlepiej takiego guru wmawiającego nam swoje teorie wystawić za okno, i już po kilku minutach poznamy wszystkie wtajemniczenia, na które normalnie musielibyśmy czekać ponad dwadzieścia lat. W sumie niezła oszczędność czasu w dzisiejszym zagonionym świecie!

No ale tak na poważnie, zastanówmy się co my właściwie robimy gdy wpatrujemy się we własny pępek, ściskamy pośladki, wyłamujemy kolana albo zawodzimy tajemniczą mantrę?
Wszystkie te czynności mają bowiem jedną cechę wspólną – nasz umysł zatrzymuje się na pewnych doznaniach, i zdumiony zastanawia się co my z nim wyprawiamy. Doznania mogą być przy tym wzrokowe, słuchowe, czuciowe, bólowe, a jeśli skoczyliśmy do pobliskiego Mind Body Spirit i kupiliśmy sobie kadzidełko, również zapachowe. Czyli na różne sposoby zapewniamy sobie jakieś wrażenia znacznie różniące się od codziennej rutyny, i rozpoczynamy... medytację!

Nie wspomnę już tutaj o wzajemnie wykluczających się poradach różnych mistrzów duchowych, którzy najczęściej za niewielką opłatą odkryją nam tajemnice Kosmicznej Świadomości. Kto byłby w stanie to wszystko spisać i przedstawić w uporządkowany sposób? Chyba tylko Mircea Eliade! Chciałbym jedynie zwrócić uwagę, że jakkolwiek ci wszyscy panowie i panie by tego nie nazywali, starają się oni doprowadzić nasze umysły do fiksacji na pewnym zbiorze psychicznych doznań i utrzymać ten stan przez około dwadzieścia minut. Może to być „stan pełnej świadomości” jak w ostatnim hicie mody nazywanym Mindfulness Meditation, albo rozpłynięcie się w boskim dźwięku OM, jak w Transcendental Meditation, która hitem mody była dwadzieścia kilka lat temu, gdy wszyscy próbowali nauczyć się latać. Natomiast dla człowieka myślącego samodzielnie najważniejsze w tym wszystkim powinno być to jak odrzucić cały ten zgiełk jarmarcznych guru, i skupić się na istocie sprawy, mianowicie na pytaniu jakie funkcje psychiczne praktykujący medytację uruchamiają, a jakie funkcje próbują stłumić, albo odsunąć na dalszy plan.

Pierwszym elementem byłoby tutaj przyjęcie wygodnej pozycji, z wyprostowanym kręgosłupem, ale nie usztywnionym. W krajach wschodu taką pozycją są różnorakie pozycje na podłodze, Boże uchroń przed wyłamaniem łękotki, ale u nas zwykła pozycja siedząca na krześle byłaby całkiem w porządku. No i aby nie odbierać moim nowym adeptom całego czaru, powiem w sekrecie, że jest to pozycja egipska! Tak proszę Państwa, egipska, a nie jakieś tam krzesło jak u pani Zosi na imieninach!

Następnie, gdy już tak siedzimy... no to chciałoby się coś jeszcze zrobić. No dobrze – obserwujemy i liczymy oddechy! Jeden, dwa, trzy … tylko proszę nie zaśnijmy, bo to nie barany, tylko oddechy. No i gdy tak liczymy, to zaczynają nam do głowy przychodzić różne myśli, a to dziecko trzeba odebrać ze szkoły, a to śmietany nie kupiliśmy, potem przypomina nam się ni z tego ni z owego sprzeczka ze sklepową w delikatesach. Ale my nic, tylko się przyglądamy naszym myślom i współczujemy sklepowej, jaką jest nieszczęśliwą, niedoskonałą istotą, która szuka uzdrowienia i pragnie wznieść się wyżej, ale na razie jej nie wychodzi. Liczymy dalej...

Mija dwadzieścia minut - i już zaliczyliśmy pierwszą medytację! Może nie była ona tak wyjątkowa jak te wszystkie medytacje wielkich mistrzów, ale była nasza, własna i autentyczna. Przy okazji zauważamy, że to małe posiedzenie z samym sobą trochę nas odprężyło, przerwało nasz cykl zagonionych myśli, pomogło nam skupić się na odczuciach płynących tu i teraz z naszego ciała, z realnego fizycznego otoczenia, w którym przecież cały czas się znajdowaliśmy, niezależnie od tego czy to był kolejny odcinek M jak Miłość, czy ekranik naszego smartfona...

A może jeśliby tak codziennie te 20 minut medytować, dopóki dzieciaki jeszcze w szkole i przedszkolu, to coś by nam to po jakimś czasie dało? Na przykład zupełnie na nowo ukształtowany, spokojniejszy i bardziej opanowany mózg? Mózg? Ależ jaki tam znowu mózg?! Lotos o tysiącu płatków! Czyli w sanskrycie: SAHASRARA!

Niniejsza publikacja przeznaczona jest wyłącznie dla osób zdrowych fizycznie i psychicznie, i nie pretenduje do rangi publikacji naukowej, oraz nie jest formą porady psychologicznej albo medycznej, lub formą terapii. Jeżeli cierpisz na jakiekolwiek dolegliwości psychiczne albo fizyczne niezwłocznie zgłoś się do swojego lekarza!

[1] Obrazek z pixabay.com

Sort:  

Medytując można spowolnić pracę mózgu i dać mu wypocząć, odciążając go poprzez świadome wybranie tylko jednego bodźca myślowego, którym w danej chwili go zajmuje. Ja na ten przykład lubię medytować na padoku z końmi. Siadam wygodnie opierając się plecami o drzewo, zamykam oczy i zaczynam słuchać dzwięków otoczenia to absorbuje mnie tak, że myśli o codziennych sprawach znikają pojawia się uwaga, zwalnia mi oddech i tętno. Z dźwieków, które mnie otaczają wybieram jeden, to może być odgłos szumu trawy na wietrze, kopyt koni które wokół mnie chodzą skubiac trawę, ptaka na pobliskim drzewie czy samochodu przejeżdżającego pobliską szosą. Śledzę ten dzwięk a gdy zanika lub słabnie wybieram kolejny. Myślę, że przez ten czas mózg "obciążony" tylko jednym tematem zamiast setką myśli wypoczywa. Nie liczę czasu jaki temu poświecam, wiem że kiedy wstaję do swoich zajęć jestem odprężony, zarelaksowany, spokojny i nie mam takiego natłoku myśli w głowie. Medytuję również pracując ale to już inna historia.

Ja również wolę ten typ medytacji, gdzie oddech i tętno regulują się same, zamiast świadomie akurat na nie kierować uwagę. W opisanej medytacji oddechy liczymy obserwując je tylko, czyli umysł jest skupiony na doznaniach kinestetycznych, i nie stara się nimi manipulować (jeśli oczy mamy zamknięte, bo możemy też na przykład brzuch obserwować). Wybór typu doznania zmysłowego może wskazywać na naszą zmysłową preferencję (tzn. czy faworyzujemy doznania wzrokowe, słuchowe czy też kinestetyczne - czuciowe), ale niekoniecznie. Z pewnością mózg wówczas wypoczywa, bo wyłącza te obwody, które zwykle są przeciążone pracą. Tak dzieje się również w medytacji uważności (tzw. mindfulness meditation), bo chociaż angażujemy wszystkie zmysły jednocześnie, to jednak sam proces myślowy się zmienia. Osoby zaawansowane rzeczywiście mogą medytować podczas pracy i w innych sytuacjach dnia codziennego.

Nieźle, ale rób większe odstępy między akapitami

Rzeczywiście, miałem wczoraj wenę i tekst po prostu płynął strumieniem! Zaraz poprawię, bo oczy bolą. lol

Coin Marketplace

STEEM 0.18
TRX 0.15
JST 0.029
BTC 62907.73
ETH 2531.30
USDT 1.00
SBD 2.62